Pieniądze z EBC wspomogły także polskie obligacje

Wpompowanie przez EBC w rynek bankowy 489 mld euro miało swój skutek uboczny w postaci umocnienia złotego i dużego spadku rentowności polskich obligacji. NBP i Ministerstwo Finansów powinny być zadowolone, bo aprecjacja waluty wspiera walkę z inflacją, a popyt na papiery skarbowe ułatwia finansowanie potrzeb pożyczkowych budżetu.
Pieniądze z EBC wspomogły także polskie obligacje

Mario Draghi, prezes EBC. (Fot. Katarzyna Mokrzycka)

Gdy pod koniec ubiegłego roku Mario Draghi, prezes EBC, zapowiadał uruchomienie nowych instrumentów wspierających płynność systemu bankowego nikt chyba nie przypuszczał, że pomysł z 3-letnimi nisko oprocentowanymi pożyczkami dla banków może mieć tak pozytywne skutki także dla polskiej gospodarki. Celem operacji EBC – choć nigdy nie zostało to oficjalnie stwierdzone – było zapewnienie popytu na obligacje krajów strefy euro, które przeżywały ogromne kłopoty z pozyskaniem finansowania. Cel został osiągnięty, co widać było po wynikach aukcji włoskich, czy hiszpańskich papierów.

Fala pieniądza z EBC rozlała się jednak po całym rynku. Kupowano akcje, surowce i obligacje krajów rynków wschodzących. Wśród inwestorów zapanował optymizm. I widać to było nie tylko w wycenach aktywów, ale również we wskaźnikach koniunktury – np. w niemieckim PMI. Indeks wyniósł 51 pkt, czyli ponownie jest powyżej granicy oddzielającej wzrost od recesji w sektorze. Podobnie było zresztą z polskim PMI, który w lutym wzrósł do 52,15 pkt. Ekonomiści spodziewali się 49,4 pkt.

Skutek? Duży wzrost wartości złotego w styczniu (umocnił się wobec euro o około 30 groszy) i prawdziwy run na obligacje. Na samej tylko aukcji papierów dziesięcioletnich z 1 lutego stycznia popyt niemal dwukrotnie przewyższył podaż. A rentowność dziesięciolatek spadła z 5,89 proc. na początku stycznia do 5,54 proc. pod koniec miesiąca.

Złotego umocniły dobre wiadomości

Według Marka Rogalskiego z DM BOŚ Polska skorzystała z ogólnej tendencji, jaką był napływ kapitału na rynki emerging markets.

– Jeśli spojrzymy na wykresy brazylijskiego reala, czy indyjskiej rupii to one się zachowują podobnie jak złoty. Oczekiwania jakiegoś tąpnięcia w gospodarce globalnej przynajmniej na razie wydały się przesadzone i wzrósł apetyt na ryzyko – mówi Marek.

Umocnienie złotego tłumaczone jest nie tylko napływem pieniędzy ze strefy euro, ale również dobrymi wynikami polskiej gospodarki. Pod koniec roku szereg danych – jak chociażby te o produkcji przemysłowej czy sprzedaży detalicznej – pokazał, że Polska jest względnie odporna na zewnętrzne wstrząsy. A niektórzy ekonomiści już zaczęli mówić o konieczności korygowania prognoz PKB na ten rok w górę.

Jednak wzrost kursu naszej waluty w styczniu był na tyle gwałtowny, że część ekspertów obawia się równie gwałtownej i głębokiej korekty. Na razie wyrok został odroczony na jakiś czas: grecki parlament zaaprobował właśnie kolejny pakiet cięć, dzięki czemu Grecja może liczyć na 130 mld euro unijnej pomocy. To wyraźnie poprawiło nastroje na początku tygodnia.

Wątpliwości co do trwałości aprecjacji ma nawet Rada Polityki Pieniężnej, która wyraźnie zakomunikowała to po ostatnim posiedzeniu w lutym. Jeśli umocnienie jest tylko chwilowe, jego pozytywny wpływ na ograniczenie inflacji może być niewielki. Tym bardziej, że tzw. działanie kanału kursowego na ceny jest z zasady asymetryczne – osłabienie waluty zwykle przekłada się szybciej na wzrost cen, niż jej umocnienie na ich spadek.

Nowe LTRO znów wzmocni dług

Fakt, że inwestorzy zagraniczni ruszyli w styczniu na zakupy wykorzystało też Ministerstwo Finansów. Po styczniu resort miał już finansowanie 35 proc. całorocznych potrzeb pożyczkowych. Gdyby chciał, mógłby zapewnie sprzedać więcej. Zagraniczne serwisy informacyjne zaczęły pod koniec stycznia publikować analizy, według których polski dług jest wyjątkowo atrakcyjny ze względu na stabilne fundamenty gospodarki. Mimo to przedstawiciele MF stwierdzili oficjalnie, że nie zamierzają zalewać rynku nadmierną ilością papierów.

Korekta czeka też rynek obligacji. Na razie sprawa Grecji wpłynęła na nasz dług stabilizująco. Po styczniowym szaleństwie lutowa aukcja dwu- i pięcioletnich papierów przyniosła uspokojenie. Ministerstwu Finansów udało się sprzedać pełną pule oferowanych obligacji – ale popyt tylko nieznacznie przewyższył podaż.

Według Arkadiusza Urbańskiego, analityka Pekao, lutowy przetarg jasno pokazał, jaką rolę na rynku pełnią dziś zagraniczni inwestorzy.

– Osłabienie popytu zagranicznego nie zostało zrekompensowane przez krajowych graczy. OFE od początku ubiegłego roku mają trochę mniejsze środki do inwestowania na tym rynku, a inni krajowi inwestorzy finansowi wybierali raczej giełdę. Wystarczy, że zagranica na chwilę odpuści, by było to widać od razu w notowaniach obligacji – mówi.

Jego zdaniem jest szansa na ponowne odbicie na rynku obligacji, bo 29 lutego EBC ponownie udzieli bankom pożyczki. Skala nie jest jeszcze znana.

– Jeśli jednak EBC pożyczy tyle, co w grudniu lub więcej będzie to miało pozytywny wpływ na złotego i obligacje. Gorzej, jeśli bank nie dostarczy takich kwot. Wtedy będzie rozczarowanie, a w pierwszym odruchu inwestorzy będą sprzedawać aktywa – mówi analityk. I dodaje, że ograniczeniem może być obecny poziom rentowności. Są one stosunkowo niskie – np. w przypadku obligacji pięcioletnich dochodowość to niewiele ponad 5 proc.

– Oczywiście w przeszłości mieliśmy już mocniejsze papiery, ale żeby dziś przełamać ten pozom potrzebne byłoby np. podwyższenie ratingu Polski – uważa Arkadiusz Urbański.

Mario Draghi, prezes EBC. (Fot. Katarzyna Mokrzycka)

Tagi