Pod prąd ekonomii konwencjonalnej

Nie jestem przeciwko rządowi. Jestem jedynie przeciwko idei, że musi istnieć jakaś biurokracja, która wszystko oceni dla ludzi – pisała Elinor Ostrom. Wraz Vernonem L. Smithem zaliczana jest do ekonomistów wierzących w racjonalne społeczne zachowania. Wydawnictwo Wolters Kluwer rozpoczęło publikację nie wydanych jeszcze po polsku prac Noblistów. Autorem wstępów jest Leszek Balcerowicz.
Pod prąd ekonomii konwencjonalnej

Elinor Ostrom (CC BY-NC-SA 2.0 by International Land Coalition)

Dotychczas ukazały się już prace – zmarłej w 2012 roku – Elinor Ostrom „Dysponowanie wspólnymi zasobami” i Vernona L. Smitha „Racjonalność w ekonomii”, o których poniżej, a także Thomasa C. Schellinga „Strategia konfliktu”. Dla jasności – nie są to łatwe lektury, to nie felietony Paula Krugmana, czy publicystyka Miltona Friedmana. Są to rzetelne publikacje naukowe, często wsparte o wyniki szczegółowych badań eksperymentalnych i poszukiwań terenowych.

Dlatego pewnie ekonomiczny mainstream traktował Ostrom jak antropologa (badania w terenie?, z ludźmi?) i sceptycznie patrzył na eksperymenty Smitha, zwłaszcza kwestionujące prace ekonomistów uprawiających „modelarstwo”. Słowem, ich dzieła to lektura dla ambitnych ekonomistów (a niekiedy i polityków), oczywiście także dla snobów (czytam wszak noblistę) i zawsze dla emerytów, którzy mają dużo czasu.

Ale nie tylko dla nich. Zainteresowanych i zadowolonych będzie więcej, jeśli zdecydujemy się  smakować jedynie fragmenty. Dla wszystkich ciekawe z pewnością są wstępy Leszka Balcerowicza wprowadzające w najważniejsze myśli autorów, a także te części ich prac, w których mniej jest wyszukanych dywagacji (a czasem wzorów jak u Smitha), a więcej frapujących opisów eksperymentów i studiów przypadków.

Elinor Ostrom zajmowała się dobrami wspólnymi takimi jak łowiska, pastwiska, lasy czy zasoby wód podziemnych. Jak to ładnie ktoś napisał, zajmowała się zatem kooperacją, podczas gdy standardowa ekonomia zajmuje się konkurencją. Wspomniane ciekawe studia przypadków dotyczą m.in. pastwisk w szwajcarskich Alpach, łowisk Sri Lanki, systemów nawadniających w Hiszpanii i na Filipinach, na podziemnych zbiornikach wodnych Kalifornii kończąc. A wniosek z tych studiów? Najważniejszy to chyba ten, że państwo nie zawsze jest potrzebne do regulacji. W wielu sytuacjach wcale nie musi dojść do tragedii wspólnego pastwiska (tragedy of commons), o której pisał Garett Hardin. Przeciwnie, ludzie przez lata sami potrafią wytworzyć odpowiednie rozwiązania, w których zasoby nie będą rozdrapywane, lecz pielęgnowane.

Jak mówiła w jednym z wywiadów Ostrom: „Nie uważam ludzi za beznadziejne istoty. Jest generalna tendencja do zakładania, że ludzie działają tylko dla krótkoterminowych zysków. Ale ktokolwiek zna biznesy w małych miasteczkach i to jak ludzie w takiej społeczności odnoszą się wobec siebie wie, że wiele ich decyzji nie jest wcale podejmowanych dla zysku, że próbują się samoorganizować i rozwiązywać problemy”. Ostrom zwraca szczególną uwagę na zdolności komunikacji twarzą w twarz w społeczności. Ci, którzy mają podejście „Hej, co z tym zrobimy, hej, a co o tym sądzicie” mogą osiągnąć porozumienie. W swoim laboratorium prowadziła eksperymenty z udziałami w dobrach wspólnych. Studenci, którzy przed decyzjami dobrze komunikowali się między sobą, uzyskiwali dwukrotnie wyższy zwrot z inwestycji.

Ostrom opracowała 8 zasad, które występują w od dawna istniejących instytucjach zarządzających dobrami wspólnymi, które to instytucje nie są oparte ani na prywatnej własności, ani na scedowaniu zarządzania na państwo. M.in. potrzebne są jasno zdefiniowane granice dobra wspólnego (umożliwiające wyłączenie z korzystania zewnętrznych aktorów). Zasady regulujące korzystanie z dobra są dopasowane do lokalnych warunków. Reguły są ustalane i modyfikowane w bardzo demokratyczny sposób. Realizacja zasad jest monitorowana przez zainteresowanych, przy czym mają oni prawa nakładania stopniowanych sankcji. Istnieją też niekosztowne sposoby rozwiązywania konfliktów i sporów. Państwo akceptuje te zasady i nie wcina się w to, co robią wspólnoty.

Historie jak dochodzono do tych rozwiązań są fascynujące. Ot weźmy na przykład wysokogórskie pastwiska w szwajcarskiej wsi Toerbel. Najstarsze dokumenty na temat korzystania z tej części doliny, która jest własnością wspólną (łąki, lasy, ziemia leżąca odłogiem, systemy nawadniania, ścieżki) pochodzą z 1224 roku, a co się tyczy letniego wypasu już w 1517 roku zapisano, że „żaden obywatel nie może wyprowadzić na łąkę więcej krów, niż mógłby ich wyżywić zimą”.

Przepis ten jest nadal egzekwowany, podobnie jak reguły dotyczące wycinania drzew. Przestrzegania reguł pilnował wynajęty urzędnik, uprawniony do nakładania grzywien. Połowę grzywny mógł zatrzymać dla siebie, więc niewątpliwie był motywowany do sumiennej pracy. Mimo, że we wsi rozpowszechniona jest własność prywatna, wypracowany przed stuleciami system w odniesieniu do własności wspólnej jest nadal stosowany, bo wieśniacy uznali, ze najlepiej chroni zasoby. Tak jest zresztą w całej alpejskiej Szwajcarii, gdzie wieśniacy sami decydują o regułach gry i poświęcają własny czas na rządzenie samymi sobą.

Bardzo piękny jest też przypadek drzew w Nepalu. Otóż istniał tam system dbania o stan lasów przez wieśniaków, ale rząd zdecydował się znacjonalizować prywatne lasy. Od tego momentu chłopi zaczęli stosować taktykę gapowiczów eksploatując państwowe już zasoby ponad miarę i po pewnym czasie rząd musiał wycofać się ze swojej polityki. Przekazał kontrolę nad lasami ponownie wsiom, które zabrały się za właściwą eksploatację i zalesianie.

Warto też zauważyć, że Ostrom opisuje w swojej książce także sytuacje, w których wspólnotom nie udało się uniknąć błędów, na przykład rybakom w Turcji czy Kanadzie. Jak pisze Leszek Balcerowicz we wstępie do książki „wskazywane przez autorkę przyczyny niepowodzeń są niejako odwrotnością przyczyn sukcesu. Jednym z najważniejszych powodów załamywania się oddolnych systemów współpracy była zewnętrzna ingerencja  polityczna lub biurokratyczna.

Mówi Elinor Ostrom: „Mamy dwie recepty: prywatyzacja zasobów albo zróbmy je państwowymi, zuniformizowanymi regułami. Ale czasami ludzie, którzy żyją przy tych zasobach są najlepiej predystynowani do oceny, jak zarządzać nimi jako dobrami wspólnymi”. I dalej: „Nie jestem przeciwko rządowi. Jestem jedynie przeciwko idei, że musi istnieć jakaś biurokracja, który wszystko oceni dla ludzi”.

Ostrom jest też krytyczna wobec modeli teoretycznych stosowanych w odniesieniu do dziedzin i sytuacji, w których nie są spełnione ich założenia. Wówczas „stosowanie tych modeli to ewidentny błąd wynikający z nadmiernej generalizacji. Interpretacje rzeczywistości za pośrednictwem (…) teoretycznego schematu zastępuje głębsze jej badanie” – pisze we wstępie Balcerowicz.

Nacisk na studia przypadków, eksperymenty, badania terenowe i laboratoryjne łączy  podejście Ostrom z koncepcjami Vernona L. Smitha, twórcy ekonomii eksperymentalnej i również zdecydowanego przeciwnika nadmiernej wiary w niezwykle wyszukane modele stawiające odległe od rzeczywistości założenia.

Vernon L. Smith udowodnił korzystając ze swoich doświadczeń laboratoryjnych, że założenia ekonomistów klasycznych o pełnej informacji i stuprocentowo racjonalnych zachowaniach nie są wcale niezbędne do tego, by rynki świetnie działały. A tym bardziej niedobór lub brak informacji czy racjonalności nie są dostatecznym powodem do interwencji państwowej.

Jak pisze Balcerowicz o modelu konkurencji doskonałej „nieuchronne odchylenia rzeczywistości od tej teoretycznej utopii określa się w konwencjonalnej ekonomii jako „niedoskonałości” i nierzadko traktuje jako wystarczający powód korygującej interwencji państwa, które miałoby przybliżyć rynkową rzeczywistość do teoretycznego ideału”. Tymczasem jak wykazał swoimi eksperymentami Smith „niedoskonale poinformowani ludzie szybko dochodzą do równowagi rynkowej”. A zatem modele z licznymi i niezwykle wymagającymi założeniami są nieadekwatnym opisem rzeczywistości. Smith krytycznie oceniał też efekty matematycznego modelowania skutków asymetrii informacji (m.in. Joseph Stiglitz). Modele te tworzone są na podstawie apriorycznych przekonań autorów odzwierciedlonych w założeniach. Z kolei założenia te wpływają na wyniki płynące z modeli.

W jednym z wywiadów Smith mówi, że teoria ekonomii jest zdominowana przez konstruktywistyczne modele zakładające optymalną wiedzę jednostek, równowagę na rynkach i efektywność rynków. „To co obserwujemy w świecie i eksperymentach jest inne – wiedza nie jest kompletna, a ludzie mogą zupełnie nic nie wiedzieć, o co chodzi z tą równowagą, popytem i podażą. A jednak już podczas pierwszego eksperymentu w naszym laboratorium potrafili stworzyć konkurencyjny rynek w równowadze. Nazywam to ekologiczną racjonalnością”. „Nie jestem też gotowy mówić, że rynki czy ich uczestnicy są irracjonalni. To co może nie być dobre dla jednostki może być dobre dla społeczności” – twierdzi w jednym z wywiadów Smith i podaje przykład ryzykownych inwestycji w innowacje. Na ogół kończą się fiaskiem, ale kilka innowacyjnych firm przetrwa z wielkim pożytkiem dla gospodarki.

Ciekawe są też wyniki badań Smitha dotyczących interakcji miedzy ludźmi w bardzo małych grupach, które dotyczyły wzajemności i altruizmu, czy też o pozytywnym wpływie rynku i własności prywatnej na moralność (tak, tak). Już pobieżne przejrzenie książki Smitha pokazuje też, jak wiele prac ekonomii eksperymentalnej związanych było bezpośrednio z zagadnieniami życia codziennego – pojawia się kalifornijski kryzys energetyczny, deregulacja linii lotniczych, różnego typu aukcje i rynki elektroniczne, w tym aukcje pasm radiowych. W wykładzie noblowskim Smith mówił też m.in. o przykładach z hodowli bydła, górnictwa czy połowu homarów, w których osoby prywatne wprowadzały i egzekwowały reguły, pokazując, mit iż funkcją państwa jest rozwiązywanie problemu jazdy na gapę.

Autorzy obu tych książek podważają dominujące współcześnie przekonanie, że w pewnych sytuacjach interwencja państwa jest konieczna, potrzebna, przynosi pozytywne efekty itd. itd. Otóż wcale nie jest konieczna i wcale nie musi przynieść pozytywnych efektów, przeciwnie źle zaprojektowana pogarsza sytuację.

Vernon Smith skończył studia inżynierskie, stąd jego fascynacja eksperymentami. Elinor Ostrom była politologiem z wykształcenia – stąd być może prospołeczne spojrzenie. Oboje pochodzili z ubogich rodzin. Oboje wyraźnie nie chcą państwowego Lewiatana, bardziej wierząc w mądrość rynku i ludzi. Common pool resources i common sense. Ładna gra słów. Jak napisał The Economist w nekrologu Ostrom: „Wierzyła, że istnieje wielki wspólny fundusz rozsądku i mądrości w świecie”.

Elinor Ostrom (CC BY-NC-SA 2.0 by International Land Coalition)

Otwarta licencja


Tagi