Podatki i oszczędności służą ocaleniu OFE

Mało prawdopodobne, aby Unia zgodziła się na zmiany proponowane przez Polskę - aby przy liczeniu długu publicznego brać pod uwagę koszty reformy emerytalnej. Wprowadzałoby to duży zamęt w unijnych statystykach i byłoby postrzegane jako faworyzowanie części krajów kosztem innych - mówi profesor Leokadia Oręziak z SGH.
Podatki i oszczędności służą ocaleniu OFE

profesor Leokadia Oręziak

„Obserwator Finansowy”: Ministrowie finansów dziewięciu państw unijnych zwrócili się parę tygodni temu do Unii Europejskiej z postulatem, aby koszty przeprowadzonych w ich krajach reform emerytalnych mogły być brane pod uwagę przy wyliczaniu poziomu długu publicznego. Co się z tym dalej będzie działo?

Prof. Leokadia Oręziak: Na razie brak jakichkolwiek informacji w tej sprawie. Z pewnością jest ona rozważana w politycznych kuluarach i zapewne będzie częścią dyskusji na temat zmian zarządzania ekonomicznego w UE. Chodzi o wypracowanie narzędzi powstrzymujących kraje członkowskie Unii, a przede wszystkim kraje strefy euro, przed nadmiernym zadłużaniem się i nadmiernym deficytem budżetowym. Jak wiadomo, są tu różne koncepcje, m.in. takie, aby Komisja Europejska opiniowała projekty budżetów krajowych, a także aby w unijnych decyzjach ograniczać prawo głosu krajów, które nie trzymają na wodzy finansów publicznych.

W każdym razie ja oceniam możliwość wprowadzenia zmian postulowanych przez autorów tego listu jako mało prawdopodobną. Wprowadzałoby to bowiem duży zamęt w unijnych statystykach. Nie może być tak, że w stosunku do jednej trzeciej krajów unijnych stosowane byłyby jedne zasady, a w stosunku do pozostałych dwóch trzecich inne. A jakakolwiek próba doprowadzenia do porównywalności statystyk byłaby niesłychanie trudna. Jaki dług z przyszłości miałyby wyciągnąć te kraje, które nie przeprowadziły takich zmian jak my?

Na dodatek byłoby to postrzegane jako faworyzowanie tych krajów, które wprowadziły podobne do naszej reformy systemu emerytalnego. Natomiast szkodziłoby tym, którzy wprowadzili inne reformy – moim zdaniem bardziej skuteczne, choć także bardziej bolesne – które pomagają, przede wszystkim dzięki podwyższeniu wieku emerytalnego, jakoś uporać się z demograficznymi przyczynami problemu. Już widać, że Niemcy niechętnie postrzegają tę propozycję, bo z ich punktu widzenia byłaby czymś w rodzaju nieuczciwej konkurencji. Francja podobnie. Nie sądzę, żeby bez ich zgody definicja długu mogła zostać zmieniona.

Czy nie sądzi Pani, że możliwe jest wypracowanie formuły, która byłaby do przyjęcia dla obu stron – i tej, która wprowadziła filar kapitałowy i tej, która skupiła się na podwyższaniu wieku emerytalnego i liczby pracujących, aby zwiększyć liczbę osób płacących składki?

Wypracowanie wspólnego rozwiązania wydaje mi się bardzo mało prawdopodobne, bo musiałoby oznaczać wyciąganie na światło dzienne  przynajmniej części długów ukrytych, a do tego nikt się nie pali. Bo gdyby nawet jakimś cudem udało się to osiągnąć wewnątrz Unii, to jeszcze trzeba brać pod uwagę, że żaden kraj zewnętrzny czegoś takiego nie robi, więc Unia na tym tle wyglądałby co najmniej dziwnie. Rynki finansowe zapewne nie byłyby w stanie tego zrozumieć. To niech może najpierw Stany Zjednoczone wyciągną na jaw swoje rozmaite przyszłe zobowiązania!

Dlatego przyjęcie tej propozycji wydaje mi się mało prawdopodobne i sądzę raczej, że te kraje, które wprowadziły tak nierozsądne jak my reformy emerytalne, które niczego nie poprawiają, a tylko generują ogromny dług publiczny i koszty jego obsługi, będą sobie musiały w końcu uświadomić, że to jest droga donikąd.

Oczywiście gdyby jednak do jakiejś korzystnej dla  nas formy zmiany liczenia długu doszło, to dałoby nam trochę oddechu, ale ani na milimetr nie poprawiło sytuacji demograficznej. A w ostatecznym rozrachunku to właśnie ona zdecyduje o wysokości przyszłych emerytur.

A jeśli już myśleć poważnie o eksponowaniu tego długu ukrytego, czy niejawnego, to należy zadać pytanie, dlaczego właściwie miałyby być ujawniane tylko te zobowiązania, które państwo będzie musiało ponosić za dziesiątki lat, gdy dziś płacący składki będą przechodzić na emerytury?

A jakie jeszcze inne zobowiązania można zaliczyć do długu ukrytego?

Czemu na przykład nie ujawniać zobowiązań, jakie państwo będzie ponosiło w przyszłości z tytułu ochrony zdrowia? Dlaczego nie ujawniać wydatków, jakie będzie musiało ponosić z tytułu obowiązku finansowania policji i wojska?

To chyba demagogia, Pani Profesor. Wiadomo przecież, że sam sens reformy emerytalnej polega na tym, aby zamienić księgowość kasową księgowością memoriałową, czyli taką która tworzy wyraźne zobowiązania na przyszłość. Żadne dzisiejsze składki nie obligują państwa, aby za 20 lat płaciło na utrzymanie policji. A w zamian za moje dzisiejsze składki państwo zobowiązuje się wypłacać mi emeryturę.

Te zobowiązania w stosunku do emerytów to są takie same zobowiązania jak każde inne finansowane ze środków publicznych. W systemie pay-as-you-go pieniądze z bieżących podatków i ze składek są tak samo zbierane i tak samo są wydawane na finansowanie wszelkich potrzeb publicznych. Ja uważam, że cała ta idea ujawnienia długu publicznego była jedynie pretekstem, aby wprowadzić system OFE. I to co się teraz proponuje, to właśnie potwierdza. Proszę przypomnieć sobie argumenty, że tak długo jak przyszłe zobowiązania państwa nie będą  ujawniane, politycy będą mogli tym manipulować. A więc – mówiono – ujawnijmy ten ukryty dług publiczny dzięki przeniesieniu części składki do prywatnych funduszy emerytalnych.

Tymczasem gdyby teraz nastąpiłaby zmiana postulowana przez autorów tego listu, oznaczałoby to, że zamierzamy z powrotem ten dług ukryć. I – co gorsza  – wprawdzie już by go nie było w danych pokazujących poziom długu jawnego, ale bynajmniej nie wrócilibyśmy do stanu poprzedniego, tego sprzed wprowadzenia reformy! Oto wprawdzie nie ujawniałoby się długu, tym niemniej cały system funkcjonowałby poniekąd „w podziemiu”, zaś towarzystwa emerytalne nadal brałyby pieniądze z opłat od składek emerytalnych i miały z tego poważne dochody. A więc jeśli dług miałby znów być ukryty, to po co to wszystko?

A podstawowe pytanie dotyczy tych obligacji, które zostały już faktycznie wyemitowane i znajdują się w portfelach OFE. Co z nimi? Kwestię przyszłości można by może rozważyć, ale co z tymi obligacjami, które już istnieją? I co z kosztami obsługi tych obligacji? To jest co roku około 13 miliardów złotych. Czy nazwanie inaczej tego długu spowoduje, że tych kosztów nie będzie?

Ja myślę, że nie o to chodzi, aby ukrywać ten dług, ale żeby go inaczej liczyć. W każdym razie jeśli chodzi o przyszłość polskiego systemu emerytalnego, to już jest chyba zdecydowane. Premier wyrzucił do kosza propozycje zmniejszenia składki wpływającej do OFE.

Ja myślę, że zabrakło porządnej debaty na ten temat – także w łonie rządu.

Może to jest zdecydowane na obecną chwilę, ale obawiam się, że nasi rządzący podjęli tę decyzję z cichą nadzieją, że jednak uda się zmienić definicję długu publicznego. A co jeśli się nie uda?

Uważa Pani, że ta sprawa wróci?

Uważam, że ta próba zmiany definicji to tylko gra na zwłokę, która nie może się powieść. A gdyby się nawet powiodła, to byłoby to fatalne dla tych krajów, które o to wystąpiły, bo spowodowałoby niesłychany zamęt, jeśli chodzi o ocenę ich sytuacji fiskalnej. Byłyby postrzegane przez rynki finansowe jako forma kreatywnej księgowości. Aha – a więc te kraje mają ukryte jakieś zobowiązania! Lepiej takich pretekstów do nieufności nie tworzyć, bo to się tylko może odbić na wiarygodności. Może krótkookresowo w czymś nawet pomoże, ale długookresowo niczemu dobremu nie sprzyja.

A jeśli definicja nie zostanie ostatecznie zmieniona, to co to w praktyce będzie oznaczało?

Wtedy trzeba będzie podjąć szybkie awaryjne działania, całkowicie zawieszając wpłaty do funduszy emerytalnych, przynajmniej na okres dwóch lat, a najlepiej jeszcze dłużej. Tak jak to zrobiła Estonia. My jeszcze nie jesteśmy w tak krytycznej sytuacji, w jakiej byli Estończycy, ale też nie tak bardzo nam do tego daleko. I kiedy już nie będziemy mogli dalej podnosić podatków, to trzeba będzie to zrobić także u nas. Mam poczucie, że znaleźliśmy się pułapce, w której podnosimy podatki, mocno redukujemy wydatki budżetowe, a to wszystko po to, aby ocalić system OFE, który przynosi korzyści wyłącznie instytucjom finansowym nim zarządzającym. Czy naprawdę warto ponosić takie poświęcenia i ryzykować utratą wiarygodności kredytowej kraju w wyniku nadmiernego zadłużenia?

Rozmawiał: Ryszard Holzer

Prof. Leokadia Oręziak wykłada w Szkole Głównej Handlowej oraz Wyższej Szkole Handlu i Prawa im. Ryszarda Łazarskiego. Jest autorką licznych publikacji na temat polityki pieniężnej Unii Europejskiej, m.in. książek „Euro – nowy pieniądz” i „Finanse Unii Europejskiej”.

profesor Leokadia Oręziak

Tagi


Artykuły powiązane

Koniec taniego pieniądza: nadchodzą trudniejsze czasy dla polityki fiskalnej?

Kategoria: Trendy gospodarcze
Właśnie dokonuje się duży zwrot w polityce najważniejszych banków centralnych na świecie. Ściśle wiąże się z tym obserwowany wzrost rentowności obligacji rządowych, który rozpoczął się w 2021 r. i nabrał gwałtownego przyspieszenia w tym roku.
Koniec taniego pieniądza: nadchodzą trudniejsze czasy dla polityki fiskalnej?