Podatki zharmonizowane nie znaczy takie same

Przy okazji kolejnej odsłony kryzysu w strefie euro Niemcy wyraźnie zamanifestowały, że oczekują iż w ciągu najbliższych kilku lat w ramach wspólnoty powstanie silna unia polityczna. Równocześnie zarówno kanclerz Angela Merkel, jak i niemiecki minister finansów Wolfgang Schaeuble, zasygnalizowali, że Niemcy chcą szerokiej debaty na temat harmonizacji podatków. Do harmonizacji podatków w Unii Europejskiej droga jednak bardzo daleka.

Pretekstem do powrotu dyskusji na temat harmonizacji podatkowej w Europie stały się negocjacje wokół pakietu stabilizacyjnego dla Irlandii, kraju który ma jedną z najniższych stawek CIT w Unii (12,5 proc.). Tymczasem stawki CIT to odwieczny problem Niemców. Już w czasie, gdy Polska obniżała swoje stawki CIT (dziś 19 proc.) Niemcy ostro protestowały zarzucając nam nieuczciwą konkurencję podatkową.

Równocześnie tak chętny do zharmonizowania CIT w ramach Unii, niemiecki rząd, zdecydowanie sprzeciwił się wprowadzeniu europodatku, który zasilałby bezpośrednio unijny budżet poza systemem składkowym. Niemcy nie godzą się na to, by pobór jakiegokolwiek podatku odbywał się bez ich kontroli. O co zatem chodzi Niemcom? O unifikację czy harmonizację podatków? Zdecydowanie o to drugie. Niemcy chciałyby pozbyć się podatkowej konkurencji ze strony innych państw, ale wcale nie zależy im na jednolitych stawkach, czy tym bardziej na unii fiskalnej rozumianej jako wprowadzenie jednolitych, zarządzanych na poziomie Unii podatków. System składkowy, w którym to państwa narodowe zbierają podatki, a później dzielą się nimi z unijnym budżetem daje Niemcom znacznie większą siłę polityczną niż mogłoby się to pozornie wydawać. Dowody tego dostaliśmy ostatnio przy okazji negocjowania pakietów pomocowych, najpierw dla Grecji, a ostatnio dla Irlandii.

Harmonizacja CIT wcale jednak nie jest prostym zadaniem. I dzieje się tak z co najmniej kilku powodów. Warto się zatem sprawie nieco bliżej przyjrzeć.

Podstawa opodatkowania, czyli spór bez końca

Kraje unijne niechętnie patrzą na próby harmonizowania podatków bezpośrednich. Dzieje się tak dlatego, że podatki te nadal są postrzegane jako ważne narzędzie prowadzenia polityki gospodarczej (przede wszystkim CIT). Są też wykorzystywane jako narzędzie polityki społecznej (w przypadku PIT, czego dobrym przykładem są różnego rodzaju ulgi prorodzinne), chociaż skuteczność tego narzędzia w tej właśnie roli, jest więcej niż tylko problematyczna.

To właśnie dlatego, mimo że ich znaczenie z punktu widzenia generowanych do budżetu wpływów stale maleje, jakiekolwiek próby uregulowania zasad dotyczących tych podatków na poziomie unijnym postrzegane są jako bezpośredni zamach na fiskalną suwerenność krajów członkowskich.

Niezależnie od sprzeciwu, jaki budzi ta kwestia, prace nad harmonizacją CIT ruszyły w UE już jakiś czas temu. W unijnych strukturach urzędniczych zrodziła się koncepcja wspólnej skonsolidowanej podstawy opodatkowania (Common Consolidated Corporate Tax Base – CCCTB). Koncepcja ta zmierza do tego, by bez względu na to w jakim kraju płacony jest podatek, obowiązywały te same zasady ustalania podstawy opodatkowania CIT. Nie ma w niej natomiast mowy o ujednolicaniu stawek tego podatku. Inaczej mówiąc, chodzi o to, by dwie firmy o takich samych parametrach ekonomicznych działające jedna np. we Francji, a duga w Polsce, zgłosiły do opodatkowani dokładnie taki sam dochód.

By taki efekt uzyskać, należałoby określić dla całej unii takie parametry jak to co uznajemy, a czego nie uznajemy za koszt podatkowy, a także jakie i kiedy przychody uznajemy za opodatkowane lub zwolnione z podatku. Tak ustalona podstawa wyeliminowałaby konkurencję podatkową między państwami unijnymi. W istocie bowiem, konkurencja ta nie sprowadza się do licytowania się na stawki podatku, lecz do tworzenia takich mechanizmów, po zastosowaniu których, płacony rzeczywiście podatek jest niższy, niż ten który firma zapłaciłaby w kraju z którym zamierzamy konkurować.

Dlaczego trudno o kompromis

Przyczyny dla których tak trudno w ramach Unii uzyskać porozumienie co do ujednolicenia podstawy opodatkowania CIT, są zatem natury politycznej, a nie prawnej, czy ekonomicznej. Przede wszystkim wprowadzenie jednolitych zasad ustalania kosztów podatkowych oraz listy zwolnień mocno ogranicza swobodę rządów krajowych w zakresie kształtowania efektywnych stawek podatkowych, a zatem i prowadzenia polityki fiskalnej.

Wspólna podstawa opodatkowania, utrudnia również tworzenie mechanizmów amortyzujących z punktu widzenia dochodów budżetu krajowego, skutki obniżania podatku. Samo zaś obniżanie podatku jest prostym narzędziem tworzenia pozornie przyjaznej przedsiębiorcom polityki fiskalnej, i to takiej, która stwarza równocześnie wrażenie, że dany kraj staje się inwestycyjnie bardziej atrakcyjny, niż kraje z wyższymi, nominalnymi stawkami CIT.

Żeby zilustrować na czym takie działania amortyzujące polegają wyobraźmy sobie, że kraj A zamierza obniżyć CIT z 20 na 15 proc.  Ceną za obniżenie podatku ma być jednak likwidacja części zwolnień i doliczeń. Kraj B ma stawkę 21 proc. i te same zwolnienia i koszty. Teoretycznie, automatycznie kraj A ze stawką 15 proc. staje się bardziej atrakcyjny podatkowo, niż kraje ze stawkami wyższymi, w tym kraj B. Wcale jednak tak nie musi być. Obniżając stawkę, kraj ten może zrównoważyć skutki dla budżetu obniżki stawki innymi zmianami w obszarze tego samego podatku. Zobaczmy to na przykładzie konkretnej firmy.

W kraju tym działa spółka której przychody wynoszą 100 tys. euro. Koszty spółki to 50 tys. euro. Spółka korzysta też z dwóch zwolnień: zwolnienie 1 – dla nowych inwestycji pozwala jej zmniejszyć przychód o 10 tys. euro rocznie; zwolnienie 2 – przychody przeznaczone na działalność charytatywną pozwala zmniejszyć przychody do opodatkowania o 15 tys. euro. Spółka korzysta też z przyspieszonej amortyzacji, która pozwala zwiększyć koszty o 10 tys. euro rocznie (kwota ujęta już w sumie kosztów). Przed obniżeniem CIT spółka ustala dochód na poziomie 25 tys. euro. Przy stawce 20 proc.

Oznacza to podatek w wysokości 5 tys. euro rocznie. Teoretycznie po obniżeniu stawki do 15 proc.. Spółka powinna płacić już tylko 3750 euro. Ale kraj A skasował wszystkie zwolnienia i zniósł też możliwość stosowania przyspieszonej amortyzacji. Oznacza to, że spółka nie ma już prawa do odliczeni 25 tys. euro od przychodu. Jej koszty są też o 10 tys. euro niższe. Skutek jest taki, że dochód do opodatkowania rośnie do 60 tys. euro. Spółka płaci podatek według stawki niższej niż poprzednio (15 proc.), zapłaci zatem 9 tys. euro podatku, czyli o 4 tys. więcej niż przed podwyżką. Gdyby przeniosła się do państwa B ze stawką 21 proc. i zachowanymi preferencjami podatkowymi, paradoksalnie zapłaciłaby niższy podatek, bo tylko 5250 euro.

W rzeczywistości kraj A by uzyskać efekt zamortyzowania obniżki CIT, mógłby ograniczyć się do zniesienia jedynie niektórych preferencji. W opisanym przykładzie chodziłoby o to, by dochód do opodatkowania wyniósł nie 25, ale 33,3 tys. euro. Wystarczyłoby zatem ograniczyć zwolnienie 1 (z tytułu nowej działalności) z 10 tys. euro do 1,7 tys. euro. W takim przypadku, liczony według stawki 15 proc. podatek roczny wyniesie 4995 euro, czyli o 5 euro mniej niż przed obniżką. Z grubsza można by wówczas przyjąć, że bez znacznego uszczuplenia wpływów budżetowych uzyskujemy psychologiczny efekt obniżenia podatku, i nie tracimy na atrakcyjności w stosunku do kraju B.

To oczywiście świadomie przejaskrawiony przykład tego, w jaki sposób można amortyzować skutki obniżenia stawek. W rzeczywistości działania te są dużo bardziej subtelne, jednak mechanizm pozostaje dokładnie ten sam. Zmiany muszą też być przeprowadzone z uwzględnieniem specyfiki jak największej liczby firm. Stąd właściwe zaplanowanie takich działań jest dużo bardziej skomplikowane niż sugerowałaby to przedstawiona, bardzo uproszczona symulacja.

Nie wolno też zapominać, że w rzeczywistym świecie, analizy dokonywane w ramach międzynarodowego planowania podatkowego uwzględniają wszystkie elementy wpływające na wysokość rzeczywistego obciążenia płaconym podatkiem, a nie tylko wysokość obowiązujących w danym państwie stawek. Dlatego w opisanym przykładzie spółka najprawdopodobniej przeniosłaby się z kraju A do kraju B, mimo że ten pierwszy obniżył stawki podatku. Prawdopodobnie, bo na opłacalność kontynuowania działalności w kraju A, mogłyby wpłynąć inne czynniki, takie jak np. dużo niższe koszty pracy w kraju A niż w kraju B.

Stawki zharmonizowane, a nie takie same

Dlatego dyskusja, którą dziś próbuje wywołać rząd niemiecki, dotyczy nie tyle potencjalnej harmonizacji stawek nominalnych, ile ograniczenia możliwości konkurowania w ramach budowy narodowych podstaw opodatkowania. Nie oznacza to, że harmonizacja stawek jest w ramach tego procesu niemożliwa. Myliłby się jednak ten, kto wierzy że będzie ona polegała na ustaleniu jednej dla całej Unii stawki CIT. Bardziej prawdopodobny jest sprawdzony już system wyznaczania unijnych minimów i maksimów, który dobrze sprawdził się w przypadku innych harmonizowanych podatków.

Dobrym przykładem jest harmonizacja dokonana w ramach VAT. Dziś ten podatek to nie tylko wspólne (w miarę) zasady rozliczeń. To także wstępnie zharmonizowane stawki. Zharmonizowane co nie znaczy wcale takie same. Porozumienie w sprawie VAT (i będąca jego skutkiem dyrektywa) narzucają jedynie pewne ramy, w których musi poruszać się ustawodawca narodowy. Nie odebrało jednak krajom członkowskim suwerenności w zakresie ustalania tych stawek. Kraje członkowskie muszą jednak pamiętać, że stawka podstawowa musi być gdzieś pomiędzy 15 a 25 proc. Wiedzą też, że najniższa stawka obniżona nie może być mniejsza niż 5 proc.. To unijne minimum i maksimum. I stawki w ramach Unii są w tym zakresie bardzo zróżnicowane.

Można sobie wyobrazić, że taki sam model harmonizacji czeka w najbliższych 10-15 latach także i CIT. Nie ma się zatem co spodziewać wprowadzenia jednolitej stawki tego podatku. Możliwy staje się za to kompromis dotyczący CCCTB oraz wyznaczenie przedziałów, w których powinny się kształtować stawki CIT w państwach unijnych. Do takiego kompromisu droga jest jednak jeszcze daleka. I nawet kryzys w strefie euro niewiele jest w stanie ten proces przyspieszyć.

Marek Kutarba jest zastępcą redaktora naczelnego Dziennika Gazeta Prawna

Otwarta licencja


Tagi