Autor: Marek Pielach

Dziennikarz Obserwatora Finansowego, specjalizuje się w makroekonomii i finansach publicznych

Potrzebujemy rozwoju małych i średnich miast w Polsce

Prawdziwe różnice w rozwoju gospodarczym nie występują między tak zwaną Polską A i B, ale są bardziej równomiernie rozłożone w skali kraju i dotyczą głównie ponad 200 małych i średnich miast, w których, bywa, żyje się gorzej niż na wsiach.
Potrzebujemy rozwoju małych i średnich miast w Polsce

Podziału na Polskę A i B także nie sposób pominąć. Nazewnictwo i nielubiane, i krzywdzące, ale jak dotąd niestety różnic między Polską wschodnią a zachodnią zasypać się nie dało. Województwa na ścianie wschodniej są wyraźnie uboższe od krajowej średniej PKB na mieszkańca (44 686 zł na koniec 2015 roku). W lubelskim to tylko 31 170 zł,  podkarpackim 31 642 zł, warmińsko-mazurskim 31 955 zł, podlaskim 32 350 zł, a w świętokrzyskim 32 640 zł. Dla porównania – Mazowsze to aż 71 659 zł PKB na mieszkańca (i ponad 22 proc. udział w całym PKB Polski), dolnośląskie to 50 031 zł, wielkopolskie 47 992 zł, a śląskie 46 499 zł na mieszkańca.

Nawet jeśli przewaga mazowieckiego jest po części efektem statystycznym wynikającym z ulokowania central wielu firm w Warszawie dokąd trafiają zyski z całego kraju, to nie da się ukryć, że faktycznie cztery województwa średnią PKB zawyżają, a pięć wschodnich zaniża.

Źródeł tego zróżnicowania należy szukać jednak nie na poziomie województw, ale w miastach średniej wielkości. W tych, które nie mają statusu miast na prawach powiatu dochód na jednego mieszkańca w 2013 roku wynosił tylko 2914 zł, podczas gdy nawet w gminach wiejskich było to 3192 zł, a w miastach na prawach powiatu aż 5125 zł.

– Model biednych wsi i bogatych miast jest dawno za nami. W Polsce prawdziwy podział przebiega pomiędzy miastami na prawach powiatu a pozostałymi – uważa były wiceminister finansów Wojciech Misiąg, profesor w Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie.

Wylicza, że mamy około 800 miast, w tym 700 małych, miast na prawach powiatu jest 66 i są duże, bo w większości były stolicami dawnych województw.

– Do tego dochodzą wyjątki jak np. Sopot, który choć mały to leży między Gdynią i Gdańskiem i statut miasta na prawach powiatu ma – mówi prof. Misiąg.

W rządowej „Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju” także zwraca się uwagę, że niedostateczne rozwinięcie miast jest czynnikiem zróżnicowania gospodarczego. Mówiąc wprost: brak większych aglomeracji na dużych obszarach Polski wschodniej i północnozachodniej hamuje rozwój tych regionów.

Szczególny nacisk w Strategii kładzie się na 204 miasta średnie, czyli takie, które z jednej strony nie były stolicami dawnych województw, a z drugiej mają ponad 20 tys. mieszkańców. W ekspertyzach do Strategii pisze się też o konieczności wzmocnienia ośrodków regionalnych, ale niewojewódzkich powyżej 100 tys. mieszkańców takich jak Radom, Częstochowa, Włocławek, Wałbrzych, Słupsk i Grudziądz.

– Gdyby pięciu różnym regionalistom zadać ćwiczenie polegające na określeniu obszarów wsparcia to dostanie się pięć różnych wyników, ale liczba około 200 zmarginalizowanych miast w całej Polsce wydaje mi się prawdopodobna, nie zdziwiłbym się nawet gdyby była trochę większa – mówi Wojciech Misiąg.

Marginalizacja nie tylko na Wschodzie

W „Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju” znalazł się slajd, w którym zaznaczono też 14 obszarów zmarginalizowanych pod względem społecznym i/lub ekonomicznym. Co ciekawe nie są one tylko na ścianie wschodniej. Numerem 1 oznaczono duży obszar województwa zachodniopomorskiego na wschód od Szczecina. Na mapie znajdują się też obszary na granicy województwa kujawsko-pomorskiego i warmińsko-mazurskiego, a także część województwa świętokrzyskiego, łódzkiego i małopolskiego oraz okolice Kłodzka.

Oczywiście wschodnie obszary Polski też się tu znalazły. Jeden z większych obszarów zmarginalizowanych zaznaczono na wschodzie województwa warmińsko-mazurskiego i północy podlaskiego. Jest też granica mazowieckiego z podlaskim, są okolice Łukowa, jest znaczna część województwa lubelskiego, świętokrzyskiego, wschodnia część podkarpackiego oraz południowa część granicy podkarpackiego i małopolskiego.
Problemy społeczno-ekonomiczne koncentrują się zatem nie tylko na wschodzie, ale szerzej w kraju, szczególnie tam gdzie odległość od stolicy województwa jest duża, a odpływ przemysłu i ludności wyraźny.

Pozostaje pytanie co z tym zrobić – czy wspierać uboższe obszary kosztem bogatszych, czy przeciwnie – wspierać migrację do obszarów lepiej rozwiniętych, które są bardziej wydajne i wytwarzają większą cześć PKB?

– Środki wspierające urbanizację powinny być kierowane w pierwszej kolejności do tych miast, których industrializacja zachodzi endogenicznie, choć jest wolniejsza od potencjału, np. na skutek wąskich gardeł infrastrukturalnych czy niedostatków instytucjonalnych. Nie każde miasto średniej wielkości może mieć tę cechę – pisał dr Maciej Bukowski w analizie „Blaski i cienie Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju”.

Jego zdaniem w Polsce wschodniej i północnozachodniej należałoby wzmocnić Lublin, Rzeszów, Kielce, Białystok, Słupsk oraz Bydgoszcz z Toruniem. Nie uda się to jednak bez równoczesnego szybkiego rozwoju gospodarczego większych aglomeracji: Warszawy, Łodzi, Trójmiasta, Poznania, Krakowa, Wrocławia czy miast na Śląsku.

– To aglomeracje „ciągną rozwojowo” miasta nieco mniejsze, a w dalszej kolejności miasta średniej wielkości – uważa dr Bukowski.

Prof. Misiąg widzi to inaczej.

– Nie wyobrażam sobie Polski skupionej tylko na największych ośrodkach. Jeśli nie zadbamy o zrównoważony rozwój to będziemy mieli miasta-molochy i wyludnione obszary bez solidnego rolnictwa. Nie można też powtarzać modelu rozwoju Warszawy nad jeziorami mazurskimi. Na terenach wiejskich trzeba inwestować inaczej np. w turystykę, w produkty regionalne – uważa.

Łączyć gminy i powiaty

Niemal wszyscy eksperci zajmujący się samorządem zgodni są co do jednego – zmniejszenie liczby województw z 16 do np. 12 nie miałoby większego znaczenia, ale niekoniecznie musimy mieć aż 2478 gmin i 314 powiatów.

Łączenie około 300 wiejskich gmin „obwarzankowych”, czyli sąsiadujących z dużymi miastami, z ich odpowiednikami miejskimi proponuje Przemysław Śleszyński, prof. Instytutu Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania PAN, autor mapy 14 obszarów zmarginalizowanych, która znalazła się w „Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju”.

– Powiaty także nie są nam potrzebne. Cześć ich funkcji i tak przejęły miasta powiatowe, a cześć to zadania państwa – dodaje prof. Wojciech Misiąg.

Otwarta licencja


Tagi