Wybuchu konsumpcji nie ma w projekcjach PKB

W marcu licząc r/r sprzedaż detaliczna wzrosła o 5,9 proc., PKB w pierwszym kwartale - o 3,3 proc. - podał GUS. - Każde dane można różnie interpretować. Ja wolę interpretować je ostrożnie. W moim przekonaniu sytuacja gospodarcza nie jest różowa. Rośnie dług publiczny, projekcje PKB nie przewidują istotnej poprawy, a bezrobocie spada bardzo wolno. Bez pracy jest 12,9 proc. ludzi, a w niektórych sektorach planowane są zwolnienia grupowe – mówi prof. Krzysztof Opolski, doradca prezesa NBP.
Wybuchu konsumpcji nie ma w projekcjach PKB

prof. Krzysztof Opolski, Uniwersytet Warszawski

Obserwator Finansowy: W ostatnich dniach mieliśmy wysyp pozytywnych danych makroekonomicznych m.in. o sprzedaży detalicznej. Polacy poczuli odwilż i ruszyli na zakupy?

Prof. Krzysztof Opolski: Z pozoru ta informacja powinna cieszyć, bo marzec faktycznie był lepszy od poprzednich miesięcy. Jednak sprzedaż detaliczna w całym pierwszym kwartale, licząc r/r, wzrosła w sumie o 0,3 proc.

To, co mnie najbardziej niepokoi, to ok. 13-procentowy spadek wydatków na prasę i książki.  Z tego wynika, że ludzie cały czas, nawet jeśli mają wzrost dochodów, to przeznaczają je na konsumpcję. Nie inwestują w swoje kwalifikacje. Nie przekonuje mnie argument, że spadek nakładów na prasę i książki może wynikać z coraz większego dostępu do internetu; bo to nieprawda, nadal nie jest on masowy. Jeśli mamy budować społeczeństwo oparte na wiedzy, to w ten sposób go nie zbudujemy.

Pewnego rodzaju barometrem poprawy kondycji gospodarstw domowych jest motoryzacja. Ludzie, widząc poprawę swojej sytuacji lub jej oczekując, na ogół kupują auta. Tymczasem nic takiego się nie dzieje. Sprzedaż pojazdów mechanicznych, motocykli, części w marcu miała minimalny wzrost. W całym kwartale sektor zaliczył spadek. A to ta branża generuje miejsca pracy i znaczne przychody do budżetu.

Bardzo sceptycznie ocenia Pan  wzrost sprzedaży, ale proszę spojrzeć na odbicie na rynku sprzętu RTV/AGD i mebli. Ten segment w ostatnich miesiącach cierpiał na zastój.

Sektor miał w marcu 17-procentowy wzrost, w całym pierwszym kwartale ponad 10 proc. Co wiąże się z poprawą sytuacji na rynku nieruchomości. Jeszcze tego w pełni nie widać w danych statystycznych, bo baza w pierwszym kwartale 2009 r. była wysoka, jednak banki w tym roku znów zaczęły udzielać kredytów hipotecznych, natomiast zastój na rynku w 2009 r. spowodował, że deweloperzy opuścili ceny. Ludzie znów zaczęli kupować mieszkania i wyposażać je.

Jednak w sumie do danych o sprzedaży trzeba podchodzić niezwykle ostrożnie. Projekcje PKB na ten rok przewidują jego wzrost jedynie o 2,5–3 proc., czyli nie przewidują wybuchu konsumpcji.

Ale pierwszy kwartał nie był zły. GUS podał, że osiągnęliśmy 3,3 proc. wzrost PKB, taki jak w IV kw. 2009 r.

Każde dane można różnie interpretować. Ja wolę interpretować je ostrożnie i zastanowiać się, jak można poprawić sytuację gospodarczą. A w  moim przekonaniu nie jest ona różowa. Rośnie dług publiczny, projekcje PKB nie przewidują istotnej poprawy sytuacji, a bezrobocie spada bardzo wolno – 0,1 pkt. proc. w marcu w stosunku do lutego. Bez pracy jest 12,9 proc. osób. I nadal planowane są zwolnienia grupowe w niektórych sektorach.

Włosi naciskają, by Fiat przeniósł do kraju produkcję wytwarzanej u nas Pandy, co groziłoby zwolnieniami w polskiej fabryce, ale nie tylko – również u podwykonawców.

Tu dotykamy innego problemu. W Europie, do niedawna zjednoczonej, zaczynają dochodzić do głosu państwa, które pod naciskiem związków zawodowych zaczynają myśleć o ochronie swoich rynków.  Jednak mam nadzieję, że ostatecznie nie dojdzie do zabrania od nas produkcji Pandy.

Nie zmienia to faktu, że w Polsce wzrost wydajności przedsiębiorstw odbywa się przez nasycenie urządzeniami i technologiami, a nie poprzez wzrost zatrudnienia. A sfera usług nadal jest bardzo słaba i nie jest w stanie wchłonąć osób pozostających bez pracy.

Liczona r/r produkcja przemysłowa zwiększyła się o 12 proc. Mamy do czynienia najprawdopodobniej ze wzrostem zamówień, co z czasem powinno się przełożyć na wzrost zatrudnienia.

Ale jeśli nadal będzie minimalny wzrost popytu wewnętrznego albo wręcz malejący, to wzrost produkcji będzie zależał wyłącznie od eksportu. Ale przy silnym złotym eksport także nie pociągnie wzrostu gospodarczego.

Sytuacja gospodarcza Polski jest pochodną wychodzenia z kryzysu Europy i USA. Należy na nią patrzeć w sposób wyważony i nie epatować się wskaźnikami za jeden dobry miesiąc.

Czy biorąc pod uwagę nadal niepewną sytuację w gospodarce polskiej i jej otoczeniu, powinniśmy zatrzymać otwartą linię kredytową z MFW, czy też przeciwnie, powinniśmy z niej zrezygnować, bo zbyt dużo kosztuje?

W ekonomii jest myślenie kategoriami koszt/korzyść. Dostęp do tej linii kosztuje nas 55 mln USD rocznie. To duża kwota. Zastanawiam się, czy nie można by wykorzystać jej lepiej na stymulowanie wzrostu gospodarczego.

Widzę tu pewną niespójność. Z jednej strony zmniejszamy pewne rezerwy na ryzyko w NBP, uważając, że sytuacja jest dobra, a z drugiej twierdzimy, że należy zatrzymać na wszelki wypadek linię kredytową z MFW. Ja, jako ekonomista, chciałbym zobaczyć wyliczenia, mówiące o tym, że te pieniądze faktycznie będą nam potrzebne, gdy zaistnieje jakaś sytuacja. Ale nie mityczna, tylko wskazująca na projekcje, mówiące o tym, że istnieje duże, czyli ponad 50-procentowe prawdopodobieństwo zaistnienia jakiegoś negatywnego zjawiska, kiedy to  linia będzie nam niezbędna. Jeśli nie ma wyliczeń, a są tylko przepychanki, to mnie to nie przekonuje.

Osobiście nie sądzę, żeby w tym roku linia z MFW była potrzebna. Koszty jej obsługi są na tyle duże, że nie uzasadniają się ekonomicznie.

Rozmawiała: Beata Tomaszkiewicz

prof. Krzysztof Opolski, Uniwersytet Warszawski

Tagi


Artykuły powiązane

Obawy o finanse a krańcowa skłonność do konsumpcji

Kategoria: Trendy gospodarcze
Wyniki prowadzonego w czasie pandemii badania, pokazują, że brytyjskie gospodarstwa domowe, obawiające się o swoją przyszłość finansową - w przypadku jednorazowej korzystnej zmiany dochodu -  zamierzają jednak wydać na konsumpcję więcej niż pozostałe.
Obawy o finanse a krańcowa skłonność do konsumpcji