Czy rewolucja demograficzna może uratować Grecję?

Długi, które ignorują sprawę spadku liczby ludności, raczej nie zostaną w pełni spłacone. Żadna polityka monetarna czy fiskalna, żadna inżynieria finansowa czy wykupy nie mogą odwrócić takich trendów. Jeśli następuje zmniejszenie liczby ludności, musi też występować zmniejszenie poziomu zadłużenia, ponieważ w przyszłości będzie mniej dochodów, które można zastawić.
Czy rewolucja demograficzna może uratować Grecję?

(CC By dullhunk)

Popatrzmy najpierw jak sytuacja demograficzna Grecji i Europy jest związana z dostępnymi rozwiązaniami ich problemów budżetowych.

W świecie gdzie w którym instytucje polityczne są stabilne i nie różnią się wiele między różnymi krajami, kapitał powinien płynąć od starszych do młodszych pokoleń, zarówno wewnątrz, jak przez granice. Kiedy prywatne przedsiębiorstwa albo rządy zaciągają zobowiązania, to czy te obietnice zostaną spełnione zależy od zwrotu poczynionych inwestycji. Zatem, bezpośrednio, albo pośrednio – w postaci podatków – te zyski wypłacane przez przyszłe pokolenia są podstawą utrzymania emerytów.

Ale co stanie się jeśli nie będzie przyszłych pokoleń? Lub będzie ich mniej niż wcześniej?

Kiedy ludzie decydują się, aby mieć mniej potomstwa, dzietność spada poniżej stopy zastąpienia i nie ma widoków na przyjazd imigrantów (jak na przykład w Japonii, Hiszpanii, Włoszech, Grecji czy innych częściach Europy), inwestycje w tych krajach powinny zmaleć. Miasta się wyludniają, drogi popadają w ruinę, zamiera aktywność gospodarcza i znika wielu specjalistów. To właśnie zdarzyło się gdy Imperium Rzymskie straciło, jak się szacuje, 50 proc. ludności. Podobne zjawisko, na mniejszą skale, widzieliśmy ostatnio w Irlandii, gdy po tym jak na skutek imigracji przybyło jej 10 proc. ludności, potem szybko większość z niej straciła.

Długi, które ignorują sprawę spadku liczby ludności, raczej nie zostaną w pełni spłacone. Żadna polityka monetarna czy fiskalna, żadna inżynieria finansowa czy wykupy nie mogą odwrócić takich trendów. Jeśli następuje zmniejszenie liczby ludności, musi też występować zmniejszenie poziomu zadłużenia, ponieważ w przyszłości będzie mniej dochodów, które można zastawić.

Irlandia przedstawia nam mały przykład tego zjawiska i pokazuje zarówno problemy jak i możliwe rozwiązania jakie stoją przed Grecją i Unią Europejską.

Okazuje się, że skok „celtyckiego tygrysa” dokonał się główne za sprawą „kociąt” z Europy Środkowej i Wschodniej. Przed kryzysem finansowym Irlandia przyciągnęła 400 tysięcy młodych, dynamicznych imigrantów, co zwiększyło liczbę jej mieszkańców o 10 proc. Większość z nich to przybysze ze wschodniej Europy. Kiedy te „kocięta” wróciły do domu w czasie kryzysu, Irlandia stanęła przed trudnym wyborem.

Najpierw jednak Irlandia, podobnie jak Wielka Brytania i Szwecja, otwarły swoje granice dla pracowników z 10 krajów, które weszły do Unii Europejskiej w 2004 r. Niedługo potem 130 tys. Polaków mieszkało w Irlandii. Średnio co miesiąc przejeżdżało 10 tys. imigrantów ze wschodniej Europy. W prasie cytowani byli młodzi Polacy, którzy zdecydowali się na wyjazd na zieloną wyspę, którzy mówili „Jeśli jesteś ambitnym Polakiem, przyjeżdżasz do Irlandii.”

Zanim to nastąpiło, Irlandia obcięła wydatki publiczne w takich dziedzinach jak edukacja, rolnictwo, drogownictwo, mieszkalnictwo i zlikwidowała agencje takie jak Krajowa Rada Usług Społecznych, Biuro ds. Edukacji Zdrowotnej i regionalne oraz instytucje rozwoju regionalnego. W 1993 roku wydatki publiczne wyłączywszy obsługę długu spadły do 41 proc. PNB ze szczytu na poziomie 55 proc. PNB w 1985 r. Irlandia obniżyła także stopę podatku od zysku przedsiębiorstw do 12,5 proc. – w czasie gdy średnia stawka w Europie wynosiła 30 proc. a w Stanach Zjednoczonych 35 proc. W 1987 r. Obniżono także podatek od dochodów osobistych do 20 proc. w pierwszym progu (do 50 tys. dolarów) i 41 proc. w drugim.

To nie są rozwiązania, jakie EU I MFW rekomenduje dziś Grecji – nie dlatego, iż nie byłyby dla niej korzystne – tylko dlatego, że reszta Europy nie chce mieć ostrzejszej konkurencji, a biurokracja w MFW i Brukseli nie jest zainteresowana tym, aby pokazać że być może nie jest potrzebna.

Byłoby jednak błędem wnioskować, że powyższe reformy fiskalne zmieniły rodzimych Irlandczyków w energicznych, innowacyjnych przedsiębiorców i naukowców. Według oficjalnych statystyk na temat edukacji, nawet w 2001 Irlandczycy byli co najwyżej przeciętni. W porównaniu do innych państw OECD Irlandia zajmowała 15. miejsce na 30 pod względem liczby absolwentów wyższych uczelni, 14, na 27 pod względem liczby doktoratów i 11. na 17. pod względem liczby licencjatów.

To właśnie masowa imigracja, która zaczęła się w 1995 zmieniła oblicze kraju i pozwoliła zająć Irlandii 3. miejsce w Europie pod względem liczby start-upów. Nie ma w tym nic dziwnego. W każdych czasach, pod każdą szerokością geograficzną, ci których nazywam „kluczową garstką” decydują o sukcesie. Kiedy oni wyjadą, zaczynają się problemy.

Nadzwyczajne wyniki brytyjskiej I szwedzkiej gospodarki w latach poprzedzających kryzys także wynikały w części z napływu młodych, ambitnych imigrantów z krajów Europy Wschodniej. Gdy Francja i Niemcy zamknęły swoje rynki pracy dla nowych członków Unii, Irlandia, Wielka Brytania i Szwecja przyjęły ich z otwartymi ramionami. Od 2004 roku pół miliona pracowników z Europy Wschodniej zarejestrowało się w British Home Office. Według danych z 2007 roku, 98 proc. z nich miało pracę, 80 proc. miało mniej niż 35 lat i żaden z nich nie miał prawa do zasiłku zanim nie przepracował roku.

Ta fala migracji bardzo pomogła rynkowi pracy w Wielkiej Brytanii, który, według ostatnich badań, cierpi na wyraźny deficyt w niektórych kwalifikacjach. Raport Lorda Sandy’ego Leitch, który zamówił rząd, pokazuje, że jedna trzecia dorosłych Brytyjczyków nie jest pojętna w stopniu którego wymaga się od gimnazjalistów, połowa zupełnie nie potrafi liczyć, jedna siódma to funkcjonalni analfabeci. Badanie stwierdzało, że przez ułatwienie imigracji Wielkiej Brytanii i Szwecji udało się zgarnąć samą śmietankę.

Kryzys finansowy w połączeniu z wielkim odpływem imigrantów przerwał wzrostowy trend. W warunkach zmniejszającej się liczby ludności, sprawił, że załamanie na rynku nieruchomości w Irlandii było większe niż gdzie indziej. Mimo w Irlandii stopniowo następuje ożywienie. Irlandia utrzymała euro i nie dokonała dewaluacji.

Wróćmy do Grecji. Gdyby Grecja wprowadziła takie rozwiązania jak Irlandia, prawdopodobnie przyciągnęła by sporo wykwalifikowanych ludzi z całego świata – zwłaszcza z Europy. Jednakże, Europa nie chce utracić swoich najlepiej wykwalifikowanych pracowników. W tej chwili, pod względem kwalifikacji, Grecja jest w podobnej sytuacji do Irlandia przed napływem imigrantów. Poza turystyką, ten kraj nie ma żadnej rozwiniętej branży gospodarki.

Irlandii być może było łatwiej przyciągnąć ludzi, bo angielski jest językiem uniwersalnym. Ale ładna pogoda w Grecji mogłaby też być magnesem. W skrócie: jeśliby Grekom udało się zmobilizować i drastycznie zmienić politykę gospodarczą na modłę irlandzką i przyciągnąć wielu wykwalifikowanych pracowników i przedsiębiorców – do czasu gdy stopniowo pojawią się właśni – polityka kupowania czasu i wykupów miałaby sens. Trzeba zwrócić uwagę, że Irlandii przybyło 10 proc. ludności co w przypadku Grecji oznacza napływ miliona ludzi w ciągu kilku lat.

Czy młodzi Chińczycy i Hindusi przyjadą? Czy przyjadą inni wykwalifikowani ludzi z innych miejsc? Być może.

Ale reszta Europy stale krytykuje Irlandię za jej politykę fiskalną, zwłaszcza niską stopę CIT. Czy Europa pozwoli żeby kto inny poszedł w ślady Irlandii? Mało prawdopodobne. Mogłoby to spowodować efekt domino i wyrwać grunt spod nóg biurokratycznych struktur Europy. Ta biurokracja nie ma wielkiej motywacji, aby mówić jakie są właściwe rozwiązania, ponieważ jej dobrobyt zależy od tego, ze jest ślepa – w sposób udawany lub nie.

Grecja ma zatem drogę wyjścia, ale to nie jest droga, którą dziś kroczy. Proponowana inżynieria finansowa nie stanowi rozwiązania długoterminowego. Żadne z tych rozwiązań nie bierze pod uwagę tego, że bez imigracji, starzejąca i stopniowo wyludniająca się Grecja będzie zaledwie czymś w rodzaju Disneylandu dla dorosłych. Ekolodzy i, z innych względów, Turcja mogą powiedzieć że nie ma w tym nic złego.

Jeśli chodzi o Turcję, to jej dążenie aby osłabić Grecję, nie wynika tyle z zadawnionej wrogości ale z niedawnych odkryć wielkich zasobów gazu ziemnego wokół Cypru I greckich wysp. To szybko doprowadziło Grecję do odnowienia sojuszu z Izraelem, który teraz wspiera Cypr. Rosja również udzieliła im swojego poparcia i kierując łodzie podwodne na ten obszar, wysłała ostrzeżenie Turcji. Teraz, kto wie, być może Grecja będzie w stanie zdyskontować niespodziewane dochody z tranzytu zasobów naturalnych i kryzys skończy się – bez napływu zasobów ludzkich.

Reuven Brenner jest profesorem zarządzania na Uniwersytecie McGill w Montrealu.

Artykuł po raz pierwszy ukazał się w Forbesie.

(CC By dullhunk)

Tagi