Autor: Jacek Ramotowski

Dziennikarz zajmujący się rynkami finansowymi, zwłaszcza systemem bankowym.

Rosja straci Ukrainę albo znacznie więcej

Przecena rosyjskich aktywów o 55 mld dolarów w poniedziałek 3 marca to tylko przedsmak strat, które gospodarka tego państwa mogłaby ponieść wskutek eskalacji konfliktu z Ukrainą. To nie znaczy, że Rosja się szybko wycofa. Ma wciąż mocne atuty ekonomiczne, a sankcje, którymi grozi Zachód, mogą być obosiecznym mieczem. Łagodzenie konfliktu może potrwać miesiące, a nawet lata.
Rosja straci Ukrainę albo znacznie więcej

W poniedziałek 3 marca kapitalizacja największych rosyjskich spółek giełdowych spadła o 58 mld dolarów. Na zdjęciu wejście do budynku Giełdy Moskiewskiej (CC BY-SA Fitiss)

Po panice jaka nastąpiła w poniedziałek w związku z inwazją w miniony weekend wojsk rosyjskich na Krym, wtorkowe wypowiedzi prezydenta Rosji świadczą, iż najczarniejszy scenariusz nie jest uznawany przez niego za podstawowy, a do wojny rosyjsko-ukraińskiej może nie dojść. Wojna byłaby także najgorszym z możliwych scenariuszem dla Polski, która stałaby się wówczas krajem przyfrontowym. Gdyby do wojny doszło, można byłoby się spodziewać znaczącej przeceny polskich aktywów i wzrostu ryzyka inwestycyjnego. Nie sposób jeszcze przewidzieć, jak daleko idących.

Ryzyko wojny rynki dyskontowały w poniedziałek. Przecena na rosyjskiej giełdzie Micex wyniosła 10,8 proc., a rubel spadł wobec dolara o 1,7 proc. do najniższego poziomu w historii. Kurs 0,0273302 dolara za rubla oznacza, że jest on słabszy niż w dołku spowodowanym wybuchem globalnego kryzysu w końcu 2008 roku. Bank centralny Rosji podniósł stopy procentowe z 5,5 proc. do 7. Sprzedał 10-12 mld dolarów, żeby powstrzymać osłabienie waluty. Ruble sprzedawali i wymienili na dolary zarówno zagraniczni, jak i krajowi inwestorzy. Poniedziałek dał tylko przedsmak tego, co dla Rosji mogłaby oznaczać wojna.

Jaki byłby wojenny scenariusz? Anonimowy przedstawiciel rządu USA cytowany przez agencję Bloomberga mówi, że przewidywałby on aneksję Krymu oraz część wschodniej Ukrainy, zapewne z Charkowem i Donieckiem, gdzie populacja rosyjska sięga lub nawet przekracza połowę ludności. Wtorkowe wypowiedzi prezydenta Rosji świadczą, że jest to na razie scenariusz rezerwowy.

Może się on jednak zrealizować, gdyby np. mieszkający na Ukrainie Rosjanie, wskazując na prześladowania ze strony nowego rządu, poprosili o „bratnią pomoc”. Na razie do takich faktów nie doszło. Istnieje jednak ryzyko, że rosyjskie służby mogą inspirować do podobnych wystąpień. Jeśli więc Rosja naprawdę będzie chciała wojny, jest ona nieunikniona.

– Rosja stara się o jakikolwiek pretekst, który uzasadniłby posunięcie się dalej – ostrzegał podczas wtorkowej konferencji prasowej w Kijowie amerykański sekretarz stanu John Kerry po rozmowach z przedstawicielami nowych władz Ukrainy. Dodał, że uspokojenie nastrojów to zasługa rządu Ukrainy, który wobec działań Rosji wykazuje wyjątkową powściągliwość.

– Największe ryzyko to niezamierzona eskalacja – powiedziała Bloombergowi Janine Davidson, z waszyngtońskiego think-tanku Council on Foregin Relations. Doprowadzić mogliby do niej nawet przypadkowo dowódcy wojskowi, których działania miałyby niezamierzone konsekwencje.

Ile Rosja straciłaby na wojnie

Wojna byłaby dla Rosji gospodarczą katastrofą i to wcale nie z powodu kosztów samych działań wojennych.

– Nie będzie łatwo, ale jakoś to udźwigniemy – mówił jeden z deputowanych z komisji finansów podczas debaty w Radzie Federacji Rosyjskiej nad wnioskiem prezydenta Rosji Władimira Putina o zgodę na użycie wojska na Ukrainie.

Jest niemal pewne, ze eskalacja konfliktu przyniosłaby powtórkę z moskiewskiego poniedziałku. Inwestorzy nie lubią szczęku kałasznikowów. Przypomnijmy, że zanim do Rosji dotarły echa kryzysu finansowego w 2008 roku, rubel stracił już wcześniej 30 proc. do dolara wskutek paniki, którą wywołała wojna z Gruzją.

W styczniu tego roku z Rosji odpłynęło 17 mld dolarów zagranicznego kapitału netto. Rosyjski bank centralny, którego rezerwy wynoszą bez mała 0,5 biliona dolarów, oświadczył, że ma pole manewru zarówno jeśli chodzi o podwyżki stóp, jak i o interwencje walutowe. Rosja jest jeszcze bardzo daleka od niewypłacalności, ale wojna spowodowałaby, że zbliżyłaby się do gospodarczego krachu.

Podwyżka stóp procentowych spowodowała obawy, że kraj może w tym roku znaleźć się w recesji. Gospodarka Rosji w latach 2003-2007 rosła w tempie 6,4-8,5 proc. rocznie. Jednak rok 2009 przyniósł spadek PKB o 7,2 proc. W ostatnich latach gospodarka nie wróciła na ścieżkę przedkryzysowego wzrostu, który mieścił się już w granicach 3,5-4,5 proc. Zeszły rok przyniósł jednak zaledwie 1,3 proc. zwyżkę.

– Wzrost stóp, który mieliśmy (w poniedziałek), wygląda nierealistycznie. Obecnie stopy powinny być bliskie zera. Taki byłby najlepszy scenariusz (dla gospodarki) zakładając, że sytuacja nie zmieni się – powiedziała Reutersowi Natalii Orłowa, główna ekonomistka rosyjskiego Alfa Banku.

Koszty ubezpieczenia obligacji rosyjskich, czyli swapy CDS wzrosły w poniedziałek o 43 punkty bazowe do 234 pb. Gdy we wtorek sytuacja się uspokoiła, ponownie spadły do 214 pb. We wtorek indeks moskiewskiej giełdy akcji Micex wzrósł o 5,3 proc., a rubel zyskał do koszyka dolar/euro 1 proc. To różnica pomiędzy wyceną przez rynki scenariusza wojny i… zimnej wojny.

Zimna wojna to sankcje

Alternatywą dla wojny jest trwająca przez trudny do określenia czas zimna wojna i wydaje się, że jest to scenariusz najbardziej prawdopodobny. Sekretarz stanu USA wezwał Rosję do „deeskalacji” konfliktu, mającej polegać na wycofaniu wojsk na Krymie do koszar i podjęciu rozmów z nowym rządem Ukrainy. Zagroził, że jeśli Rosja nie zrealizuje tego scenariusza, to oprócz sankcji podjętych przez USA do tej pory – jak odwołanie udziału w szczycie G8 w Soczi, zawieszenie współpracy wojskowej czy negocjacji handlowych, które miały zwiększyć obustronną wymianę i inwestycje – Rosję czekają kolejne. Na pewno gdyby doszło do konfliktu zbrojnego, byłyby one znacznie ostrzejsze.

Z tego co dotąd wiadomo, sankcje miałyby polegać na zamrożeniu na Zachodzie aktywów rosyjskich firm i osób prywatnych związanych z aparatem władzy w Moskwie. Cytowany przez agencje doradca prezydenta Rosji Siergiej Głazjew powiedział, że retorsją ze strony Moskwy mogłaby być sprzedaż amerykańskich obligacji będących w jej rezerwach.

Nie wiadomo jednak, czy za sankcjami USA poszłyby takie same kroki ze strony Unii Europejskiej. Sytuacja Unii jest o wiele bardziej skomplikowana. 30 proc. zużywanego w Europie gazu ziemnego oraz blisko 35 proc. ropy pochodzi z Rosji. Przez gazociągi ukraińskie transportowane jest do Europy ok. 15 proc. rosyjskiego paliwa. Kraje Unii, takie jak Bułgaria czy Słowacja, mają w pamięci początek 2009 roku, gdy przerwanie dostaw gazu płynącego przez Ukrainę spowodowało wstrzymanie produkcji w wielu tamtejszych zakładach.

Z drugiej strony na Europę przypada około jednej trzeciej całkowitej sprzedaży gazu przez Gazprom, a około połowa z całkowitych dochodów budżetu Rosji pochodzi właśnie z podatków i ceł od eksportu ropy i gazu. Moskwa potrzebuje tego źródła dochodów, a Europa wciąż nie ma realnej alternatywy dla rosyjskiego gazu. Trudno sobie wyobrazić taki konflikt, w wyniku którego dostawy gazu do Europy byłyby zagrożone, a sankcje europejskie tak dotkliwe dla Rosji, by mogły zagrozić tym dostawom.

Wycena rosyjskiego ryzyka

Nawet bez wprowadzenia sankcji rosyjskim firmom będzie jednak znacznie trudniej znaleźć finansowanie niż do tej pory. Według danych podliczonych przez Bloomberga co najmniej 10 wielkich kompanii rosyjskich negocjuje kredyty z bankami z USA, Europy i Japonii o łącznej wartości 8 mld dolarów. Jest niemal pewne, że banki zupełnie inaczej oceniają obecnie ryzyko rosyjskich firm niż jeszcze przed weekendem.

Pomimo wielkiej przeceny rosyjskich aktywów w 2008 i 2009 roku, zachodnie banki wkrótce wyszły z założenia, iż w Rosji trzeba być, gdyż zbyt wiele lukratywnych interesów jest tam do zrobienia. Jak pokazują dane Banku Rozliczeń Międzynarodowych przez cały okres po kryzysie Rosji praktycznie nie dotknęło delewarowanie, czyli zmniejszenie ekspozycji kredytowych, odwrotnie niż niemal we wszystkich krajach Europy Środkowej, Wschodniej i Południowej. Teraz sytuacja może się znacząco zmienić.

W latach 2011-12 podaż kredytu dla gospodarstw domowych i przedsiębiorstw w Rosji rosła o 20-25 proc. rocznie – pokazują dane Inicjatywy Wiedeńskiej. Pomimo osłabienia wzrostu w zeszłym roku, wskaźnik złych kredytów jest podobny jak w Polsce i wynosi około 7 proc. Jednak recesja, którą sankcje mogłyby tylko pogłębić, tworzy zagrożenie także dla zachodnich instytucji finansowych.

Według nieoficjalnych informacji CNBC największe ekspozycje w Rosji ma Citigroup, której aktywa wynoszą tam 10,3 mld dolarów, a na Ukrainie – 600 mln dolarów. Kolejna na liście najbardziej zaangażowanych, holenderska ING Groep podała, że jej ekspozycje w Rosji wynoszą 7 mld euro, a na Ukrainie – 1,5 mld euro.

Stosunkowo najbardziej dotkliwą sankcją może być zamrożenie przez Zachód prywatnych aktywów elit Kremla i oligarchów. Zauważmy, że choć ekspozycje zagranicznych instytucji finansowych w Rosji wciąż rosną, odpływa stamtąd rocznie około 60 mld dolarów kapitału. Cześć to na pewno zyski z inwestycji zachodniego biznesu, ale nieznaną, lecz najprawdopodobniej dużą kwotę stanowią pieniądze transferowane przez obywateli rosyjskich. Wolą je po prostu trzymać w bezpiecznych miejscach. Wprowadzenie sankcji wymierzonych w ich zasoby mogłoby spowodować, że wywieraliby naciski na Putina. Putin już raz bunt oligarchów stłumił, wsadzając do więzienia Michaiła Chodorowskiego, a kilku innych zmuszając do emigracji. Teraz mógłby mieć z tym większe problemy.

Zimna wojna, czyli przewlekły konflikt rosyjsko-ukraiński, który nie będzie się wprawdzie nasilał, ale będzie trwał wiele miesięcy, to scenariusz ryzykowny także dla Polski. Z wygłoszonych na konferencji prasowej we wtorek słów premiera Donalda Tuska wynika, że rząd będzie się starał ograniczyć to ryzyko, stawiając w grze z Rosją nasze państwo w jednym szeregu z całą Unią. Chodzi o to, żeby Polska byłą postrzegana przez inwestorów jako państwo takiego samego ryzyka, jak każde inne w Unii, a nie jako to, które jest najbardziej skonfliktowane z Rosją. Gdyby taka taktyka przyniosła rzeczywiście efekty, mogłoby się okazać, że polityka zagraniczna tworzy wartość dodaną.

W poniedziałek 3 marca kapitalizacja największych rosyjskich spółek giełdowych spadła o 58 mld dolarów. Na zdjęciu wejście do budynku Giełdy Moskiewskiej (CC BY-SA Fitiss)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Obecne sankcje to za mało. Co może powstrzymać Rosję?

Kategoria: Trendy gospodarcze
Cudowne recepty na pokój nie istnieją, ale odnaleźć można lepsze i gorsze rozwiązania. Historia gospodarcza przestrzega nas przed pochopnym rozpętywaniem wojny ekonomicznej – która może nie tylko nie zapobiec eskalacji militarnej, ale nawet ją pogłębić.
Obecne sankcje to za mało. Co może powstrzymać Rosję?

Wojna w Ukrainie i ekonomia

Kategoria: Trendy gospodarcze
Rozważania nad agresją rosyjską w Ukrainie pokazują, jak interdyscyplinarnym zagadnieniem jest wojna i jak wielkie są ograniczenia nauk ekonomicznych, gdyby zechciały samodzielnie, autarkicznie analizować wojnę.
Wojna w Ukrainie i ekonomia

Droga do uniezależnienia energetycznego Europy i Polski od Rosji

Kategoria: Trendy gospodarcze
Po agresji Rosji Na Ukrainę, która spowodowała szokowy wzrost cen surowców energetycznych, ożyły obawy o trwałość postpandemicznego ożywienia gospodarczego. Konflikt zbrojny pokazał jednocześnie skalę uzależnienia krajów członkowskich UE od dostaw węglowodorów i węgla z Rosji.
Droga do uniezależnienia energetycznego Europy i Polski od Rosji