Autor: Aleksander Piński

Dziennikarz ekonomiczny, autor recenzji książek i przeglądów najnowszych badań ekonomicznych

Rośnie wolna konkurencja na rynku walut

Na świecie są już 4 tys. alternatywnych walut, choć jeszcze w 1990 r. było ich tylko 100. Nie emitują ich państwa lecz gminy, miasta a nawet osoby prywatne. Wysyp alternatywnego pieniądza to wotum nieufności wobec państwowego monopolu na emisję waluty.
Rośnie wolna konkurencja na rynku walut

Własne monety emitują dziś gminy, miasta a nawet osoby prywatne. (CC By-NC-ND MDV)

15 marca 2012 r. kongresmen z Partii Republikańskiej, Ron Paul, złożył projekt ustawy o wolnej konkurencji między walutami (Free Competition in Currency Act), która pozbawia państwo prawa do ustalania jedynego środka płatniczego w kraju. Ponadto likwiduje podatki obowiązujące przy transakcjach złotem, srebrem i innymi cennymi metalami.

Bunt stanowej trzynastki

Ron Paul uważa, że obowiązek przyjmowania dolara jako jedynego środka płatniczego jest niezgodny z konstytucją. Co ciekawe, w 1869 r., w słynnej sprawie Hepburn vs. Griswold, tak właśnie orzekł Sąd Najwyższy USA. Chodziło o tzw. greenbacki, dolary nie mające jakiegokolwiek pokrycia w złocie, wyemitowane przez rząd USA, by sfinansować wojnę secesyjną. Po tym wyroku Amerykanie masowo odmawiali przyjmowania greenbacków. W efekcie w 1871 r., w sprawie Knox vs. Lee, Sąd Najwyższy USA wydał wyrok, który unieważnił ten z 1869 r.

Działania kongresmena Paula pokazują, że coraz mniej Amerykanów ma zaufanie do dolara. W lutym 2012 r. magazyn CNN Money podał, że władze 13 stanów (m.in. Minnesoty, Tennessee, Iowa, South Caroliny i Georgii) obawiają się, że system finansowy kraju jest na skraju załamania. W związku z tym opracowują propozycje ustanowienia własnych walut, najczęściej w postaci srebrnych i złotych monet. Co ciekawe, jeszcze w 2009 r. tylko trzy stany rozważały taką możliwość.

Wprawdzie konstytucja USA zabrania stanom emitowania własnej papierowej waluty, ale wolno im używać własnych monet. W marcu 2011 r. w stanie Utah przegłosowano prawo (podpisane przez republikańskiego gubernatora), które eliminuje podatki stanowe przy wymianie złotych i srebrnych monet oraz uznaje złote i srebrne monety emitowane przez Rezerwę Federalną za legalny środek płatniczy, w którym można także rozliczać się z podatków stanowych.

Kruszec, z którego są zrobione złote i srebrne monety jest wart więcej, niż wynosi ich nominalna wartość (złota moneta o nominale 50 dol. ma rynkową wartość 1400 dol.). Dlatego stanowi ustawodawcy zezwolili, by w transakcjach stosowano rynkową wartość monety. I na przykład można zapłacić za samochód 10 jednouncjowymi monetami (wartymi ok. 17 tys. dol.).

Jednak płacenie złotymi i srebrnymi monetami jest mało praktyczne. Trudno szybko i dokładnie podać ich wartość oraz wydać resztę. Dlatego na przykład Depozyt Złota i Srebra w Utah planuje wprowadzenie elektronicznych kont, połączonych z depozytami monet. Wówczas transakcje będą odbywać się tak jak przelewy bankowe. Klienci przeciągną kartą płatniczą w terminalu, a z depozytu dokonany zostanie transfer monet zgodnie z ich aktualną wartością.

Szwajcarski VIR kontra frank

Pomysł, że tylko pieniądz emitowany przez państwo powinien istnieć na rynku to stosunkowo nowa koncepcja, obowiązująca od 100-150 lat. Aż do XIX w. w większości współczesnych krajów rozwiniętych każdy prywatny bank, który miał złoto, mógł emitować, pod to zabezpieczenie, własne banknoty.

Nie minęło dużo czasu, kiedy pojawili się inni, chcący ten monopol złamać. 5 lipca 1932 r. Michael Unterguggenberger, ówczesny burmistrz, liczącego 4 tys. mieszkańców austriackiego miasteczka Wörgl, zaniepokojony jego trudną sytuacją gospodarczą (miało to miejsce w czasie Wielkiego Kryzysu), na zebraniu rady miasta zaproponował utworzenie lokalnej waluty. Pomysł zaakceptowano jednogłośnie.

Wszyscy mieszkańcy, z wyjątkiem zatrudnionych na państwowej poczcie i kolei, zaczęli przyjmować miejscowe pieniądze (nazwane Arbeitsbesttigung, czyli potwierdzenie wykonania pracy) i regulować nimi swoje rachunki. W każdej chwili można je było wymienić na rządowe szylingi. Przy transakcji traciło się jednak 2 proc.

Korzyści z wprowadzenia lokalnej waluty przeszły najśmielsze oczekiwania. W ciągu roku liczba bezrobotnych spadła czterokrotnie (z 400 do 100). Produkt lokalny brutto wzrósł o 5 proc. Jednak 15 września 1933 r., po interwencji austriackiego banku centralnego, miasto zostało zmuszone do wycofania z obiegu własnych środków płatniczych. Życie gospodarcze w Wörgl znów zamarło.

Nie wszystkie banki centralne tak zazdrośnie strzegły jednak swojego monopolu. Więcej szczęścia mieli na przykład Szwajcarzy. W 1934 r., w Zurychu, szesnastu lokalnych sklepikarzy zaczęło obracać własnymi pieniędzmi, tzw. WIR-ami. WIR-y istnieją do dzisiaj. Waluta ma nawet swój bank z siedzibą w Bazylei i filiami w Bernie, St. Gallen, Zurychu, Lugano, Lucernie i Lozannie. Obrót WIR-ami wynosi obecnie ok. 2 mld franków szwajcarskich. Nie można ich wymienić na franki, służą do zapłaty za towary i usługi.

Kryzys mnoży mennice

Obrót alternatywnymi walutami rośnie w czasie kryzysu i maleje w czasie boomu gospodarczego. Idealnie łagodzą więc one recesje. Mimo tego przez większość XX w. były bardziej ciekawostką i atrakcją turystyczną, niż poważną alternatywą dla państwowego pieniądza. Sytuacja zmieniła się w drugiej połowie ubiegłego stulecia.

Na początku lat 70. prezydent USA Richard Nixon ostatecznie zakończył okres wymienialności dolara na złoto (aczkolwiek od 1933 r. miała ona miejsce tylko w rozliczeniach międzypaństwowych). W efekcie dolar zaczął znacznie szybciej, niż do tej pory tracić na wartości.

Dla porównania towary, za które w 1800 r. trzeba było zapłacić 1000 dol. w 1933 r. kosztowały tylko 760 dol. (czyli miała wówczas miejsce deflacja). W 1971 r. za towary te trzeba było już wyłożyć 2377 dol., a w 2010 r. – aż 12 653 dol. Zdaniem wielu ekonomistów zbyt duża ilość waluty w obiegu przyczyniła się do kryzysu finansowego, bo przy inwestowaniu ułatwiała podejmowanie zbytniego ryzyka.

Problem dotyczy w zasadzie wszystkich krajów, nie tylko USA czy państw strefy euro. W niektórych z nich rządy nie czekają na inicjatywę obywateli, tylko same działają. W marcu 2012 r. szwajcarska gazeta „Neue Luzerner Zeitung” podała, że Komisja ds. Ekonomii niższej izby szwajcarskiego parlamentu w Bernie rozpatruje wniosek o wprowadzenie tzw. złotego franka. To zabezpieczona złotem waluta o wartości ok. pięciu obecnych franków szwajcarskich. Byłaby ona legalnym środkiem płatniczym, na równi z obecnym frankiem. Inicjatorem powstania nowej waluty jest Szwajcarska Partia Ludowa, a celem jej utworzenia jest ochrona szwajcarskiej gospodarki przed skutkami kryzysu finansowego.

Obywatele także nie czekają z założonymi rękami. Dziennik „The Washington Post” podał ostatnio, że Hiszpanie walczą z kryzysem tworząc alternatywne, lokalne pieniądze. Jest ich już w tym kraju 325. W styczniu 2012 r. magazyn CNN Money przygotował materiał o rosnącej popularności alternatywnych walut w USA. Jeszcze w 2009 r. było ich tylko 20. Od tego czasu stworzono przynajmniej 12 nowych.

Złoty środek

W USA lokalne społeczności mogą tworzyć własne papierowe waluty. Tylko banknoty muszą wyraźnie różnić się od amerykańskich dolarów, a także ich wartość musi być powiązana z dolarem. Po to, aby transakcje tymi walutami dało się opodatkować.

W wielu alternatywnych walutach widać próby powiązania ich wartości ze złotem. Złoto to bowiem jedyny prawdziwy pieniądz, wybrany przez wolny rynek w toku tysięcy lat konkurencji między różnymi towarami i metalami. Jego główna zaleta polega na tym, że jest go ograniczona ilość (rocznie wydobywa się tylko ok. 2 proc. całego uzyskanego do tej pory złota). Stanowi to naturalne zabezpieczenie przed inflacją.

Najlepiej prawdę o złocie wyłożył Alan Greenspan, późniejszy szef amerykańskiego banku centralnego. W 1967 r. w artykule „Złoto i wolność ekonomiczna” pisał: „Złoto stoi na drodze politykom do konfiskaty majątku obywateli za pośrednictwem inflacji. I dlatego, tak bardzo się bronią przed pieniądzem opartym na złocie. To ciemny sekret polityków państwa opiekuńczego, które po to, by istnieć, potrzebuje zbyt wiele pieniędzy. Kiedy pieniądz nie jest zabezpieczony złotem, nie ma możliwości uchronienia oszczędności przed ich konfiskatą przez inflację”.

Od czasu kiedy złoto było podstawą systemu finansowego minęło jednak dużo czasu. Ilość pieniądza wzrosła tak, że jak szacował ostatnio magazyn „Bloomberg Businessweek”, cena złota musiałaby wzrosnąć sześciokrotnie (ze 1655 dol. do ok. 10 tys. dol. za uncję), by mogło ono być podstawą systemu finansowego w USA. Inaczej Rezerwa Federalna musiałaby istotnie ograniczyć ilość pieniądza w gospodarce, co doprowadziłoby do deflacji. Dlatego, w przeprowadzonej w styczniu 2012 r. ankiecie przez University of Chicago, z 40 zapytanych ekonomistów żaden nie był za powrotem do standardu złota.

Bitcoin dla internautów

Nie wiadomo, która albo które alternatywne waluty wyszłyby zwycięsko w wolnej konkurencji, gdyby najbardziej rozwinięte państwa świata zdecydowały się zrezygnować z ustalania jednego, prawnie obowiązującego, środka płatniczego. Warto jednak zwrócić uwagę na tzw. bitcoina. To stworzona w 2009 r. wirtualna waluta, która jest zabezpieczona przed fałszowaniem (tzn. nieuprawnionym tworzeniem nowych jednostek pieniężnych) i zbudowana w ten sposób, że nie ma centralnego komputera, który odgrywa rolę banku centralnego i decyduje o ilości bitcoinów na rynku.

Ilość bitcoinów w obiegu jest z góry ustalona (nigdy nie może przekroczyć 21 mln), co zabezpiecza przed inflacją i w długim okresie doprowadzi do deflacji. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, by na przykład zmodyfikować system tak, by automatycznie zwiększał ilość pieniądza w gospodarce, co roku o tyle, o ile rośnie PKB (wówczas ilość pieniądza w gospodarce zwiększałaby się o 2-4 proc. rocznie, a nie o 10-15 proc. jak obecnie). Taką właśnie koncepcję regulowania polityki pieniężnej miał prof. Milton Friedman, laureat Nagrody Nobla z ekonomii.

Co ciekawe, w odcinku obsypanego nagrodami serialu „The Good Wife” („Żona idealna”), wyemitowanym w styczniu 2012 r. w USA, prawnicy kancelarii adwokackiej bronią twórcę bitcoina przed zarzutami rządu o stworzenie nielegalnego środka płatniczego, za co grozi mu „od 10 do 30 lat więzienia”. To oczywiście fikcja, ale pojawienie się alternatywnych walut w hollywoodzkich produkcjach świadczy o ich rosnącej popularności.

Świadczy także o tym, że wolna konkurencja na rynku walut, bez uprzywilejowanej roli państwowego pieniądza, nie wydaje się tak abstrakcyjnym pomysłem, jak jeszcze kilkadziesiąt lat temu.

Aleksander Piński

Własne monety emitują dziś gminy, miasta a nawet osoby prywatne. (CC By-NC-ND MDV)

Otwarta licencja


Tagi