Rząd chce kupić dwa lata za 1 proc. VAT

Podwyżka VAT do 23 proc., duże wpływy z prywatyzacji, a do tego reguła wydatkowa - to najważniejsze zapisy Wieloletniego Planu Finansów Publicznych przedstawionego w piątek 30 lipca przez premiera Donalda Tuska. Spory o VAT na żywność spowodowały odłożenie do wtorku przyjęcia przez rząd ostatecznej wersji dokumentu. Pierwsze jego zarysy większość ekonomistów przyjęła z zawodem, ale premier podkreśla, że dobra reforma to reforma bezbolesna.
Rząd chce kupić dwa lata za 1 proc. VAT

Wieloletni Plan Finansów Państwa zgodnie z ustawą powinien zostać przyjęty do 31 lipca. Po posiedzeniu Rady Ministrów premier poinformował, że ostatecznie zostanie on przyjęty przez rząd we wtorek 3 sierpnia. Ten poślizg w stosunku do ustawowego terminu nie ma praktycznie znaczenia – przynajmniej z punktu widzenia gospodarki – ale pokazuje jak wiele różnic zdań dokument budził.

Wiadomo, że spory o to, jaki ostatecznie kształt przybierze Wieloletni Plan Finansowy, trwały do ostatniej chwili. Najpierw, kilka dni temu, szef doradców premiera minister Michał Boni przyznał, że niewykluczona może być „debata publiczna o ewentualnej podwyżce podatków”. Choć stwierdzenie było bardzo ostrożne, to media zinterpretowały słowa jednego z najbliższych premierowi polityków jako rodzaj sondy mającej sprawdzić publiczną reakcję na taką możliwość.

Negatywna reakcja partii opozycyjnych była oczywista, ale także zaplecze polityczne rządu nie zdystansowało się od takiej możliwości. Wicepremier Waldemar Pawlak oświadczył, że za Wieloletni Plan Finansów Państwa pełną odpowiedzialność bierze minister finansów Jacek Rostowski. Na dzień przed rządowym posiedzeniem, po czwartkowym posiedzeniu klubu PO jego niedawno wybrany szef Tomasz Tomczykiewicz zapewnił dziennikarzy, że nie będzie podwyżki podatków PIT i CIT ani składki rentowej. Kropkę nad „i” postawił w czwartek po południu minister Michał Boni, informując, że nie będzie podwyżki podstawowej stawki VAT z obecnych 22 proc. do 25 proc. (taki właśnie jest maksymalny dopuszczalny przez Unię Europejską poziom podatku od wartości dodanej). Po tych deklaracjach zgadywanka nie była już trudna. Z góry wiadomo było, że  jeśli chodzi o stronę przychodów państwa, to w grę może wchodzić tylko niewielka podwyżka stawek VAT.

Co jest i czego nie ma

Choć ostateczną wersję planu poznamy dopiero we wtorek, to ze wspólnej piątkowej konferencji wicepremiera Pawlaka i premiera Tuska wiadomo, co się w nim znajdzie, a także czego w nim nie będzie.

Przede wszystkim nie będzie tego, co mogłoby wzbudzić największe kontrowersje. Nie będzie więc żadnych zmian dotyczących waloryzacji rent i emerytur, nie zostaną też wstrzymane zapowiadane wcześniej podwyżki płac nauczycielskich. Nie będzie – tak jak to podkreślano wcześniej – żadnych zmian PIT, CIT ani składki rentowej. Rząd nie zamierza proponować żadnych zmian dotyczących „becikowego” i zasiłków rodzinnych. Mimo to premier Tusk podkreślił, że jego zdaniem świadczenia te nie powodują zwiększenia dzietności w Polsce i warto by się zastanowić w parlamencie, jak przeznaczone na ten cel pieniądze wydawać bardziej efektywnie.

Premier nie zapowiedział żadnych kroków, jeśli chodzi o dokończenie reformy emerytalnej – w tym emerytur mundurowych i górniczych, przedłużenia wieku odchodzenia na emeryturę (przede wszystkim podniesienia go do 65 lat dla kobiet) czy likwidacji KRUS. Jedynym wyjątkiem jest tu nie do końca jasna zapowiedź premiera o wprowadzaniu w obręb powszechnego systemu emerytalnego najbogatszych rolników.  Nawet jeśli chodzi o zapowiadaną wcześniej przez m.in. ministra Rostowskiego reformę emerytur mundurowych, premier Tusk stwierdził, że w pierwszym okresie –  do 2025 roku – generowałaby ona więcej kosztów niż oszczędności dla budżetu. Premier stwierdził także, że nie będzie istotnego zmniejszenia wydatków na obronność (zgodnie z ustawą na ten cel wydawane jest 1,95 proc. PKB).

Co natomiast się zmieni? Najpoważniejsza decyzja, która według premierów ma zwiększyć budżetowe wpływy o ok. 5 mld rocznie, to podwyżka VAT o 1 proc. Zapowiedź jest dość jasna, jeśli chodzi o podstawową stawkę – zamiast 22 proc. będziemy płacić 23 proc. Nie wiadomo natomiast co z pozostałymi stawkami, tj. zerową (którą i tak mieliśmy zlikwidować w tym roku  zgodnie z unijnymi zasadami) i 7 proc. Podczas konferencji Donald Tusk oznajmił, że ta właśnie sprawa pozostanie do rozstrzygnięcia podczas kolejnego posiedzenia rządowego we wtorek. Przede wszystkim – jak mówili obaj politycy – Ministerstwo Finansów ma przedstawić propozycje takich zmian, które spowodują, że podwyżka cen żywności nie dotknie grup najuboższych.

Ma też zostać przyspieszony proces sprzedaży należącej do państwa ziemi rolnej. Wicepremier Pawlak stwierdził, że sprzedaż nawet tylko połowy należących do państwa gruntów przyniosłaby kilkanaście miliardów złotych wpływów. Wiadomo także, że wyższe niż wcześniej planowane mają być wpływy z prywatyzacji – m.in. dzięki sprzedaży części należących wciąż do Skarbu Państwa akcji notowanych na giełdzie spółek, jak PZU czy PKO BP. Według Donalda Tuska dla zapewnienia kontroli państwa nad tymi spółkami wystarczy pakiet głosów dający„25 procent plus”. Według wyliczeń analityków giełdowych ograniczenie państwowego portfela do tej wysokości w przypadku tylko tych dwóch spółek przyniesie kilkanaście miliardów złotych.  Warto dodać, że premier stwierdził, iż dalsza prywatyzacja KGHM „nie jest wpisana bezpośrednio” do planu.

Zostaną wreszcie wprowadzone zmiany zapowiadane już przez ministra Rostowskiego, przede wszystkim osławiona – a przez większość ekonomistów przyjmowane z umiarkowanym entuzjazmem – „reguła budżetowa”, która ma ograniczyć wzrost elastycznych wydatków budżetowych do 1 proc. ponad inflację. Ma także zostać zwiększona efektywność wydawania pieniędzy dzięki budżetowi zadaniowemu i poprawie zarządzania płynnością sektora publicznego.

Konieczne minimum

Prawdopodobnie w ostatecznej wersji planu znajdzie się szereg zapisów, o których wcześniej mówili politycy koalicji, a także takich, które zapowiadane były w przedstawionym na początku tego roku Planie Rozwoju i Konsolidacji Finansów, które także mogą przynieść pewne oszczędności czy zwiększenie wpływów budżetowych, a które nie budzą specjalnych publicznych kontrowersji. Chodzi tu m.in. o likwidację kolejnych ulg czy zwolnień podatkowych, przede wszystkim w podatku VAT –  znaczący krok w tę stronę uczyniło ostatnio Ministerstwo Finansów, wprowadzając obowiązek posiadania kas fiskalnych przez prowadzących prywatną praktykę lekarzy i prawników, możliwe jest także dalsze ograniczenia odliczeń na samochody służbowe. Nie wiadomo także, co z zapowiadanymi zmianami w sposobie liczenia wysokości rent (w perspektywie kilku lat mogłyby one zmniejszyć wydatki ZUS nawet o kilkaset miliardów złotych rocznie).

Przede wszystkim zaś nie wiadomo, jakie skutki miałyby przynieść proponowane zmiany.  deficyt finansow publicznych-do środka

– Spotka nas krytyka, że proponowane przez nas zmiany to tylko kosmetyka, ale właśnie o to nam chodziło –  mówił w piątek premier, który podkreślał także, że on i wicepremier Pawlak „nie są od tego, aby ludzi bolało”. I dodał – To, co proponujemy to minimum, ale minimum absolutnie niezbędne.

Szef rządu podkreślał, że przygotowywane przez rząd kroki to kompromis, „wariant środka drogi” pomiędzy „dryfowaniem” i niepodejmowaniem żadnych działań, co za kilkanaście miesięcy musiałoby się skończyć wzrostem zadłużenia i przekroczeniem ustawowych progów oszczędnościowych z jednej strony, a „wariantem radykalnych i bolesnych reform”, dotkliwych dla społeczeństwa. Ten kompromis – podkreślał tłumacząc decyzję podniesienia VAT o 1 proc. – jest konieczny, aby uchronić kraj przed nadmiernym zadłużeniem, a jednocześnie zapewnić dość pieniędzy na świadczenia społeczne i na inwestycje infrastrukturalne, współfinansowane z funduszy unijnych.

– Musimy kupić czas na te dwa krytyczne lata! – podkreślał kilka razy premier, tłumacząc, że ten właśnie czas będzie dla kraju kluczowy. Przyznał, że proponuje tylko to, do czego wie, że jest w stanie przekonać posłów. Inne zmiany – takie jak oszczędności na becikowym czy ulgach prorodzinnych – nie są jego zdaniem możliwe „w tym sezonie politycznym”.

Pierwszy taki plan

Ustalanie Wieloletnich Planów Finansów Państwa wynika z nowej ustawy o finansach publicznych, która obowiązuje o początku tego roku. Zgodnie z ustawą kolejne roczne budżety państwa będą „wpisane” w czteroletnie plany wydatków i przychodów budżetu. W planach poza prognozami dochodów i wydatków państwa znajdą się także wyliczenia wysokości deficytu i potrzeb pożyczkowych państwa, określone będą źródła ich finansowania i kwota długu publicznego. Co roku plany będą aktualizowane i „dopisywany” będzie do nich kolejny rok.

OPINIE

Prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC

Wbrew wcześniejszym zapowiedziom ja nie usłyszałem ani słowa informacji o planie reformy finansów publicznych. Jest tylko informacja o jednej konkretnej decyzji na temat podwyżki stawki podatku VAT. Mowa była co prawda także o prywatyzacji PKO BP i PZU i obniżeniu udziału w nich Skarbu Państwa do 25 proc. plus, po to by zapewnić spore przychody z prywatyzacji także w przyszłym roku. Ale innych elementów planu finansowego nie zauważyłem, bo go na razie nie ma i nie sądzę, żeby przed wyborami parlamentarnymi w ogóle się pojawił.

Jeśli chodzi o podwyżkę podatku VAT, to w dłuższej perspektywie każde zwiększone obciążenie podatkowe nie sprzyja wzrostowi gospodarczemu. Podatek VAT jest akurat trochę mniej szkodliwy niż PIT czy CIT, bo jest podatkiem konsumpcyjnym, ma więc stosunkowo niewielki wpływ na wzrost gospodarczy. Niewielki wpływ ma także na inflację, wpływa jedynie na ceny w jednym roku, tzn. jego podwyżka wywołuje skokowy wzrost cen, który można oszacować. Jest to mniej więcej tyle, ile dochody z VAT-u wynoszą jako procent PKB i to jest około 0,4 punktu procentowego. O tyle mniej więcej wzrosłyby ceny w jednym roku i taki byłby jednorazowy, znikomy efekt inflacyjny.

Jeżeli chodzi natomiast o wpływ krótkoterminowy, to ważne jest, o ile krok ten zmniejszy deficyt finansów publicznych, o ile zmniejszy narastanie długu publicznego i ryzyko kryzysu makroekonomicznego w Polsce. Tu trzeba porównywać te 5 czy 6 mld zł dodatkowych dochodów z podniesienia VAT ze skalą problemu zdefiniowaną poprzez deficyt sektora, który w zeszłym roku wynosił przeszło 100 mld zł. W tym roku będzie to około 90 mld zł. Jest w związku z tym pytanie ,o ile zmniejszy się deficyt w przyszłym roku wyniku działań podejmowanych przez rząd? Podejrzewam, że zmniejszenie nastąpi, ale będzie stosunkowo niewielkie: z poziomu 90 mld do około 80 mld zł w roku przyszłym. To jest w dalszym ciągu bardzo duży poziom deficytu, w granicach 5 proc. PKB. A w dodatku ten podwyższony podatek ma być wycofany po kilku latach. Znaczenie tego kroku w kontekście stabilizacji makrofinansowej muszę zatem uznać za marginesowe, nie rozwiązujące problemu ani w krótkim czasie, ani w dłuższym.

Prof. Adam Glapiński, członek RPP

Podatek VAT silnie wpływa na ceny. Jego podwyżki działają na inflację w sposób nieunikniony. Niektórzy argumentują, że podwyżka VAT jednocześnie ogranicza stronę popytową, więc presja na ceny będzie mniejsza, bo niższe będą marże. Ja jednak nie wierzę w to, że wzrost podatku będzie kompensowany spadkiem marży. Musiałby wystąpić jakiś istotny spadek popytu lub presja konkurencji zagranicznej, aby wzrost VAT nie spowodował wzrostu cen. Podniosą się ceny paliw, gazu, energii elektrycznej i to przełoży się na wzrost cen wszystkich innych towarów i usług. Zawsze w Polsce wzrostowi kosztów towarzyszył wzrost cen. Tak będzie też w tym wypadku.

Moim zdaniem związek między VAT a poziomem cen jest wyraźny i jest wysoce prawdopodobne, że RPP zajmie się tą kwestią. Wszystkie analizy wskazywały, że stabilizacja czy spadek inflacji wyczerpią się w lecie i od jesieni będziemy mieli do czynienia z tendencją rosnącą. Na to nakłada się ten impuls podatkowy, który ma wpływ nie tylko realny, ale także psychologiczny. Doświadczenie uczy, że całkowity wpływ to nie jest tylko ten 1 punkt procentowy, ale także zmiana ogólnej atmosfery.

VAT w Polsce jest wysoki – wyższy od średniej unijnej. Należy go obniżać, ewentualnie likwidując zróżnicowanie stawek, które powinny się zbliżać do siebie w dłuższym horyzoncie czasu przy obniżeniu stawki podstawowej. VAT jest to bowiem taki podatek, który dusi rozwój gospodarczy. Politycznie łatwo go podnieść, bo taka zmiana jest trudniej zauważalna niż na przykład podwyżka podatku od dochodów osobistych czy składki rentowej. Jednak z całą pewnością VAT jest z punktu widzenia ekonomicznego najgorszym podatkiem do podniesienia, bo im mniej ktoś zarabia, tym bardziej odczuje taką podwyżkę. Natomiast podatek dochodowy odczuwalny jest mocniej w wyższych grupach dochodowych ,stanowiących elektorat obecnego rządu – jak rozumiem tutaj żaden ruch jest niemożliwy.

To jest więc lękliwe przełożenie problemu na następny rząd, który się wyłoni po wyborach w 2011 r. Bo zgłoszone propozycje mają przynieść 4,5–5 miliardów złotych, a więc nie rozwiązują problemów budżetowych opiewających na 30-40 miliardów złotych. Rozumiem, że będą jeszcze jakieś działania uszczelniające, zniesienia ulg, ale to wszystko jest nastawione na przetrwanie kolejnego roku. Nie zostały dotknięte problemy ubezpieczeń społecznych, wieku emerytalnego, OFE, nie dotykamy instytucji finansowych, do czego przymierzają się inne kraje.

Prof. Marian Noga, były członek RPP

Przedstawione przez premiera Tuska zarysy planu rozczarowują. Po pierwsze podnoszenie podatku VAT – nawet w stosunkowo niewielkiej skali jednego procenta – może grozić zmniejszeniem popytu. Stąd więc biorą się konsultacje dotyczące VAT na żywność. Inne obłożone tym podatkiem produkty mają bowiem dużo większą elastyczność. Ale i tak spadku popytu nie da się wykluczyć, a to oznacza, że przychody budżetu z tytułu podniesienia VAT będą bliższe 4 mld zł zamiast prognozowanych 5-6 miliardów. Rozczarowujące jest także to, że zabrakło kalendarza, w jakim rząd chciałby zejść z deficytem z obecnych 7 proc. PKB do 3 proc. wymaganych przez kryteria z Maastricht. Szybkie schodzenie z deficytem można przeprowadzić tylko poprzez całościową reformę finansów publicznych. Tu nie chodzi o żadne „bolesne reformy”, tylko o kompleksowe działania, w których pod uwagę brane będą różne czynniki, także wszelkiego rodzaju zasiłki, ulgi i renty. Tak się niestety nie dzieje. Zamiast poważnej debaty opinia publiczna jest zaskakiwana medialnymi zapowiedziami podwyżki podatków. Po kilku dniach spekulacji dostajemy do ręki plan, będący jedynie próbą znalezienia kompromisu między koniecznością zrobienia czegoś z rosnącym długiem publicznym a strachem rządzących, którzy muszą liczyć się z kalendarzem politycznym.

deficyt finansow publicznych-do środka
deficyt finansow publicznych-do środka

Otwarta licencja


Tagi