Autor: Jacek Krzemiński

Dziennikarz ekonomiczny, publicysta.

Samorządy: Obcym naszych śmieci nie oddamy

Do końca tego roku wszystkie gminy w Polsce muszą wybrać wariant naliczania i stawki nowego podatku za wywóz śmieci. Wiele wskazuje na to, że wprowadzanie tej taksy, zaplanowane na 2013 r., skończy się wielką awanturą i chaosem. Samorządowcy już zaskarżyli do Trybunału Konstytucyjnego przepisy ustawy. Rząd rozważa dokonanie w niej poważnych zmian.
Samorządy: Obcym naszych śmieci nie oddamy

(CC By epsos.de)

Dziś jest tak, że to władze spółdzielni i wspólnot mieszkaniowych oraz właściciele domów jednorodzinnych sami decydują, komu zlecić wywóz śmieci. Od przyszłego roku, na mocy znowelizowanej ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach, dotychczasowy system zostanie wywrócony do góry nogami. Organizacją gospodarki odpadami zajmą się wyłącznie samorządy gminne i to one, w drodze przetargu, przesądzą, jaka firma będzie na ich terenie opróżniała kosze, kontenery i zsypy. Aby mieć środki na zlecanie tej usługi, samorządy zaczną pobierać od mieszkańców podatek śmieciowy.

Do końca tego roku radni mają obowiązek przyjąć uchwałę określającą sposób liczenia i stawkę podatku śmieciowego. Najpóźniej 1 lipca 2013 r. samorządy muszą wprowadzić nowy system, wyłonić firmę (firmy) do wywozu śmieci i rozpocząć ściąganie nowego podatku od mieszkańców.

Jak bardzo politycy i władze boją się opłaty śmieciowej można było wyczytać z ostatniej wypowiedzi premiera Donalda Tuska na spotkaniu z podlaskimi działaczami PO. – Nasi wyborcy nam tego nie wybaczą – powiedział, odnosząc się do pomysłu naliczania podatku od lokalu. Ale nawet szef rządu nie wskazał, który z czterech wariantów przewidzianych ustawą, uważa za najbardziej sprawiedliwy.

Niezgoda w ogólnym śmietniku

Kolejna taksa budzi niechęć i obawy, ale z dotychczasowego stanu rzeczy także nikt nie był zadowolony. Ani firmy, zajmujące się wywozem odpadów, ani samorządy, ani rząd.

Firmy dlatego, że na rynku panowała wolna amerykanka. Wielu klientów, zlecając wywóz śmieci, kierowało się jedynie ceną tej usługi. Najtańsze były zaś często te przedsiębiorstwa, które pozbywały się odpadów nielegalnie (np. na dzikich wysypiskach, których według GUS jest w naszym kraju aż 2,5 tys.) albo wywoziły je tam, gdzie było najtaniej, czyli na prymitywne składowiska, niespełniające obecnych norm ochrony środowiska i zatruwające okolicę.

Poirytowane były też samorządy, bo przeciętnie 25-30 proc. ich mieszkańców nie ma umowy na wywóz śmieci i pozbywa się ich na własną rękę. Np. porzuca przy drogach lub pali w domowym piecu (dym z takich śmieci jest toksyczny, zawiera m.in. rakotwórcze dioksyny, powinien być oczyszczany, co robi się w spalarniach odpadów).

Dotychczasowa sytuacja nie była na rękę także rządowi, głównie ze względu na zobowiązania naszego kraju wobec UE. Zgodnie z unijną polityką jak najwięcej śmieci należy bowiem poddawać recyklingowi, odzyskiwać z nich surowce wtórne, odpadki organiczne przetwarzać na kompost czy biogaz. Normy przetwarzanych śmieci zostały ściśle określone. Polska wynegocjowała okres przejściowy na dostosowanie się do unijnych limitów, ale ten okres zmarnowała. Od lata przyszłego roku nie będziemy mogli wywozić na wysypiska więcej niż połowy odpadów. Istnieje duże ryzyko, że to nam się nie uda. W 2011 r. poddano recyklingowi w Polsce tylko 29 proc. odpadów. Do 50 proc. daleko. Tymczasem jeśli tego pułapu nie osiągniemy, zapłacimy karę – 24,5 mln euro rocznie.

Pułapki konkurencji i monopolu

Samorządy forsowały opinię, że przyczyną fatalnej sytuacji jest dotychczasowy, wolnorynkowy system gospodarki odpadami. Przekonywały, że jeśli to one przejęłyby „władztwo” nad śmieciami, to wybudowałyby tyle sortowni i instalacji recyklingu, ile trzeba, zmusiłyby do korzystania z nich firmy „śmieciowe”, rozwinęłyby systemy segregacji odpadów. Zniknąłby problem nielegalnego wywozu śmieci.

Rząd przychylił się do tej opinii i postanowił całkowicie zmienić system gospodarki odpadami, „oddając” je samorządom oraz wprowadzając podatek śmieciowy.

Znowelizowana ustawa o utrzymaniu czystości i porządku w gminach została uchwalona przez Sejm w maju zeszłego roku. Samorządy dostały półtora roku na wprowadzenie nowego systemu. Ówczesny minister środowiska, Andrzej Kraszewski, zachwalał go, mówiąc, że „jest szansą dla Polski na czysty krajobraz bez śmieci”, a Polacy dzięki niemu zapłacą mniej za wywóz odpadów. Argumentował, że firmy będą mogły zaproponować niższe stawki ponieważ zaczną dostawać „hurtowe” gminne zlecenia, co obniży ich koszty jednostkowe. Na dowód przywoływał te samorządy, w których, po wprowadzeniu podatku śmieciowego „na własną rękę”, ceny istotnie spadły. Nie wspominał, że nie wszędzie tak się stało.

Nowe przepisy ostro skrytykował Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK). Stwierdził, że mogą one doprowadzić do znacznego ograniczenia konkurencji na rynku, zwiększenia liczby praktyk monopolistycznych, zmów przetargowych i karteli. Ostrzegł, że za kilka lat na polskim rynku odpadów, poza przedsiębiorstwami komunalnymi, może zostać nie więcej niż parę dużych spółek (dziś działa na nim około 3 tys. firm). Tego samego zdania jest Krajowa Izba Gospodarcza.

Jak miałoby dojść do monopolizacji rynku? W prosty sposób. Większość gmin ma organizować raz na kilka lat jeden przetarg na wywóz odpadów z całego ich terenu. Jeśli są wielkie, podzielą swój obszar na kilka części i dla każdej ogłoszą osobny przetarg. Największe szanse na wygraną będą mieć firmy duże. Małe i średnie albo w ogóle do konkursu nie staną, bo nie będą w stanie obsłużyć tak dużego zlecenia, albo przegrają. Zanim zbankrutują lub zmienią branżę, pozbędą się baz i sprzętu. Na wielu gminnych rynkach niemal przestanie istnieć konkurencja. Do następnego przetargu stanie tylko jedna firma, ta, która wygrała poprzedni. I będzie dyktować cenę.

Nikt nie może zagwarantować, że podwyżki nie zażąda jeszcze w trakcie obowiązywania kontraktu. Wystarczy szantaż, że jeśli gmina nie da więcej, to zerwie umowę i przestanie wywozić śmieci. A wtedy nie będzie miał ich kto odbierać, przynajmniej do czasu wybrania w przetargu kolejnej firmy.

Na prawdopodobieństwo takich scenariuszy wskazuje postępująca od kilku lat koncentracja rynku odpadów w Polsce. Głównie za sprawą zagranicznych inwestorów. Według raportu UOKiK z lutego tego roku, największe dziś firmy śmieciowe to w naszym kraju zachodnie koncerny, trzy niemieckie: Remondis, ALBA i Toensmeier (marki Błysk, TEW, Almax) oraz dwa francuskie: SITA i Veolia. Remondis, ALBA, SITA i Veolia są rynkowymi liderami aż w 11 województwach. W ośmiu numerem jeden jest Remondis, który działa w niemal 500 polskich gminach, a w wielu ma dominującą pozycję rynkową. Dla przykładu: w Łodzi kontroluje około 60-70 proc. wywozów odpadów, w Olsztynie – 80-90 proc., Opolu – 90 proc., w Poznaniu – 40-50 proc., w Bydgoszczy – 60-70 proc., Szczecinie – 40-50 proc. (dane UOKiK).

Podobnie dużymi udziałami rynkowymi mogą się pochwalić w polskich miastach też inne zachodnie koncerny. Np. ALBA ma według UOKiK 60-70 proc. rynku odpadów we Wrocławiu, a Veolia – 70-80 proc. w Kielcach i 40-50 proc. w Gorzowie.

Nowy system gospodarki odpadami, z przetargami dającymi hurtowy dostęp do rynku, znacząco ułatwi tym koncernom dalszą ekspansję w Polsce. To zaś może skończyć się tym, że zdobędą one w wielu miastach monopol, który trudno im będzie odebrać.

Za przykład mogą posłużyć Starachowice. Opłatę śmieciową wprowadziły w 2003 r. Zorganizowany przez miasto przetarg wygrała trzy razy pod rząd ta sama firma – Almax, należąca do koncernu Toensmeier. W ostatnim przetargu wystartowała tylko ona. W latach 2003-2011 wynagrodzenie dla Almaksu wzrosło niemal czterokrotnie (z 1,67 do 6,42 zł miesięcznie za jednego mieszkańca), a opłata śmieciowa prawie o 150 proc. (z 2,6 do 6,42 zł).

Według danych UKOiK, w miejscowościach, które już od lat stosują podatek śmieciowy, nie jest to przypadek odosobniony. Urząd zbadał kilkanaście takich gmin. Okazało się, że w większości w kolejnym przetargu wygrywała ta sama firma (a ponad połowę zwycięzców stanowiły zachodnie koncerny).

Nie dać się wygryźć

Polscy samorządowcy przerażeni są wizją przetargów, w których ich firmy komunalne będą musiały zmierzyć się z silniejszymi, bo większymi, koncernami zachodnimi. Jeśli spółki przegrają przetarg, staną przed widmem bankructwa, a firmy wywozu śmieci posiada aż 60 proc. gmin. Do tego 46 proc. samorządów gminnych jest właścicielami składowisk odpadów, sortowni i innych instalacji do przetwarzania śmieci. Gdy przetarg na wywóz odpadów wygra wielka prywatna firma, będzie utylizować śmieci we własnych instalacjach.

Samorządowcy domagają się zatem, by gminy miały prawo odstępować od przetargów wtedy, gdy chcą zlecić wywóz odpadów własnej firmie komunalnej.

Władze Inowrocławia zaskarżyły do Trybunału Konstytucyjnego przepisy wprowadzające podatek śmieciowy, a pół tysiąca innych gmin tę skargę poparło. Samorządowcy twierdzą, że przepisy są ze sobą sprzeczne, bo z jednej strony dają gminom prawo do tworzenia i prowadzenia firm zajmujących się odpadami, a z drugiej nakazują robić przetarg na wywóz. Podpierają się też argumentem, że prawo samorządu do zlecania bez przetargu wywozu śmieci własnej firmie stosuje wiele krajów. Są to m.in. Niemcy, Dania, Norwegia, Czechy i Węgry. Nawet w Stanach Zjednoczonych w większości hrabstw funkcjonuje taki rynek zamknięty.

Rozstrzyganie kwestii czy lepszy monopol publiczny czy prywatny zwykłego Kowalskiego mało ekscytuje. Żywotnie natomiast interesuje go jak nowy model gospodarki odpadami odbije się na jego kieszeni. Prognozy odbiegają od obietnic.

Krajowa Izba Gospodarcza ostrzegła w ostatnich tygodniach, że w jej ocenie ceny wywozu śmieci drastycznie wzrosną: w ciągu trzech lat od 50 do 100 proc. w domkach jednorodzinnych i od 100 do 250 proc. w budynkach wielorodzinnych. Będzie to skutek ograniczenia konkurencji. Przede wszystkim jednak dostosowania się do unijnych norm, co wymaga dużych inwestycji, choćby budowy nowych instalacji i stacji recyklingu. By pokryć te zwiększone koszty, firmy śmieciowe będą musiały stosować wyższe ceny niż dziś.

Symptomatyczne jest to, że Ministerstwo Środowiska nie mówi już dziś o obniżeniu cen, sugeruje jedynie, że powinny one utrzymać się na obecnym poziomie. Początkowo będzie to pewnie możliwe. Pierwsze przetargi staną się dla mniejszych firm walką o przetrwanie, a dla większych rozgrywką o podział polskiego rynku. Swoje ceny i marże zbijać zaczną do bólu. Gdy konkurencja się wykruszy, stawki będą już tylko podnosić.

Kowalski zapłaci

W górę pchać podatek mogą także luki prawne w znowelizowanej ustawie o utrzymaniu czystości i porządku w gminach. Ustawa nakazuje samorządom stosowanie dwóch stawek podatku śmieciowego: jedną dla tych, którzy nie segregują odpadów, a drugą, obniżoną, dla tych, którzy to robią (koszty utylizacji posegregowanych odpadów są niższe). Praktyka może być taka, że mieszkańcy bloków gremialnie zadeklarują, iż będą segregować odpady, by płacić niższą stawkę. Ale wyegzekwowanie tego od kilkuset lokatorów, korzystających ze wspólnych zsypów okaże się niemożliwe. To utrudni zbilansowanie całego systemu i popchnie w górę stawki podatku śmieciowego.

Według nowych przepisów gminy mogą naliczać podatek śmieciowy na cztery sposoby: od osoby, od gospodarstwa domowego, od metrażu domu czy mieszkania i od zużycia wody. Najbardziej sprawiedliwy i miarodajny wydaje się ten pierwszy. Mimo to wiele samorządów chce wybrać metodę, uzależniającą wysokość podatku śmieciowego od zużycia wody. Między innymi dlatego, że – jak twierdzą – często trudno ustalić, ile osób rzeczywiście mieszka w danym mieszkaniu.

Niektóre samorządy optują za wariantem najprostszym: podatku od gospodarstwa domowego, bez wnikania ile osób w nim mieszka. Za takim rozwiązaniem jest np. Białystok i Gdańsk. Ostatnio pomysł zryczałtowanej opłaty skrytykował ostro premier Tusk, przestrzegł samorządowców, że jest on „oderwany od życia”.

W rzeczywistości podatek, obojętnie w jakim wariancie naliczania, może być „oderwany od życia” w większości gmin. Mało która ogłosiła bowiem przetarg na firmę wywożącą śmieci i rozstrzygnie go przed ustaleniem stawki. A przecież dopiero wynik takiego przetargu pokazuje, ile powinna wynosić w danej gminie opłata (określa je rynek). Wysokość podatku radni głosować więc będą „w ciemno” i jest bardzo prawdopodobne, że w wielu miejscowościach znajdą się mieszkańcy, którzy zaskarżą do sądu tak określone stawki śmieciowej taksy.

W środowisku samorządowców mówi się głośno, że tego powodu wiele gmin z premedytacją nie uchwali w tym roku stawek podatku śmieciowego. Wtedy bowiem będzie musiał je wyznaczyć wojewoda. I to on poniesie za nie odpowiedzialność.

– Rozważamy wprowadzenie większych zmian do ustawy, w tym również możliwość łączenia metod naliczania podatku – mówił premier Donald Tusk podczas spotkania z podlaskimi działaczami PO, w ubiegły piątek. Zważywszy, że termin uchwalenia podatku upływa gminom za trzy tygodnie, może to być kolejna zapowiedż wielkiego zamieszania.

OF

(CC By epsos.de)

Otwarta licencja


Tagi