Autor: Marek Pielach

Dziennikarz Obserwatora Finansowego, specjalizuje się w makroekonomii i finansach publicznych

Spór o budżet USA, to spór o politykę, nie ekonomię

Sytuacja Stanów Zjednoczonych jest dobra. Mamy niską i stabilną inflację, a gospodarka wolno rośnie. Zadłużenie na poziomie 65 proc. PKB to o wiele więcej niż wcześniej w historii, ale nie jest to granica bankructwa – przekonuje dr JD Foster, analityk Heritage Foundation.
Spór o budżet USA, to spór o politykę, nie ekonomię

JD Foster, analityk prestiżowej Heritage Foundation. (fot. arch. JD Fostera)

Obserwator Finansowy: Ostatnie wydarzenia w Stanach Zjednoczonych przypominają trochę Rosję z czasów Jelcyna. Prezydent Obama zapowiedział nawet w wystąpieniu telewizyjnym, że może zabraknąć pieniędzy na wypłaty emerytur.

JD Foster: Prezydent mówi o fałszywym zagrożeniu. Emeryci i korzystający z pomocy społecznej na pewno dostaną swoje świadczenia, są na to fundusze. Mamy natomiast batalię o budżet, a właściwie o wyznaczenie pułapu zadłużenia. Zwiększano go już wielokrotnie bez poważniejszych przeszkód. Tym razem to jednak spór polityczny. Gospodarka jest przy tym w całkiem niezłym stanie.

Uważa Pan, że nie kryje się za tym żaden problem strukturalny?

Pułap zadłużenia jest problemem politycznym. Problemem ekonomicznym jest jednak to, że administracja wydaje za dużo pieniędzy. Jedna ze stron tego sporu chce więc wykorzystać drogę legislacyjną, aby zmusić administrację do ograniczenia wydatków.

W Europie mówi się, że Ameryka bankrutuje.

To nieprawda. Najgorszy scenariusz jest taki, że administracja nie będzie mogła sfinansować nowych wydatków, bo nie będzie mogła pożyczać na nie pieniędzy. To zupełnie co innego niż bankructwo. Warto pamiętać, że zadłużenie USA to tylko 65 proc. Produktu Krajowego Brutto. Owszem, to o wiele więcej niż wcześniej w historii, ale do bankructwa jeszcze daleko. Ta administracja uchwala po prostu bardzo duże budżety i walka toczy się o to, żeby były mniejsze i żeby tego procentowego zadłużenia kraju nadmiernie nie zwiększać.

Czy jest szansa, że porozumienie zostanie osiągnięte do 2 sierpnia, kiedy wyczerpie się bieżący limit zadłużenia?

Tak. Będzie porozumienie, albo Kongres prześle prezydentowi do podpisania ustawę ograniczającą wydatki. Oczywiście może mu się to nie spodobać, ale będzie musiał ją podpisać.

Jakie cięcia mogą być tam zapisane?

Najłatwiejsze do przeprowadzenia, racjonalne oszczędności. Trudniejsze będzie ograniczenie wydatków socjalnych i programu ubezpieczenia zdrowotnego. Nawet abstrahując od obecnych przepychanek związanych z limitem zadłużenia, wszyscy widzą jednak, że te dwie pozycje najmocniej rosną i jest zgoda na strukturalne zmiany, tak, aby utrzymać te wydatki pod kontrolą.

Gdyby jednak do porozumienia nie doszło, a agencje ratingowe spełniły swoje zapowiedzi i obniżyły ocenę USA, co wtedy?

Nie obniżą, bo Stany Zjednoczone powinny zmieścić się w limicie zadłużenia. W ogóle argument o tym, że agencje obniżą rating, bo kraj nie może pożyczyć więcej pieniędzy nie ma dla mnie żadnego sensu. Na ogół kiedy mówisz komuś, że musi przestać zaciągać nadmierne długi to dla niego początek finansowego uzdrowienia, nie Armagedonu.

Nie jest jednak tak, że obwiniacie agencje ratingowe o całe zło?

Nie. Choć jak powiedziałem przed chwilą – zadziwiają mnie czasem argumenty używane przez agencje.

Przejdźmy do polityki monetarnej – czy można spodziewać się quantitative easing III (QE), czyli kolejnej rundy łagodzenia ilościowego przez FED?

Ben Bernanke tego nie wykluczył, więc pomysł może powrócić. Szef FED ma przekonanie, że jeśli polityka monetarna może pomóc choć minimalnie, to trzeba ją uruchomić ignorując resztę ekonomii. Dla mnie to błąd. Druga tura QE nie poprawiła sytuacji, więc czemu miałaby to zrobić trzecia?

Widzi Pan jednak różnice między quantitative easing, a dodrukowywaniem pieniędzy?

Oczywiście. Różnice są i to ogromne. QE w swoich założeniach ma kreowanie płynności banków w warunkach minimalnych stóp procentowych. Nie jest to proste finansowanie długu przez wypuszczenie nowych banknotów.

Co jest teraz większym zagrożeniem – inflacja czy deflacja?

Dobre pytanie. W tej chwili mamy niską i stabilną inflację, a gospodarka się nie zmniejsza tylko wolno rośnie. Możemy się więc nie martwić ani inflacją, ani deflacją. Z czasem jednak to ta pierwsza może zacząć być problemem.

Jeśli łagodzenie ilościowe nie pomaga w przyśpieszeniu gospodarki, to co może jej pomóc?

Ona powinna być zostawiona w spokoju, tak żeby sama mogła powoli się rozwijać. Niestety  administracja wciąż zmienia reguły. Ogłasza nowe programy i ludzie działający już w danym sektorze, muszą się zatrzymać, aby popatrzeć co zrobi tam rząd. Jeśli zostawimy gospodarkę w spokoju to w okolicach przyszłej wiosny ten wzrost powinien przyśpieszyć. Jeśli jednak dalej będziemy próbowali ją regulować możemy wpaść w głęboką recesję.

Rozmawiał Marek Pielach

Dr JD Foster jest starszym analitykiem w Heritage Foundation. To konserwatywny think – tank, którego misja obejmuje promocję myśli i rozwiązań opartych na zasadach wolnego rynku, ograniczenia roli rządu, wolności indywidualnej, tradycyjnych amerykańskich wartościach.

JD Foster, analityk prestiżowej Heritage Foundation. (fot. arch. JD Fostera)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Listy zastawne – odporne na kryzys i coraz bardziej zielone

Kategoria: Analizy
Coraz więcej emisji listów zastawnych wpisuje się w cele zrównoważonego rozwoju i transformacji energetycznej. Zielone i społeczne listy zastawne mogą wkrótce stać się znaczącym segmentem rynku i pożądanym elementem portfeli inwestycyjnych inwestorów instytucjonalnych.
Listy zastawne – odporne na kryzys i coraz bardziej zielone