Autor: Magdalena Krukowska

Dziennikarka, naukowiec. Zajmuje się odpowiedzialnością społeczną biznesu oraz zrównoważonym rozwojem

Sygnalistom jest niezbędna ochrona

Ujawniają około 40 proc. nieprawidłowości w przedsiębiorstwach, ale to oni ponoszą karę częściej niż ich pracodawcy. Prawna ochrona sygnalistów jest niezbędna, aby skuteczniej walczyć z korupcją i oszustwami, które kosztują światową gospodarkę co najmniej bilion dolarów rocznie.
Sygnalistom jest niezbędna ochrona

(CC0 pixabay)

Gdy Antoine Deltour, 28-letni pracownik firmy PricewaterhouseCoopers, przypadkiem natknął się na dokumenty, z których wynikało, że kilkaset korporacji na masową skalę unika płacenia podatków dzięki spółkom celowym w Luksemburgu, postanowił je ujawnić. Skandal wywołany tymi informacjami, tzw. LuxLeaks, zmusił Unię do zajęcia się problemem korupcji i unikania podatków.

Podobnie jak inni sygnaliści (ang. whistleblowers), czyli osoby bijące na alarm, gdy widzą nadużycia w organizacjach, w których pracują, Antoine mógłby być uznany za bohatera. Tymczasem trzy miesiące temu sąd skazał go na pół roku więzienia za ujawnienie tajemnicy handlowej. Żadna z firm, których działania ujawnił, nie poniosła konsekwencji. Nie poniósł ich też Jean-Claude Juncker, były premier Luksemburga uczestniczący w procesie tworzenia przyjaznych dla nich struktur podatkowych, aktualnie przewodniczący Komisji Europejskiej, która 31 maja zakończyła konsultacje społeczne na temat kształtu ewentualnej dyrektywy chroniącej takie osoby jak Deltour.

Ryzykowne alarmowanie

Jak szacuje w ostatnim raporcie z 2016 roku amerykańskie Stowarzyszenie Biegłych ds. Przestępstw i Nadużyć Gospodarczych, sygnaliści (pracownicy, klienci, kontrahenci i udziałowcy) ujawniają globalnie ok. 40 proc. przypadków oszustw i korupcji w biznesie. Ryzykując koniec kariery i narażając się na inne nieprzyjemności. Trafienie po ujawnieniu afery do więzienia jest bowiem dużo bardziej prawdopodobne niż trafienie na okładkę Time. Tygodnik ten uhonorował w ten sposób trzy amerykańskie sygnalistki nadając im w 2002 roku tytuł Człowieka Roku: agentkę FBI Coleen Rowley, która ujawniła nieprawidłowości przed atakiem na WTC, księgową WorldCom Cynthię Cooper i Sherron Watkins, która odkryła malwersacje Enronu.

Stany Zjednoczone były dotychczas w kryciu sygnalistów pozytywnym wyjątkiem. Pracowników spółek publicznych chroni tam uchwalona w 2002 roku Sarbanes-Oxley Act, która zapewnia im ochronę prawną przed zemstą ze strony szefów (którym za mobbing i innego rodzaju znęcanie się nad sygnalistami grozi nawet 10 lat więzienia), a ustawa Dodda-Franka z 2011 roku nie tylko wzmocniła ochronę sygnalistów, ale nawet przyznała im prawo do wynagrodzenia (do 30 proc. grzywny nałożonej za ujawnione nieprawidłowości). Tylko w 2016 roku amerykańska Komisja Papierów Wartościowych i Giełd (SEC) wypłaciła 13 sygnalistom 57 mln dolarów. Co zresztą budzi pewne wątpliwości, bo whistleblowing tym się ma różnić od zwykłego donosicielstwa, że nie zakłada działania dla osiągnięcia własnej korzyści.

Amerykański SEC nie ujawnia nigdy żadnych danych na temat informatora i sprawy, o której informował. Na ochronę, nawet w USA, nie zawsze mogą jednak liczyć ujawniający nadużycia w administracji publicznej. 17 maja, trzy dni przed opuszczeniem urzędu, Barack Obama ułaskawił Chelsea Manning (urodzoną jako mężczyzna), byłą analityczkę szpiegowską, która ujawniła poważne nadużycia armii amerykańskiej w Iraku i Afganistanie. W 2010 r. Manning została skazana na 35 lat więzienia za przekazanie niejawnych dokumentów rządowych i wojskowych portalowi WikiLeaks. Decyzja Obamy o zakończeniu odbywania przez nią kary wzbudziła złość nie tylko jego następcy, ale i części opinii publicznej. Wiele osób ocenia działanie Manning jako zdradę stanu narażającą bezpieczeństwo kraju i armii na ryzyko. Podobnie niejednoznacznie oceniane są działania Edwarda Snowdena.

Jego przypadek, podobnie jak innych ujawniających afery polityczne, zmobilizował jednak niemiecką organizację Blueprint for Free Speech, wspieraną przez prawników specjalizujących się w prawach człowieka (m.in. obrońcę Celtoura Williama Bourdona), do zainicjowania niedawno kampanii na rzecz uznania whistleblowingu za podstawę do obiegania się o status uchodźcy.

Sygnalista to nie donosiciel

Mimo kontrowersji stosunek do osób ujawniających wszelkie nieprawidłowości – zarówno w sektorze publicznym, jak i prywatnym – na pewno się zmienia. Im więcej afer wychodzi na jaw i im bardziej społeczeństwo zdaje sobie sprawę z tego, ile na nich straciło (choćby w przypadku unikania podatków przez korporacje), tym większym szacunkiem darzy tych, którzy zaryzykowali karierę zawodową i własne bezpieczeństwo, by nagłośnić nadużycia. Jak szacuje Bank Światowy, koszty samych łapówek wynoszą między 1 a 1,6 bln dolarów rocznie. Oszacowanie strat poniesionych w wyniku innych oszustw, kosztów pośrednich, utraconych zysków itd. jest wręcz niemożliwe.

Z raportu firmy doradczej PwC „Global Economic Crime Survey 2016” wynika, że nadużycia różnego rodzaju dotyczą ponad 1/3 firm na świecie. W Polsce z ich powodu 22 proc. przedsiębiorstw straciło w ciągu ostatnich dwóch lat pomiędzy 400 tys. zł a 4 mln zł, a kolejne 22 proc. zanotowało stratę w wysokości minimum 4 mln złotych.

Ci, którzy ujawniają nieprawidłowości – zarówno w sektorze prywatnym, jak i publicznym – powinni być na wagę złota. Na razie, zwłaszcza przez kolegów z pracy, są wciąż traktowani jak donosiciele i narażeni na szykany. Dlatego – jak wynika z najnowszego badania nadużyć gospodarczych EY – ponad połowa pracowników nie ujawniłaby nieprawidłowości ze strachu o swoją karierę albo żeby kryć kolegów i pozostać lojalnym wobec przełożonego. W tych statystykach Polska nie odstaje zbytnio od średniej światowej. A jednak, jak relacjonuje PwC w raporcie „Sygnalista po polsku”, z 338 projektów śledczych, które firma przeprowadziła u klientów w ciągu ostatnich 10 lat, niemal 69 proc. zostało zainicjowanych właśnie dzięki zgłoszeniom sygnalistów.

Dlatego coraz więcej krajów przekonuje się do podejścia Amerykanów, a przynajmniej do zapewnienia sygnalistom ochrony prawnej przed działaniami odwetowymi organizacji, na którą „naskarżyli”. Szczególnie gdy nie jest możliwe zachowanie anonimowości sygnalisty. Anonimowe zgłoszenia wykorzystuje się przy informacjach dotyczących np. zmów cenowych (pilotażowe narzędzie do takich zgłoszeń uruchomiła w tym roku Komisja Europejska, a w kwietniu – polski UOKiK). Pochodną unijnych przepisów jest też wdrożone w Polsce 1 maja rozporządzenie ministra rozwoju i finansów nakładające obowiązek stworzenia systemu anonimowego zgłaszania przez pracowników naruszeń prawa, procedur i standardów etycznych w bankach.

Kiepska ochrona

Na razie, oprócz USA, jedynymi krajami, które – według Transparency International – zapewniają sygnalistom z wszystkich branż w miarę skuteczną ochronę prawną są Wielka Brytania, Słowenia, Luksemburg i Rumunia (ta jako pierwsza w Europie w 2004 roku wprowadziła ustawę chroniącą sygnalistów przed odwetem). Dzieje się tak mimo rekomendacji Rady Europy z 2010 roku o ochronie sygnalistów, zgodnie z którą na pracodawcy powinien spoczywać́ ciężar wykazania ponad zasadną wątpliwość́, że jakiekolwiek niekorzystne dla sygnalisty decyzje były motywowane innymi przyczynami niż̇ sygnalizowanie nieprawidłowości. Jak podkreśla w opracowaniu z 2014 roku Fundacja Batorego, zrealizowanie rekomendacji Rady Europy (a więc zagwarantowanie, że w sprawach roszczeń wynikających z zasygnalizowania w dobrej wierze nieprawidłowości godzących w interes publiczny ciężar dowodu będzie spoczywał na pracodawcy) wymaga wyraźnego wprowadzenia koncepcji sygnalisty do prawa pracy.

W Polsce na razie nie ma żadnych przepisów, które wyraźnie odnosiłyby się do tego problemu. Dostęp do pomocy, którą̨ sygnalista mógłby potencjalnie uzyskać w związkach zawodowych, ogranicza niski stopień uzwiązkowienia (tylko co dwudziesty Polak należy do związków) oraz to, że ponad połowa pracuje albo na podstawie innych umów niż o pracę, albo na czas określony. Ale nawet ci zatrudnieni na stałe, jeśli zostaną zwolnieni z zemsty za ujawnienie nadużyć, mogą się jedynie odwołać do ogólnych przepisów chroniących przed bezzasadnym rozwiązaniem umowy, dyskryminacją oraz mobbingiem. Na sali sądowej trudno je jednak wyegzekwować, bo przecież pracodawca rzadko zarzuca pracownikowi sygnalizowanie nieprawidłowości, a częściej powołuje się̨ na likwidację stanowiska pracy, nieobecności lub niską efektywność pracy. Teza: „Zostałem zwolniony, bo ujawniłem nieprawidłowości” nie jest w świetle obecnego prawa przedmiotem postępowania i nie musi być w ogóle rozpatrywana przez sąd.

Przekonał się o tym m.in. pracownik działu finansów oddziału zagranicznej firmy w Poznaniu, który opowiedział mi o toczącym się od kilku lat postępowaniu sądowym po tym, jak został zmuszony do odejścia z pracy po ujawnieniu nieprawidłowości podczas przesłuchania w trakcie kontroli Państwowej Inspekcji Pracy.

– Kluczowych dowodów, na przykład korespondencji między kierownictwem polskiego oddziału, prawnikami a centralą firmy, nie można nawet wykorzystać w sądzie, bo oznaczałoby to formalnie złamanie tajemnicy korespondencji lub naruszenie tajemnicy przedsiębiorstwa – relacjonuje.

Tego typu problemy częściowo ma rozwiązać unijna dyrektywa z 8 czerwca 2016 roku w sprawie ochrony niejawnego know-how i niejawnych informacji handlowych przed ich bezprawnym pozyskiwaniem, wykorzystaniem i ujawnianiem. Wskazuje ona wyjątki od naruszania tej tajemnicy i ma chronić ujawniającego ją pracownika. Polska musi ją wdrożyć do czerwca 2018 roku.

Poza tym Ministerstwo Sprawiedliwości w 2016 roku zebrało opinie instytucji rządowych i organizacji społecznych na temat optymalnego kształtu ewentualnych przepisów o ochronie sygnalistów, karaniu firm za stosowanie wobec nich odwetu lub utrudnianie egzekwowania swoich praw. Ministerstwo zadeklarowało, że zamierza w najbliższych miesiącach zintensyfikować prace nad jej realizacją. Co w ostatecznym rozrachunku najbardziej by się opłaciło samym pracodawcom.

(CC0 pixabay)

Otwarta licencja


Tagi