Autor: Regina Skibińska

Dziennikarka specjalizująca się w tematyce ubezpieczeniowej.

Tanie polisy to pułapka dla kierowców i ubezpieczycieli

Szkody w ubezpieczeniach komunikacyjnych są coraz wyższe, a składki spadają. To zjawisko niebezpieczne dla branży i dla klientów. Może się skończyć stratami asekuratorów i problemami z likwidacją szkód poszkodowanych i ubezpieczonych.
Tanie polisy to pułapka dla kierowców i ubezpieczycieli

(©Envato)

W początkowym okresie pandemii spadła liczba kolizji drogowych, ale ten dobry stan długo się nie utrzymał i gdy tylko kierowcy wrócili na drogi, szkodowość szybko zaczęła zmierzać do stanu sprzed dwóch lat. Mimo przejściowego spadku kolizji koszty odszkodowań z OC utrzymały się na podobnym poziomie, a koszty pojedynczych szkód zdecydowanie rosną. Z danych Polskiej Izby Ubezpieczeń (PIU) wynika, że koszt przeciętnej szkody w pierwszym półroczu 2021 r. wyniósł 8337 zł, o 8,1 proc. więcej niż przed rokiem. Mimo tego polisy nie drożeją. Średnia składka za obowiązkowe ubezpieczenie OC posiadaczy pojazdów mechanicznych wyniosła w pierwszym półroczu 2021 r. 488 zł, o 1,2 proc. mniej niż rok wcześniej.

– Zbyt duży spadek stawek przy jednoczesnym wzroście średniej szkody nie jest korzystny ani dla branży, ani dla klientów. Z podobnym zjawiskiem mieliśmy do czynienia kilka lat temu, co skończyło się znaczącymi podwyżkami cen, budzącymi sprzeciw społeczny – tłumaczy Łukasz Kulisiewicz, ekspert PIU.

Równocześnie jednak widać znaczący wzrost zebranych składek. Z raportu KNF „Biuletyn Kwartalny. Rynek ubezpieczeń 2/2021” wynika, że w pierwszej połowie tego roku krajowi ubezpieczyciele zebrali 12,17 mld zł składek brutto z komunikacyjnych ubezpieczeń OC i AC (7,28 mld zł z OC i 4,73 mld zł z AC), co oznacza wzrost w ciągu roku o 5,18 proc. (w AC wzrosty są znaczne wyższe niż w OC). Główną przyczyną jest rosnąca liczba samochodów na polskich drogach. Równocześnie spadła rentowność ubezpieczeń komunikacyjnych. Wynik techniczny po pierwszej połowie roku wyniósł 697,2 mln zł, podczas gdy rok wcześniej było to 897,19 mln zł.

Szkody będą rosły

Za wzrost wysokości średniej szkody odpowiada inflacja, ale nie tylko ona. Słaby złoty wpływa na ceny części sprowadzanych z zagranicy. Do tego dochodzą problemy na rynku pracy – nie ma blacharzy, lakierników, trudniej znaleźć fachowców i są oni coraz drożsi. W pandemii trudniej dostępni byli pracownicy ze wschodu, to też odczuł rynek napraw samochodów. Znaczenie ma też to, czym jeżdżą Polacy, a są to coraz droższe i nowsze auta, co z kolei przyczynia się do tego, że standardy napraw pojazdów są coraz wyższe, a za nowymi technologiami idą wyższe ceny napraw. Wzrosty są więc automatyczne i nieuniknione.

Mamy coraz droższe i nowsze auta, co przyczynia się do tego, że ceny ich napraw są coraz wyższe.

Teoretycznie za wzrostem wypłat powinien iść wzrost składek w ubezpieczeniach komunikacyjnych, tymczasem nic podobnego się nie dzieje. Klienci mogą się cieszyć, że przy wysokiej inflacji przynajmniej na ubezpieczenie komunikacyjne nie wydadzą więcej niż w minionych latach, ale ta radość będzie krótka, gdy dojdzie do szkody i okaże się, że likwidacja będzie adekwatna do niskiej składki. W ubezpieczeniu OC kto inny płaci składkę (potencjalny sprawca), a kto inny otrzymuje odszkodowanie (poszkodowany, który nawet nie musi być kierowcą, czyli problem niskich/wysokich składek za polisy komunikacyjne nie musi w ogóle go dotyczyć).

Polisy coraz droższe, ale nie tylko pandemia temu winna

Kilka lat temu ubezpieczyciele wpędzili się w wojnę cenową, podkręcaną przez kilka podmiotów; konkurencja cenowa rozkręciła się tak, że trudno było zatrzymać rozpędzoną kulę. Otrzeźwienie przyszło dopiero wtedy, gdy straty sięgnęły paru miliardów złotych, kilku asekuratorów wypadło z rynku, a nadzór przypomniał ubezpieczycielom, że składka musi być adekwatna do ryzyka. Wówczas ceny gwałtownie skoczyły do góry i mocno uderzyły klientów po kieszeni. Minęło trochę czasu i wygląda na to, że cykl zaczyna się na nowo. Tym razem spadek mobilności z wiosny i lata 2020 r., skutkujący zmniejszeniem liczby szkód, dał impuls do obniżek cen, ale na razie jeszcze asekuratorzy nie sprzedają polis poniżej kosztów.

Jak zauważa Kulisiewicz, to, co płacą kierowcy w ramach stawek za OC jest często nieadekwatne cenowo do tego, czego oczekują kierowcy w ramach serwisu po szkodzie. Serwisy naprawcze są zainteresowane wzrostem cen, a bezpośrednim tego skutkiem będzie także wzrost składek. Zadaniem ubezpieczycieli jest utrzymanie równowagi między wypłatami a składką oraz utrzymanie tej składki w akceptowalnej dla kierowców wysokości. Ustawowo ubezpieczyciele są zobligowani do tego, by minimalizować szkody i utrzymywać koszty na ekonomicznie rozsądnym poziomie. Maksymalizacja zysków innych podmiotów działających na rynku likwidacji szkód nie mieści się w tych kryteriach.

Zatrzymanie spadających cen OC nie jest jednak łatwe. Ubezpieczyciele nie mogą umówić się na stawki minimalne, gdyż byłaby to niedozwolona zmowa cenowa. A gdy tylko na rynku pojawia się byt, oferujący składki po zaniżonych cenach, to szybko przyciąga on klientów. Całkiem dawno takim graczem był duński Gefion, który pojawił się w Polsce, namieszał niskimi cenami, zgarnął kawałek tortu, po czym zasłynął zaniżaniem odszkodowań i szybko upadł.

W stronę wojny cenowej

Obecne obniżki cen jeszcze nie wydają się groźne, ale problem będzie, jeśli trend się utrzyma. Ostatnio PZU zauważyło, że stopniowy powrót do częstości szkód sprzed pandemii na rynku spadających cen, rosnącej inflacji i kursu euro, w dłuższej perspektywie uniemożliwi dalsze prowadzenie rentownego biznesu w ubezpieczeniach komunikacyjnych. Według ubezpieczyciela rosnący kurs euro i inflacja przekładające się na wyższe koszty odszkodowań i świadczeń oznaczają dalszą utratę rentowności, co jest szczególnie dotkliwe dla mniejszych graczy.

Według PZU rosnący kurs euro i inflacja przekładające się na wyższe koszty odszkodowań i świadczeń oznaczają dalszą utratę rentowności.

Trudno też powiedzieć, jak ewentualna wojna cenowa obecnie mogłaby wyglądać, gdyż od czasu poprzedniej rynek się zmienił: pojazdów na drogach jest więcej, zdarzeń wymagających korzystania z ubezpieczeń jest mniej, rosną w siłę multiagencje, które przy sprzedaży polis dają możliwość porównania ofert różnych towarzystw. Do tego ubezpieczyciele zyskają możliwość brania pod uwagę mandatów i punktów karnych przy szacowaniu składki, co pozwoli na lepsze dopasowywanie cen do ryzyka stwarzanego przez konkretnych kierowców.

Zawiodły natomiast rachuby ubezpieczycieli co do tego, że bezpośrednia likwidacja szkód (BLS), szumnie wprowadzona kilka lat temu, doprowadzi do tego, że klienci przy wyborze ubezpieczenia OC nie będą kierować się tylko ceną. BLS polega na tym, że szkodę komunikacyjną z winy innej osoby kierowca może naprawiać u swojego ubezpieczyciela, który następnie rozlicza się z ubezpieczycielem sprawcy. To jednak nie pomogło, tym bardziej, że nie wszystkie podmioty weszły do tego systemu. Mało tego, kierowcy nie tylko przy zakupie regulowanego ustawa OC kierują się ceną, ale często ma to też miejsce w AC, gdzie istotne znaczenie powinien mieć zakres ochrony.

Programy monitorowania stylu jazdy obniżają koszty ubezpieczeń

Firma Beesafe kilka miesięcy temu sprawdziła, czym kierują się posiadacze pojazdów, gdy decydują o wyborze ubezpieczenia komunikacyjnego. Wśród najistotniejszych czynników, na które wskazywali uczestnicy badania przeprowadzonego na zlecenie firmy przez GfK, znalazły się cena oraz zakres ubezpieczenia. Pierwszy z elementów wskazało około trzy czwarte badanych, drugi natomiast  55 proc. Jedna czwarta respondentów zwraca również uwagę na zakres likwidacji szkód, a co piąty badany – na możliwość skorzystania z dodatkowych usług w pakiecie.

Nie przyjęła się również telematyka, na którą asekuratorzy też liczyli. Monitorowanie stylu jazdy kierowców miało zachęcić do bezpiecznej jazdy w zamian za niższą składkę. Problem w tym, że Polacy nie lubią być śledzeni, nawet gdy cel jest szczytny i gdy można osiągnąć wymierne korzyści finansowe.

Mimo tego ubezpieczyciele mają coraz więcej danych dotyczących ryzyka związanego z kierowcą i niektórzy biorą pod uwagę aż kilkaset czynników, które mogą wpływać na ryzyko. To nie tylko tak oczywiste czynniki, jak historia szkodowa czy wiek kierowcy, ale też np. wykonywany przez niego zawód czy kolor karoserii samochodu. Dane oraz technologie, które pozwalają na przetwarzanie tych danych umożliwiają oferowanie niskich cen tym kierowcom, których zachowanie na drodze nie wiąże się z dużym ryzykiem wypłat odszkodowania. Dzięki temu obniżki mogą dotyczyć tylko niektórych grup kierowców.

(©Envato)

Otwarta licencja


Tagi