Trzeba zatrzymać umacnianie się jena

Bank Japonii wpompował rekordową kwotę 15 bilionów jenów w japoński system finansowy, by zapewnić mu stabilność po ostatnim trzęsieniu ziemi i zatrzymać umocnienie jena, które zyskało na sile po katastrofie. Mocna waluta to ostatnia rzecz, jakiej dziś potrzebuje japońska gospodarka.
Trzeba zatrzymać umacnianie się jena

Główny indeks japońskiej giełdy Nikkei 225 spadł w poniedziałek o ponad 6 proc. (CC BY-NC-SA artemuestra)

15 bln jenów to równowartość 183 mld dolarów. Normalnie tak duży jednorazowy impuls powinien znacząco osłabić walutę. Jen rzeczywiście osłabł, ale jego kurs nadal jest powyżej poziomu sprzed trzęsienia ziemi. Dolar kosztuje 81,86 dolara (przed katastrofą kosztował ponad 83 dolary) i 114,3 euro (wobec prawie 115 euro przed trzęsieniem).

Bank Centralny zasila system

W największym w historii trzęsieniu ziemi i katastrofalnej fali tsunami mogło zginąć nawet 10 tys. ludzi. Stanęły fabryki, przestały działać elektrownie. Stało się jasne, że w bardzo krótkim czasie tempo wzrostu gospodarczego Japonii zacznie ostro hamować. W takich warunkach nikt nie przejmuje się inflacją – tym bardziej, że w warunkach spowolnienia gospodarczego o wiele bardziej prawdopodobny jest szok deflacyjny. Tak też tłumaczone są działania Banku Japonii. Z jednej strony stara się on zapewnić płynność rynkowi pieniężnemu, z drugiej zapewnić odpowiedni impuls popytowi. Analitycy zwracają uwagę, że zastrzyk 15 bln jenów to więcej, niż Bank of Japan przeznaczył na interwencyjny wykup obligacji rządowych. Jego wartość to obecnie 10 bln jenów.

Szef BoJ, Masaaki Shirakawa, już zapowiedział, że zasilanie systemu finansowego w gotówkę będzie kontynuowane, bo ustabilizowanie rynku pieniężnego, to w tej chwili priorytet dla banku centralnego.

– Potrzebujemy pieniędzy w bankach. Nie może w nich zabraknąć gotówki – mówił agencji Bloomberg Kazuaki Oh’e, dealer rynku długu w CIBC World Markets Japan.

Analitycy boją się utraty płynności, gdy firmy ubezpieczeniowe zostaną zmuszone do wypłaty gigantycznych odszkodowań. Na razie skala nie jest znana, ale pierwsze szacunki mówią o wypłatach rzędu 30-35 mld dolarów. Obawy o kondycję sektora ubezpieczeniowego widać w notowaniach akcji ubezpieczycieli i reasekuratorów. Kursy akcji Swiss Re i Munich Re – największych reasekuratorów na świecie – w ciągu dwóch dni po japońskim trzęsieniu ziemi spadły o ponad 3 proc.

Duże zapotrzebowanie na gotówkę ze strony banków mogło spowodować wzrost rynkowych stóp procentowych. Prawdopodobnie dlatego pierwszą reakcją rynku na wiadomości o japońskiej katastrofie było umocnienie jena wobec dolara i euro. Ogłoszenie planu Banku Japonii co prawda osłabiło japońską walutę – ale i tak jest ona mocniejsza, niż przed trzęsieniem ziemi. Jen jest silny, bo jest dla Azji tym, czym frank szwajcarski dla Europy: synonimem mocnej, stabilnej gospodarki. Tym razem pojawia się dodatkowy argument, by jena kupować. Japońskie koncerny będą prawdopodobnie ściągać kapitał z całego świata do japońskich central, głównie po to, by zmniejszyć skalę strat. To może oznaczać transferowanie zysków z zagranicznych spółek-córek i wyprzedaż aktywów denominowanych w walutach innych, niż jen. Przepływ pozyskiwanych w ten sposób środków będzie działał wzmacniająco na jena. Tak przynajmniej sądzi część inwestorów i już uwzględnia to w swoich decyzjach inwestycyjnych.

– Mocny jen to dla Japończyków zdecydowanie zła informacja. Japońskie władze będą zdeterminowane, żeby stopy rynkowe nadal były niskie, a jen nadmiernie się nie umacniał. Kapitał spekulacyjny może to wykorzystywać, grać pod ewentualne interwencje Banku Japonii na rynku. Dla inwestorów tego typu liczy się przede wszystkim dobra stopa zwrotu – mówi Michał Fronc, analityk TMS Brokers.

Ceny surowców spadły

Kataklizm w Japonii ma jeszcze jeden skutek: na światowych rynkach spadły ceny niektórych surowców. Widać to przede wszystkim w cenach ropy. Powód, to spodziewany spadek popytu. Trzęsienie ziemi wstrzymało produkcję w rafineriach na północy kraju. JX-Nippon Oil & Energy zamknęła trzy zakłady, które w sumie przetwarzały 600 tys. baryłek ropy dziennie. Cosmo Oil wstrzymała produkcję w jednej rafinerii przetwarzającej 220 tys. baryłek, w przypadku zamkniętego zakładu Kyokuto Petroleum Industries jest to 175 tys. baryłek. TonenGeneral Sekiyu K.K. poinformowało zaś, że zawiesza produkcję w swojej jednostce przetwarzającej 335 tys. baryłek.

W efekcie cena baryłki ropy Brent z dostawą w kwietniu spadła o 2,4 proc. do poziomu 111,16 dolarów. To najniższa cena od końca lutego.

Na rynkach spadają też ceny innych surowców, np. miedzi. To skutek wstrzymania produkcji przez japoński przemysł. Stanęło 10 fabryk Sony, największego japońskiego eksportera elektroniki domowej. Toyota zamknęła 12 swoich zakładów.

Spadki cen surowców najprawdopodobniej jednak długo nie potrwają. Nie ma powodów, by ropa nadal taniała, bo niepokoje na Bliskim Wschodzie nie ustały. Tym razem główną areną stał się Bahrajn. Mimo użycia przez policję gazu łzawiącego i gumowych kul nie udało się odblokować głównych ulic w stolicy kraju Manamie. Rząd Bahrajnu poprosił o wsparcie militarne inne kraje Zatoki Perskiej. Prędzej czy później wrócą też wzrosty na rynku metali. Choćby dlatego, że Japonia będzie musiała się odbudować – a to powinno generować popyt na surowce.

– Inwestorzy na giełdzie już dyskontują taki scenariusz. Tracą akcje firm ubezpieczeniowych, ale zyskują przedsiębiorstwa budowlane. To, co się dziś dzieje na rynku surowców, to w dużym stopniu reakcja psychologiczna. Gdy nastroje się poprawią, ceny powinny znów pójść w górę – mówi Michał Fronc.

Główny indeks japońskiej giełdy Nikkei 225 spadł w poniedziałek o ponad 6 proc. (CC BY-NC-SA artemuestra)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Co z tą ropą?

Kategoria: Analizy
Po ataku Rosji na Ukrainę cena ropy naftowej przebiła barierę 100 dolarów za baryłkę po raz pierwszy od 2014 r. Obecny wzrost cen powodują przede wszystkim czynniki podażowe.
Co z tą ropą?