To, w jaki sposób Polska wykorzysta wzrost podaży pracy, będzie zależeć w dużej mierze od elastyczności pracodawców, a także od działań państwa.
W latach 2013–2018 napływ migrantów zarobkowych z Ukrainy powodował zwiększenie podaży pracy w Polsce średnio o 0,8 proc. rocznie, a wkład ukraińskich pracowników we wzrost polskiego PKB w tym okresie wynosił przeciętnie 0,5 pkt proc. rocznie, co stanowi około 13 proc. całego wzrostu. To wyniki badań polskich badaczy ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie i z Narodowego Banku Polskiego, opublikowanych we wrześniu 2021 r. w „Review of World Economics”.
Jak wskazuje jeden z autorów publikacji, dr hab. Paweł Strzelecki z Kolegium Analiz Ekonomicznych SGH, migracja zarobkowa z Ukrainy rosła w latach 2020–2021 mimo trwającej pandemii koronawirusa. Wybuch wojny w Ukrainie zmienia jednak perspektywę.
– To kompletna zmiana sytuacji zarówno pod względem ilościowym, jak i jakościowym. Z jednej strony uchodźcy, którzy przyjeżdżają do Polski, w związku z nowymi przepisami mają obecnie otwarty dostęp do rynku pracy, znika kwestia oświadczeń o zatrudnieniu cudzoziemca, które wcześniej warunkowały pobyty krótkoterminowe i cyrkulacyjne. Teoretycznie nie powinno być więc problemów z podażą pracy. Z drugiej strony do Polski napłynęło dużo kobiet z dziećmi, co powoduje, że będziemy mieli do czynienia z takim rodzajem migracji, z jakim do tej pory się nie zetknęliśmy – tłumaczy Paweł Strzelecki.
Odwrócenie historycznych trendów demograficznych na polskim rynku pracy
Inny profil migracji
Struktura migracyjna to jeden z kluczowych czynników warunkujących, w jaki sposób napływ uchodźców z Ukrainy będzie oddziaływać na polski rynek pracy.
Jak wskazuje Andrzej Kubisiak z Polskiego Instytutu Ekonomicznego, funkcjonuje pewna kalka myślowa, że obywatele Ukrainy przyjeżdżają do Polski, aby podjąć pracę.
– Obecnie stykamy się z migracją uchodźczą, a nie z zarobkową. To jest zupełnie inny profil w porównaniu z tym, który widzieliśmy po 2014 r., kiedy wybuchł konflikt w Donbasie. Wówczas obywatele Ukrainy przyjeżdżali do Polski w większości po to, aby zarobić w jak najkrótszym czasie i zgromadzony kapitał wysłać do rodzin. Teraz przyjeżdżają, by chronić swoje zdrowie i życie. Wiele z tych osób może borykać się z traumą wojenną. Musimy pamiętać, że osoby, które uciekają przed wojną, w pierwszej kolejności nie myślą o pracy, ale wymagają opieki i wsparcia zarówno materialnego, jak i psychologicznego – podkreśla ekspert. I potwierdza, że mniej więcej połowa osób, które uciekły z Ukrainy do Polski, to dzieci i osoby nieletnie. Pozostała część to przede wszystkim kobiety i ludzie w wieku emerytalnym.
Struktura migracyjna to jeden z kluczowych czynników warunkujących, w jaki sposób napływ uchodźców z Ukrainy będzie oddziaływać na polski rynek pracy.
Nie można zapominać o ruchu w drugą stronę. Część mężczyzn, którzy pracowali w Polsce, wróciła do Ukrainy, gdzie zaciągnęła się do wojska.
– Nie wiadomo, ilu to dokładnie pracowników. Według danych polskich i ukraińskich służb granicznych mowa o ok. 220 tys. osób, które przekroczyły polską granicę w stronę Ukrainy po wybuchu wojny, jednak część zrobiła to tylko po to, aby zabrać rodziny i potem wrócić z nimi do Polski. Na pewno możemy jednak mówić o ubytku kilkudziesięciu tysięcy mężczyzn. Dotyka to przede wszystkim takich sektorów jak produkcja, budownictwo i transport – mówi Andrzej Kubisiak.
Krzysztof Inglot, ekspert ds. rynku pracy, założyciel agencji pracy tymczasowej Personnel Service szacuje, że z Polski wyjechało ok. 150 tys. Ukraińców i połowę z nich mogą stanowić pracownicy z branży budowlanej oraz kierowcy samochodów ciężarowych.
– Trzeba jednak zwrócić uwagę, że obecnie wyjechało z Polski mniej obywateli Ukrainy niż w pierwszych tygodniach epidemii koronawirusa. Wtedy nasz kraj opuściło ponad 250 tys. osób. To nie jest niespotykana sytuacja – wskazuje.
Sezon na pracę
Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że pod koniec 2021 r. na polskim rynku pracy było około 140 tys. wakatów.
– Możemy przyjąć, że jest to wartością trochę zaniżoną w stosunku do realnego zapotrzebowania w gospodarce. Jednocześnie, jeśli te 140 tys. nie robi dużego wrażenia, to trzeba znać miarę porównawczą. To jest drugi najwyższy wynik w historii naszego kraju, jeżeli chodzi o liczbę wolnych miejsc pracy pod koniec roku – mówi Andrzej Kubisiak. Więcej było tylko w grudniu 2018 r. Jednocześnie stopa bezrobocia utrzymuje się na niskim poziomie, w lutym 2022 r. wyniosła 5,5 proc.
– Te dwa wskaźniki najprościej pokazują, że polski rynek pracy w przededniu wojny był bardzo mocno rozgrzany – o dużej chłonności i dużych potrzebach kadrowych – zauważa ekonomista.
Mariusz Zielonka, ekspert ekonomiczny Konfederacji Lewiatan, szacuje, że w lutym na polskim rynku pracy było łącznie około 600 tys. wolnych miejsc pracy.
– Wydaje się, że przy takiej ilości uchodźców oraz fakcie, że blisko jedna trzecia z nich to kobiety mogące podjąć zatrudnienie, rynek pracy poradzi sobie z takim napływem nowych pracowników – ocenia.
Dodatkowo w ostatnich miesiącach polscy pracodawcy napotykają trudności ze znalezieniem pracowników w niemal wszystkich sektorach gospodarki.
– W zasadzie nie ma w Polsce regionu, gdzie byłyby grupy zawodowe, w których nie występuje jakiegoś rodzaju deficyt – zauważa Mateusz Żydek, rzecznik prasowy agencji zatrudnienia Randstad.
Potrzeby mogą być jeszcze większe. Zdaniem Krzysztofa Inglota w tym roku możliwe jest powstanie ok. 700 tys. miejsc pracy.
– Oczywiście najwięcej ofert pracy będzie w przemyśle, ale też w sektorze HoReCa, czyli w turystyce, gastronomii i hotelarstwie, gdzie pojawią się miejsca pracy idealne dla kobiet. Niedługo rusza też rolnictwo i sadownictwo – wskazuje.
Z badań przeprowadzonych przez Polski Instytut Ekonomiczny na początku marca wynika, że 14 proc. firm w Polsce planowało zwiększyć poziom zatrudnienia w ciągu trzech miesięcy.
– Kluczowe są tutaj sektory związane z handlem czy z usługami, które mają dwucyfrowe wskazania, jeżeli chodzi o plany zwiększenia zatrudnienia. Firmy zamierzają pozyskiwać nowych pracowników, ale to nadal 14 proc. w skali gospodarki, a nie 60 proc. To nie jest tak, że wszystkie firmy będą szukać teraz pracowników. Część może zaplanować rekrutacje, ale osób z innym profilem zawodowym niż obywatele Ukrainy, którzy przyjechali w ostatnich tygodniach do Polski – komentuje Andrzej Kubisiak.
Tego samego zdania jest Mateusz Żydek. Wskazuje, że sytuacja na rynku pracy wydaje się korzystna z punktu widzenia obywateli Ukrainy, którzy przyjechali do Polski. To jednak perspektywa statystyczna. Kluczowe mogą się okazać szczegóły.
Praca doraźna
– Profil osób, które dotarły do Polski, niekoniecznie może odpowiadać na zapotrzebowanie na pracowników – zauważa rzecznik Randstad. W jego ocenie potrzeby obywateli Ukrainy w zakresie zatrudnienia w Polsce można podzielić na dwie kategorie. W pierwszej kolejności chodzi o pracę doraźną, aby stanąć na nogi. Celem jest uniezależnienie się od pomocy i przyjęcie każdej oferty, która niekoniecznie musi być związana z kwalifikacjami. Taka praca jest, dostępne są oferty np. w branży produkcyjnej, logistycznej czy w handlu spożywczym. Te trzy branże mogą zaproponować pracę doraźną, gdzie nie ma dużych barier wejścia i nie są wymagane specjalistyczne umiejętności.
– Jeśli spojrzeć na strukturę wakatów w Polsce, połowa nieobsadzonych miejsc pracy to były miejsca dostępne w przemyśle, budownictwie i w logistyce – wylicza z kolei Andrzej Kubisiak. Jak jednak dodaje, to branże, które w pierwszej kolejności zatrudniają raczej mężczyzn. – Choć część stanowisk w tych branżach może dotyczyć prac administracyjno-biurowych i zaplecza organizacyjnego, to zapotrzebowanie jest głównie na pracowników fizycznych i osoby z uprawnieniami do obsługi poszczególnych urządzeń czy maszyn. To kluczowe wyzwanie w zakresie profilu kandydatów na rynek pracy – ocenia ekspert PIE.
Według Mateusza Żydka wiele będzie zależało od pracodawców i od tego, na ile będą w stanie przebudować profile stanowisk, aby możliwe było tworzenie miejsc pracy dla kobiet.
– Myślę, że możemy tu mówić o szansie na rynku pracy w ogóle i o możliwości podejmowania zatrudnienia nie tylko w kontekście obywatelek Ukrainy, ale szerzej – wszystkich kobiet – uważa.
W przypadku handlu spożywczego, który jest sektorem otwartym na kobiety i mógłby się stać miejscem zatrudnienia dla Ukrainek, pojawia się wyzwanie związane ze znajomością języka polskiego. Kluczowe może się okazać wsparcie w nauce języka, zarówno ze strony państwa, jak i pracodawców. Kolejna branża, która będzie potrzebować pracowników, również kobiet, to e-commerce. Chodzi tu o zatrudnienie w centrach sortowania, pakowania i w punktach logistycznych.
Skorzystać może również sektor opieki, zwłaszcza nad seniorami i osobami przewlekle chorymi.
– Niedobory w tym sektorze są w Polsce widoczne i dotkliwe od dłuższego czasu. Uwolni to też zasoby pracy Polek, które będą mogły wrócić na rynek pracy – zauważa prof. dr hab. Izabela Grabowska, socjolożka i ekonomistka z Akademii Leona Koźmińskiego, dyrektorka Centrum Badań nad Zmianą Społeczną i Mobilnością. Jak dodaje, należy też brać pod uwagę pracę na rzecz innych.
– Polki i Polacy dokonali niesamowitej mobilizacji charytatywnej; Polska w pewnym momencie stała się jedną wielką organizacją pozarządową. Ludzie tracą siły. Niech podzielą się doświadczeniem z Ukrainkami, które mogą przejąć część tej pracy charytatywnej. Potrzebna będzie również pomoc w integracji, między innymi w zakresie tego, jak odnaleźć się w dużym mieście, kiedy przyjechało się z małego miasta albo ze wsi – komentuje Izabela Grabowska.
Rynek specjalistów
Inna kategoria obywateli Ukrainy, którzy przyjechali do Polski, to osoby szukające zatrudnienia odpowiadającego ich kompetencjom.
– Nie przegapmy tego w czasie, kiedy społeczeństwo polskie bardzo szybko się starzeje. Zidentyfikujmy i zdiagnozujmy pracowników wysoko wykwalifikowanych, żeby nie odpłynęli do innych krajów; dobrze zagospodarujmy ich kwalifikacje – radzi Izabela Grabowska.
Zidentyfikujmy i zdiagnozujmy pracowników wysoko wykwalifikowanych, żeby nie odpłynęli do innych krajów; dobrze zagospodarujmy ich kwalifikacje.
W Polsce nie brakuje stanowisk pracy dla specjalistów. Jak zauważa Mateusz Żydek, często jest to praca w międzynarodowych organizacjach, gdzie dobra znajomość języka polskiego nie zawsze jest wymagana. W przypadku takich wakatów trzeba jednak pamiętać, że procesy rekrutacyjne są nieco dłuższe, więc nie jest to praca dostępna od ręki. Chodzi przede wszystkim o wakaty w branży IT.
– Na pewno na polskim rynku docenieni będą również inżynierowie, począwszy od inżynierów logistyki aż po inżynierów procesów. Poszukiwane są także osoby z umiejętnościami technicznymi, w tym z wszelkimi uprawnieniami elektrotechnicznymi czy związanymi z automatyzacją w firmach – wylicza Mateusz Żydek. Ponownie pojawia się jednak pytanie, na ile te stanowiska będą dostępne dla kobiet.
– Trzeba też pamiętać, że firmy w związku z tym, że do Polski przyjechała duża liczba Ukraińców, poszukują też osób ze znajomością języka ukraińskiego. W dłuższej perspektywie, jeśli założymy, że pojawi się popyt na usługi skierowane do Ukraińców, którzy przyjechali do Polski, na nauczycieli, obsługę klienta, na wsparcie prawne, to oznacza, że mamy potencjał do tworzenia kolejnych, unikalnych miejsc pracy – zauważa rzecznik Randstad.
Czy zagraża nam dumping
Krzysztof Inglot ocenia, że obecnie można mówić o 20-krotnym wzroście zapytań o pracę w porównaniu z okresem sprzed wybuchu wojny w Ukrainie. Czy zatem wzrost liczby osób, które pilnie potrzebują zatrudnienia, nie doprowadzi do dumpingu płacowego i socjalnego? Powinny przed tym chronić przepisy o płacy minimalnej.
Negatywnego scenariusza nie spodziewa się Andrzej Kubisiak. Jak zauważa, doświadczenia z innych krajów pokazują, że migracja uchodźcza niekoniecznie obniża warunki zatrudnienia czy socjalne na rynku pracy.
– Dobrym przykładem są badania amerykańskie dotyczące migracji uchodźczej z objętej sankcjami Kuby. Na Florydzie zbadano wpływ migracji kubańskiej na tamtejszy rynek pracy i nie odnotowano ani dumpingu płacowego, ani socjalnego, co sugerowałoby, że stwierdzenie, iż napływ migrantów musi psuć rynek pracy, jest na wyrost – ocenia.
Zauważa, że w ostatnich latach cudzoziemcy przyjmowali głównie te oferty pracy, których nie chcieli Polacy. Najlepszym przykładem są prace sezonowe związane z rolnictwem i sadownictwem. Przed wybuchem wojny podobnie kształtowała się sytuacja na przykład w budownictwie czy transporcie, które w dużej mierze uzależniły się od pracowników ze Wschodu.
– Osoby z Ukrainy będą zatrudniane w wielu przypadkach na najniższych oferowanych stanowiskach, często znacznie poniżej ich kwalifikacji, a jest to związane z brakiem znajomości języka polskiego lub potwierdzenia kwalifikacji. Patrząc jednak na geograficzny rozkład uchodźców w Polsce, widać, że trafiają oni do dużych miast, gdzie płaca minimalna nie daje żadnych gwarancji na godne życie. Praktyka zaniżania płacy do wynagrodzenia minimalnego nie będzie jednak w mojej ocenie problemem. Dodatkowo osoby, które przybyły, przynajmniej w pierwszych dniach wojny, mają powiązania z Polską, znajomych, rodzinę, a co za tym idzie świadomość zarobków na określonych stanowiskach – komentuje Mariusz Zielonka.
Praca a gospodarka
Są jeszcze inne zależności, które trzeba wziąć pod uwagę, na przykład pomiędzy rynkiem pracy a konsumpcją.
– Osoby, które przyjechały do Polski, generują dodatkowy popyt na produkty i usługi. Część z zarobionych tutaj pieniędzy będą wydawać w polskich sklepach na polskie produkty, co będzie wpływać również na rozwój gospodarki – twierdzi Mateusz Żydek.
Kolejne zjawisko wiąże się z zagranicznym kapitałem. Ponad dwieście firm już zdecydowało się zmniejszyć zaangażowanie bądź wycofać się z rynków rosyjskiego i białoruskiego.
– Ich zamówienia trafiają do Europy, a gros z nich do Polski. Tak dzieje się w przypadku sektora automotive czy spożywczego. Przedsiębiorstwa przenoszą też swoje centra usługowe do Polski lub uruchamiają tu produkcję. Wycofujące się z Rosji i Białorusi firmy będą tworzyły w Polsce dodatkowe miejsca pracy – uważa Krzysztof Inglot.
Większość prognoz dotyczących długofalowego wpływu migracji ukraińskiej na polską gospodarkę jest więc pozytywna.
Większość prognoz dotyczących długofalowego wpływu migracji ukraińskiej na polską gospodarkę jest więc pozytywna. Paweł Strzelecki przypomina jednak, że przyjazd uchodźców do Polski nie będzie oddziaływać na gospodarkę głównie przez podaż pracy, ale raczej przez korzystanie z usług publicznych i politykę integracyjną.
– Trzeba będzie dostosować szkoły, służbę zdrowia, próbować wykorzystać kwalifikacje tych osób także dlatego, że odsetek obywateli Ukrainy w Polsce aktywnych na rynku pracy nie będzie sięgał 80–90 proc., jak to było dotychczas, lecz będzie znacznie niższy – zauważa. Jak dodaje, gospodarka nie rośnie tylko dzięki podaży pracy, musi towarzyszyć temu popyt.
– Jeżeli popyt na rynkach światowych jest niższy i rysują się scenariusze stagflacyjne, to może się okazać, że będziemy mieli powrót do trochę wyższego bezrobocia. To jest coś, czego obawiam się w dłuższej perspektywie – wskazuje.
Kapitał do zaktywizowania
Analizując migrację uchodźczą z Ukrainy i potencjał aktywizacji zawodowej kobiet, trzeba pamiętać o wsparciu finansowym oraz zapewnieniu opieki nad dziećmi. Ustawa o pomocy obywatelom Ukrainy przyznaje możliwość ubiegania się o jednorazowe świadczenie pieniężne na utrzymanie w wysokości 300 zł na osobę. Dzieci uchodźców zostaną objęte również programem 500 plus. W szkołach tworzone są oddziały przygotowawcze dla uczniów przybywających z zagranicy, którzy nie znają języka polskiego lub znają go na poziomie niewystarczającym do nauki. Z danych na 18 marca 2022 r. wynikało, że w polskich szkołach jest już 75 tys. dzieci ukraińskich uchodźców. Resort edukacji szacuje, że uczniów pochodzących z Ukrainy, którzy mogą się zgłosić do szkół, będzie około 700 tys.
Minister rodziny i polityki społecznej Marlena Maląg ogłosiła pierwszy konkurs w ramach Resortowego Programu Aktywizacyjnego dla Cudzoziemców, z budżetem 40 mln zł. Adresowany jest do tych, którzy napotykają trudności m.in. ze znalezieniem zatrudnienia czy barierę językową i integracyjną w społeczeństwie. W konkursie ofert mogą wziąć udział samorządy, organizacje pozarządowe i instytucje rynku pracy.
Pojawiają się głosy zachęcające do szerszego korzystania ze wsparcia w ramach struktur międzynarodowych.
– Martwi mnie, że polski rząd chce być „Zosią samosią” i w niewielkim stopniu zwraca się o wsparcie solidarnościowo-socjalne do innych krajów UE. Wszystkie platformy typu sharing-economy, w tym organizacja zakwaterowania i wsparcia dla uchodźców z Ukrainy, są tworzone oddolnie i udostępniane także za granicą. Ludzie sami czują, że trzeba się dzielić opieką z innymi krajami, zwłaszcza jeśli po ich stronie jest chęć przyjęcia tych obowiązków – uważa Izabela Grabowska. Jak dodaje, dyplomatyczna ofensywa, którą od kilku tygodni przeżywa Warszawa, powinna być lepiej wykorzystana do relokacji uchodźców i współdzielenia wsparcia socjalnego w Unii Europejskiej oraz wypracowywania rozwiązań w ramach organizacji międzynarodowych.
– Ważne jest to, żeby nie stracić kapitału ludzkiego uchodźczyń i uchodźców z Ukrainy i wraz z innymi państwami UE zastanowić się, jak na ten cel przeorganizować np. Europejski Fundusz Społeczny, który wspiera rozwój oraz akumulację kapitału ludzkiego – radzi.