Autor: Katarzyna Bartman

Redaktor naczelna miesięcznika „Praca za granicą”.

Ukryte bezrobocie wyjdzie na jaw już w tym roku

Zredukowanie środków na walkę z bezrobociem spowoduje, że statystyki urzędów pracy wzrosną nawet o 400 tys. osób. Ofiarą rządowych oszczędności padną głównie tegoroczni absolwenci i osoby bez doświadczenia na rynku pracy. Minister pracy zapowiada, że jeśli bezrobocie skoczy zwróci się o dodatkowe środki z Funduszu Pracy. Ale nie teraz.
Ukryte bezrobocie wyjdzie na jaw już w tym roku

(Opr. DG/CC By-NC-SA My Tudut)

O ponad połowę w stosunku do dwóch poprzednich lat zostały w tym roku obcięte środki na aktywne formy walki z bezrobociem. Powiatowe urzędy pracy (PUP), które do tej pory wcielały się w rolę instytucji doszkalających i pośredniczących w podnoszeniu kwalifikacji zawodowych (prowadząc szkolenia, staże, prace interwencyjne i dofinansowując działalność gospodarczą osób bezrobotnych) będą teraz zmuszono mocno ograniczyć zakres działania.

Jak policzył prof. Mieczysław Kabaj, ekspert Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych oraz członek Komitetu Nauk Ekonomicznych PAN, do końca tego roku, z różnych form pomocy skorzysta ok. 350 tys. bezrobotnych. To blisko o połowę mniej, niż w latach największej prosperity urzędów pracy (2009-2010), kiedy te instytucje przeszkoliły ponad 800 tys. bezrobotnych.

Zdaniem ekspertów zmiany w systemie wychodzenia z bezrobocia bardzo szybko zaczną być widoczne w statystykach rynku pracy – bezrobocie ukryte do tej pory dzięki udziałowi osób bezrobotnych w zajęciach szkoleniowych po prostu wyjdzie na rynek pracy.

Najpoważniejszą konsekwencją cięć finansowych będzie drastyczny spadek szans młodych ludzi na wejście na rynek pracy. Duża część z nich prawdopodobnie zdecyduje się na emigrację zarobkową zagranicę.

– W tym roku, mury wyższych uczelni oraz szkół zawodowych opuści ok. 700 tys. absolwentów. Przeważająca większość z nich nie ma żadnego doświadczenia zawodowego. Samodzielne wejście na rynek pracy tych młodych ludzi jest praktycznie niemożliwe – mówi dobitnie prof. Mieczysław Kabaj.

Polscy pracodawcy nie chcą zaś zatrudniać pracowników bez żadnego doświadczenia zawodowego, ani też pokrywać kosztów ich szkolenia z własnej kieszeni. Oczekują, że zatrudniając nowe osoby otrzymają gotowy „ produkt”, to znaczy ludzi względnie dobrze przygotowanych do pracy.

– Tegoroczna fala imigracyjna może przybrać rozmiary porównywalne z tą z 2004 roku – ostrzega prof. Krystyna Iglicka, ekonomistka i wykładowca Uczelni Łazarskiego.

Spora część młodych ludzi, tych mniej aktywnych i słabiej wykształconych, zarejestruje się jednak w urzędach pracy. A to oznacza, że te w drugiej połowie roku zaczną raportować ministerstwu pracy o gwałtownie podnoszącym się bezrobociu.

Poza tym do tej pory bezrobotni korzystający ze staży, szkoleń oraz innych form pomocy byli na okres ich trwania (średnio 6 miesięcy) wyrejestrowywani z oficjalnych rejestrów bezrobotnych. To powodowało, że oficjalne statystyki urzędów pracy wykazywały mniej bezrobotnych, niż faktycznie ich było. Teraz, w związku z ograniczeniem staży i szkoleń, sytuacja się zmieni. Ludzie, którzy nie będą w stanie zaistnieć na rynku pracy i którym urzędy nie będą miały niczego do zaoferowania trafią wprost do statystyk bezrobocia.

Według obliczeń prof. Kabaja będzie to od 300 do 400 tys. osób. Warto podkreślić, że będą to głównie tegoroczni absolwenci szkół – osoby bez prawa do zasiłku, które nabywa się dopiero po przepracowaniu pełnych 12 miesięcy.

– Jeśli sektor przedsiębiorstw nie stworzy w tym roku kilkuset tysięcy nowych miejsc pracy, a na to się raczej nie zanosi, to sytuacja młodych ludzi na rynku pracy naprawdę będzie bardzo trudna – ostrzega prof. Kabaj.

Na inwencję pracodawców w tym zakresie trudno będzie liczyć. Przedsiębiorcy przyjęli bowiem postawę wyczekującą – nie inwestują, nie zatrudniają, wolą zgromadzone środki trzymać na lokatach bankowych. Ze statystyk wynika, że w 2011 roku firmy stworzyły zaledwie ¼ nowych miejsc pracy w porównaniu do liczby nowych miejsc pracy, które powstały roku 2010. W ubiegłym roku do urzędów pracy wpłynęło też o 27 proc. ofert pracy mniej niż rok wcześniej. Tylko co 10 dostępna na rynku pracy oferta trafia zaś do „pośredniaków”. To z kolei spowodowało, że pod koniec ubiegłego roku na jedną ofertę pracy w przypadało w urzędzie pracy od 30 do 58 bezrobotnych.

Sytuację pogarsza fakt, że wzrosły koszty zatrudnienia. Od tego roku o 2 proc. wzrosła składka rentowa, a także płaca minimalna, która wynosi 1500 zł. To szczególne utrudnienie dla małych firm.

Już od ponad roku pracodawcy konsekwentnie zmniejszają liczbę stałych etatów i zastępują je elastycznymi formami zatrudnienia: umowy o dzieło, praca tymczasowa itd. Omawiane zmiany nie zachęcą ich do zwiększania liczby etatów. Jak wynika z danych GUS, zestawiając tylko wrzesień 2010 r. do września 2011 r. liczba etatów w mikroprzedsiębiorstwach spadała aż 13 tys.

Zdaniem ekonomistów przy takich trendach na rynku pracy problemu rosnącego bezrobocia nie da się rozwiązać bez interwencji rządu. Wyjściem z sytuacji mogłoby być odmrożenie – na wniosek ministra pracy, przez ministra finansów – części rezerw zgromadzonych na koncie Funduszu Pracy, z którego to funduszu pochodzą właśnie środki na aktywną walkę z bezrobociem. Jak obliczył prof. Kabaj, uruchomienie tylko jednego miliarda złotych z rezerwy, która wynosi obecnie 5 mld zł, umożliwiłoby udzielenie w tym roku aż 60 tys. dotacji (po 18 tys. zł) na założenie własnej działalności gospodarczej. De facto oznaczałoby to stworzenie kilkudziesięciu tysięcy nowych miejsc pracy.

Zdaniem profesora właśnie taka forma walki z bezrobociem jest obecnie najbardziej efektywna. Młodzi przedsiębiorcy niemal od razu włączają się w system fiskalny płacąc podatki i składki do ZUS, a często sami stają się aktywnymi pracodawcami tworzą kolejne miejsca pracy.

Inne formy pomocy udzielanej bezrobotnym przez urzędy pracy dają znacznie gorsze efekty. Z poufnych danych urzędów pracy, do których dotarliśmy efektywność szkoleń waha się w zależności od regionu. W Gdańsku 53 proc. osób biorących udział w szkoleniach nie wróciło już do urzędu pracy, by zarejestrować się jako osoba bezrobotna. W Warszawie było to zaledwie 27 proc. osób., czyli tylko co trzecia przeszkolona osoba.

PUP-y nie sprawdzają, jak się potoczyły losy tych osób na rynku pracy – przyjmują, że skoro nie wracają, to znalazły zatrudnienie, co nie musi być zgodne z rzeczywistością.

Trochę lepsze efekty dają staże – przynajmniej teoretycznie. Z danych resortu pracy za 2010 rok wynika, że średnio co druga osoba po stażu organizowanym przez PUP weszła z powodzeniem na rynek pracy – pracodawca oferował jej stałe zatrudnienie.

– Nie jest to może imponujący wynik, ale nie jest też tragicznie zły. Staże zawodowe oraz prace interwencyjne cieszyły się naprawdę ogromnym powodzeniem wśród pracodawców. Korzystali z nich młodzi ludzie, którzy nie ukończyli 27 roku życia – przypomina prof. Kabaj.

Nawet przywrócenie dotychczasowego poziomu dofinansowania do walki z bezrobociem nie rozwiąże jednak narastającego problemu rosnącej liczby absolwentów wchodzących na rynek pracy. Jak wynika z danych GUS, do 2015 r. na rynek pracy wejdzie od 3,5 mln do 4,7 mln absolwentów (dokładne oszacowanie tej liczby nie jest możliwe, gdyż nie wszyscy absolwenci podejmują pracę zaraz po ukończeniu szkoły, część osób z tej grupy uczy się lub studiuje i równolegle już pracuje).

Dziś postrzega się to głównie w kategoriach problemu, ale to ogromny ludzki potencjał i szansa dla polskiej gospodarki. Pokolenia, które wchodzą w dorosłe życie są zdaniem ekspertów lepiej wykształcone niż te wcześniejsze. Kolejna taka fala wyżu demograficznego zdaniem demografów szybko się nie powtórzy, później kraj zacznie cierpieć na braki kadrowe. Przed rządem stoi poważne wyzwanie, jak tych najlepszych zatrzymać w kraju, w sytuacji kiedy polscy pracodawcy oferują im stawki średnio o ¾ niższe niż Brytyjczycy, Norwegowie czy Niemcy.

– Rząd nie ma żadnej długofalowej strategii, jak zaradzić nadciągającym kłopotom. Raport ministra Michała Boniego „Polska 2030” jest zbyt ogólnikowy, nie zawiera żadnych konkretnych propozycji politycznych, a tu trzeba działać już dziś – alarmuje prof. Kabaj.

Czy argumenty te przekonają Ministra Pracy do podjęcia skutecznej interwencji? Ministerstwo twierdzi, że na takie decyzje jest za wcześnie.

– Na razie monitorujemy sytuację na rynku pracy i nie widzimy pilnej potrzeby podjęcia interwencji – informuje pracownica biura prasowego resortu pracy.

(Opr. DG/CC By-NC-SA My Tudut)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Uchodźcy na rynku pracy: bilans na plus i liczne wyzwania

Kategoria: Analizy
Napływ obywateli Ukrainy do Polski może się okazać zastrzykiem kapitału ludzkiego dla niektórych branż, borykających się z brakami kadrowymi. Jednak kobiety i dzieci nie wypełnią wakatów w budownictwie i przemyśle.
Uchodźcy na rynku pracy: bilans na plus i liczne wyzwania

Praca dla uchodźczyń z Ukrainy

Kategoria: Analizy
Czy gdyby rozpętana przez Rosję wojna z Ukrainą trwała dłużej niż góra dwa miesiące lub gdyby z hipotetycznych dziś powodów powrót uchodźców do Ojczyzny był niemożliwy przez np. najbliższy rok, to czy bylibyśmy w stanie zapewnić im w Polsce pracę? Trudne pytanie, ale trzeba spróbować na nie odpowiedzieć.
Praca dla uchodźczyń z Ukrainy