Do profesjonalnych firm pracodawcy zwracają się więc zwykle wówczas, gdy szukają bardzo rzadkich specjalistów lub doświadczonej kadry. (CC By-NC-SA My Tudut)
Za pośrednictwem urzędów pracy firmy rekrutują głównie niewykwalifikowanych robotników. Również bezrobotni wolą, przy poszukiwaniu pracy, zdać się na własne siły lub na znajomych. Tylko co trzeci przeszkolony w urzędzie pracy bezrobotny znalazł dzięki temu posadę.
Jedynie od 5 do 10 proc. polskich pracodawców zgłasza wolne stanowiska w swojej firmie w urzędzie pracy – wynika z najnowszego badania przeprowadzonego przez ekspertów rynku pracy z Instytutu Ekonomicznego Narodowego Banku Polskiego (IE). Tak duża niechęć firm do usług rekrutacyjnych świadczonych przez publiczne służby zatrudnienia, to głównie efekt braku zaufania do kompetencji zawodowych pracujących w tych urzędach osób, a także obawa pracodawców przed rozbudowaną biurokracją, która towarzyszy współpracy z tzw. pośredniakami.
Z danych zebranych w 1100 firmach oraz w 50 (na 380 istniejących) powiatowych urzędach pracy (PUP) wynika również, że zarówno pracodawcy, jak i pracownicy poszukują kandydatów do pracy lub ofert pracy samodzielnie, przez media lub najbliższych i znajomych. Urzędy pracy oraz agencje pracy są traktowane przez pracodawców jako ostateczność. Te ostatnie (tj. agencje) ze względu na wysokie koszty rekrutacyjne. Jak policzyli eksperci IE, pomijając usługi agencji pracy, pracodawca chcąc samodzielnie zrekrutować pracownika musi wydać obecnie od 15 do 30 proc. miesięcznych przyszłych zarobków przewidzianych na danym stanowisku pracy. W przypadku korzystania z usług agencji, cena poszukiwań pracownika zaczyna się zwykle od miesięcznej pensji danego kandydata w górę.
Do profesjonalnych firm pracodawcy zwracają się więc zwykle wówczas, gdy szukają bardzo rzadkich specjalistów lub doświadczonej kadry zarządzającej. Agencje udzielają bowiem na takich kandydatów „gwarancji”, co oznacza tyle, że w przypadku zwolnienia takiego kandydata lub jego dobrowolnego odejścia, szukają na jego miejsce innego, ale już za darmo.
Z kolei w przypadku urzędów pracy, najczęściej zgłaszają się tam pracodawcy poszukujący niewykwalifikowanych robotników (np. pracowników produkcyjnych). Aż 40 proc. zarejestrowanych w urzędach bezrobotnych ma dla pracodawców nieatrakcyjne kwalifikacje zawodowe. Tylko co drugi z tej grupy posiada własne środki finansowe na przekwalifikowanie się.
Mimo to, oczekiwania płacowe bezrobotnych w stosunku do oferowanych przez rynek płac, nieznacznie wzrosły (tj. średnio o 75 zł). Według Badania Ankietowego Rynku Pracy (BARP) średnia oczekiwana miesięczna płaca osoby bezrobotnej to obecnie 1630 zł. Wpływ na wielkość oczekiwań finansowych mają zarówno: ogólny wzrost płac w gospodarce narodowej jak i inflacja. Jednak najczęstszym punktem odniesienia dla bezrobotnych jest wysokość płacy minimalnej.
Co ciekawe, osoby bezrobotne, które w przeszłości pracowały ponad rok zagranicą, po dłuższym czasie pozostawania na bezrobociu są skłonne zaakceptować płace średnio o 22 proc. niższe, niż otrzymywały u ostatniego pracodawcy. Takiej elastyczności nie wykazują natomiast długotrwale bezrobotni, którzy nie byli nigdy emigrantami zarobkowymi.
Według ekspertów, ten brak elastyczności płacowej może wiązać się również z tym, że część osób zarejestrowanych w urzędach, nie jest zainteresowana aktywnym poszukiwaniem pracy, ale np. udzielanymi tam świadczeniami społecznymi ( np. ubezpieczeniem zdrowotnym). Z kolei co dziesiętne gospodarstwo domowe z osobami bezrobotnymi utrzymuje się z zagranicznych transferów osób bliskich, które wyemigrowały za pracą. Bezrobotnych tych również nie interesuje praca zarobkowa.
Z danych BARP wynika, że takich bezrobotnych – nieaktywnych jest w sumie w urzędach 16,8 proc. Ale, co ważne, aż 17,2 proc. z tej grupy deklaruje, że chciałoby założyć własną działalność gospodarczą. Z badania wszystkich respondentów (4 tys. bezrobotnych ) wynika natomiast, że tylko 2 do 3 proc. chciałoby mieć własne firmy. To i tak aż 10. krotnie przewyższa obecne możliwości ich wsparcia ze środków Funduszu Pracy i Europejskiego Funduszu Społecznego. Budżet na Fundusz Pracy w 2011r. został bowiem obcięty przez ministra finansów aż o połowę.
Nowych miejsc pracy nie tworzą bezrobotni, ale i pracodawcy. Z danych o tzw. przepływach pracowniczych (odpływy i napływy pracowników do firm), wynika bowiem, że w okresie 12 ostatnich miesięcy aż 85 proc. firm doświadczyło zmian kadrowych, z tym, że w większości z nich pracodawcy utrzymali dotychczasowy status quo zatrudnienia, czyli nie zwalniali pracowników, ale też nie tworzyli nowych miejsc pracy. Na ogół nowi pracownicy przychodzili na miejsce odchodzących z firmy, lub „stare stanowisko pracy”, w wyniku restrukturyzacji, zastępowane było nowym. Analitycy zauważyli również, że w dużej części inwestycje kapitałowe nie przysłużyły się do kreacji nowych miejsc pracy, a jedynie posłużyły do relokacji posiadanych zasobów kadrowych. Wprowadzenie innowacyjnych rozwiązań również nie spowodowało w firmach większych zmian w restrukturyzacji zatrudnienia.
Największe rotacje zatrudnienia odnotowano w sektorze budowlanym oraz turystyce – działach uzależnionych od sezonowości oraz koniunktury na rynku. Ale i tam większość odejść wiązała się z wygaszaniem umów czasowych o pracę, a nie z grupowymi zwolnieniami. W okresie spowolnienia gospodarczego pracodawcy woleli korzystać z tzw. elastycznych form zatrudnienia i zatrudniać na okresowe umowy o pracę lub w formie umów zleceń, niż oferować nowym pracownikom etaty. Podobny mechanizm dotyczy systemu wynagrodzeń. Zamiast podwyżek płac, pracodawcy wolą podwyższać pracownikom tzw. ruchome części wynagrodzenia, czyli premie i nagrody, nie wiążąc sobie rąk prawnymi zobowiązaniami wynikającymi z umów.
Autorzy raportu apelują do rządu o jak najszybsze udostępnienie środków z Funduszu Pracy a także programów szkoleniowych utworzonych w ramach aktywnych polityk rynku pracy, wszystkim osobom poszukującym pracy, a nie tylko bezrobotnym spełniającym ustawowe kryteria. Jak wynika bowiem z wielu badań, aż 30 proc. osób pozostających bez pracy, nie rejestruje się w urzędach pracy. Pomocy – w postaci szkoleń pozwalających za zmianę kwalifikacji zawodowych – wymagają też osoby pracujące, szczególnie z grupy wiekowej 45+.
> czytaj też: Polak, dobry lider na czas kryzysu