Autor: Jacek Ramotowski

Dziennikarz zajmujący się rynkami finansowymi, zwłaszcza systemem bankowym.

W planie rozwoju Polski giełda jest konieczna

Realizacja Planu na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju wicepremiera Mateusza Morawieckiego nie będzie możliwa bez pośrednictwa rynku kapitałowego. Plan ten jest także szansą na przetrwanie i rozwój warszawskiej giełdy – mówi Konrad Konarski, partner w firmie prawniczej Baker & McKenzie.
W planie rozwoju Polski giełda jest konieczna

Konrad Konarski

ObserwatorFinansowy.pl: Podoba się panu Plan na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju?

Konrad Konarski: Jest bardzo piękny.

A poza wrażeniami estetycznymi?

Zawiera wiele słusznych postulatów i obiektywnie prawidłowych, długofalowych celów. Trudno się z jego tezami nie zgodzić. Jest w nim generalne przesłanie o potrzebie inwestycji, jest nawet wskazanych wiele konkretnych projektów. Mówi się w nim też, że w Polsce brakuje krajowego kapitału, że bazujemy na kapitale zagranicznym i płacimy za to ogromne odsetki inwestorom zagranicznym.

Po jednej stronie mamy więc stwierdzenie, że brakuje nam kapitału, a po drugiej, że potrzebujemy go na projekty inwestycyjne. Nie ma jednak ani słowa o tym, co w naturalny sposób te dwie strony powinno łączyć.

A co powinno je łączyć?

Rynek kapitałowy. Rynek, na którym kapitał pozyskuje się w Polsce, a nie pożycza się za granicą. Pozyskuje się kapitał i przeznacza się go na finansowanie projektów, o których mówi się w planie.

Może słowa „rynek kapitałowy” nie padają w nim ani raz, bo superinwestorem ma być państwo?

Nie ma w tym nic złego. Wpisuje się to w pewien ogólnoświatowy trend. Dużo się teraz mówi o funduszach narodowych, państwowych, typu sovereign funds, czyli o sposobach inwestowania i finansowania w sposób sterowany przez państwo, ale to inwestowanie i finansowanie niemal zawsze odbywa się przez instrumenty rynku kapitałowego.

Mimo że w planie nie wspomina się o giełdzie czy rynku kapitałowym, oczywiste jest, że gdzieś trzeba znaleźć pieniądze na sfinansowanie przewidzianych w nim ambitnych celów. Jeśli – o czym wprost jest mowa – nie chcemy korzystać z finansowania zagranicznego, bo to nas zbyt wiele kosztuje, jeżeli nie chcemy sprzedawać spółek państwowych, gdyż wolimy tworzyć narodowe championy, silne przedsiębiorstwa pod kontrolą państwa, jeśli nie ma już za bardzo jak wyciągać pieniędzy z ZUS czy z OFE, a możliwości pozyskania kapitału z banków są ograniczone, bo płacą podatek bankowy, czekają je projekty pomocy frankowiczom i nie bardzo mają ochotę na finansowanie ryzykownych projektów, to te pieniądze trzeba wziąć z innych źródeł. Jeżeli nie banki, nie dług zagraniczny, nie dług publiczny, nie inne zasoby, nie prywatyzacja, to zostaje nam tylko rynek kapitałowy.

Ale on jest w Polsce bardzo słaby.

Mamy rynek słabszy niż kilka lat temu i to wynika z kilku czynników. Spadły indeksy giełdowe, ale wahania cen to naturalna cecha giełdy. Bardziej niepokoi natomiast powolna utrata przez giełdę jej podstawowej roli – jej zmniejszający się udział w finansowaniu gospodarki i jako miejsca lokowania oszczędności. Widzimy dramatyczny spadek obrotów generowanych przez inwestorów indywidualnych. Kilka lat temu było to około 90 mld zł, a teraz około 40 mld zł rocznie.

Ci inwestorzy zniknęli z giełdy i szukają czasem bezpieczniejszych sposobów lokowania pieniędzy, jak lokaty bankowe, ale czasami też dużo bardziej ryzykownych, jak forex. Zmniejsza się rola giełdy jako miejsca, gdzie inwestorzy indywidualni bezpiecznie i długoterminowo lokują oszczędności, lecz także takiego, gdzie można inwestować z większym ryzykiem i większym zwrotem.

Skoro państwo nie bardzo ma źródło pieniędzy na rozwój, to skąd je brać?

W planie jest o tym mowa. Wspomina się o istniejących w Polsce dużych oszczędnościach zarówno osób prywatnych, jak i przedsiębiorstw. Te oszczędności są teraz lokowane w depozytach bankowych albo w obligacjach skarbowych. Mówi się w planie, że po pierwsze oszczędności krajowe trzeba pomnożyć, a po drugie wykorzystać je dla rozwoju i jego finansowania.

Tylko jak?

Właśnie tego elementu brakuje. Jak wykorzystać lokowane obecnie w bezpiecznych inwestycjach całkiem spore krajowe środki do finansowania projektów innowacyjnych i infrastrukturalnych? Potrzebny jest pośrednik między oszczędnościami i projektami inwestycyjnymi. Takim naturalnym pośrednikiem jest rynek kapitałowy. To dzięki niemu obywatele i firmy mogą kupić sobie udziały w firmie, która ma ambitny projekt i daje szanse na zyski w przyszłości. O tym niestety w planie nie ma mowy.

Powiedzmy, że lokata na 1 proc. to dla mnie za mało, a odrobinę rozumiem ryzyko foreksu. Mam trochę oszczędności, ale nie widzę na horyzoncie niczego, w co mógłbym odpowiedzialnie zainwestować. Czy państwo mogłoby stworzyć takie instrumenty?

Oczywiście, gdyby finansowanie dużych projektów odbywało się przez rynek kapitałowy. Jednym z powodów, dla których mamy coraz mniej inwestorów indywidualnych, jest brak IPO dużych, ciekawych spółek. Trafiały one na parkiet dzięki prywatyzacji i to był okres największego zainteresowanie giełdą. Najwyraźniej inwestorzy indywidualni lubią transakcje w pewnym sensie sponsorowane przez państwo. Zapewne z takim samym zapałem jak w spółki prywatyzowane inwestowaliby w ciekawe, nowe przedsięwzięcia z udziałem państwa ubrane w formę spółki giełdowej i finansowane przez publiczną emisję akcji lub obligacji.

Spółka byłaby państwowa?

Kontrolę nad spółkami realizującymi projekty mogłoby zachować państwo, bo widać, że bardzo mu na tym zależy. To kolejny powód, aby finansowania dla tych projektów szukać na rynku kapitałowym. Tylko tam można uzyskać znaczące finansowanie, pozyskując inwestorów mniejszościowych i jednocześnie zachowując kontrolę nad firmą. Nie musimy przy tym, tak jak przy finansowaniu bankowym, obciążać majątku zabezpieczeniami, zachowywać współczynników finansowych i możemy pozwolić sobie na długi okres rozkręcania się przedsięwzięcia.

Państwo wybiera projekty inwestycyjne i zakłada spółki celowe. Konkretnie kto?

To nie jest w planie powiedziane i nie jest to w gruncie rzeczy istotne. Na świecie państwowe fundusze mają różnorakie formy prawne. Byłaby to centralna, państwowa instytucja, która by takie projekty identyfikowała, pilotowała i organizowała ich finansowanie. Mógłby to być Polski Fundusz Rozwoju, Krajowy Fundusz Kapitałowy albo jakakolwiek inna agenda rządowa.

PwC policzył, że 900 firm prywatnych mogłoby korzystać z rynku kapitałowego, a tego nie robi. Dlaczego?

Powody są różne. Może to być obawa przed utratą kontroli, problem z wymogami informacyjnymi obowiązującymi na giełdzie albo zwykła ludzka niechęć do wpuszczenia obcych inwestorów do własnego biznesu. Czasami po prostu łatwiej iść do banku i uzyskać kredyt. Moim zdaniem, jeżeli przedsiębiorca naprawdę ambitnie myśli o własnej firmie, to rynek kapitałowy jest najlepszą i jedyną opcją. Niemal każda duża firma na świecie jest lub była spółką giełdową. Zamykanie się w strukturze firmy prywatnej jest może łatwiejsze, ale blokuje rozwój przedsiębiorstwa.

Czy państwo może coś zrobić w tej sprawie?

Z punktu widzenia państwa obecność przedsiębiorstw na giełdzie jest bardzo korzystna. Notowane na niej firmy mają obowiązki informacyjne, są przejrzyste, dbają o reputację, nie wchodzą w szarą strefę, zatrudniają na umowę o pracę i nie tworzą holdingów w rajach podatkowych. Nie ukrywają zysków. Przeciwnie, dbają, aby były jak najwyższe ku uciesze inwestorów. Płacą więc podatek dochodowy. W spółkach giełdowych państwo automatycznie dostaje wszystko to, o co w firmach prywatnych muszą walczyć całe rzesze inspektorów kontroli skarbowej i pracowników inspekcji pracy.

W oczywistym interesie państwa jest, aby jak najwięcej spółek było na giełdzie. Warto więc, aby państwo stworzyło jakieś realne zachęty dla wchodzenia na giełdę. Mogą to być ulgi w podatku dochodowym, tak jak robi to wiele państw azjatyckich, ale również inne zachęty niefinansowe, np. dodatkowe kilka punktów przy dostępie do zamówień publicznych czy do finansowania europejskiego. To dla państwa śmieszna cena za pewność, że mamy do czynienia ze spółką, która jest transparentna, płaci podatki, nie jest wydmuszką i jutro się nie zwinie.

Tu i ówdzie słyszy się o propozycjach, żeby zamknąć giełdę.

Jeśli do tego dojdzie, to w jaki sposób będziemy finansować te wszystkie innowacyjne przedsiębiorstwa, o których braku od tak wielu lat się mówi? Gdyby w Stanach Zjednoczonych nie było rynku kapitałowego, to Facebook, Apple, Google i setki innych przedsiębiorstw nigdy nie wyszłoby z garaży i dzisiaj nie byłoby największymi firmami świata.

Wyobraża Pan sobie Marka Zuckerberga, jak w swoich sandałach przychodzi do banku i prosi o miliardowy kredyt bez zabezpieczeń, tylko dlatego że ma dobry pomysł na stronę internetową? Na giełdzie takie rzeczy są możliwe. Trzeba tylko przekonać inwestorów, że pomysł jest świetny i ma perspektywy zysku. To esencja innowacji. Możemy o nich mówić godzinami i tworzyć wspaniałe państwowe programy, ale prawda jest taka, że coś z nich wyjdzie tylko wtedy, gdy ktoś da genialnemu przedsiębiorcy szansę sfinansowania jego niekonwencjonalnego pomysłu i perspektywę zarobienia ogromnych pieniędzy.

To daje tylko rynek kapitałowy. Innowacje to zwykle duże ryzyko, niestałe przychody i brak majątku trwałego – trzy rzeczy, których banki z natury nie lubią.

Państwo wybiera projekty i tworzy spółki, które emitują akcje, obligacje. Czegoś mi tu brakuje. Zaufania?

Zaufanie będzie potrzebne, aby przekonać prywatnych inwestorów, że w państwowe projekty warto zainwestować. Tak samo jak w przypadku każdej spółki prywatnej wchodzącej na giełdę. Wiele z projektów już wskazanych w planie wicepremiera Mateusza Morawieckiego to świetne pomysły i nie byłoby problemów ze znalezieniem inwestorów, lecz nie wystarczy ich przekonać, że warto wejść w jakiś projekt. Trzeba też dać im pewność, że będą mogli wyjść. To nie będzie możliwe, jeśli nie będzie silnej i płynnej giełdy. Ona pozwala nie tylko kupić akcje czy obligacje jakiejś firmy, lecz również w dowolnej chwili je sprzedać.

Giełda zdaje sobie sprawę ze swej słabości. Gdzie powinna szukać pomysłu na siebie?

Impulsem do jej ponownego rozwoju może być właśnie udział w planie wicepremiera Morawieckiego. Giełda potrzebuje nowych spółek, nowych ciekawych inwestycji i nowych oszczędności. Dokładnie o tym samym mówi plan i wszystkie te elementy można połączyć właśnie na parkiecie. To może być szansa dla giełdy na zwiększenie liczby instrumentów, obrotów i płynności.

Niektórzy porównują giełda do kasyna…

Nikt, kto choć trochę rozumie gospodarkę, nie używa takich sformułowań. Jedynie ktoś, kto wiedzę o finansach czerpie z amerykańskich filmów, może widzieć giełdę jako ekskluzywny klub dla przepłacanych gogusiów w czerwonych szelkach, którzy realizują tam swoją chorą potrzebę spekulacji, tracąc powierzone im oszczędności drobnych ciułaczy. Giełda to sprawdzony, realnie funkcjonujący mechanizm kojarzenia kapitału i przedsiębiorstw. Polska jest w tej szczęśliwej sytuacji, że taki mechanizm posiada. Sprawny, działający, niezależny od kapitału zagranicznego, kontrolowany przez polski Skarb Państwa, w którym pracują polscy specjaliści.

Trzeba przekonać decydentów, że bez giełdy Plan na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju ma ograniczone szanse powodzenia. Trzeba im powiedzieć: spróbujcie ten świetny plan zrealizować z wykorzystaniem giełdy. Trzeba tylko jej dalej nie dobijać. Pojawia się na przykład pomysł, żeby połączyć wszystkie OFE w rodzaj ZUS-u bis. Byłoby to zabójcze i dla otwartych funduszy inwestycyjnych, i dla rynku kapitałowego. Poprzedni rząd poprzez tzw. reformę OFE zabrał z rynku kapitał. Gdyby zrealizowano pomysł z konsolidacją, to zginąłby też rynek. Zamiast rynku konkurujących inwestorów mielibyśmy monopol. Rynek kapitałowy bez rynku i bez kapitału – to nie brzmi zbyt dobrze.

A co trzeba by zmienić w OFE?

To one przesądziły o sukcesie polskiej giełdy. OFE trzeba zachować i to nie jako ZUS-bis, lecz jako realnie konkurujących ze sobą inwestorów zasilanych obowiązkowymi składkami emerytalnymi. Jest jeszcze inny element, też istotny. Wraz z „reformą” OFE zniesiono ograniczenia w ich inwestowaniu poza granicami Polski. W ten sposób duża część pieniędzy, które mogły być na polskiej giełdzie, znalazła się na giełdach we Frankfurcie czy w Londynie. Tę zmianę wymusiła na nas Unia Europejska, ale można się zastanowić, czy nie stworzyć jakichś zgodnych z prawem europejskim zachęt do inwestowania OFE w Polsce.

Powinny znowu móc inwestować w obligacje skarbowe?

Akurat ten zakaz ma sens. Nie ma po co tworzyć oddzielnych od państwa funduszy emerytalnych, jeżeli one i tak będą inwestować w papiery państwowe, do tego jeszcze pobierając od tego duży procent w postaci opłat za zarządzanie. Zamiast powielać swoje portfele, OFE powinny aktywnie szukać dobrych okazji inwestycyjnych na rynku akcji lub długu prywatnego.

Żeby giełda mogła przeżyć, trzeba znieść podatek od dochodów kapitałowych?

Jeśli wszyscy płacą podatki od dochodów, to trudno znaleźć rozsądne wyjaśnienie, dlaczego akurat inwestorzy giełdowi mieliby nie płacić.

Od oszczędności długoterminowych też?

No właśnie, podatku od dochodów kapitałowych można użyć jako narzędzia stymulowania zachowań, które są korzystne z punktu widzenia państwa. W tej chwili podatek ma cele wyłącznie fiskalne. Wykorzystajmy go, aby osiągnąć cel, który wielokrotnie pojawia się w planie wicepremiera Morawieckiego – budowanie długoterminowych oszczędności krajowych. Wystarczy zróżnicować stawki podatku w zależności od rodzaju nabywanego instrumentu lub obniżyć podatek, jeśli trzymamy inwestycję przez dłuższy czas.

Rozmawiał Jacek Ramotowski

Konrad Konarski

Otwarta licencja


Tagi