Autor: Zsolt Zsebesi

Jest zastępcą redaktora działu krajowego w węgierskim dzienniku Népszava.

Węgierski sąd nad szwajcarskim frankiem

Banki na Węgrzech odetchnęły z wielką ulgą. Po tym jak Sąd Najwyższy orzekł, że umowy kredytowe na sumy wyrażone we frankach szwajcarskich są zgodne z ustawami, że ryzyko zmiany kursu leży po stronie klienta, a kredyt we frankach nie ma wad prawnych. Z bilansów banków spadł wielki ciężar. Bardzo niezadowoleni są oczywiście kredytobiorcy, którzy natychmiast przystąpili do protestów.
Węgierski sąd nad szwajcarskim frankiem

Umowy na kredyty we frankach są ważne - orzekł węgierski Sąd Najwyższy (CC BY-NC-SA somewheregladlybeyond)

Niechęci do tego rozstrzygnięcia nie kryje węgierski rząd, ale to nie dziwi, bo to władze były motorem próby „delegalizacji” waluty szwajcarskiej w umowach kredytowych. Gabinet wyraził pogląd, że Sąd Najwyższy, który powrócił do dawnej, dostojnej łacińskiej nazwy oficjalnej „Kuria”, stanął po stronie banków, co można poczytywać za zarzut stronniczości.

Stawka orzeczenia była i nadal jest niebagatelna. Gdyby sędziowie najwyższej instancji uznali, że umowy zawarte w frankach szwajcarskich są wadliwe, to sądy niższego szczebla mogłyby unieważniać je z automatu, a co istotniejsze, można byłoby dokonywać ingerencji administracyjnej w ich postanowienia. Rząd mógłby de facto zmieniać te ich paragrafy, które niosą za sobą najbardziej bolesne skutki dla obywateli.

Kuria zaleciła teraz sądom umacnianie umów kredytowych we frankach. Praktyczny tego wyraz polegać ma na tym, że sądy nie powinny orzekać nieważności całej umowy kredytowej, nawet jeżeli znajdą w niej wadliwe postanowienia. Do tej pory orzecznictwo było w takich przypadkach niejednolite, a spraw na wokandach jest kilka tysięcy. Stąd inicjatywa rządu, który chciał doprowadzić do jasności, a przede wszystkim potwierdzenia słuszności swojego stanowiska przeciwnego frankowi, ale srodze się zawiódł.

Bankom lepiej, zadłużonym we frankach gorzej

Na wieść o decyzji Kurii poprawiły się nastroje rynkowe. Forint natychmiast zaczął się umacniać i kurs euro spadł poniżej 300 forintów, a notowania największego banku węgierskiego OTP skoczyły ciągu godziny o 5 proc. Nie można tego powiedzieć o dużej liczbie klientów banków. Skuteczne negowanie umów we frankach dałoby wielu z nich szansę wydobycia się z beznadziejnej sytuacji, w jaką wpadli po olbrzymim umocnieniu się szwajcarskiej waluty. Banki musiałyby natomiast spisać na straty aktywa w postaci kredytów frankowych udzielonych osobom fizycznym, samorządom i przedsiębiorstwom o wartości szacowanej w 1400-4000 miliardów forintów. Kwoty te stanowią od 55 do 155 proc. łącznego kapitału całej bankowości węgierskiej, albo inaczej 5-14 proc. PKB. Kredyty we frankach udzielone gospodarstwom domowym stanowią, według różnych szacunków, 30-50 proc. ogółu.

Sytuacja węgierskiego sektora bankowego jest bardzo ciężka. W 2012 r. miały straty. Po pierwszym kwartale br. było lepiej, bo ich łączny zysk wyniósł 81 mld forintów. Kolejne miesiące znowu były gorsze. Dane z pierwszego półrocza pokazują, że już tylko trzy banki wypracowały zysk: OTP, UniCredito i K&H, a skumulowany zysk całego sektora zmniejszył się do 71 mld forintów za sześć miesięcy. CIB, Erste, MKB i Raiffeisen wykazały straty.

Banki poniosły ponadto ciężar nadzwyczajnego podatku bankowego w wysokości 140 mld forintów oraz jednorazowego haraczu w wysokości 75 miliardów, który zostały zmuszone odprowadzić do fiskusa otrzymującego z podatku transakcyjnego mniej niż się on spodziewał. Trauma znajduje potwierdzenie w statystykach. Z danych opublikowanych przez Węgierski Bank Narodowy wynika, że rentowność kapitału banków wyniosła w pierwszym kwartale 2013 r. minus jeden proc.

Sprawy „frankowe” nadal jednak pozostają skomplikowane, ponieważ sędziowie nie zajęli się sprawą najważniejszą, a mianowicie nie dali odpowiedzi na pytanie, czy jednostronna zmiana umów kredytowych we frankach szwajcarskich dokonywana przez banki może być uznana za powód do wygaśnięcia nie tylko ich ważności, ale także zobowiązań klientów, wynikających z tych umów.

W sprawie tej Kuria zwracała się już wcześniej do Trybunału Sprawiedliwości UE. Z punktu widzenia banków działających na Węgrzech decyzja dla nich negatywna byłaby równie zabójcza, jak ta, której udało się uniknąć 16 grudnia 2013 r., dzięki orzeczeniu najwyższej instancji. Pamiętać przy tym trzeba, że gabinet Viktora Orbána zwrócił się do Trybunału Konstytucyjnego o zbadanie, czy umowy kredytowe w frankach szwajcarskich nie są czasami sprzeczne z konstytucją węgierską.

Trybunał Europejski orzec ma w jednej konkretnej sprawie nr CB-26/13, dotyczącej pana Árpáda Káslera. Zapytanie wysłane z Budapesztu przez Sąd Najwyższy sprowadza się do tego, czy sąd jest powołany do badania, czy jest sprawiedliwe, że kredyt zawarty we frankach szwajcarskich węgierski bank OTP wypłacił klientowi w forintach, przeliczając franki według kursu kupna, a raty spłaty księgował wedle kursu sprzedaży. Sąd węgierski chce wiedzieć, czy praktyka taka jest sprawiedliwa, a jeżeli nie, to czy sąd może zobowiązać bank do przeliczania rat spłaty na forinty według kursu kupna franka. Sąd w Luksemburgu pracuje nad tą sprawą już blisko rok. Pierwsza, wstępna decyzja spodziewana jest najwcześniej w lutym, marcu 2014 roku.

Dług we franku i tak lepszy niż w forincie

Nie tylko w tych sprawach rząd zrzucał odpowiedzialność na sądy. Władze oczekiwałyby od nich takich rozstrzygnięć, które nie stworzą nowych problemów zaraz obok. Chodzi o to, żeby ulżenie doli osób zadłużonych w frankach nie sprawiło, że znajdą się one w lepszej sytuacji niż osoby, które wzięły kredyty w forintach, bo dałoby to impuls do kolejnych roszczeń na masową skalę. Zadłużeni we frankach szwajcarskich są nadal w lepszej sytuacji, choć bank centralny dokonał kilka dni temu już 17. z rzędu obniżki podstawowej stopy procentowej, tym razem o 0,2 punktu do 3 proc. Jeszcze w sierpniu 2012 r. wynosiła ona 7 proc.

Batalia wokół długów obciążających setki tysięcy Węgrów toczy się więc w najlepsze, a wraz ze zbliżaniem się terminu wyborów coraz ważniejsze staje się jej tło polityczne. Wykrystalizowały się dwa główne stanowiska. Z jednej strony uważa się, że nie należy już dalej obciążać banków, a z drugiej partia Orbána Fidesz nie chce wykorzystania niedoli kredytobiorców przez skrajną prawicę, od dawna organizującą ludzi przeciwko bankom. Panuje jednak i taka opinia, że Orbán wcale nie będzie oszczędzać banków – zagraniczne chce wyprosić z kraju, a na opuszczone miejsce weszłyby rodzime instytucje finansowe, a wśród nich najbardziej przez niego popierany nowy bank państwowy utworzony po faktycznym znacjonalizowaniu banków spółdzielczych.

Na marginesie, wyszło w tych dniach na jaw, dlaczego państwowa poczta węgierska stała się współwłaścicielem upaństwowionych banków spółdzielczych. Otóż w roku 2014 rząd zamierza zamknąć setki małych, nierentownych placówek pocztowych, a ich zadania zostaną przejęte przez połączone filie bankowo-pocztowe. Zamykane będę nie tylko poczty, ale także banki, a w takich przypadkach zadania banków wykonywane będą na dawnych pocztach. Tak czy inaczej, pewne jest, że zniknie kilka tysięcy miejsc pracy na prowincji.

Na co idą budżetowe pieniądze

Tydzień przed świętami węgierski parlament przyjął głosami Fideszu budżet na 2014 r. Deficyt wyniesie 955 mld forintów, czyli o włos mniej niż 3 proc. PKB. Rząd planuje wydać 15 480 miliardów forintów, co stanowi równowartość ponad połowy całego PKB. Chociaż władze stanowczo temu zaprzeczają, to budżet państwa ma charakter mocno wyborczy. Z wyjątkiem kilku resortów (sądy, wojsko), Węgierskiej Akademii Nauk i parlamentu, w którym po wyborach liczba posłów będzie mniejsza o połowę, wszyscy dostaną więcej pieniędzy.

Poprawiać się ma sytuacja rodzin z jednym i dwójką dzieci, wzrosną emerytury, pensje nauczycieli, lekarzy. Więcej dostaną również samorządy, wzrosną wydatki socjalne i nakłady na szkoły. Ulgi podatkowe o łącznej wartości 50 miliardów forintów otrzyma 260 tys. rodzin. 180 miliardów, tj. o 30 miliardów forintów więcej niż w 2013 r. planuje się wydać na finansowanie tzw. robót komunalnych wykonywanych przez bezrobotnych. W ten sposób płatne zajęcie uzyska 200 tys. osób, a wskaźnik bezrobocia będzie można utrzymać poniżej granicy 10 proc. Osoby wykonujące prace komunalne są zatrudnione najczęściej na pół etatu, ale w statystyce ujmowani są po prostu jako zatrudnieni. Ich zarobki przeliczone na cały etat wynoszą 47 tys. forintów, podczas gdy ustawowa pensja minimalna netto wynosi w tej chwili na Węgrzech 64 tys. forintów. Wysokość wynagrodzenia minimalnego wzrosła pod rządami Orbána od 2010 roku o 6,5 proc., a inflacja w tym samym okresie wyniosła 15 proc.

Największym beneficjentem budżetu jest węgierska piłka nożna, ulubiony sport Viktora Orbána. Państwowe wydatki tylko na inwestycje w tej dziedzinie sportu w tym roku wynoszą 24 mld forintów, w przyszłorocznym budżecie przewiduje się na ten cel już 54 miliardów, a na rok 2015 aż 77 miliardów forintów. Większość tych pieniędzy idzie na budowę kilku nowych stadionów dla czołowych drużyn piłkarskich będących własnością osób prywatnych.

Dla porównania: wydatki na pomoc bezdomnym Węgrom osiągną w tym roku 18,2 miliarda, a w budżecie na rok 2014 wzrosną do… 18,4 miliarda. W ostatnich pięciu latach dach nad głową straciło na Węgrzech 26 tysięcy ludzi. Od roku 1990, czyli od zmiany ustroju w trwałą lub przejściową bezdomność popadło 100 tys. osób. Warto jeszcze dodać, że 25 proc. z nich nie ma żadnych dochodów na swoje utrzymanie.

Na podstawie własnych wypowiedzi ankietowanych ustalono, że 27 proc. gospodarstw domowych na Węgrzech nie ma środków na to, żeby dobrze ogrzewać zimą swoje mieszkania. Dużo osób zamarza na śmierć nie tylko na ulicy, ale też we własnym mieszkaniu. O ciężkiej sytuacji przeciętnych Węgrów świadczy też, że 413 tys. gospodarstw domowych ma ponad trzymiesięczne zaległości w opłacaniu usług komunalnych.

Węgierska prasa zwraca też uwagę, że społeczeństwo węgierskie nie było tak biedne jak dziś od kilku dziesiątek lat. Poniżej minimum socjalnego żyje 40 proc. mieszkańców, a rząd Orbána przyznaje pierwszeństwo klasie średniej. Media wytykają premierowi, że 60 proc. wydatków przeznaczonych na państwowe wsparcie zakupu mieszkań trafiło do bogatszej grupy liczącej 20 proc. mieszkańców. Nic zatem dziwnego, że tegoroczna, 20-procentowa obniżka cen wszystkich usług komunalnych odbiła się wśród mniej zamożnych Węgrów wielkim echem. W przededniu przyszłorocznych wyborów posunięcie to okazało się strzałem w dziesiątkę, więc na początek 2014 roku rząd szykuje następną10-procentową obniżkę.

Umowy na kredyty we frankach są ważne - orzekł węgierski Sąd Najwyższy (CC BY-NC-SA somewheregladlybeyond)

Otwarta licencja


Tagi