Autor: Zsolt Zsebesi

Jest zastępcą redaktora działu krajowego w węgierskim dzienniku Népszava.

Węgry grają z Unią o więcej niż tylko o fundusz spójności

Po pięciu miesiącach sporów premier Viktor Orbán otrzymał pod koniec kwietnia od Brukseli zielone światło do rozpoczęcia negocjacji z MFW. Wydawać by się zatem mogło, że wszystko skończyło się dobrze. Mimo łagodniejszych relacji Węgry nadal prowadzą jednak z Unią Europejską swoją „wojnę wyzwoleńczą”.
Węgry grają z Unią o więcej niż tylko o fundusz spójności

Jose Barroso, Victor Orban, Herman Van Rompuy (CC BY-NC-ND President of the European Council)

Po drodze, od grudnia do kwietnia, było nieszczególnie. Oprocentowanie obligacji państwowych poszybowało wówczas do rekordowych ponad 9 procent, a cena CDS (credit default swaps), czyli koszt ubezpieczenia pożyczek zaciąganych na rynkach międzynarodowych wzrósł do 750 punktów bazowych (7,5 proc.).

Oznacza to ni mniej, ni więcej, że ubezpieczenie się od ryzyka niewypłacalności (odmowy wykupu obligacji) kosztowało w przypadku papierów węgierskich 75 tys. dolarów za każdy 1 mln dolarów obligacji. Kurs euro znów zbliżył się do 300 forintów, a rynki finansowe dawały sygnały, że naprawdę zaczynają tracić wiarę w porozumienie z Brukselą, która z kolei bardzo krzywo patrzy na działalność legislacyjną partii Fidesz, odbiegającą na kilku ważnych polach od standardów europejskich.

Jednak wiosną Orbán jakby się przełamał. Najpierw wysłał do Brukseli ambitny plan oszczędności w budżecie na lata 2012-13, a potem zgodził się spełnić kilka pomniejszych postulatów UE. Oszczędności mają być nie byle jakie – 600 mld forintów, czyli 2 proc. PKB.

Po tych działaniach miałoby nie pozostać nic innego jak tylko siąść do stołu i zacząć negocjować z MFW kredyt stand-by (w nomenklaturze funduszu to tzw. stand-by arrangements), czyli taki, który byłby wykorzystany (lub nie) w razie potrzeby, ale przyznany dopiero po spełnieniu kryteriów wyznaczonych podczas negocjacji z funduszem.

Dlaczego Unia zmieniła zdanie

Najpierw jednak pytanie, dlaczego Bruksela złagodniała, mimo że rząd węgierski nie spełnił głównych warunków politycznych? W Budapeszcie usłyszeć można w tym kontekście opinię, że Jose Manuel Barroso doszedł do wniosku, że kredyt z MFW, nie jest skutecznym narzędziem wpływu na rząd węgierski, ponieważ władze węgierskie tak naprawdę nie chcą (albo nie potrzebują) porozumienia w tej sprawie, grając na zwłokę po to, aby doczekać lepszych czasów i korzystniejszej koniunktury międzynarodowej.

Gdyby tak miało być, to powstaje kolejne pytanie: dlaczego Viktorowi Orbánowi nie zależy na pożyczce z MFW skoro rynki pozytywnie zareagowały na unijno-węgierski komunikat? Rośnie kurs forinta, spada koszt ubezpieczeń węgierskich pożyczek. Otóż, nie zależy mu właśnie z powodu pozytywnej reakcji świata zewnętrznego, któremu bardzo często do zadowolenia wystarczają same zapowiedzi. Dobry odbiór porozumienia z Brukselą poprawił warunki poruszania się Węgier po zagranicznych rynkach finansowych i o to przede wszystkim chodziło.

Pierwsze słowa premiera Orbana po powrocie z Brukseli brzmiały: – Z niczego się nie wycofujemy, nic nie zmienimy, nic w ustawach nie będziemy poprawiać. Nie poddamy się Unii Europejskiej i jej żądaniom. Nie potrzebujemy pieniędzy IMF-u – mówił dalej – a jedynie obietnicy, że Unia z funduszem pomogą nam, gdy będziemy w potrzebie. Nie chcemy pożyczki stand-by; wystarczy nam Flexible Credit Line (FCL).

Tu istotne wyjaśnienie – FCL to nowe narzędzie finansowe IMF dla międzynarodowych prymusów. Jest to pożyczka dla państw o bardzo mocnych fundamentach, zdrowej polityce gospodarczej i udokumentowanym dorobku w dziedzinie wdrażania oraz prowadzenia rozsądnej polityki gospodarczej. Pożyczki FCL nie są obwarowane warunkami, ponieważ państwa-beneficjenci cieszą się zaufaniem i dają tym samym rękojmię prowadzenia właściwej (w rozumieniu MFW) polityki gospodarczej. Umowy FCL zostały dotychczas podpisane wyłącznie z Polską, Meksykiem i Kolumbią. Żadne z tych państw nie musiało do tej pory skorzystać z dobrodziejstw FCL, z których  główne polega na tym, że górę pieniędzy można mieć do dyspozycji praktycznie natychmiast, gdy pojawi się potrzeba.

Zaraz po powrocie premiera z Brukseli odświeżony został pomysł, aby jeszcze przed ewentualnym porozumieniem z MFW Węgry wyemitowały państwowe obligacje dewizowe, korzystając z dobrej atmosfery rynkowej. Od razu postawiło to pod znakiem zapytania szczerość intencji rozpoczęcia rozmów z Międzynarodowym Funduszem Walutowym. W związku z tym coraz więcej jest w Budapeszcie zwolenników opinii, że duet Barroso-Orbán o niczym w Brukseli nie rozmawiał, a jedynie odegrał scenę, jakiej oczekiwali nieliczni widzowie.

Bruksela ma przecież inne, znacznie większe kłopoty na głowie (choćby Hiszpania, a teraz znowu Grecja), a Węgrom odpowiada gra na czas. Nie musi to przy tym oznaczać, że Unia pogodziła się ze stanem spraw nad Dunajem. Teza jest taka, że w korytarzach Komisji Europejskiej uznano najwidoczniej, że skoro Orbanowi nie zależy szczególnie na szybkim porozumieniu z MFW, to nie ma sensu dalsze kruszenie kopii w tej kwestii. Ponieważ jednak żadna z najważniejszych spraw budzących obiekcje Unii nie znalazła satysfakcjonującego rozwiązania, to zdaniem zwolenników takiej interpretacji, Bruksela nadal ma sposoby na władze węgierskie.

Viktor Orbán nadal atakuje Brukselę

Jedna z kluczowych spraw dotyczy węgierskiego banku centralnego. Mimo ostrej krytyki projektu i stanowczych próśb Brukseli parlament węgierski zmienił jednak ustawę o Banku Narodowym Węgier. Zdaniem Komisji Europejskiej i Europejskiego Banku Centralnego, znowelizowana ustawa zmniejsza swobodę działania węgierskiego banku centralnego, i tak pozostało do dzisiaj, a Budapeszt jest gotów oddać sprawę do Trybunału Sprawiedliwości.

Premier Viktor Orbán nie przestał ostro atakować Unii Europejskiej, mówiąc, ze jest to twór przestarzały i źle rządzona organizacja, która „zajmuje się tym, czym nie powinna, a nie zajmuje się tym, czym powinna”. Szef węgierskiego rządu porównał zimą Brukselę z sowiecką Moskwą mówiąc, że tym razem suwerenność niezależnego państwa jest łamana nie przez ruskich generałów, lecz przez urzędników w garniturach. I dalej nie przebiera w słowach i ocenach. Po powrocie dwa tygodnie temu z Brukseli oświadczył ze przyszłość Europy to luźna współpraca pomiędzy suwerennymi państwami narodowymi. Nie omieszkał też podkreślić, że – tu cytat – „Barroso nie jest naszym szefem”.

Węgry zaciskają pasa, by stać się prymusem

O tym, że premier Orbán nie ustąpi w relacjach z MFW świadczą gorączkowe przygotowania na sytuację, że Węgry będą musiały dać sobie radę bez ewentualnej pomocy instytucji międzynarodowych. Rząd węgierski nieustannie szuka nowych źródeł przychodów i możliwości oszczędzania. Dlatego Węgrzy dowiadują się o nowych pomysłach podatkowych.

Za przykład może posłużyć choćby kontrowersyjny podatek od transakcji finansowych, który ma być ściągany od wszystkich: banków, firm i obywateli za każdym razem kiedy osoba prawna i fizyczna dotknie swoich pieniędzy – dokonując przelewów, wypłacając gotówkę, otrzymując pensję, czy płacąc za usługi komunalne. Jest też plan opodatkowania korzystania z Internetu, rozmów telefonicznych i SMS-ów.

Deklarowanym celem rządu Victora Orbana jest zmniejszenie w tym roku deficytu budżetowego do kwoty równej 2,5 proc. PKB. W 2013 r. ma to być 2,2 proc. W ten sposób kraj spełniłby wymagania UE dotyczące ograniczenia nadmiernego deficytu i nie dopuściłby do utraty w przyszłym roku 495 mlneuro z funduszu spójności. Stawka jest wysoka, więc rząd robi wszystko, a nawet więcej – także po stronie wydatków socjalnych, dotacji dla komunikacji masowej i miejskiej, dla jednostek ochrony zdrowia, subwencji kulturalnych, szkolnych i uczelnianych, pomocy dla niepełnosprawnych itp. Na celowniku rządu jest również wprowadzenie 5-stopniowego VAT z najwyższą stawką 35 proc., chociaż już dzisiaj z maksymalną stawką 27 proc. w trzystopniowej skali Węgry są w Unii pod tym względem absolutnym rekordzistą.

Victor Orbán kalkuluje w ten sposób, że jeżeli powiedzie się z redukowaniem deficytu do poziomu akceptowanego przez Brukselę, to nie tylko uratuje 495 milionów euro z funduszu spójności, ale – co ważniejsze – podstawowe wielkości budżetowe umieszczą Węgry w czołówce UE. To zrobi wielkie wrażenie na rynkach finansowych, spowoduje wyraźną poprawę notowań węgierskich papierów rządowych, obniży koszty refinansowania długu państwowego, a najważniejsze – pozwoli obyć się bez wsparcia ze strony MFW. W tym scenariuszu Węgrom wystarczyłyby rynki finansowe.

Autor jest dziennikarzem gazety codziennej „Népszava”, przez  4 lata był korespondentem agencji prasowej MTI w Warszawie (jest absolwentem Uniwersytetu Warszawskiego).

Jose Barroso, Victor Orban, Herman Van Rompuy (CC BY-NC-ND President of the European Council)

Otwarta licencja


Tagi