Albion zastosuje terapię szokową

Koalicja rządowa Wlk. Brytanii chce w 5 lat zmniejszyć deficyt budżetowy o połowę. Redukcję deficytu przeprowadzi kosztem wydatków w rządzie i administracji. W przyszłym tygodniu rząd ogłosi pierwsze cięcia, acały plan oszczędnościowy pojawi się w nadzwyczajnym budżecie 22 czerwca br. Nie obędzie się bez podwyżek podatków, VAT-u i od zysków kapitałowych.

– Czy spodziewaliście się, że będę miał ogon? – żartował 18 maja w Brukseli George Osborne, nowo mianowany minister finansów Wielkiej Brytanii. Jego unijni odpowiednicy, którzy angielskich konserwatystów boją się jak ognia, byli według doniesień europejskiej prasy pod dużym wrażeniem Osborne’a. Brytyjski minister zapowiedział bowiem radykalne cięcia wydatków i redukcję państwowej administracji, podczas gdy inne europejskie rządy próbują naprawiać finanse publiczne, przede wszystkimi podwyższając podatki.

Osborne sprzeciwił się też w Brukseli planowanej na przyszły rok 4,5-procentowej podwyżce budżetu dla unijnej administracji. I nie mógł chyba postąpić inaczej. Przymierza się przecież do gigantycznych cięć w zatrudniającym 6 milionów osób sektorze publicznym Wielkiej Brytanii. Chce, by płynące z nich oszczędności w 80 procentach sfinansowały redukcję deficytu budżetowego. Resztę załatwią podwyżki podatków.

Konserwatystom nie udało się w majowych wyborach zdobyć wystarczająco dużo mandatów, żeby stworzyć rząd większościowy. Powstała pierwsza od 70 lat koalicja rządowa, ale wielu ekspertów jest zdania, że niepraktykowany przez tak wiele lat w Albionie system rządów może tylko ułatwić porządkowanie finansów publicznych. Większość w parlamencie zapewni np. gładkie przyjmowanie nowego prawa. – David Cameron mógł oczywiście stworzyć rząd mniejszościowy, ale konserwatyści byliby wtedy atakowani przez wszystkie pozostałe partie. Tymczasem przez sformowanie koalicji neutralizują ewentualną krytykę opinii publicznej i wciągają liberałów w bolesny proces reform – uważa Eamonn Butler, dyrektor Instytutu Adama Smitha. – Zresztą w koalicji przewagę mają konserwatyści. To konserwatysta i budżetowy „jastrząb” został mianowany na stanowisko ministra finansów – dodaje E. Butler.

Torysi objęli wszystkie kierownicze stanowiska w rządzie Davida Camerona-Nicka Clegga, wiążące się z wydatkami publicznymi. Liberalnym demokratom powierzono jedynie sprawy dotyczące biznesu, zmian klimatu i energetyki. Koalicjanci nie powinni więc przeszkadzać w cięciach wydatków. Zwłaszcza że numerem dwa w brytyjskich finansach został inny „jastrząb”, David Laws, reprezentujący szeregi liberalnych demokratów. I to m.in. on będzie odpowiadał za oszczędności.

Jak wynika z wyborczych programów obu partii, liberałowie chcieli nieco większą cześć redukcji deficytu sfinansować z podwyżek podatków. W swoim manifeście przewidywali, że wskaźnik cięć w stosunku do ewentualnych podwyżek podatków wyniesie 2,5:1. Konserwatyści uważali, że powinien on wynieść 4:1. – W sprawie głębokości cięć koalicjanci różnili się tylko co do szczegółów, ale byli zgodni w jednym: deficyt trzeba redukować przede wszystkim poprzez cięcia, a nie podwyżki podatków – tłumaczy Carl Emmerson, wicedyrektor Institute for Fiscal Studies. Torysi nie mają zresztą innego wyjścia, jak ciąć. Byli rezydenci na Downing Street przyznali, że państwowa kasa jest pusta. David Laws ujawnił nawet treść listu, który zostawił mu jego poprzednik Liam Byrne z Partii Pracy: Obawiam się, że nie ma już więcej pieniędzy. Powodzenia!

Na wszelki wypadek jednak nowy rząd powołał specjalne biuro, Office for Public Responsibility (OPR), które ma sprawdzić stan finansów państwa na koniec rządów Partii Pracy i prognozy gospodarcze, które po sobie zostawił. Carl Emmerson uważa, że to dobry pomysł. – Nie jest to specjalnie kosztowna instytucja. W obecnej sytuacji naprawdę potrzebujemy rzetelnej, uczciwej prognozy stanu finansów publicznych. Każdy minister finansów może przecież ulec pokusie, by np. zbyt optymistycznie ocenić wpływy podatkowe – przekonuje Emmerson.

Eksperci nie wykluczają, że niezależny audyt, który przeprowadzi OPR, może wykazać, iż dziura budżetowa jest o wiele większa niż się w tej chwili wydaje. Wtedy rząd może być zmuszony do dalej idących podwyżek podatków niż planował do tej pory, a nawet, jak uważa C. Emmerson, będzie musiał bardziej radykalnie zmniejszyć zasiłki socjalne. – Tym bardziej że cięcia w sektorze publicznym nie dotkną najprawdopodobniej ochrony zdrowia i w jakiś sposób trzeba to będzie zrekompensować – twierdzi Emmerson. Mówi się m.in. o zmniejszeniu świadczeń dla bezdomnych, niepełnosprawnych i świadczeń na dzieci. Przedstawiciele obu partii przyznają, że cięcia świadczeń socjalnych przychodzą najtrudniej, choć właśnie w tej dziedzinie liczą na oszczędności rzędu kilku miliardów funtów. Według Emmersona nawet 12 miliardów, jeśli nie udałoby się zmniejszyć budżetu rządu i administracji o 25 procent, a tylko o 20 procent. Według Juliana McCrae, eksperta Institute for Government, który przygotował raport na temat konsolidacji finansów publicznych pt. Undertaking a Fiscal Consolidation, jeśli rządowi nie uda się w ciągu pół roku uzgodnić wysokości cięć świadczeń socjalnych, cały plan redukcji deficytu się zawali.

Reforma nie uda się również bez podwyżek podatków. Według E. Butlera zduszenie tak dużego deficytu budżetowego w ogóle nie jest możliwe bez wzrostu obciążeń finansowych. – Brytyjczycy zdają sobie z tego sprawę. Przecież ekonomiści obliczyli, że aby zredukować do znośnego poziomu deficyt, rząd będzie musiał ciąć jakieś 50 miliardów funtów rocznie. Jest mało prawdopodobne, żeby udało się to zrobić bez zwiększenia wpływów z podatków – przekonuje E. Butler.

Na razie zanosi się na to, że w przyszłym roku zostanie podwyższony VAT – z 17,5 do 20 procent. David Cameron stwierdził również, że właściciele dwóch domów powinni płacić wyższe podatki. Według Emmersona obecna koalicja nie zablokuje również podwyżek, które wprowadził poprzedni rząd. – Do budżetu wpłynie 17 miliardów funtów z dotychczasowych podwyżek, czyli więcej niż 1 procent PKB. To m.in. podwyżki podatków dochodowych i wyższe składki na ubezpieczenia społeczne, które weszły w życie w obecnym roku finansowym – wylicza C. Emmerson. Jego zdaniem istnieje jednak szansa, że niektóre podwyżki zostaną złagodzone przez odpisy podatkowe w innych dziedzinach.

Podwyżki podatków wydają się nieuniknione, ale na pociechę rząd podtrzymuje ciągle obietnicę cięć w podatkach dla firm. Przychodzi mu to tym łatwiej, że według Emmersona będą one z punktu widzenia przychodów państwa neutralne. Osborne zamierza wprawdzie zmniejszyć nieco stopy podatkowe dla firm, ale przez zastosowanie odpowiednich progów tych, którzy zyskają, będzie na tyle mało, że państwo na tym nie straci.

Konserwatyści zgodzili się jeszcze na jeden z postulatów koalicjantów: żeby zwolnić z podatków wszystkie osoby zarabiające poniżej 10 tys. funtów rocznie. – To ma być sposób na zachęcenie ludzi na zasiłkach do znalezienia pracy – komentuje E. Butler. W ten sposób rząd ma zrealizować jeden z flagowych pomysłów liberalnych demokratów. A jak to sfinansuje? Godząc się na inny postulat koalicjanta, czyli podwyżkę podatku od zysków kapitałowych. – Już słychać głośne narzekania klasy średniej, która głosowała na konserwatystów. Być może rząd będzie musiał się z tego pomysłu wycofać albo osłodzić go przyznaniem ulg podatkowych dla długoterminowych inwestycji – podsumowuje E. Butler.

W ogóle trudno jest przewidzieć reakcje Brytyjczyków na planowaną przez rząd terapię szokową. – Martwię się, że moi rodacy nie zdają sobie sprawy, jak bolesna będzie konsolidacja finansów publicznych – przyznaje C. Emmerson. Podwyżki podatków dotkną domowych finansów wielu Brytyjczyków. Pogorszy się poziom usług w sektorze publicznym, a wielu zwolnionym urzędnikom nie uda się znaleźć pracy w sektorze prywatnym.

To tylko część ceny, jaką przyjdzie zapłacić Brytyjczykom za rozrzutność poprzednich rządów. – Pocieszam się tym, że w latach 90. potrafiliśmy zacisnąć pasa. No i mamy sprawne instytucje, które pomogą nam poradzić sobie z kryzysem – kończy C. Emmerson.

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Nie chcemy płacić podatków, bo nie wiemy, co nam dają

Kategoria: Analizy
Jesteśmy sceptyczni wobec płacenia podatków a jednocześnie oczekujemy dużego zaangażowania państwa w sprawy socjalne i gospodarkę – i nie widzimy w tym sprzeczności.
Nie chcemy płacić podatków, bo nie wiemy, co nam dają