Autor: Piotr Rosik

Dziennikarz analizujący rynki finansowe, zwłaszcza rynek kapitałowy.

Wskaźnik PKB jak demokracja – nic lepszego nie wymyślono

Produkt krajowy brutto to jeden z wielkich wynalazków XX wieku czy tylko sztuczka księgowa? Czy można mu zaufać? Na te pytania próbuje odpowiedzieć w książce „PKB. Krótka, lecz emocjonująca historia” ekonomistka Diane Coyle.
Wskaźnik PKB jak demokracja – nic lepszego nie wymyślono

Produkt krajowy brutto jest wskaźnikiem, na który od kilku dekad zwrócone są światła z wielu stron. Przyglądają się jemu naukowcy, dziennikarze, analitycy, inwestorzy. Próbuje mierzyć aktywność gospodarczą ludzi zamieszkujących dane terytorium. Czy robi to w odpowiedni sposób? – zastanawia się Diane Coyle w książce „PKB. Krótka, lecz emocjonująca historia” (PWN, Warszawa 2018).

Autorka jest ekonomistką, wykładowcą na Uniwersytecie w Cambridge. Kieruje firmą konsultingową Enlightenment Economics. Kiedyś prowadziła blog o gospodarce, niestety porzuciła to zajęcie w 2017 roku. W każdym razie, potrafi pisać przystępnym językiem i wciągająco opowiadać, przez co jej publikacja jest strawna nawet dla kogoś, kto z ekonomią jest raczej na bakier.

„PKB. Krótka, lecz emocjonująca historia” zaczyna się od trzęsienia ziemi, a potem napięcie już tylko rośnie. Coyle na początku przypomina, jak Grecy przez dekady fałszowali swój wskaźnik PKB po to, by lepiej wypadać w oczach zagranicznych inwestorów i móc zaciągać kolejne kredyty. Wszystko wydało się, gdy na czele greckiego urzędu statystycznego stanął uczciwy naukowiec. W odkryciu oszustwa z pomocą przyszło matematyczne prawo Benforda (w uproszczeniu mówi ono, że cyfra 1 występuje na pozycji numer 1 w liczbach odnoszących się do rzeczywistych danych statystycznych w nieco ponad 30 proc. przypadków).

Ta historia pokazuje, według Coyle, że byt urojony, jakim jest PKB, ma wielkie znaczenie polityczne. Może zdecydować o poziomie życia milionów ludzi w takim kraju, jak Grecja. Tymczasem to jest tylko abstrakcyjna statystyka, kalkulowana w niezwykle skomplikowany sposób. Barwnie opisuje to Coyle: „Sumuje wartość wszystkiego – od gwoździ po szczoteczki do zębów, traktory, buty, wizyty u fryzjera, konsultacje dla kierownictwa firm, sprzątanie ulic, lekcje jogi, talerze, bandaże, książki oraz miliony innych produktów i usług, które składają się na gospodarkę – a potem w skomplikowany sposób modyfikuje tę liczbę, żeby uwzględnić sezonowe zmiany zapotrzebowania na rynku, dolicza inflację, wreszcie standaryzuje wynik, aby był porównywalny ze statystykami innych państw, jeśli przeliczy się je na podstawie jakichś hipotetycznych kursów wymiany.”

Diane Coyle ciekawie i zwięźle przybliża czytelnikowi historię PKB. Wszystko zaczęło się od Williama Petty’ego w 1665 roku (oszacował zdolność Anglii i Walii do prowadzenia wojny na podstawie dochodów, wydatków i zasobów majątkowych tych krajów). W jego ślady poszli ekonomista Charles Davenant, minister finansów Francji Jacques Necker, Adam Smith, a nawet pisarz Daniel Defoe. Kształt obecnemu wskaźnikowi nadali ekonomiści Alfred Marshall i Colin Clark, a przede wszystkim Simon Kuznets, który zrobił to pod auspicjami działającego do dziś amerykańskiego National Bureau of Economic Research.

Od 2014 roku wiele krajów Unii Europejskiej wlicza do PKB tzw. gospodarkę nieformalną, na którą składa się m.in. prostytucja i handel narkotykami.

Następnie Coyle pokazuje kilka najpopularniejszych sposobów liczenia PKB. Jednak nie chcąc zanudzić czytelników, po niezbędnym wprowadzeniu w temat zaczyna pokazywać paradoksy związane ze wskaźnikiem. Zadaje ważkie pytanie: czy Afryka jest biedna? I odpowiada: to zależy, jak policzymy PKB. Na przykład w 2014 roku Nigeria skokowo zwiększyła wartość swojego PKB, bo zaczęła wliczać do niego zmiany uwzględniające wpływ na gospodarkę takich branż, jak telekomunikacja czy przemysł filmowy (tzw. Nollywood). Kraje z Czarnego Lądu w ostatnich latach chętnie zmieniały sposoby liczenia PKB, by wydawać się bogatszymi, niż są w istocie. Z kolei Chiny do dziś nie przyjęły międzynarodowego systemu rachunków międzynarodowych (SNA), by nie uchodzić za zbyt bogate – wskazuje Coyle.

Innym problemem, jaki pojawia się w związku z PKB, jest… Dolina Krzemowa. Błyskawiczny rozwój technologiczny prowadzi do dużego wzrostu jakości produktów technologicznych, za którym idzie tylko niewielki wzrost cen. Przez lata ignorowano to zjawisko, co znacząco zaniżało PKB. Dopiero od kilkunastu lat statystycy starają się uwzględniać to zjawisko, stosując mechanizm zwany hedonicznym modelem cen, ale on nie jest doskonały – zaznacza autorka książki „PKB. Krótka, lecz emocjonująca historia”.

Oczywiście w publikacji Coyle nie mogło zabraknąć kwestii problematyczności uwzględniania usług w PKB. Usługi stanowią dwie trzecie PKB krajów OECD. Tymczasem ich ujmowanie w PKB rodzi wiele pytań, sprzeczności, wręcz niedorzeczności. „Jak mierzyć wartość usług publicznych? […] Jak wygląda produkt pracy nauczyciela? […] Czy jeśli pielęgniarka obsługuje w ciągu dnia więcej pacjentów, to jest bardziej produktywna, czy mniej? […] Czy produktywność fryzjera to tylko liczba osób, które ostrzygł?” – pyta Coyle.

Niezwykle ciekawym tematem w kontekście uwzględniania usług w PKB jest fakt, iż od 2014 roku wiele krajów Unii Europejskiej wlicza do PKB tzw. gospodarkę nieformalną, na którą składa się m.in. prostytucja i handel narkotykami. W jaki sposób się to dzieje? Coyle wyjaśnia: „Na przykład urzędowi statystycy w brytyjskim ONS [Office for National Statistics – przyp. aut.] wybrali sześć różnych substancji – kokainę skrystalizowaną (crack), kokainę w proszku, heroinę, marihuanę, ecstasy i amfetaminę – i na podstawie statystyk kryminalnych ocenili liczbę osób zażywających każdy z tych narkotyków, a potem pomnożyli ją przez cenę na czarnym rynku. W odniesieniu do prostytucji ulicznej wyszli od szacunków policji, a zmiany w przyszłości oszacowali na podstawie zmian liczebności męskiej części ludności kraju. Ceny wyliczono na podstawie ceny wizyty w klubie ze striptizem”. I dodaje: „Wizja poważnych statystyków wprowadzających te konkretne zmiany metodologiczne jest cokolwiek surrealistyczna.”

Ostatecznie Coyle broni jednak wskaźnika PKB. Przyznaje, że jest z nim trochę jak z demokracją – nie jest idealny, ale nic lepszego nie wymyślono, a wskaźniki szczęścia go nie zastąpią. „Jest miarą wymyśloną na potrzeby XX-wiecznej gospodarki, opartej na masowej produkcji dóbr fizycznych, a nie współczesnej ekonomii błyskawicznych innowacji i niematerialnych, często cyfrowych usług. Stan gospodarki zawsze będzie istotną częścią codziennego życia politycznego, a żeby go mierzyć, potrzebne nam będzie lepsze narzędzie, niż dzisiejsza koncepcja PKB.” Coyle zamieszcza pod koniec swojej książki kilka cennych i ciekawych wskazówek, co jest potrzebne, by lepiej mierzyć rozwój gospodarczy (m.in. wskaźnik trwałości rozwoju pokazujący efekty polityki gospodarczej rządów oraz wykorzystanie nowych technologii, takich jak Big Data czy sztuczna inteligencja, w gromadzeniu i przetwarzaniu danych).

Diane Coyle odniosła sukces. Udało jej się dość przystępnie wyjaśnić, czym jest PKB i pokazać historię tego wskaźnika. Przedstawiła wszystkie problemy, jakie się wiążą z jego istnieniem i z jego popularnością. Nawet udzieliła kilku sensownych wskazówek, w jaki sposób rozświetlać statystyczną mgłę, w której wciąż wszyscy ekonomiści się poruszają, mimo prześwitywania przez nią wskaźnika PKB. Szkoda tylko, że w książce wydanej przez tak szacowną firmę, jak PWN, roi się od literówek. Razi też błędnie pisane nazwisko autorki w przedmowie. Poza tym papier kiepskiej jakości, zastrzeżenia może też budzić czcionka. Szkoda, bo to wszystko psuje przyjemność czytania.

Otwarta licencja


Tagi