Autor: Jakub Growiec

Profesor ekonomii, wykładowca SGH, doradca ekonomiczny w Departamencie Analiz Ekonomicznych NBP

Wychodząc poza PKB: jak mierzyć rozwój gospodarczy w erze cyfrowej?

W dyskusjach ekonomistów możemy czasem usłyszeć, że PKB jest złą miarą poziomu rozwoju gospodarczego i należy poszukać lepszych. Mimo to PKB jest nadal powszechnie wykorzystywany w analizach makroekonomicznych, a alternatywne miary – zauważalnie rzadziej i z rozmaitymi zastrzeżeniami.
Wychodząc poza PKB: jak mierzyć rozwój gospodarczy w erze cyfrowej?

(©Envato)

Spektrum alternatywnych miar poziomu i tempa rozwoju gospodarczego jest jednak coraz szersze, a w erze cyfrowej ich znaczenie będzie prawdopodobnie wzrastać.

Zgodnie z definicją, PKB opisuje zagregowaną wartość dóbr i usług finalnych wytworzonych przez narodowe i zagraniczne czynniki produkcji na terenie danego kraju w określonej jednostce czasu (najczęściej w ciągu roku). Wobec takiej definicji miara ta dobrze sprawdza się jako wskaźnik wielkości gospodarki, a po podzieleniu przez liczbę mieszkańców kraju (PKB per capita) – również jako wskaźnik przeciętnej zamożności, produktywności, dobrobytu, tudzież poziomu rozwoju gospodarczego kraju. W tym punkcie pojawiają się jednak liczne znaki zapytania (prawdopodobnie najobszerniejszy i najbardziej wszechstronny raport obejmujący krytykę i rozszerzenia PKB sporządzili Joseph Stiglitz, Amartya Sen i Jean-Paul Fitoussi).

Po pierwsze, czy PKB jest adekwatną miarą dobrobytu mieszkańców danego kraju? Wielu aspektów dobrobytu nie jest przecież w stanie objąć. Przykładowo, PKB nie uwzględnia produkcji nieewidencjonowanej, dóbr i usług dostępnych za darmo, wartości czasu wolnego, nie odzwierciedla też skali nierówności społecznych ani skali ryzyk, z którymi muszą się mierzyć na co dzień obywatele, związanych m.in. z chorobami, wypadkami, zanieczyszczeniem środowiska czy przestępczością. Tymczasem wydaje się dość niekontrowersyjne, że oprócz tego, że chcielibyśmy być jak najbogatsi, chcielibyśmy też mieć dostęp do dobrej i taniej służby zdrowia i edukacji, cieszyć się czasem wolnym i dobrymi relacjami międzyludzkimi; chcielibyśmy żyć w kraju, gdzie będziemy się czuć bezpieczni, wolni i szczęśliwi.

Jak mierzyć odpowiedzialny rozwój?

Ponieważ każda z tych rzeczy daje się oszacować, w literaturze ekonomicznej pojawiły się syntetyczne wskaźniki, obejmujące rozszerzone spektrum źródeł dobrobytu mieszkańców poszczególnych krajów. Wraz z nimi pojawiła się jednak dyskusja, które mierniki należy uwzględnić, a które nie, i jakie przypisać im wagi. Przykładowo, popularny Wskaźnik Rozwoju Społecznego (Human Development Index – HDI) stanowi średnią geometryczną odpowiednio sporządzonych indeksów PKB, długości życia oraz edukacji, które brane są z równymi wagami (po 1/3). Czy nie powinniśmy wziąć jednak pod uwagę także innych zmiennych?

Charles Jones i Peter Klenow proponują wyprowadzoną od ekonomicznych mikropodstaw miarę dobrobytu obejmującą: przewidywaną długość życia, konsumpcję w relacji do dochodu, ilość czasu wolnego, skalę nierówności konsumpcji oraz skalę nierówności czasu wolnego. W mierze tej nie ma w ogóle PKB, zgodnie z logiką, że dochód nie jest celem, lecz środkiem do celu, którym jest życie obfitujące w dobra konsumpcyjne i miło spędzony czas wolny.

Salomonowe rozwiązanie w obliczu nieuniknionej arbitralności doboru wag zaproponowało OECD: ich Indeks Lepszego Życia (Better Life Index) zawiera 11 komponentów (mieszkanie, praca, edukacja, społeczeństwo obywatelskie, satysfakcja z życia, balans między pracą a życiem prywatnym, dochód, więzi społeczne, środowisko, zdrowie, bezpieczeństwo), a wagi każdy użytkownik może dobrać sobie sam, przesuwając odpowiednie suwaki. Finalnie możemy też uznać, że liczy się tylko nasze poczucie szczęścia, a wszystko inne spełnia jedynie rolę pomocniczą. Wówczas pomiar znów stanie się prosty (choć nie pozbawiony dyskusji o uwarunkowaniach kulturowych): wystarczy spytać respondentów, na ile czują się szczęśliwi.

Działalność gospodarcza generuje szereg negatywnych efektów, których PKB nie obejmuje.

Po drugie, jednak nawet jeśli oprzemy się pokusie traktowania PKB per capita jako miary dobrobytu i będzie on dla nas jedynie wskaźnikiem ogólnie rozumianego poziomu rozwoju gospodarczego, to nie jest jasne, czy poprawnie mierzy on wszystkie produkty wytwarzane w gospodarce. W literaturze pojawiają się w szczególności zastrzeżenia dotyczące pominięcia negatywnego wpływu gospodarki na środowisko. Działalność gospodarcza generuje mianowicie szereg negatywnych efektów zewnętrznych, których PKB nie obejmuje, takich jak emisja gazów cieplarnianych, akumulacja odpadów, obniżenie bioróżnorodności, degradacja krajobrazu, zanieczyszczenie powietrza, wody i gleb. Dlatego w dyskusjach dotyczących ochrony środowiska naturalnego postuluje się, by powszechne dziś dążenie do maksymalizacji PKB zastąpić podejściem bardziej „zrównoważonym”, obejmującym również celowość ograniczania wpływu na środowisko, m.in. poprzez zmniejszenie emisji gazów cieplarnianych czy recycling materiałów. Równocześnie postuluje się też, żeby i sam PKB jakoś „zazielenić”, stosując np. tzw. zielony PKB (green GDP), który uwzględnia korektę związaną z utratą bioróżnorodności oraz kosztów zmian klimatu. Podobny do niego Indeks Trwałego Dobrobytu Gospodarczego (Index of Sustainable Economic Welfare – ISEW) koryguje PKB o koszty degradacji środowiska oraz amortyzacji kapitału naturalnego.

Po trzecie – i ten punkt był jak dotąd podnoszony nieco rzadziej, ale jego waga prawdopodobnie będzie z czasem wzrastać – PKB pomija też zmiany w gospodarce, które mają miejsce wraz z rozwojem gospodarki cyfrowej. Od lat 80. XX wieku obserwowany jest wykładniczy wzrost całkowitej mocy obliczeniowej komputerów oraz wolumenu gromadzonych i przesyłanych danych. Wielkości te rosną w tempie o rząd wielkości szybszym niż globalny PKB, podwajając się nie co 20-30 lat, jak PKB, lecz co 2-3 lata. Niewątpliwie nie działoby się tak, gdyby nie miało to ekonomicznego sensu. Przełożenia eksplozji informacji na globalny PKB jednak nie widać. W 1987 r. noblista Robert Solow powiedział, że „erę komputerów widać wszędzie z wyjątkiem statystyk produktywności”. Raczej nie przypuszczał, że te jego słowa powtarzane będą do dziś.

Za darmową rozrywkę płacimy produktywnością

Choć z jednej strony wiele dóbr cyfrowych – aplikacji, gier, filmów, tekstów, itd. – dostępnych jest w internecie za darmo, przez co nie są one ujmowane w rachunku PKB, to jednak dobra te mają niewątpliwie ukrytą, niemierzalną wprost wartość, którą można próbować szacować pośrednio, np. mierząc czas i uwagę im poświęcaną (tzw. gospodarka uwagi – attention economy). Ponadto płacimy też za nie „pozafinansowo”, kiedy stajemy się mimowolnymi odbiorcami reklam oraz dostarczycielami danych. Błyskawiczny dostęp do informacji generuje też trudno mierzalne korzyści pośrednie, związane z poprawą efektywności funkcjonowania przedsiębiorstw i zwiększeniem efektywnej skali produkcji. Choć z drugiej strony, Internet może też obniżać produktywność pracowników, stale rozpraszanych obecnymi w nim tzw. technologiami rozrywki (leisure-enhancing technologies). Trafnie i ciekawie mówi o tym Łukasz Rachel. Błyskawiczny dostęp do informacji sprzyja rozrywce, ale także globalizacji, międzynarodowej fragmentaryzacji produkcji oraz tworzeniu globalnych łańcuchów wartości.

Reasumując, całkowite korzyści z dóbr cyfrowych są prawdopodobnie znacznie większe niż wynika to z rachunku PKB, tylko ich uchwycenie jest trudne ze względu na zerową cenę na rynku oraz brak rzetelnej wyceny danych.

Ciekawych spostrzeżeń dotyczących wad i zalet PKB jako miary rozwoju gospodarczego dostarcza historia tego wskaźnika. Choć dziś retrospektywnie staramy się szacować PKB setki, a nawet tysiące lat wstecz, sama miara sformułowana została bowiem po raz pierwszy dopiero w 1934 r. przez Simona Kuznetsa. Jej konstrukcja jest z jednej strony uniwersalna – PKB obejmuje przecież łączną wartość dóbr i usług finalnych wytworzonych w całej gospodarce – z drugiej strony jednak głęboko zakotwiczona w realiach gospodarki ery przemysłowej. To, co w PKB jest najsilniej niedoszacowane, np. efekty zewnętrzne dla środowiska czy dobra cyfrowe, to dokładnie te same obszary, które zaczynamy rozumieć dopiero od niedawna i gdzie wycena rynkowa działa do dziś relatywnie najsłabiej, a instytucje rynkowe są najsłabiej rozwinięte.

Definitywne oddzielenie się dynamiki PKB od dynamiki ludności, wraz ze stopniowym upowszechnieniem dobrobytu, obserwujemy jednak dopiero od czasu rewolucji przemysłowej.

Kiedy próbujemy dziś szacować, jaki w Europie osiągano PKB per capita w czasach starożytnych czy w średniowieczu, to aproksymujemy go na bazie danych dotyczących produkcji rolnej. W tamtych czasach był to bowiem kluczowy sektor gospodarki. W rolnictwie pracowali niemal wszyscy. Ponadto obowiązywała maltuzjańska dynamika ludności, bezlitośnie sprowadzająca PKB per capita do poziomu minimum egzystencji; ewentualne niewielkie nadwyżki trafiały do dóbr królewskich i kościelnych. Począwszy od czasów renesansu zaczęło jednak wzrastać znaczenie handlu i rzemiosła, pojawili się zamożniejsi kupcy i mieszczanie i w efekcie PKB per capita nieco wzrosło. Definitywne oddzielenie się dynamiki PKB od dynamiki ludności, wraz ze stopniowym upowszechnieniem dobrobytu, obserwujemy jednak dopiero od czasu rewolucji przemysłowej. I dopiero kiedy gospodarka przemysłowa dostatecznie się rozwinęła, powstały i okrzepły jej instytucje, a na świecie pojawili się wyspecjalizowani ekonomiści, w końcu nauczyliśmy się jej produkt poprawnie mierzyć.

Dziś widzimy jednak oddzielenie się dynamiki mocy obliczeniowej komputerów, tudzież wolumenu gromadzonych i przesyłanych danych, od dynamiki PKB. Tempo rozwoju w wymiarze cyfrowym jest wyższe od tempa wzrostu PKB o cały rząd wielkości. Również instytucje ery cyfrowej są dopiero tworzone; dopiero oswajamy się z funkcjonowaniem praw autorskich do utworów, które technicznie możemy rozpowszechniać przy zerowym koszcie, czy z ochroną danych osobowych i innych danych wrażliwych. Nie wiemy też nadal, jak zmierzyć obrót dobrami cyfrowymi. Sam transfer danych mierzony w bitach nie wystarczy, bo dane to jeszcze nie informacja, a poza tym często są one wielokrotnie przesyłane tam i z powrotem.

Co byłoby odpowiednikiem wartości dodanej w zakresie przetwarzania danych? Jak zmierzyć finalną wartość dóbr cyfrowych dla odbiorcy finalnego, który otrzymuje je za darmo?

Innowacje – koło zamachowe rozwoju cywilizacyjnego

Jest jeszcze jedna ciekawa analogia. Tak jak u zarania ery przemysłowej powstawały ogromne fortuny przemysłowców oraz właścicieli firm naftowych, tak dziś powstają ogromne fortuny w branży IT, w szczególności w zakresie software’u. Jeśli dziś „dane są nową ropą naftową” (data is the new oil), to właściciele firm spod znaku GAFAM (Google, Amazon, Facebook, Apple, Microsoft) są odpowiednikami dziewiętnastowiecznych magnatów przemysłowych i naftowych (oraz piętnastowiecznych kupców). Ich działalność gospodarcza też jest na tyle nowa i inna niż te znane wcześniej, że wciąż nie wiemy, jak ją wyceniać czy monitorować – ani jak ją efektywnie opodatkować!

Myśląc o przyszłości, podejrzewam zatem, że o ile PKB pozostanie bardzo ważnym miernikiem poziomu rozwoju poszczególnych krajów świata, jak i poziomu rozwoju naszej globalnej cywilizacji ogółem, o tyle coraz więcej uwagi poświęcane będzie też miernikom alternatywnym. Nie tylko pod kątem nieuwzględnianych w PKB efektów środowiskowych – co próbuje się robić już od kilkudziesięciu lat – ale przede wszystkim pod kątem produktów gospodarki cyfrowej.

Przykładowo, jedną z istotnych zagadek współczesnej ekonomii jest, dlaczego PKB per capita w krajach rozwiniętych rośnie dziś wolniej niż w latach 50.-70. XX wieku, choć osiągnięto od tego czasu niebywały postęp technologiczny, ogromnie wzrósł poziom wykształcenia społeczeństw, rozbudowano infrastrukturę, w tym badawczo-rozwojową, jak również dokonano niewyobrażalnego skoku w zakresie przetwarzania informacji. Zostawię Państwa z intrygującą myślą: a może dynamika rozwoju ludzkiej cywilizacji wcale nie spowolniła, tylko tempo wzrostu PKB per capita przestało za nią nadążać?

 

Autor wyraża własne opinie, a nie oficjalne stanowisko NBP.

(©Envato)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

W kierunku cyfrowego dolara kanadyjskiego: Czy zostanie wprowadzony? W jaki sposób? Kiedy?

Kategoria: Trendy gospodarcze
W roku 1935 rząd federalny powierzył Bankowi Kanady scentralizowanie produkcji banknotów. Jednym z pierwszych zadań nowo utworzonego banku centralnego Kanady była emisja jednej waluty dla całego kraju oraz ostatecznie stopniowe wycofanie niezliczonych denominowanych w dolarach banknotów emitowanych przez różne banki i organy władzy różnego szczebla.
W kierunku cyfrowego dolara kanadyjskiego: Czy zostanie wprowadzony? W jaki sposób? Kiedy?