Wysokie ceny paliw nie muszą mieć bezpośredniego wpływu na zwiększenie dynamiki inflacji, ale mogą spowodować wzrost oczekiwań inflacyjnych i zwiększyć koszty produkcji w niektórych branżach. Jeśli do tego dojdzie, trend spadkowy CPI z ostatnich miesięcy może zostać osłabiony.
(CC BY Images_of_Money)
Paliwa drożeją z kilku powodów. Po pierwsze, złoty jest słaby względem dolara. I ni e wynika to tylko z klasycznego mechanizmu wzrostu awersji do ryzyka w czasie kryzysu, kiedy to złoty traci wobec wszystkich walut. Dolar amerykański w ostatnich tygodniach znacznie zyskał na sile wobec euro. Oznacza to, że złoty szybciej traci względem dolara, niż wobec wspólnej europejskiej waluty. A to przekłada się na wzrost cen towarów z importu, za które płaci się w dolarach. Ropa do takich należy.
Drugi powód wzrostu cen paliw na rynku krajowym to skok cen ropy na rynkach światowych. Główna przyczyna z ostatnich dni to skutki zamieszania wokół irańskiego programu atomowego. Stany Zjednoczone zagroziły Iranowi sankcjami, jeśli ten nie upubliczni informacji na temat prowadzonego programu. W odwecie Iran zagroził blokadą cieśniny Ormuz. Poważnie utrudniłoby to dostawy ropy z rejonu Zatoki Perskiej. Na dodatek pogróżki Zachodu pod adresem Iranu wprowadzenia embarga na irańską ropę dodatkowo wzmogły obawy o płynność dostaw surowca.
Trzeci powód jest krajowy. Ministerstwo Finansów – jak co roku – z początkiem stycznia zwiększyło akcyzę pobieraną od oleju napędowego tłumacząc to dostosowaniem do wymogów Unii Europejskiej. A koncerny paliwowe – jak co roku – przerzuciły to obciążenie na klientów podnosząc ceny. Bo sama akcyza bezpośredniego wpływu na ceny i na inflację nie ma.
Wiele wskazuje jednak, że to właśnie wzrost podatku w ostatnich dniach ma decydujący wpływ na to, ile płacimy na stacjach za olej napędowy i benzynę. Bo złoty przestał się osłabiać, a ceny na rynkach globalnych się ustabilizowały. Mimo to litr oleju napędowego w drugim tygodniu stycznia podrożał – według Biura Maklerskiego Reflex – o 13 groszy, a najbardziej popularnej benzyny E95 o 11 groszy.
Czy taki wzrost cen paliw przyspieszy wzrost inflacji? Ceny transportu, na które paliwa mają bezpośredni wpływ, stanowią niewiele ponad 9 proc. polskiego koszyka inflacyjnego. Udział samych paliw to około 4,6 proc. Stąd teza, że zmiany cen paliw nie mają dużego bezpośredniego przełożenia na inflację, może być słuszna.
– Rzecz w tym, że w przypadku dynamicznych zmian nawet kategorie z małym udziałem w koszyku mogą silnie wpływać na inflację. Widzieliśmy to w pierwszej połowie ubiegłego roku na przykładzie cen cukru i w ostatnich dwóch miesiącach przy okazji wzrostu cen leków. One w koszyku inflacji mają jeszcze mniejszy udział niż paliwa, a mimo to poważnie wpłynęły na dynamikę całego wskaźnika – mówi Grzegorz Maliszewski, ekonomista Banku Millennium.
Inny problem to występowanie tzw. efektu przenoszenia: droższe paliwa mogą przekładać się na wzrost cen innych kategorii towarów i usług. Nie występuje on od razu, ale jeśli wysokie koszty u producentów będą występowały dostatecznie długo – np. kilka miesięcy – mogą oni po pewnym czasie próbować je przenosić na odbiorców. Polskie firmy borykają się z wysokimi kosztami produkcji dość długo, widać to choćby po wysokich cenach produkcji sprzedanej przemysłu (tzw. PPI). Ich dynamika jest bardzo wysoka, w listopadzie wyniosła 8,9 proc. licząc rok do roku.
– Na razie widmo stopniowego osłabienia popytu krajowego zmniejsza ryzyko przenoszenia kosztów na ceny konsumenta. Firmy osiągają niezłe wyniki finansowe, więc biorą część kosztów na siebie. Rosnące koszty surowca są w stanie zamortyzować spadkiem marży – mówi Grzegorz Maliszewski.
Gdzie efekt przenoszenia wzrostu cen paliw może wystąpić w pierwszej kolejności? Przede wszystkim w usługach transportowych. Na razie jest on osłabiany przez silną konkurencję w tej branży. Jeśli jednak ceny w transporcie zaczną szybciej rosnąć może to wywołać efekt domina w całej gospodarce.
– Nie można też zapomnieć o innych dziedzinach, w których produkcja jest bardzo energochłonna i ceny paliw mają duże znaczenie. Dotyczy to nawet produkcji niektórych rodzajów żywności, np. pieczywa. Choć tu ważniejsze od cen benzyny i oleju napędowego są ceny gazu – mówi Grzegorz Maliszewski.
Wysokie ceny paliw generują jeszcze jedno ryzyko: wzrostu oczekiwań inflacyjnych. To jedna z tych zmiennych, które Rada Polityki Pieniężnej i bank centralny monitorują na bieżąco. Im wyższe oczekiwania inflacyjne – a więc postrzeganie przez konsumentów rosnącego ryzyka wzrostu cen – tym większe prawdopodobieństwo wystąpienia efektów drugiej rundy. Mówiąc inaczej, jeśli konsumenci będą zakładać, że towary i usługi podrożeją mogą domagać się podwyżek płac. Jeśli je uzyskają wówczas inflacja rzeczywiście może zacząć rosnąć.
W polskich warunkach prawdopodobieństwo wystąpienia efektów drugiej rundy nie jest duże ze względu na trudną sytuację na rynku pracy. Zatrudnienie w przedsiębiorstwach praktycznie nie zmienia się od kilku miesięcy, a wynagrodzenia realnie są mniejsze niż przed rokiem. Presja na wzrost płac jest niewielka, bo pracownicy bardziej boją się bezrobocia, niż wysokich cen.
Tymczasem na razie nic nie wskazuje na to, żeby ceny paliw miały zacząć spadać. Wtorkowe dobre informacje z Chin (wzrost PKB w IV kwartale o 8,9 proc. względem 9,1 proc. w III kwartale) i Niemiec (wzrost w styczniu indeksu nastrojów gospodarczych ZEW do minus 21,6 pkt z minus 53,8 pkt miesiąc wcześniej – najmocniej od 1991 roku) znów podbiły ceny ropy na świecie. Inwestorzy odczytali te wiadomości jako szansę na szybsze wyjście z kryzysu, a co za tym idzie wzrost popytu na surowce w globalnej gospodarce. Efektem był wzrost cen baryłki ropy Brent we wtorkowe popołudnie na giełdzie w Londynie do 112,57 dolara za baryłkę – czyli o 1,1 proc.
Według niektórych ekonomistów statystycznie wzrost cen paliw nie powinien być jednak wyraźny w kolejnych miesiącach. Zadziała efekt bazy: ropa i paliwa drożały już dynamicznie w 2011 roku.
– W kolejnych miesiącach dynamika zmian cen paliw może być mniejsza, ale jest dużo czynników ryzyka dla notowań ropy na globalnych rynkach, jak choćby sprawa Iranu czy niepokoje w Nigerii. Sytuacja geopolityczna nie będzie wspierała tego rynku – uważa Grzegorz Maliszewski.
Paliwa drożeją z kilku powodów. Po pierwsze, złoty jest słaby względem dolara. I ni e wynika to tylko z klasycznego mechanizmu wzrostu awersji do ryzyka w czasie kryzysu, kiedy to złoty traci wobec wszystkich walut. Dolar amerykański w ostatnich tygodniach znacznie zyskał na sile wobec euro. Oznacza to, że złoty szybciej traci względem dolara, niż wobec wspólnej europejskiej waluty. A to przekłada się na wzrost cen towarów z importu, za które płaci się w dolarach. Ropa do takich należy.
Drugi powód wzrostu cen paliw na rynku krajowym to skok cen ropy na rynkach światowych. Główna przyczyna z ostatnich dni to skutki zamieszania wokół irańskiego programu atomowego. Stany Zjednoczone zagroziły Iranowi sankcjami, jeśli ten nie upubliczni informacji na temat prowadzonego programu. W odwecie Iran zagroził blokadą cieśniny Ormuz. Poważnie utrudniłoby to dostawy ropy z rejonu Zatoki Perskiej. Na dodatek pogróżki Zachodu pod adresem Iranu wprowadzenia embarga na irańską ropę dodatkowo wzmogły obawy o płynność dostaw surowca.
Trzeci powód jest krajowy. Ministerstwo Finansów – jak co roku – z początkiem stycznia zwiększyło akcyzę pobieraną od oleju napędowego tłumacząc to dostosowaniem do wymogów Unii Europejskiej. A koncerny paliwowe – jak co roku – przerzuciły to obciążenie na klientów podnosząc ceny. Bo sama akcyza bezpośredniego wpływu na ceny i na inflację nie ma.
Wiele wskazuje jednak, że to właśnie wzrost podatku w ostatnich dniach ma decydujący wpływ na to, ile płacimy na stacjach za olej napędowy i benzynę. Bo złoty przestał się osłabiać, a ceny na rynkach globalnych się ustabilizowały. Mimo to litr oleju napędowego w drugim tygodniu stycznia podrożał – według Biura Maklerskiego Reflex – o 13 groszy, a najbardziej popularnej benzyny E95 o 11 groszy.
Czy taki wzrost cen paliw przyspieszy wzrost inflacji? Ceny transportu, na które paliwa mają bezpośredni wpływ, stanowią niewiele ponad 9 proc. polskiego koszyka inflacyjnego. Udział samych paliw to około 4,6 proc. Stąd teza, że zmiany cen paliw nie mają dużego bezpośredniego przełożenia na inflację, może być słuszna.
– Rzecz w tym, że w przypadku dynamicznych zmian nawet kategorie z małym udziałem w koszyku mogą silnie wpływać na inflację. Widzieliśmy to w pierwszej połowie ubiegłego roku na przykładzie cen cukru i w ostatnich dwóch miesiącach przy okazji wzrostu cen leków. One w koszyku inflacji mają jeszcze mniejszy udział niż paliwa, a mimo to poważnie wpłynęły na dynamikę całego wskaźnika – mówi Grzegorz Maliszewski, ekonomista Banku Millennium.
Inny problem to występowanie tzw. efektu przenoszenia: droższe paliwa mogą przekładać się na wzrost cen innych kategorii towarów i usług. Nie występuje on od razu, ale jeśli wysokie koszty u producentów będą występowały dostatecznie długo – np. kilka miesięcy – mogą oni po pewnym czasie próbować je przenosić na odbiorców. Polskie firmy borykają się z wysokimi kosztami produkcji dość długo, widać to choćby po wysokich cenach produkcji sprzedanej przemysłu (tzw. PPI). Ich dynamika jest bardzo wysoka, w listopadzie wyniosła 8,9 proc. licząc rok do roku.
– Na razie widmo stopniowego osłabienia popytu krajowego zmniejsza ryzyko przenoszenia kosztów na ceny konsumenta. Firmy osiągają niezłe wyniki finansowe, więc biorą część kosztów na siebie. Rosnące koszty surowca są w stanie zamortyzować spadkiem marży – mówi Grzegorz Maliszewski.
Gdzie efekt przenoszenia wzrostu cen paliw może wystąpić w pierwszej kolejności? Przede wszystkim w usługach transportowych. Na razie jest on osłabiany przez silną konkurencję w tej branży. Jeśli jednak ceny w transporcie zaczną szybciej rosnąć może to wywołać efekt domina w całej gospodarce.
– Nie można też zapomnieć o innych dziedzinach, w których produkcja jest bardzo energochłonna i ceny paliw mają duże znaczenie. Dotyczy to nawet produkcji niektórych rodzajów żywności, np. pieczywa. Choć tu ważniejsze od cen benzyny i oleju napędowego są ceny gazu – mówi Grzegorz Maliszewski.
Wysokie ceny paliw generują jeszcze jedno ryzyko: wzrostu oczekiwań inflacyjnych. To jedna z tych zmiennych, które Rada Polityki Pieniężnej i bank centralny monitorują na bieżąco. Im wyższe oczekiwania inflacyjne – a więc postrzeganie przez konsumentów rosnącego ryzyka wzrostu cen – tym większe prawdopodobieństwo wystąpienia efektów drugiej rundy. Mówiąc inaczej, jeśli konsumenci będą zakładać, że towary i usługi podrożeją mogą domagać się podwyżek płac. Jeśli je uzyskają wówczas inflacja rzeczywiście może zacząć rosnąć.
W polskich warunkach prawdopodobieństwo wystąpienia efektów drugiej rundy nie jest duże ze względu na trudną sytuację na rynku pracy. Zatrudnienie w przedsiębiorstwach praktycznie nie zmienia się od kilku miesięcy, a wynagrodzenia realnie są mniejsze niż przed rokiem. Presja na wzrost płac jest niewielka, bo pracownicy bardziej boją się bezrobocia, niż wysokich cen.
Tymczasem na razie nic nie wskazuje na to, żeby ceny paliw miały zacząć spadać. Wtorkowe dobre informacje z Chin (wzrost PKB w IV kwartale o 8,9 proc. względem 9,1 proc. w III kwartale) i Niemiec (wzrost w styczniu indeksu nastrojów gospodarczych ZEW do minus 21,6 pkt z minus 53,8 pkt miesiąc wcześniej – najmocniej od 1991 roku) znów podbiły ceny ropy na świecie. Inwestorzy odczytali te wiadomości jako szansę na szybsze wyjście z kryzysu, a co za tym idzie wzrost popytu na surowce w globalnej gospodarce. Efektem był wzrost cen baryłki ropy Brent we wtorkowe popołudnie na giełdzie w Londynie do 112,57 dolara za baryłkę – czyli o 1,1 proc.
Według niektórych ekonomistów statystycznie wzrost cen paliw nie powinien być jednak wyraźny w kolejnych miesiącach. Zadziała efekt bazy: ropa i paliwa drożały już dynamicznie w 2011 roku.
– W kolejnych miesiącach dynamika zmian cen paliw może być mniejsza, ale jest dużo czynników ryzyka dla notowań ropy na globalnych rynkach, jak choćby sprawa Iranu czy niepokoje w Nigerii. Sytuacja geopolityczna nie będzie wspierała tego rynku – uważa Grzegorz Maliszewski.
Hiszpańska gospodarka rozwija się w zadziwiająco dobrym tempie. Od momentu załamania covidowego wzrost PKB jest zauważalnie wyższy niż przed pandemią. To pozytywnie wyróżnia kraj w całej strefie euro, a perspektywy na kolejne lata wyglądają dobrze.
Silna gospodarka oparta na innowacyjnym przemyśle nie jest celem samym w sobie, lecz narzędziem do zbudowania państwa zapewniającego wspólnocie narodowej bezpieczeństwo i dobrobyt oraz sprawiedliwość, oznaczającą nie tylko wymiar prawny, lecz także więź bazującą na solidarności między członkami wspólnoty.
Bieżący okres grzewczy przyniósł silny spadek zapasów gazu ziemnego w Europie, co przełożyło się na przejściowy wzrost cen błękitnego paliwa do najwyższego poziomu od lutego 2023 r. Niski poziom zapasów, który szacowany jest na koniec bieżącego okresu zimowego na blisko 30 proc., może utrudnić proces ich ponownego gromadzenia i przekładać się na powrót do wzrostów cen, szczególnie przed nowym okresem grzewczym 2025–2026. Sytuację rynkową mogą jednak łagodzić spekulacje, że Europa może powrócić do zakupów rosyjskiego gazu poprzez gazociąg Nord Stream 2.
Podobno czas to pieniądz, a skoro szczęśliwi czasu nie liczą, to wychodzi na to, że nie liczą też pieniędzy. Czy rzeczywiście? Bynajmniej! Umieją kalkulować, ale pomnażanie bogactwa nie spędza im snu z powiek.
Chiny nie dążą do objęcia roli globalnego lidera klimatycznego poprzez podejmowanie zobowiązań, które mogłyby osłabić ich wzrost i rozwój gospodarczy. W zamian, kraj ten pozycjonuje się jako orędownik wspólnych wysiłków społeczności międzynarodowych w dążeniu do osiągnięcia globalnych celów klimatycznych przy znaczącym chińskim wkładzie i jednocześnie jako wiodący partner dla krajów globalnego Południa.
Wiceprezydentami Stanów Zjednoczonych najczęściej zostawały postacie dość bezbarwne. Stanowisko to ustanowiono na wypadek, gdyby nagle z jakichś przyczyn głowa państwa nie mogłaby pełnić swojej funkcji. Godność ta rzadko też wiązała się z większym zakresem rzeczywistej władzy. W przypadku J.D. Vance’a może być zasadniczo inaczej.
Polska chce zablokować umowę o wolnym handlu z krajami Ameryki Południowej. Powodem są głównie obawy rolników o konkurencyjność ich produktów. W jaki sposób realizacja umowy z Mercosur może wpłynąć na unijne rolnictwo i jakie mogą być też jej inne skutki?
Jak obiecał, tak też czyni. Donald Trump, po powrocie na stanowisko prezydenta Stanów Zjednoczonych, rozpoczął realizację jednej z kluczowych obietnic wyborczych – zakończenia wojny między Ukrainą a Rosją. W połowie lutego 2025 r. ruszyły negocjacje między USA a Federacją Rosyjską, zaś Europa, nie chcąc zostać pominięta, rozpoczęła własne działania dyplomatyczne, by się włączyć w proces pokojowy. Wiele wskazuje na to, że jeszcze w 2025 r. dojdzie do jakiejś formy zawieszenia broni w Ukrainie. Jak te nowe uwarunkowania wpłyną na gospodarkę Rosji?
Jakie są zalety i wady energetyki jądrowej? Jak ocenić efektywność finansową inwestycji polegającej na budowie i eksploatacji elektrowni atomowej? Monografia „Elektrownie jądrowe w nowoczesnej gospodarce” odpowiada na te i wiele innych pytań.
Analizując innowacyjność europejskiej gospodarki, można zauważyć jej złożoność, wynikającą z różnorodności krajów członkowskich, ich sektorów gospodarczych oraz strategii. Unia Europejska nie stanowi jednolitej całości, lecz raczej dynamiczną mozaikę współpracujących podmiotów. To, co jednoczy tę różnorodność, to wspólny cel: budowanie innowacyjnej, zielonej i konkurencyjnej gospodarki.
W ciągu ostatnich lat systematycznie rośnie zagrożenie atakami cybernetycznymi w systemie finansowym. Banki centralne jako kluczowe ogniwo w infrastrukturze krytycznej systemu finansowego są szczególnie „łakomym kąskiem” dla hakerów. W jaki sposób hakerzy najczęściej atakują banki centralne i czy są one odporne na ataki?
Kiedy świat wynurzył się z chaosu II wojny światowej, władzę objęli ludzie o przekonaniach makroekonomicznych, ukształtowanych w formacyjnym dla nich doświadczeniu lat 30. XX w.
Cena złota osiągnęła w kwietniu najwyższy poziom w historii. W głównym stopniu przełożyły się na to zakupy dokonywane przez banki centralne, czynniki behawioralne oraz przejściowy wzrost ryzyka geopolitycznego, wynikający z walk na Bliskim Wschodzie.
W ostatnich latach, a szczególnie po rozpoczęciu wojny z Ukrainą, z Rosji płynie nieprzerwany przekaz o sukcesach. Ich skala narasta – gospodarka uodporniła się na sankcje i nawet się rozwija oraz restrukturyzuje, bieda spada, a zamożność rośnie, produkcja krajowa wypiera zaś import. Czy sukcesy mają jednak realny wymiar, czy głównie propagandowomedialny?
Mija blisko trzydzieści lat od chwili, gdy Narodowy Bank Polski przeprowadził denominację złotego. Jej przygotowanie było złożonym procesem – należało bowiem wszystko zaplanować, zaprojektować nowe monety i banknoty, zlecić ich produkcję, przygotować całą logistykę, a na koniec przekazać je przy pomocy banków do portfeli wszystkich Polaków.
Odbudowa gospodarcza kraju i opanowanie chaosu walutowego należały do największych wyzwań, jakie stanęły przed władzami niepodległego państwa polskiego w 1918 r. Sanacja gospodarcza zależała zarówno od skutecznie przeprowadzonych reform finansów publicznych i skarbu państwa, jak również od szybkiego wprowadzenia do obiegu nowej, pełnowartościowej polskiej waluty. A to właśnie dobrze zorganizowany aparat skarbowy, sprawny obieg pieniądza i jego stabilna wartość stanowiły podstawę rozwoju ekonomicznego i społecznego odrodzonej Polski.
W ciągu najbliższych 30 lat rynek pracy będzie podlegał rozmaitym trendom. Do najważniejszych należą rozwój sztucznej inteligencji, starzenie się społeczeństw i ekologiczna transformacja. Każdy z nich będzie się wiązał z nowymi zagrożeniami, ale też i zawodowymi szansami.