Autor: Adam Kaliński

Dziennikarz specjalizujący się w tematach dotyczących Chin.

Wysyp bezcłowych stref w Chinach, nowy rząd zaczyna mieć wątpliwości

Kolejne chińskie miasta występują do władz o zgodę na utworzenie stref wolnocłowych. Chcą przyciągnąć turystów i zatrzymać rodzimych klientów, którzy po towary luksusowe jadą zagranicę, gdzie jest taniej. Lawina wniosków zaskoczyła Pekin. Niewykluczone, że nowy rząd przyhamuje bezcłowy boom.
Wysyp bezcłowych stref w Chinach, nowy rząd zaczyna mieć wątpliwości

Miasto Sanya na wyspie Hajnan - tu powstaje największa strefa handlu wolnocłowego na świecie (Fot. A. Kaliński)

Boom zaczął się od wyspy Hajnan, u południowego wybrzeża Chin. Wyspa jest osobną prowincją i posiada status specjalnej strefy ekonomicznej. Ta coraz modniejsza, tropikalna wyspa, gdzie lato nigdy się nie kończy przyciąga miliony turystów. Tylko w zeszłym roku niespełna 700 tysięczny Hajnan odwiedziło ok. 10 mln gości.

Chiński rząd postanowił uczynić z wyspy turystyczne centrum na skalę światową, mające w regionie Azji i Pacyfiku konkurować z tajlandzką wyspą Pukhet i Malediwami. Kilka lat temu ruszyły na Hajnanie inwestycje. Powstały setki hoteli i cała infrastruktura turystyczna.

Aby przyciągnąć jeszcze więcej gości władze zaczęły tworzyć w jej głównych miastach strefy wolnocłowe. Najnowsza inwestycja tego typu, to powstające koło miasta Sanya największe na świecie bezcłowe centrum handlowe o pow. 70 tys. mkw. – z hotelami, restauracjami i obiektami rozrywkowymi.

Wszystko z przeceny

Ceny w wolnocłowych obszarach są rzecz jasna konkurencyjne, zwłaszcza, jeśli chodzi o droższe kosmetyki, odzież, galanterię, zegarki i elektronikę, których sprzedaż generuje 80 proc. przychodów. Sklepy z takimi towarami robią furorę, często stoją przed nimi długie kolejki, zaś dzienne obroty idą w miliony juanów – o czym skwapliwie informują chińskie media. Ten szał zakupów bierze się stąd, iż towary luksusowe kosztują w Chinach znacznie więcej niż w Europie czy w Stanach Zjednoczonych.

Te, nabywane w sklepach wolnocłowych zostały natomiast zwolnione z podatku VAT i podatku od konsumpcji, dzięki czemu są, średnio, o 30-40 proc. tańsze niż w Chinach kontynentalnych. Sprzedaż i liczba klientów placówek na wyspie rośnie w tempie 55 proc. rocznie.

Zyski zgarnia głównie China Duty Free Group – państwowe przedsiębiorstwo specjalizujące się w wolnocłowym handlu i mające nań monopol, ale profity czerpią także lokalne władze i cała branża turystyczna.

Według szacunków, prawie co drugi z 10 mln gości na Hajnanie odwiedza te sklepy. Dlatego władze wyspy postanowiły iść za ciosem. Zwróciły się o pozwolenie na otwarcie kolejnych wolnocłowych stref. A gubernator Hajnanu, Jiang Dingzhi, zaapelował o „bardziej elastyczną politykę bezcłową” w celu wsparcia gospodarki wyspy.

Podpiera się przy tym hasłem stymulowania konsumpcji, perspektywą jeszcze większego ruchu turystycznego i profitami dla całego kraju. Władze argumentują, że Chińczycy będą mogli zostawiać więcej pieniędzy u siebie, zamiast np. jeździć na tańsze zakupy do Hongkongu lub na Tajwan, co w ostatnich latach stało się tu niemal „sportem narodowym”. Włodarze Hajnanu szacują, że na wyspie mogłoby powstać nawet do dziesięciu tego typu stref.

Jednak są także pewne ograniczenia. Zakupów na Hajnanie mogą dokonywać turyści indywidualni w wieku powyżej 16 lat tylko dwa razy w roku, do jednorazowej kwoty 8 tys. juanów, czyli ok. 4 tys. zł. (jeszcze niedawno było to 5 tys. juanów, a limit wieku wynosił 18 lat). Niektórzy Chińczycy narzekają, że to za mało, bo tyle może kosztować np. jeden zegarek, czy luksusowa torebka.  Większości ta kwota całkowicie wystarcza.

Średnie wydatki na wyspie na towary wolnocłowe na osobę wynoszą obecnie 2300 juanów, czyli mniej więcej 1150 zł.

Inni też tak chcą

Rozgłos i obrazki, pokazujące ludzi tłoczących się przed wolnocłowymi sklepami na Hajnanie, zrobiły swoje. Władze innych chińskich miast, najczęściej odwiedzanych przez turystów, postanowiły nie być gorsze i zaczęły występować do rządu centralnego o pozwolenia na utworzenie u siebie podobnych stref.

Najgłośniej jest teraz o pomyśle budowy takiej strefy w Pekinie. Władze stolicy chcą, aby powstała ona w centrum miasta w tzw. „rosyjskiej dzielnicy”, przy ulicy Yabalu. Ciekawostka – jeszcze w latach 90. miejsce to było opanowane przez Polaków, zajmujących się eksportem tzw. taniej „chińszczyzny” do naszego kraju. Wielu z nich dorobiło się tu pokaźnych fortun i wraz z krzepnięciem polskiego kapitalizmu przeniosło na wyższy biznesowy poziom, otwierając w Chinach własne fabryki, lub zlecając produkcję miejscowym.

Po Polakach Yabalu opanowali kupcy z Rosji i WNP, którzy rządzą tam do dziś. W dzielnicy powstało wiele handlowych centrów, hurtowni i firm spedycyjnych, obsługujących głównie rynek wschodni. Dlatego właśnie tutaj władze Pekinu chcą utworzyć wolnocłową strefę, wychodząc z założenia, że cała potrzebna infrastruktura praktycznie już istnieje.

Pekin ma jeszcze jeden argument. Otóż od 1 stycznia tego roku cudzoziemcy z wielu państw, w tym także z Polski, mogą przyjechać do stolicy Chin na 3 dni bez wizy, pod warunkiem, że mają bilet do kraju trzeciego. Szacuje się, iż przyciągnie to do Pekinu, dodatkowo, 800 tys. gości rocznie.

Trwa dopinanie szczegółów dotyczących pekińskiej strefy wolnocłowej oraz negocjacje z właścicielami sieci handlowych i sklepów. Zagraniczni klienci robiący tutaj zakupy będą mogli np. otrzymać zwrot VAT na miejscu, a nie dopiero przy wylocie na lotnisku.

Pomysł na przyciągnięcie nowych klientów przeraził jednak pozostałych pekińskich handlowców. Twierdzą, że specjalna strefa odbierze im klientów. Narzekają, że jej utworzenie na taką skalę, to po prostu nieuczciwa konkurencja. Argumentują, że coraz silniejszy juan sprawia, iż dla cudzoziemców zakupy w zwykłych sklepach już przestały być opłacalne, bo ceny dorównują zachodnim. Mit niedrogich Chin skończył się, a właśnie możliwość tańszych zakupów skłaniała wiele osób do odwiedzenia Państwa Środka.

Także 20 – milionowy i kosmopolityczny Szanghaj, który odwiedza co roku około 8 mln gości, nie mógł pozostać w tyle. To właśnie tutaj powstała druga, po Hajnanie, wolnocłowa strefa, ale, na razie, nie odniosła spektakularnego sukcesu. Działa od stycznia tego roku, lecz klienci skarżą się na mały asortyment oferowanych towarów, niewielką liczbę sklepów oraz – w przypadku obywateli Chin – na liczne, formalne ograniczenia przy zakupach.

Kolejne podejście Szanghaju do takiej strefy ma być bardziej przemyślane. Będzie ona prawdopodobnie łączyć walory handlowe z rozrywkowymi. Ma powstać w 2015 r. i być częścią budowanego w tym mieście, kosztem 5 mld dol., trzeciego w Azji Disneylandu.

Również mniej chińskie miasta, np. 11 – milionowy Tianjin, też zgłaszają chęć stania się „drugim Hajnanem” i wejścia do wolnocłowego klubu.

Po euforii wątpliwości

Lawina wniosków zaskoczyła chińskie władze. Po pierwszej euforii zaczęło pojawiać się coraz więcej wątpliwości. Ostrożnie wypowiadają się na temat stref wolnocłowych w centrach miast urzędnicy tutejszego ministerstwa finansów i władze celne.

Również chińscy ekonomiści, jak prof. Liu Huan z Uniwersytetu Finansów i Ekonomii, zalecają ostrożność i przeanalizowanie wszystkich pozytywnych jak i negatywnych stron tworzenia na masową skalę stref bezcłowych.

Hajnan, argumentują, jest turystyczną wyspą, a do tego specjalną strefą ekonomiczną, i tworzenie tam wolnocłowych obszarów ma gospodarczy sens. Gdzie indziej już niekoniecznie, choć, przyznają, a inicjatywa wpisuje się w politykę promowania konsumpcji wewnętrznej.

Jest jeszcze kwestia międzynarodowej praktyki ograniczającej bezcłowy handel do niewielkiej liczby państw i regionów, co ma służyć wyłącznie promocji ich walorów turystycznych. Chiny nie mogą tego aspektu lekceważyć, bo są związane międzynarodowymi traktatami i umowami w tej dziedzinie.

Decyzję, co dalej, podejmie nowy chiński rząd, który powstał kilka tygodni temu. Niewykluczone, że wolnocłowy boom zostanie w Państwie Środka nieco przyhamowany.

OF

Miasto Sanya na wyspie Hajnan - tu powstaje największa strefa handlu wolnocłowego na świecie (Fot. A. Kaliński)

Otwarta licencja


Tagi