Autor: Zsolt Zsebesi

Jest zastępcą redaktora działu krajowego w węgierskim dzienniku Népszava.

Zagraniczne firmy nie będą zarabiać na Węgrzech

Z początkiem października wystartował drugi program kredytowy Węgierskiego Banku Narodowego. Celem jest pobudzenie gospodarki podnoszącej się z ubiegłorocznej recesji w dostojnym tempie poniżej 1 proc. rocznie. Do przekazania małym i średnim przedsiębiorstwom (MŚP) jest tym razem 2000 mld forintów, czyli równowartość ok. 28,5 mld złotych, albo 7 proc. węgierskiego PKB.
Zagraniczne firmy nie będą zarabiać na Węgrzech

Viktor Orban (CC BY Európa Pont)

Wsparcie zaordynowane w obecnym etapie jest prawie trzy razy większe, niż w pierwszym etapie pilotującym, kiedy to od początku czerwca do końca sierpnia br. banki komercyjne otrzymały z banku centralnego 750 mld forintów bezpłatnych pożyczek. Warunki są takie same jak poprzednio. Do końca 2014 r. banki mają obowiązek „odpożyczyć” te pieniądze małym i średnim firmom na 2,5 procenta. Pierwsze 500 miliardów ma trafić do banków już w październiku. Bank centralny przewiduje, że dzięki tym tanim kredytom tempo wzrostu gospodarczego przyśpieszy o 1,8-2,4 proc.

Wspólne z pilotażem są także trzy podstawowe rozwiązania pozakosztowe. 90 procent z 2000 mld, czyli znacznie więcej niż w puli letniej, ma być przeznaczonych na nowe, maksymalnie 10-letnie, kredyty w jednostkowej wysokości od 3 milionów do 3 miliardów forintów (43 tys. zł – 43 mln zł). Reszta, tj. 200 miliardów może być wykorzystana do restrukturyzacji zadłużenia firm w walutach obcych i pieniądzu krajowym. Trzecia reguła dopuszcza zmniejszenie przez banki o 20 proc. wartości ich dwutygodniowych depozytów utrzymywanych w obligacjach państwowych. Bank centralny dostarczy im równowartość tych zmniejszonych depozytów w formie środków dewizowych na pokrycie ich krótkoterminowych zobowiązań zewnętrznych, a zabezpieczone w ten sposób banki będą mogły uwolnić więcej środków na krajową akcję kredytową.

Budżet specjalnej troski

Letni pilotaż programu zakończył się umiarkowanym sukcesem, ponieważ banki wykorzystały w dużym stopniu darmowe środki do podmiany starych kredytów. Na ten cel poszło 40 proc. pieniędzy postawionych do dyspozycji przez bank centralny i tylko 60 proc. stało się źródłem finansowania nowych przedsięwzięć. Większość bardzo tanich pieniędzy otrzymały przedsiębiorstwa o mocnej pozycji finansowej, które i bez tego miały dostęp do kredytów. Zamiast ryzykować z nowymi, banki wolały po prostu pozostać przy sprawdzonych klientach. Nie wiadomo jeszcze jaki był wpływ tej akcji na wzrost gospodarczy. Ministerstwo Gospodarki oczekiwało wszakże, że dołożenie 750 mld forintów przełoży się w najlepszym przypadku na 1,0-1,8 punktów procentowych dodatkowego wzrostu gospodarczego, a w najgorszym scenariuszu na 0,2-0,5 pp.

Z oceną trzeba jeszcze poczekać. Tymczasem minister Gospodarki Mihály Varga wniósł w ostatnim dniu września do parlamentu projekt budżetu państwa na rok następny podkreślając mocno, że mimo wiosennych wyborów parlamentarnych, nie przyszedł do izby z budżetem wyborczym. Nie omieszkał jednak nazwać dokumentu budżetem obniżenia kosztów mediów, czyli cen wszystkich świadczeń dla ludności w formie dostaw światła, gazu, wody, dostępu do kanalizacji, wywozu śmieci, czy też czyszczenia kominów. Nowością będzie obniżenie cen drewna i węgla na opał. Oprócz tego wzrosną wydatki na prawie wszystkie świadczenia socjalne, a podwyżce ulegną ulgi podatkowe dla rodzin z dziećmi.

Projekt budżetu przewiduje deficyt w wysokości 924 mld forintów, czyli niemal na styk z 3-procentowym pułapem w relacji do PKB, bowiem niedobór w porównaniu z wpływami do budżetu ma stanowić dokładnie 2,9 proc. PKB. Rząd liczy, że wzrost gospodarczy wyniesie 2,1 proc. a inflacja 2,4 proc.

W projekcjach budżetowych zaskakuje kwota 130 miliardów forintów do wydania przez rząd z własnych środków na wielkie inwestycje centralne, z czego 40 proc. ma pójść na budowę stadionów piłkarskich. Na Węgrzech w budowie jest teraz ich aż sześć. W Budapeszcie, na miejscu starego stadionu narodowego powstanie nowoczesna arena odpowiadająca najlepszym standardom międzynarodowym. Najpopularniejsza drużyna piłkarska, Fererncváros Budapeszt również otrzyma z państwowych pieniędzy nowy stadion, tak samo zresztą jak jej rywale kopiący piłkę w Székesfehérvárze, Debreczynie, Győr i Szombathely.

Inwestycje sportowe pochłoną ponad połowę środków na inwestycje centralne, ponieważ następne 23 proc. ze 130 miliardów pójdzie na budowę jeszcze innych obiektów sportowych. Zaskakująco dużych wydatków na piłkę nie można tłumaczyć międzynarodowymi osiągnięciami tej dyscypliny, bo takich nie ma. Jedyne uzasadnienie jakie przychodzi na myśl to piłkarskie pasje premiera Viktora Orbána. Za ich przyczyną musiał on poddać się 1 października operacji z powodu niegroźnej kontuzji lewej nogi, której nabawił się na treningu piłkarskim (dla uspokojenia polskich fanów węgierskiego premiera wyjaśnimy, że opuścił szpital już w dniu operacji i czuje się świetnie).

Tańsze media

Nie tylko budżet na następny rok został przygotowany pod hasłem tańszych mediów, ponieważ wokół tej kwestii toczy się dzisiaj na Węgrzech niemal wszystko. Rządząca partia Fidesz całą swoją kampanię wyborczą buduje na upaństwawianiu i pozbawianiu zysków firm świadczących usługi komunalne dla ludności. Na kongresie swojej partii w końcu września Viktor Orbán wypowiedział wojnę wszystkim, którzy chcą rzekomo torpedować starania jego partii o obniżanie cen tych świadczeń.

Premier, wybrany po raz 13. z rzędu (140 głosami na 141 głosujących) na stanowisko przewodniczącego partii, nie szczędził ostrych słów. Skrytykował wielkie przedsiębiorstwa międzynarodowe i banki działające na Węgrzech, wytykając im, że realizują ekstra zyski i starają się wykorzystać swoje pozycje monopolowe do rabunku na Węgrach. Ostro zaatakował węgierską opozycję twierdząc, że jest na usługach zagranicznej finansjery dążącej do wyrównania strat poniesionych przez banki z powodu wprowadzonych przez kierowany przez niego rząd nadzwyczajnych podatków. Stwierdził, że kosztem ludności socjaliści chcą zwracać bankom miliardy i jeśli dojdą do władzy, znowu – zamiast obniżać, tak jak jego rząd – podwyższą ceny wszystkich mediów.

Orbán skrytykował również Brukselę za to, że chce ona ponoć pozbawić narodowe państwa europejskie, w tym Węgry, możliwości samodzielnego decydowania o własnych sprawach narodowych. Uznał za wielkie zwycięstwo uwolnienia kraju od procedury nadmiernego deficytu oraz oddanie przez jego rząd do ostatniego centa wszystkich pożyczek zaciągniętych w Międzynarodowym Funduszu Walutowym. Ogłosił, że od tej pory ani Bruksela, ani MFW nie mogą wtrącać się do spraw węgierskich.

W przewidywaniach najbliższej przyszłości Orbán zaznaczył jednocześnie, że Węgry muszą przygotować się na jeszcze poważniejsze ataki ze strony Unii Europejskiej i międzynarodowych korporacji finansowych. W jego rozumieniu walka o upaństwowienie sektora usług komunalnych spowoduje zbyt wielkie straty, których „niektóre koła finansowe” nie będą już w stanie tolerować. W przemówieniu przerywanym często burzliwymi oklaskami i wysłuchiwanym przez delegatów częściowo na stojąco, Orbán przygotował swoich towarzyszy partyjnych na bezpardonową walkę z bogatą Europą, która ze wszystkich stron będzie atakowała Węgry za ich bezprecedensowe osiągnięcia w walce z kryzysem, który w dużym stopniu przyszedł z Zachodu, a w którego przezwyciężaniu Bruksela – w przeciwieństwie do Węgrów – nie ma żadnych sukcesów.

Usługi non profit

Na razie nie wiadomo jak naprawdę zakończy się w warunkach rynkowych ta walka o niższe ceny mediów. Jedno z bardzo wielu pytań dotyczy możliwości ustalenia jednolitych cen drewna i węgla na terenie całego kraju, ale praca nad tym wre i specjaliści już pracują nad centralnym cennikiem różnych rodzajów opału. Warto przy tym przypomnieć, że od grudnia 2011 r. działa na Węgrzech nowy urząd przypominający stare czasy. Jego dawniejszy odpowiednik nosił nazwę Centralny Urząd Planowania, a obecny zgubił tylko jedno niewygodne słowo i pracuje jako Urząd Planowania. (Tervezési Hivatal). Ma pełne ręce roboty. Hasło upaństwowienia węgierskich i zagranicznych przedsiębiorstw z sektora usług komunalnych nie jest bowiem jedynie kwiecistą metaforą.

Z myślą o tym żeby w przyszłości nikt na Węgrzech nie wpadł na pomysł powrotu do status quo ante i ponownego oparcia tych dziedzin gospodarki na zasadach rynkowych, przygotowywana jest już piąta zmiana liczącej sobie ledwo 20 miesięcy konstytucji. Zgodnie z jej projektowaną literą, wprowadzony ma być konstytucyjny zakaz działania tych przedsiębiorstw dla zysku. W sektorze komunalnym dopuszczalny byłby wyłącznie model firmy non profit.

W związku z tym z Węgier uciekają po kolei firmy zaangażowane w gazownictwie, energetyce, wywozie i utylizacji śmieci, jak również przedsiębiorstwa zapewniające dostawy wody, dostęp do kanalizacji, czy też operatorzy oczyszczalni ścieków. Zwijają swoje interesy takie giganty, jak niemiecki RWE, E.ON, czy francuski GDF Suez. Wykup ich aktywów na Węgrzech obciąża budżet państwa i w większości odbywa się na kredyt. Na początku października na własność państwa węgierskiego przeszły już wszystkie podziemne zbiorniki do magazynowania gazu, za które państwo przelało podobno na konto E-ON 280 mld forintów, czyli blisko jeden miliard euro (dokładna suma stanowi tajemnicę handlową).

Ostatnio nie jest zbyt dobrze być wielkim przedsiębiorcą na Węgrzech – zagranicznym, ale też krajowym. 1 października chorwacka policja wydała we współdziałaniu z Interpolem międzynarodowy list gończy za Zsolt’em Hernádi – szefem narodowego koncernu naftowego i jednocześnie największej firmy węgierskiej Mol.

Chorwaci chcą go przesłuchać w sprawie korupcyjnej. Tamtejsza policja sądzi, że to on właśnie wręczył byłemu premierowi Chorwacji łapówkę za przekazanie swego czasu Mol-owi pełni władzy nad chorwacką firmą naftową INA. Były premier Chorwacji Ivo Sanader odsiaduje karę 10 lat więzienia za korupcję, ale węgierska prokuratura, która na prośbę chorwackiej przesłuchała Hernádi’ego nie znalazła żadnego powodu, aby przekazać szefa Mol władzom z Zagrzebia. W uzasadnieniu tej odmowy prokuratorzy węgierscy odwoływali się do narodowych interesów swojego państwa.

W tle jest batalia Chorwatów o odzyskanie kontroli nad INA. Obie strony mają po ponad 40 proc. akcji INA, ale Mol odrobinę mniej niż państwo chorwackie. Konflikt zaostrzył się zaraz po tym, jak wyszło na jaw, że z powodu niskiej rentowności Mol zamierza zamknąć dwie swoje rafinerie w Chorwacji, co oznaczałoby utratę znacznej liczby miejsc pracy.

OF

Viktor Orban (CC BY Európa Pont)

Otwarta licencja


Tagi