Autor: Jan Cipiur

Dziennikarz ekonomiczny, publicysta Studia Opinii

Zamiast bić w OFE lepiej przemyśleć system emerytalny

System emerytalny w Polsce budzi obawy. Sporo wskazuje, że wymaga rekonstrukcji, albo kolejnej zmiany podejścia. Nie byłoby w tym nic zdrożnego. Jesteśmy po nauczce z kryzysu finansowego, państwa wzięły na siebie ogromne ciężary i dźwigają je z coraz większym trudem. Zasługujemy na rzetelną dyskusję emerytalną. Wymaga to wyważonych sądów.
Zamiast bić w OFE lepiej przemyśleć system emerytalny

Opcja, że starość spędzimy beztrosko wypoczywając w kurortach staje się coraz mniej prawdopodobna. (CC By-NC-ND Laurieofindy)

Przygotowane przez reprezentację Otwartych Funduszy Emerytalnych tezy w kwestii rozdziału świadczeń z OFE wywołały burzę. Dla porządku trzeba przypomnieć, że Fundusze nie mają inicjatywy, a tym bardziej – zdolności ustawodawczej. Jest to przywilej, a przede wszystkim obowiązek rządu i stojącej za nim większości parlamentarnej.

W sprawie generalnych zasad ustalania świadczeń z OFE i techniki wypłat, kolejne rządy nie zdołały się wywiązać z tego obowiązku przez ostatnie 14 lat, a obecna ekipa polityczna przez lat już prawie sześć. Było dużo, a nawet stanowczo za dużo czasu, żeby ustalić w jakich wariantach i w jakim trybie dokonywać wypłat z OFE. Za ten akurat brak OFE winne są w najmniejszym stopniu, jeśli w ogóle.

Rząd w maju przedstawi propozycje dotyczące przyszłości OFE. Nie ma planów likwidacji funduszy, ale też nie muszą one za wszelką cenę dalej funkcjonować – poinformował premier Donald Tusk.

O jakich pieniądzach mówimy

Punktem wyjścia w debacie nad meritum musi być decyzja sprzed dwóch lat o okrojeniu aż o dwie trzecie środków kierowanych do OFE w latach 2011 i 2012. Pominąwszy szczegóły, składki emerytalne stanowią 19,52 proc. płacy brutto. Przed 2011 r. środki ze składek były rozdzielane w proporcji 12,22 punktów procentowych do ZUS i 7,3 punktów procentowych do OFE. Różne filary były zatem zasilane w środki w relacji 1,67 do 1.

Po zmianie dokonanej w 2011 r. do OFE kierowano środki stanowiące równowartość 2,3 punktu procentowego. Konsekwencje tej zmiany są przygniatające. W wyniku nowego podziału składek relacja poszybowała do 7,5 : 1 na korzyść ZUS. W 2013 r. udział składki kierowanej do OFE został podniesiony do 2,8 punktu procentowego, więc proporcja wynosi teraz 6 : 1. Według ustawy z 2011 roku, w 2017 r. do OFE miałoby trafiać 3,5 punktu procentowego i wówczas relacja wyniosłaby 4,6 : 1. Jak będzie w rzeczywistości nie wiadomo…

>> zobacz: Co dalej z OFE

Wskutek zmian dokonanych dwa lata temu drugofilarowe emerytury z OFE będą musiały mieć wymiar symboliczny, niezależnie od trafności ich decyzji inwestycyjnych oraz umiejętności zarządzania kosztami własnymi i zyskami. W świetle zasadniczej zmiany podstawowych relacji między zasilaniem ZUS/FUS a OFE rozdzieranie szat nad losem emerytów wziętych w pułapkę 10-letnich emerytur z OFE jest zatem chwytem, który nie przystoi.

Nie da się zresztą na racjonalnym gruncie usprawiedliwić frontalnego ataku na propozycje wypłat z OFE ograniczonych w czasie: do pierwszych 10, 15, czy 20 lat na emeryturze, choć uzasadnione są pytania i wątpliwości. Pada argument, że obywatele będą dokonywali wyborów na własną szkodę. Wezmą mianowicie świadczenie wyższe bo krótsze, a potem, jeśli pożyją dłużej, przyjdą wycieńczeni z głodu płakać ministrowi finansów w mankiet.

Pojęcie tzw. dalszego trwania życia jest miarą wyłącznie statystyczną. Są i będą dziesiątki oraz setki tysięcy ludzi, którym nie trzeba ani księdza, ani lekarza do nabrania pewności, że ich dni są policzone – ostatecznie i nieodwołalnie. Czy dla takich osób lepsza jest niższa emerytura dożywotnia z OFE, czy wyższa okresowa na ostatnie kilka miesięcy, czy lat życia po przejściu w stan spoczynku zawodowego? Pytanie było retoryczne.

Znajdzie się też zapewne garstka albo nawet cała grupa, która uzna, że na zupełną starość wystarczą jej „ochłapy” z ZUS (takie jest uprawnione obecnymi atakami dorozumienie wysokości emerytur „państwowych”), a w razie całkiem prawdopodobnej choroby, czy zupełnego zniedołężnienia w odwodzie są dzieci, nieruchomości lub złoto zakopane w ogródku pod agrestem. Motywacja tej grupy byłaby racjonalna – wyższy „dodatek” okresowy z OFE (zamiast niższego dożywocia) pozwoliłby jej członkom intensywniej powłóczyć nogami w pierwszych latach na emeryturze, np. na wakacjach na tańszym teraz na całe lata Cyprze.

>>czytaj też: To nie polski rząd wymyślił metodę łatania budżetu pieniędzmi na emerytury

W sprawie różnicy między świadczeniem np. 10-letnim a dożywotnim warto wykonać najprostsze ćwiczenie z procentu składanego. Wyniki mogą wpłynąć na obniżenie poziomu zapalczywości. Hipotetyczne 150 zł odkładanych co miesiąc i oprocentowanych w skali roku na 3 proc. zsumuje się po 30 latach do 87,6 tysięcy zł. Hipotetyczne 50 zł (po obniżeniu składek przekazywanych do OFE o dwie trzecie) daje w tych samych warunkach 29,2 tys. zł.

Jeśli założyć, że nie ma żadnych ubytków na koszty, to w tym przykładzie dodatkowa emerytura 10-letnia z OFE wyniosłaby (w dzisiejszych realiach) przed „reformą”, przy takich składkach 730 zł, a po „reformie” dokonanej przez ministra finansów – 243 zł. Tzw. średnie dalsze trwanie życia dla osoby w wieku 65 – 67 lat wynosi obecnie ok. 16-18 lat. „Dożywotnia” (np. 17-letnia) emerytura wyniosłaby zatem w tych przykładach odpowiednio 430 zł i 143 zł. Różnica między 143 zł a 243 zł istnieje, ale czy jest „porażająca”, jak się sugeruje? Powodem niskich emerytur z OFE nie będą „skandaliczne” propozycje emerytur na 10, 25, czy 20 lat. To warto wiedzieć przystępując do rzetelnej dyskusji.

Co na prawdę wiemy

Obecny atak na OFE oparty jest na zarzucie, że fundusze samodzielnie dokonują samoprzekształcenia z funduszy emerytalnych w fundusze inwestycyjne, ponieważ będą chciały oferować wyłącznie świadczenia ograniczone w czasie, bez opcji dożywotniej emerytury. Projekt Izby Gospodarczej Towarzystw Emerytalnych, który wzbudził wzmożenie wśród polityków i dyżurnych komentatorów podejmujących bez namysłu każdy temat nie został opublikowany. W oparciu o oszczędne „przecieki” nie można z całą pewnością twierdzić, co zawiera. Ze stanowiska szefa Izby opublikowanego po rozpętaniu burzy wynika jednak, że świadczenia dożywotnie są przewidziane.

Oto odpowiedni fragment podany do wiadomości 29 marca br.:

– Projekt wypłat prezentowany przez IGTE przewiduje możliwość wyboru świadczenia w 100 procentowej formie dożywotniej emerytury. Osoby, dla których szczególnie istotna jest gwarancja dożywotniego świadczenia, zgodnie z propozycją Towarzystw Emerytalnych mogą zdecydować się na takie rozwiązanie. Efektem takiego wyboru będzie niższa miesięczna emerytura i brak możliwości dziedziczenia kapitału w razie przedwczesnej śmierci, czego nie można wykluczyć.

To prowadzi do zagadnienia szczegółowego last but not least, czyli ostatniego, ale z pewnością nie najmniej ważnego. Emerytury okresowe z OFE (np. 10-letnie) podlegałyby dziedziczeniu przez najbliższych. Połowa kwoty „niewykorzystanej” z powodu wcześniejszej śmierci beneficjenta przechodziłaby na rachunek OFE uprawnionego spadkobiercy, a połowę spadkobierca mógłby podjąć w gotówce. Odebranie po kilkunastu latach możliwości samodzielnego decydowania przez obywateli o małej w końcu, wręcz symbolicznej części kapitału emerytalnego będzie politycznym strzałem w stopę. W tej sprawie nie ma wątpliwości.

Kres modelu Bismarcka

Podstawowy problem obecnego systemu emerytalnego polega na tym, że pozostawia wielką grupę obecnych i przyszłych emerytów bez środków wystarczających do godnej egzystencji na skromnym poziomie. II filar z założenia i definicji miał być jedynie uzupełnieniem tradycyjnego systemu solidarnościowego, którego synonimem jest ZUS. W tym kontekście ataki na OFE muszą być odbierane jako zasłona dymna stawiana w celu skoncentrowania „słusznego gniewu” na wrogach ludu i odwrócenia uwagi od rzeczywistego problemu.

Jakiekolwiek zestawy danych statystycznych nie zostałyby przywołane w próbach zaprzeczenia, to widać jak na dłoni, że tzw. bismarckowski, solidarnościowy model emerytalny dożywa właśnie swych dni. Po pierwsze, dlatego, że od dekad finansowany jest w coraz większej części długiem publicznym nie do spłacenia nawet przez parę kolejnych pokoleń, a po drugie z tego powodu, że świat (na razie bez udziału zbiorowej świadomości) porzuca model ekstensywnego rozwoju opartym na ekspansji demograficznej.

Proporcje między liczbą pracujących i odprowadzających składki, a liczbą niepracujących będą się pogarszały stale i coraz szybciej, i nie pomogą na to żadne prorodzinne bodźce i zaklęcia. Powód jest oczywisty – nie ma na widoku i na klawiaturach futurystów nowego-starego modelu ekonomicznego opartego na sile ludzkich mięśni. Im więcej zaś obywateli, tym więcej potrzeba miejsc pracy, a jeśli nie pracy to przynajmniej godziwego, dobrze oskładkowanego zarobku. System byłby naprawialny, gdyby udało się namnażanie milionów „Herkulesów” hodowanych wyłącznie na składki emerytalne.

Najtrudniej dostrzec rzeczy jak najbardziej oczywiste i dlatego trzeba powtarzać nieustannie, że system, w którym świadczenia dla osób w stanie zawodowego spoczynku są pokrywane z bieżących wpłat osób w danej chwili pracujących jest najbardziej klasycznym przykładem piramidy finansowej. Te konstrukcje na fundamentach z lotnych piasków wznoszono w przeszłości coraz to powszechniej bez jakiejkolwiek analizy makroekonomicznej, kierując się doraźnymi celami polityczno-wyborczymi i mało czym więcej. Było to rozwiązanie politycznie bezpieczne, bo mało kto je rozumiał, a już zupełnie nikt nie miał ochoty zaprzątać sobie głowy potencjalnymi kłopotami potomków za lat kilkadziesiąt.

Gdyby nie reforma Cypr byłby nad Wisłą

Reforma emerytalna z roku 1998 była próbą wyjścia z pułapki. Gdyby nie ona, dzisiaj mielibyśmy dramat w rozmiarze XXL – grecko-cypryjskim. Nie ma też wszakże najmniejszych wątpliwości, że na poszczególnych etapach jej wdrażania kolejne rządy popełniały potężne błędy oraz zaniechania, nie biorąc pod uwagę, że wady wieku dziecięcego są przyrodzoną cechą wszystkich zmian i reform.

Najbardziej brzemienny w skutkach jest brak tzw. III filaru, czyli indywidualnych oszczędności emerytalnych. „Rozwój” IKE i IKZE zakończony na formach przetrwalnikowych jest świadectwem karygodnej nieudolności. Dopiero w drugiej kolejności należałoby krytykować zbyt hojne warunki finansowe stworzone Powszechnym Towarzystwom Emerytalnym, które zarządzają OFE.

PTE ponoszą różne ryzyka, nie tylko czysto finansowe, ale także ryzyka wrzucenia  – tak jak teraz – pod kamienie młyńskie bieżącego interesu politycznego. Odmiennie od większości innych funduszy PTE nie ponoszą jednak ciężarów i ryzyka ponoszonego w fazie gromadzenia środków i przyciągania członków, bo środki i członków dostają na tacy.

PTE i OFE nie mają wszakże nic wspólnego z trzecim obszarem krytyki. Elementem reformy emerytalnej było stworzenie funduszy bezpieczniejszej przyszłości. Bogate państwa żyjące dziś z renty surowcowej, ale na tyle rozsądne, żeby pamiętać o efekcie tzw. klątwy surowcowej” odkładają część bieżących przychodów w tzw. funduszach skarbowych (sovereign funds). Polska jest państwem na dorobku, ale kiedyś pomyślano o surogacie sovereign funds jakim miał być Fundusz Rezerwy Demograficznej. Miał być, bo nie jest. Przez ostatnie lata był traktowany jak podręczny skarbczyk, z którego wyciągano, zamiast dokładać, sowite miliardy.

Obywatelska emerytura i dyskusja

Jest coraz więcej zwolenników poglądu, że trzeba dążyć do systemu nazywanego niekiedy emeryturą obywatelską. Państwo zapewniałoby (ze składek i/lub z podatków) każdemu równą, skromną, ale dość solidną emeryturę – np. w okolicach dzisiejszych 2 000 zł. Warunek to przepracowanie określonej liczby lat. Reszta to oszczędności – gromadzone dobrowolnie, jak również ze wsparciem państwa, zainteresowanego powiększaniem wewnętrznych oszczędności krajowych jako źródła i rozsadnika rozwoju gospodarczego. Jest sporo argumentów za tym, żeby wspierane przez państwo oszczędności emerytalne (np. poprzez ulgi podatkowe) były objęte zasadą forced to save, free to lose, free to use early in retirement, co oznacza przymus oszczędzania, ale dowolność wydatkowania po przejściu na emeryturę.

Ogromny problem praktyczny związany ze zmianami systemu emerytalnego to sfinansowanie narosłych do tej pory zobowiązań emerytalnych oraz przetrwanie we względnym spokoju finansowym i społecznym długiego (parę dekad) okresu przejściowego między stanem dzisiejszym a docelowym, obojętnie w jakim byłby on kształcie.

Nie ma na to dotychczas wzoru i modelu. Także dlatego, że nie było w tej sprawie profesjonalnej dyskusji wolnej od motywacji politycznych i ideologicznych. Brak alternatywy dla obecnego rozwiązania, uzgodnionej przed kryzysem finansów państwowych ma jednak również jasną stronę. Model odrzucający do reszty spuściznę po Bismarcku, a przygotowany przed 2008 rokiem nadawałby się prawdopodobnie do głębokiej korekty, jeśli nie do wyrzucenia. Opracowany teraz, gdy wiadomo, że czeka nas mnóstwo lat chudszych, miałby większe szanse sprostać wyzwaniom.

Nie ma już miejsca na kolejne wątki, w tym na palącą kwestię finansowania z budżetu i FUS nadal rozbudowanych wyjątków od generalnej zasady po stronie obniżonych składek (KRUS), czy podwyższonych świadczeń i przywilejów emerytalnych kilku grup zawodowych. Nie można również pozbyć się natrętnej myśli, że ustawienie OFE ni stąd, ni zowąd po raz kolejny w roli chłopca do bicia ma cel budżetowy – przyziemny i bardzo użyteczny. Prowadziłoby to do niezwykle przykrego wniosku, że w polityce dominować zaczyna myślenie „po nas choćby potop”.

Jest trudno, więc potrzeba nam wyraźnego, a nie zaciemnianego obrazu. Należy zatem wystrzegać się demagogii. Jej pociski wystrzeliwane w kierunku urojonego najczęściej wroga rozsiewają mnóstwo odłamków. Można od nich nawet polec.

W latach 2010 i 2011 ze składek i dotacji budżetowych dokonano odpisów po 3 773 mln zł na wydatki własne ZUS. Tyle pieniędzy pochłaniają co roku koszty działania tej instytucji. W 2011 r. przeszło w stan spoczynku zawodowego i otrzymało emeryturę 102,5 tys. osób. Gdyby te 3,77 mld zł odjętych ze składek przeznaczyć na cel statutowy, byłoby dla tego rocznika emerytów po prawie 3 100 zł miesięcznego świadczenia na głowę, np. w formie całorocznego dodatku adaptacyjnego do emerytury. Czy na takie akurat chwyty i przykłady „od czapy” mamy „bić się” w Polsce o wszelkie sensowne zmiany w systemie emerytalnym i w ogóle zmiany czegokolwiek?

OF

Opcja, że starość spędzimy beztrosko wypoczywając w kurortach staje się coraz mniej prawdopodobna. (CC By-NC-ND Laurieofindy)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Technologia w sukurs ludzkiej pracy

Kategoria: Trendy gospodarcze
Napływ uchodźców z Ukrainy do Polski na skutek inwazji rosyjskiej nie zmieni trendu przechodzenia gospodarki analogowej na cyfrową – mówi dr hab. Jakub Górka z Wydziału Zarządzania UW, doradca prezesa ZUS ds. FinTech i e-płatności, ekspert PSMEG w Komisji Europejskiej.
Technologia w sukurs ludzkiej pracy