„Zielona” inflacja już tu jest!

„Zielona” inflacja, tj. wzrastający koszt transformacji od energetyki konwencjonalnej (ropa, gaz, węgiel) do tej opartej na odnawialnych źródłach energii (OZE) jest już z nami, co też  pośrednio przyznała przedstawicielka RFN w Zarządzie i Radzie Dyrektorów Europejskiego Banku Centralnego – pani Isabel Schnabel.
„Zielona” inflacja już tu jest!

(©Envato)

Wypowiedź przedstawicieli Niemiec w EBC cytują agencje informacyjne od Reutersa po Bloomberga, międzynarodowe media oraz wpływowe periodyki jak „Wall Street Journal”, „The Economist” czy „Financial Times”. Co tak ważnego, bądź oryginalnego powiedziała? Otóż: „Zielona transformacja stwarza realne i mierzalne ryzyko wzrostu inflacji w średnim okresie” („Green energy transition poses measurable upside risk to our baseline projection of inflation over the medium term”), co może doprowadzić do „zmiany nastawienia i kierunku polityki monetarnej EBC”.

Hm, nic w tym sensacyjnego, raczej stara nuda, rzadko wychodzącą poza mury budynku EBC we Frankfurcie nad Menem. Jedno ze stanowisk w wewnętrznej dyskusji… Konkluzja wypowiedzi Isabel Schnabel burzy jednak spokój ducha bankowców centralnych, by nie powiedzieć – w dużej mierze podważa wiarę w ich dotychczasowe instrumentarium analityczne. Niemka twierdzi, że „w pewnych sytuacjach banki centralne powinny odejść od obowiązującego konsensusu, że polityka monetarna, której celem jest stabilność cen w średnim okresie, powinna ignorować (look through) skutki wzrostu cen na rynku energii”.

Chodzi zapewne o to między innymi, że podstawowym kryterium wpływającym na decyzje monetarne banków centralnych pozostaje tzw. inflacja bazowa tj. inflacja z wyłączeniem wpływu cen energii i żywności ze względu na ich dużą zmienność (spadki i wzrosty), a dopiero w drugiej kolejności inflacja konsumencka, która uwzględnia również i te zmienne. Jeśli przetłumaczymy ten tok myślenia na język zwykłych śmiertelników, to pani Schnabel chce nam powiedzieć, że mamy do czynienia ze splotem okoliczności, w których rosnące ceny energii mogą przełożyć się na znaczny wzrost inflacji w średnim, ale też w… nieco dłuższym okresie. Innymi słowy, „zielona” inflacja może okazać się uporczywa i odczujemy ją nie tylko poprzez wyższe rachunki za gaz i prąd, ale też spowoduje ona trwałe podwyżki cen żywności oraz innych dóbr konsumenckich jak i usług –  w tym nie tylko transportowych.

Niekorzystny splot okoliczności

Frans Timmermans, pierwszy wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej i komisarz UE ds. klimatu, twierdzi, że w odpowiedzi na kryzys energetyczny, UE powinna ograniczyć swoje uzależnienie od tradycyjnych nośników energii jak gaz naturalny, ropa naftowa i węgiel. Brzmi prosto?  Jednak realia nie chcą dostosować się do życzeniowego stanowiska i sposobu myślenia tego polityka, bowiem… najzwyczajniej w świecie nie zawsze i nie wszędzie świeci słońce i wieje wiatr… Z tego prostego powodu, dopóki nie nauczymy się, jak w sposób wydajny przechowywać wyprodukowaną energię, a także efektywnie przesyłać ją na czas, gdy może jej brakować, odnawialne źródła jak OZE pozostaną niepraktyczne i w takim sensie… „nieodnawialne”, bo trudno przewidzieć ich wydajność i moc, co powoduje, że nie zagwarantują stabilności dostaw energii elektrycznej!

Przekonali się o tym Niemcy, którzy poza OZE stawiają na gaz ziemny i węgiel brunatny. Wie o tym Francja, która niezależnie od inwestycji w OZE twardo obstaje przy energetyce atomowej. Świadomi sytuacji pozostają Amerykanie, rozbudowując w pośpiechu zdolności wydobywcze, przesyłowe i produkcyjne gazu skroplonego (LNG). Jednak niewątpliwie największymi beneficjentami zamieszania na rynku energii, pomimo zaklęć i pobożnych życzeń Fransa Timmermansa, okazują się dziś Gazprom i Rosja Władimira Putina. Kreml zyskał tak silną pozycję negocjacyjną, że po raz kolejny stosuje szantaż gazowo-energetyczny wymierzony tym razem w całą UE. Żąda bezwarunkowej zgody na przesył gazu przez gazociąg Nord Stream 2, wbrew regulacjom obowiązujących w UE. Jak to możliwe?

Globalna gospodarka wraca do zdrowia po kryzysie związanym z pandemią COVID-19, a tym samym gwałtownie rośnie popyt na energię. Analitycy przewidują, że już w tym roku zapotrzebowanie na gaz, ropę i węgiel przewyższy stan sprzed 2020 roku, bijąc historyczne rekordy.  Jednocześnie sektor wydobywczy po kryzysie 2008 roku przez lata pozostawał niedofinansowany, gdyż inwestycje w energetykę konwencjonalną spotykały się z niechęcią ze strony wielu instytucji i sektora finansowego. Trwała moda na OZE, a politycy prześcigali się w deklaracjach, jak ratować świat przed skutkami katastrofy klimatycznej. Komisja Europejska przestawiła strategię „Fit for 55”, która stawia dalece wygórowane cele klimatyczne, proponując między innymi rozszerzenie handlu uprawnieniami do emisji CO2 (ETS) na kolejne sektory: transport i budownictwo.

EBC gra w zielone

Jednak program ETS już teraz działa wadliwie, a ceny ETS wzrosły z 4 euro do ponad 80 euro w ciągu zaledwie 5 lat (w ciągu ostatniego roku z około 30 do ponad 80 euro, czyli grubo ponad dwuipółkrotnie!). O skali wzrostów niech świadczy fakt, że niemiecka umowa koalicyjna między partiami SPD, FDP i Zielonymi, które objęły rządy w Niemczech, uzgodniona zaledwie przed kilku tygodniami, przewiduje, że ceny uprawnień do emisji nie mogą spaść poniżej 60 euro za tonę CO2.

Można by rzec, że ten punkt umowy między zainteresowanymi stronami nieco się w międzyczasie zdewaluował, by nie powiedzieć – uległ presji inflacyjnej. Choć jego wymowa dalej jest jednoznaczna: RFN zamierza narzucić całej UE swój własny kierunek oraz cele polityki klimatycznej, choć ta polityka poniosła porażkę i spowodowała wymierne straty, wywołując globalny kryzys w sektorze energetycznym. I właśnie te okoliczności zapewne wywołały głośne wystąpienia Isabel Schnabel i rezygnację z końcem ubiegłego roku ze stanowiska Jensa Weidmanna, byłego już teraz prezesa Duetche Budesbanku. Czy są/byli przeciw ratowaniu ziemi przed katastrofą klimatyczną? Nie, oni słusznie przewidują, że obecna strategia KE i EBC prowadzi do uporczywej „zielonej” inflacji, która może zdusić wzrost gospodarczy, a tym samym zapoczątkuje okres stagflacji znany nam dobrze z lat 70. ubiegłego wieku, kiedy szok cenowy na rynku energii spowodował długi okres nikłego wzrostu gospodarczego przy wysokich wskaźnikach inflacji.

Stress test dla strefy euro

Rynek energii to oczywiście nie jedyne zagrożenie dla strefy wspólnej waluty, którą poddawano właśnie próbie dalece bardziej niebezpiecznej niż kryzys zadłużenia po 2008 roku. W owym czasie jego źródłem okazała się Grecja z długiem publicznym przekraczającym 130 proc. PKB. Dziś potencjalnych kandydatów jest kilku – poza Grecją (206 proc. długu publicznego do PKB na koniec 2020 roku) – to przede wszystkim Włochy (156 proc.), Portugalia (136 proc) Hiszpania (120 proc.) a nawet Francja (116 proc). Nie znamy jeszcze danych dotyczących ich zadłużenia na koniec ubiegłego roku, jednak wiemy już, jak kształtowała się inflacja w grudniu w poszczególnych państwach członkowskich, gdyż średnia dla całej strefy euro, choć rekordowa (5,1 proc.), jednak nie oddaje dysproporcji i napięć, które uniemożliwiają racjonalną politykę monetarną na całym tym obszarze walutowym.

Należy zatem zadać podstawowe pytania, jaka polityka monetarna i kiedy zostanie zastosowana? Czy ta odpowiadająca Litwie i Estonii ze wskaźnikami inflacji rok do roku w grudniu na poziomie odpowiednio 10,6 i 12, 3 proc.? A może zwyciężą racje po stronie Malty, Portugalii i Francji z analogicznymi wskaźnikami inflacji na poziomie odpowiednio 2,4 i 2,8 oraz 2,8 proc.? Czy też pogodzą te państwa Niemcy, w których poziom inflacji (5,3 proc.) jest najwyższy od blisko 30 lat? Na ten obraz nakłada się odmienna sytuacja na rynku pracy w poszczególnych krajach członkowskich. I tak w Grecji i Hiszpanii wskaźnik bezrobocia kształtował się na poziomie odpowiednio 13,3 i 14,6 proc., podczas gdy w Niderlandach i Republice Czeskiej było to odpowiednio 2,7 i 3,5 proc. na koniec grudnia 2021 roku. Czyj zatem interes zwycięży?

EBC dostosuje swoją politykę monetarną w zależności od sytuacji, by skutecznie chronić najsłabsze ogniwa Wspólnoty, a Niemcy muszą pogodzić się z wysokim poziomem inflacji w średnim okresie.

Odpowiedź jest stosunkowo prosta, EBC dostosuje swoją politykę monetarną w zależności od sytuacji, by skutecznie chronić najsłabsze ogniwa Wspólnoty, a Niemcy muszą pogodzić się z wysokim poziomem inflacji w średnim okresie. Stąd też głośne i obrazoburcze stanowisko Isabel Schnabel, ale też niespodziewana rezygnacja Jensa Weidmanna. Jego następca Joachim Nagel okaże się zapewne kolejnym jastrzębiem w łonie EBC, co leży w interesie narodowym RFN. Nie zmieni to jednak faktu, że napięcia między południem a północą oraz wschodem a zachodem Unii pogłębiają się, co wskazuje na to, że wynik stress testu, któremu zostanie poddana strefa euro w ciągu nadchodzących miesięcy i kwartałów, jest niepewny. Jest to związane z tym, że zakończenie skupu obligacji rządowych i podwyżki stóp procentowych, które potem mogą nastąpić, obciążyłyby nadmiernie najbardziej zadłużone kraje członkowskie.

W tej sytuacji apele opozycji w Polsce o ponowne rozważenie kwestii ewentualnego przystąpienia do strefy euro wydają się zwyczajnie nieroztropne. Warto docenić to, co mamy: wzrost PKB grubo powyżej 5 proc., zadłużenie na poziomie 56 proc. i niski wskaźnik stopy bezrobocia.

I dlatego powinniśmy, jak nigdy przedtem, pielęgnować, chronić i poszerzać naszą suwerenność zarówno w sektorze energetycznym, jak i w polityce monetarnej, z jedną z najważniejszych instytucji zaufania publicznego w Polsce, jaką jest Narodowy Bank Polski.

 

Autor wyraża własne opinie, a nie oficjalne stanowisko NBP.

 

Artykuł został jednocześnie – 28 stycznia – opublikowany w numerze 2. wydania papierowego Obserwatora Finansowego w magazynie weekendowym „Dziennika Gazety Prawnej”, wraz z innymi artykułami autorów piszących dla OF. Wśród tekstów jest wywiad z szefem misji Międzynarodowego Funduszu Walutowego na Polskę na temat sytuacji makroekonomicznej, działań NBP w zakresie polityki pieniężnej i prognoz dla naszego kraju na nadchodzące lata. Alfredo Cuevas powiedział, że MFW z zadowoleniem przyjął informację o rozpoczęciu cyklu zaostrzania polityki pieniężnej przez NBP na początku jesieni 2021 r.

Artykuły do obecnego wydania napisali m.in. autorzy z Wielkiej Brytanii. William Allen (długoletni ekspert Banku Anglii, który współpracuje z National Institute of Economic and Social Research w Londynie) o tym, jakie korzyści może odnieść kraj posiadający własną walutę, a Nick Butler (profesor wizytujący w Kings College w Londynie, publikuje w „Financial Times”) o wyzwaniach dla energetyki i polityki klimatycznej w 2022 r.

Podobnie jak w serwisie online, dużo miejsca w numerze zajmują teksty autorów pracujących w Narodowym Banku Polskim i zajmujących się w NBP badaniami naukowymi lub przeprowadzających ekspertyzy i analizy ekonomiczne dotyczące Polski i świata.

Jedną ze specjalności serwisu Obserwator Finansowy, poza wywiadami i analizami na tematy makroekonomiczne i związane z nowymi trendami, są recenzje ekonomicznych publikacji naukowych lub popularnonaukowych. Tym razem proponujemy Państwu recenzję książki wydanej przed kilkoma laty w Rumunii, trudno osiągalnej na polskim rynku, a dotyczącej fascynującego epizodu z naszej historii – ocalenia polskiego złota w początkach II wojny światowej – przewiezienia go ze skarbców Banku Polskiego SA w Warszawie do Rumunii i dalej na Zachód.

(©Envato)

Otwarta licencja


Tagi