Zmiana VAT, czyli podatkowy brak wyobraźni

Zmiana stawek VAT to dla podatników poważna operacja. Trzeba renegocjować długoterminowe kontrakty, przygotować systemy informatyczne, zakodować nowe stawki dla tysięcy towarów, czasami wystawić mnóstwo faktur korygujących. Jak podatnicy mają to zrobić, skoro ustawa nawet nie jest jeszcze opublikowana? - pyta Mirosław Barszcz, były wiceminister finansów.
Zmiana VAT, czyli podatkowy brak wyobraźni

Mirosław Barszcz (c) arch. autora

Obserwator Finansowy: Mamy prawie połowę grudnia, a podatnicy dalej nie mają pewności jakie podatki zapłacą po Nowym Roku. Cały czas nie ma ustawy zmieniającej stawki VAT. To samo dotyczy reguł odliczania VAT od samochodów osobowych. Czy jest jeszcze jakiś kraj, w którym podatki byłyby zmieniane w tak chaotyczny sposób?

Mirosław Barszcz: W Rumunii podwyżki stawki VAT weszły w życie kilka dni po opublikowaniu ustawy. W niechlubnych zawodach na najkrótsze vacatio legis ścigamy się z Rumunią.

Jakie są skutki takiego pośpiechu w pracach nad ustawami podatkowymi?

Przy okazji podwyżki stawki VAT ujawnił się szereg różnego rodzaju problemów. Najgłośniejszy dotyczy przerzucenia na przedsiębiorcę kosztów podwyżki w przypadku zamówień publicznych. Są kwestie informatyczne, bo jest szereg przypadków, kiedy faktura będzie musiała zawierać stawki nowe i stare, na przykład kiedy dostawy wykonywane są w grudniu i styczniu, a są podsumowane jedną fakturą. Są faktury za umowy licencyjne, które były zawierane w ciągu mijającego roku. Teraz, kiedy stawka się zmienia, trzeba wystawić faktury korygujące. I to niezależnie od tego, jaki jest wynik negocjacji między stronami o to, kto zapłaci większy podatek – czy podwyższy się cenę brutto, czy obniży cenę netto. Znam przypadki, kiedy korekta VAT będzie dotyczyła kwot rzędu kilkunastu groszy, ale wielkiej liczby faktur. Nie ma pomysłu, co z tym zrobić.

W czasie prac parlamentarnych nad naszą ustawą, zidentyfikowano problem dotyczący usług telekomunikacyjnych. Ustawa prawo telekomunikacyjne nakłada na operatora obowiązek poinformowania klientów o zmianie taryfy z 60-dniowym wyprzedzeniem. W jaki sposób oni mają to zrobić, jeśli ustawa zostanie opublikowana w połowie grudnia?

W dużej sieci handlowej, która sprzedaje kilkadziesiąt tysięcy produktów, trzeba je wszystkie przejrzeć pod kątem stawki VAT. Oczywiście wszystkie, które są na stawce 22 proc. pójdą na 23 proc., ale na przykład w przypadku żywności zmiany nastąpią w bardzo różny sposób. Jedne stawki pójdą w górę, inne w dół, a trzeba między tymi towarami dokonać rozróżnienia. To jest skomplikowane, nie sposób uniknąć błędów. W żaden sposób tak ogromnej operacji nie można przeprowadzić w ciągu dwóch tygodni.

Czy nie można było przewidzieć tych trudności?

Większości z nich można było uniknąć lub przynajmniej w znacznym stopniu je ograniczyć. Problemy, o których wspomniałem powstały, dlatego że rząd zastosował złe podejście do wyznaczenia tego, jaka stawka VATu i kiedy powinna być stosowana. W Unii Europejskiej podstawową zasadą jest to, że decyduje moment powstania obowiązku podatkowego, który jest spójnie uregulowany innymi przepisami. W Polsce przyjęto zasadę, że decyduje moment wykonania usługi, co powoduje że w przypadku usług długotrwałych powstaje szereg różnego rodzaju problemów. Ale nawet gdyby przyjąć ten sposób wyznaczenia granicy między starymi, a nowymi stawkami, dłuższe vacatio legis rozwiązywałoby większą część problemu. Gdyby wynosiło ono 6 miesięcy, tak jak w Wielkiej Brytanii, większość podmiotów gospodarczych zdołałaby się dostosować np. nakładając okres fakturowania na moment zmiany stawki.

Jaki jest globalny koszt operacji zmiany stawek?

Nie słyszałem, żeby ktokolwiek policzył to dla Polski. Ale zrobili to Brytyjczycy. Tam zmiana stawek VAT została przeprowadzona starannie. W budżecie pokazane zostały skutki podwyżki dla różnych gospodarstw domowych. Brytyjczycy policzyli także koszty operacji zmiany stawek. Była to kwota ponad 100 mln funtów. I to przy długim vacatio legis.

A u nas nawet nie zastanowiono się nad terminem wprowadzenia zmiany – na 1 stycznia wszystko ma być gotowe. To znaczy, że w wielu firmach, zwłaszcza takich jak stacje benzynowe, które pracują 24 godziny na dobę, informatycy będą musieli spędzić Sylwestra w firmie. Tymczasem w Wielkiej Brytanii zmiana wchodzi w życie 4 stycznia czyli we wtorek. Jest to sensowne, bo zmiany w VAT nie muszą wchodzić w życie z końcem roku. Nawet taka prosta zmiana byłaby pomocą dla podatników.

Z czego wynika niechlujstwo polskich prawodawców?

Klątwa Bieruta.

Bez metafizyki nie da rady tego wyjaśnić?

Naprawdę nie potrafię tego wytłumaczyć w żaden sensowny sposób. Na posiedzeniu Komisji Finansów i Gospodarki w Senacie zostały zgłoszone propozycje dotyczące podatku dochodowego od osób prawnych i od osób fizycznych. Spośród kilkunastu uwag połowa została uwzględniona. Z drugiej strony były sensowne propozycje dotyczące VATu i żadna nie została przyjęta. Ja bym się więc tu nie dopatrywał żadnej racjonalności. W ostatecznym rozrachunku wszystko zależy od czynnika ludzkiego. Od tego, czy w ministerstwach pracują urzędnicy skłonni słuchać argumentów ludzi, których zmiany prawa będą dotyczyć. Czy też są to urzędnicy, którzy forsują własne widzimisię, bez zważenia na konsekwencje dla podatnika.

Czy wprowadzenie jakichś systemowych regulacji jak wyznaczenie minimalnego vacatio legis dla ustaw podatkowych byłoby skuteczne?

Myślę, że powinna to być kwestia pewnego dobrego obyczaju. W przypadku PITu mamy konstytucyjne uregulowania, które zmuszają do zachowania elementarnej przyzwoitości, jeśli chodzi o vacatio legis. Jeśli chodzi o VAT, przesunięcie momentu wejścia przepisów w życie  mogłoby być zarządzone przez premiera albo marszałka Sejmu. Któryś z nich mógłby powiedzieć, że sprawy podatkowe muszą być procedowane z należytym wyprzedzeniem, ponieważ dotykają w istotny sposób milionów ludzi. Jeśli minister finansów by się do tego wymogu nie zastosował, proces legislacyjny nie byłby uruchamiany. Takie postawienie sprawy wymaga zdecydowania. Trzeba, żeby ktoś wreszcie stanął w obronie podatników zaskakiwanych ciągłymi zmianami.

A może trzeba napisać od początku ustawy podatkowe lub, jak w innych krajach, przyjąć kodeks podatkowy?

Niewątpliwie dobrze byłoby mieć spójne i czytelne prawo podatkowe. W tej chwili w prawie podatkowym mamy kilka różnych definicji samochodu osobowego – czym innym jest samochód osobowy dla VATu, czym innym jest samochód osobowy dla PITu i CITu, a jeszcze czym innym dla podatku drogowego. To jest kompletnie pozbawione sensu. Podobnie jest z działalnością gospodarczą – kategorią, która jest podstawowa dla każdego prawa podatkowego. Rozbieżność definicji pomiędzy poszczególnymi ustawami powoduje niepotrzebne kłopoty.

Trzeba mieć też świadomość, że ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych i prawnych oraz lokalnych zupełnie nie przystają do dzisiejszej rzeczywistości. Były one tworzone w pierwszej połowie lat 90. Bardzo dużo zmieniło się od tamtego czasu i dlatego w ustawach tych jest mnóstwo dziur, niedomówień i wątpliwości.

Najlepiej byłoby je napisać od początku, z duchem czasu. Tylko, że napisanie od początku ustaw lub kodeksu podatkowego zajmie przynajmniej dwa lata. Później rozpoczyna się proces legislacyjny, który potrwa rok lub półtora. Żeby doprowadzić do uchwalenia nowych ustaw podatkowych, trzeba by zabrać się za to na początku kadencji Sejmu. W ciągu najbliższego roku taki projekt na pewno nie zostanie podjęty, bo to nie miałoby to sensu ze względu na nieodległe wybory parlamentarne.

Rozmawiał: Krzysztof Nędzyński

Mirosław Barszcz – prawnik, specjalista od prawa podatkowego, wiceminister finansów i minister budownictwa w latach 2005 – 2007.

Mirosław Barszcz (c) arch. autora

Tagi