(Stefan Gara, CC BY-NC-ND)
ObserwatorFinansowy.pl: Z jakich elementów kosztowych składa się cena za odbiór i zagospodarowanie śmieci? Co decyduje o jej wysokości?
Michał Dąbrowski: Opłata za odbiór i zagospodarowanie odpadów musi pokryć koszty ponoszone za wszystkie czynności wykonywane przez firmy świadczące usługi w omawianym zakresie. A te są coraz wyższe. Obecnie trzeba kupić pojemniki bądź worki do segregacji pięciu frakcji. Trzeba kupić tabor, który te pojemniki, zgodnie z przepisami, odbierze, opróżni i dowiezie do sortowni. Trzeba kupić i zbudować instalacje do czyszczenia selektywnej zbiórki i do mechaniczno-biologicznego przetwarzania odpadów. Potrzebne są kompostownie dla odpadów zielonych, biogazownie dla bioodpadów czy sortownie dla odpadów zmieszanych bądź resztkowych. To jest cały łańcuch kosztów, które musi ponieść firma.
Oczywiście nie ma obecnie technologii bezodpadowych, a więc w inwestycjach musimy też widzieć cenę wybudowania i eksploatacji właściwego składowiska odpadów poprocesowych, czyli takich, z którymi już nic nie można zrobić. Dotychczas wiele z nich już zostało poniesionych, ale na technologie których efektywność może budzić wątpliwości.
Wszystkie te elementy są wliczane w cenę usługi?
Tak. Firma składając ofertę w przetargu na odbiór i zagospodarowanie odpadów uwzględnia je wszystkie w swojej ofercie. To jednak nie wszystko. Samorządy organizując zamówienia publiczne najczęściej stawiają bardzo wysokie wymagania przedsiębiorstwom. No bo skoro państwo nakłada duże wymogi w stosunku do gmin, to one potem niejako cedują je na firmy gospodarujące odpadami.
O jakie wymogi chodzi?
Przede wszystkim osiągnięcie wysokich poziomów ponownego użycia i recyklingu odpadów komunalnych. Dziś ten wskaźnik w Polsce wynosi ok. 26 proc. Tymczasem zgodnie z wymogami stawianymi krajom Unii, następnie samorządom, a w ślad za nimi przedsiębiorstwom, już w 2019 r. musimy osiągnąć 40 proc., a w 2020 r. aż 50 proc. Samorządy generalnie w specyfikacji przetargowej na zagospodarowanie odpadów przewidują kary za nieosiągnięcie tych poziomów.
Warto tu zwrócić uwagę, że to nie firmy, a gminy są odpowiedzialne za całą akcję edukacyjną promującą selektywną zbiórkę wśród mieszkańców. Niestety, od 2013 r. zrobiliśmy niewiele, żeby namówić mieszkańców do segregowania odpadów. Dlatego dla mnie to niezrozumiałe, że w przetargu niejako karzemy firmę za to, że mieszkańcy nie chcą sortować u źródła frakcji nadających się do recyklingu. Efekt jest taki, że przedsiębiorstwa wkalkulowują w swoje oferty ryzyko związane z koniecznością zapłacenia ewentualnych kar za nieosiągnięcie omawianych wyżej poziomów.
W Tarnobrzegu odpady segregowane kosztowały mieszkańca 9 zł, niesegregowane 13 zł. Od 1 stycznia br. obie te opłaty wzrosły dwukrotnie.
Czy to główny powód tak drastycznych podwyżek opłat za śmieci?
Istotny, ale nie jedyny. Drożeją też miejsca, do których odpady są wywożone. Jeszcze w 2013 r. tzw. opłata marszałkowska wnoszona za każdą tonę odpadów deponowanych na składowiskach wynosiła 115,41 zł. Rok później wzrosła do 119,68 zł, w 2018 r. skoczyła do 140 zł. W 2019 r. trzeba będzie za nią płacić już 170 zł. Natomiast od 2020 r. ma ona wynieść 270 zł. Przyjęte stawki mają skłaniać do ponownego użycia, recyklingu i odzysku odpadów komunalnych, a nie ich składowania. Docelowo opłata marszałkowska ma więc stymulować inwestycje. Dlaczego? Dlatego, że jeżeli zainwestuję i nie będę składował odpadów, to ta opłata marszałkowska zostaje mi niejako w kieszeni.
W czym więc problem?
Wysokość opłaty marszałkowskiej co do sensu jest właściwa, natomiast co do tempa tego wzrostu, nie do końca. Po prostu w tak krótkim czasie firmy nie zdążą z inwestycjami w nowe technologie i rozwiązania technologiczne przynoszące inwestorom pożytek. Oczywiście wzrost tej opłaty w przyszłości będzie służył całej branży odpadowej i pokaże kto w rzeczywistości chce postawić na efektywne inwestycje.
Moim zdaniem ten pakiet zmian, czyli spójny system selektywnej zbiórki, w podziale na pięć frakcji oraz wskazanie horyzontu czasowego znaczącego wzrostu opłat marszałkowskich, powinien być zrobiony już w 2013 podczas wdrażania reformy śmieciowej. Tymczasem reforma dała samorządom władztwo nad odpadami, ale nie poszły za tym bezwzględne i jednolite zmiany w systemie selektywnej zbiórki. Każdy załatwiał to, jak mu się widziało. W efekcie straciliśmy kilka lat i teraz chcemy szybko to nadrobić.
Czy w pierwszych latach reformy duże firmy nie stosowały cen dumpingowych, żeby wykluczyć konkurencję ze strony mniejszych przedsiębiorstw? Teraz, gdy konkurencja jest ograniczona, realizują utracone zyski podnosząc ceny usług?
A kto wprowadził reformę śmieciową, kto był przeciw niej? W 2013 r. za ustawą były samorządy i przedsiębiorstwa gminne. Z kolei przeciw reformie były firmy prywatne, bez względu na to, czy była to firma z kapitałem zachodnim, czy polskim. Proszę zwrócić uwagę, że samorządy również znalazły się w trudnej sytuacji, albowiem ,,podatek śmieciowy”, który wyborca uiszcza na rzecz gminy szczególnie w okresach wyborczych, stał się elementem gry politycznej.
W czym przejawia się jej upolitycznienie?
Widać to wyraźnie w okresie wyborów. Już na rok przed wyborami samorządowymi obserwujemy daleko idący sceptycyzm co do zgody na podniesienie cen odpadów. I to pomimo, że firmy, czy to prywatne, czy samorządowe mówią, że są coraz wyższe wymagania, coraz trudniej na rynku oddać odpad, nie ma instalacji, które by konkurowały o odbiór tych odpadów. Pomimo tych sygnałów przed wyborami ceny się stabilizują. Po wyborach strzelają w górę. Następuje odbicie do cen realnych.
Ile w takim razie powinna wynosić taka „realna” stawka za śmieci?
Proszę zwrócić uwagę, że we wszystkich polskich samorządach mamy obecnie do czynienia z regulacją cen. Przykłady z ostatnich tygodni to chociażby decyzja Związku Międzygminnego pod nazwą „Natura” (obejmującego gminy: Belsk Duży, Błędów, Chynów, Goszczyn, gminę i miasto Grójec, Jasieniec, Promna i Warka). Opłaty wzrosną tam o ponad 100 proc. z 10 na 21 zł za odpady segregowane i z 15 na 32 zł za niesegregowane. W Tarnobrzegu odpady segregowane kosztowały mieszkańca 9 zł, niesegregowane 13 zł. Od 1 stycznia br. obie te opłaty wzrosły dwukrotnie. W małopolskim Jordanowie (powiat suski) mieszkańcy zapłacą aż 17 zł (zamiast 10 zł) przy segregacji odpadów i 34 zł przy jej braku (do tej pory płacili 20 zł).
Podwyżki dotkną też mieszkańców największych miast w Polsce. W Łodzi opłata za odpady segregowane (segregację deklaruje tam aż 3/4 mieszkańców) wynosiła do tej pory 7 zł. Teraz mieszkańcy zapłacą 13 zł. Opłata za odpady niesegregowane wzrośnie tam z 12 na 22 zł. Wysokość stawki zależy jednak od wielu czynników. Na przykład od zurbanizowania gminy – tańsze koszty są w dużych miastach, a wyższe w zabudowie wiejskiej, gdzie od pojemnika do pojemnika trzeba dalej dojechać. Ponadto uwzględnia się odległość i cenę na bramie RIPOKu [Regionalna Instalacja do Przetwarzania Odpadów Komunalnych – red.], recyklera. Stawki opłat szyje się jak garnitur – na miarę. Przestrzegałbym więc przed próbą uogólniania.
Natomiast z szacunków Forum Gospodarki Odpadami wynika, że jeszcze w ubiegłym roku średnia opłata za odbiór odpadów płacona miesięcznie przez mieszkańca wynosiła 9 zł na osobę. Tymczasem już wtedy rzeczywiste koszty wynosiły średnio 14 zł. Teraz i to jest zdecydowanie za mało. FGO wyliczyło, że po wprowadzeniu nowych przepisów i wymogów, o których już wspominałem, średnia opłata w przeliczeniu na mieszkańca powinna wynosić ok. 22 zł miesięcznie.
Jeżeli ruszy program budowy małych ciepłowni czy elektrociepłowni wykorzystujących energetyczne frakcje odpadów, które do tej pory były spalane wyłącznie w piecach cementowych, to jest szansa na obniżenie kosztów systemu odpadowego.
Czy po obecnych podwyżkach ceny się ustabilizują na dłużej?
Tak jak wspomniałem, tzw. opłata marszałkowska pobierana za składowanie odpadów wzrośnie w tym roku do 170 zł za tonę, a w 2020 r. do 270 zł. Moim zdaniem do tego czasu nie uda nam się jeszcze zbudować infrastruktury, która będzie w stanie przetworzyć większość odpadów, tak żeby nie trafiały na składowisko.
Czyli spodziewa się Pan kolejnych podwyżek?
Jeśli nic się nie zmieni to uważam, że podwyżka będą jeszcze w 2020 r. Potem będziemy mieć do czynienia z wyhamowaniem zmian opłat.
W takim razie co musiałoby się stać, żeby ceny się ustabilizowały na poziomie z 2018 r.?
Jednym ze sposobów na zmniejszenie kosztów jest wykorzystywanie odpadów komunalnych jako taniego źródła ciepła do ogrzewania mieszkań. Jest bardzo interesujący dokument – projekt „Polityki energetycznej Polski do 2040 r.”, w którym sporo miejsca poświęcono rozwojowi rynku energii łącznie z wykorzystaniem frakcji energetycznych zawartych w odpadach komunalnych.
Jeżeli ruszy program budowy małych ciepłowni czy elektrociepłowni wykorzystujących energetyczne frakcje odpadów, które do tej pory były spalane wyłącznie w piecach cementowych, to jest szansa na obniżenie kosztów systemu odpadowego. Proszę pamiętać, że termiczne przekształcanie odpadów zastępuje składowanie, a nie zastępuje recyklingu. Nie narusza więc hierarchii postępowania z odpadami.
Co jeszcze pomogłoby zahamować wzrost cen śmieci?
Z pewnością bardzo pomogłoby przeniesienie części kosztów na wytwórców produktów w opakowaniach. Dzięki temu finansową współodpowiedzialność za odpady takie jak szkło, opakowania plastikowe, czy kartony ponosiliby producenci wprowadzający je na rynek.
Naprawdę niewiele potrzeba, żeby nadać rynkowi recyklingu znaczącą dynamikę rozwoju. Wystarczy dosłownie parę groszy od opakowania. Z jednej strony nie będzie to przesłanką do drastycznych wzrostów cen na półkach, a jednocześnie pojawią się środki rzędu 1,5 – 2 mld zł, które pozwolą zbudować system łącznie z końcowym ogniwem jakim jest recykling. Dziś wpływy z tego tytułu to zaledwie 40 mln zł.
Rozmawiał Marcin Przybylski (Serwis Samorządowy PAP)
Michał Dąbrowski jest przewodniczącym Rady Polskiej Izby Gospodarki Odpadami, która zrzesza ponad 100 firm zajmujących się odbiorem i zagospodarowaniem śmieci.