Autor: Andrzej Godlewski

Specjalizuje się w problematyce gospodarki niemieckiej.

Wiosenne porządki w Banku Światowym

Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy, główne symbole powojennego ładu gospodarczego, czeka poważna przebudowa. Na rozpoczynającej się w sobotę konferencji BŚ i MFW (24-25.04.) ma zostać zawarty kompromis w sprawie podwyższenia kapitału oraz zmiany podziału głosów w Banku Światowym. Przywódcy tzw. państw wschodzących już zapowiadają, że to dopiero początek prawdziwych przeobrażeń. „Stary świat rozmów przy kominku liderów grupy G-7 już minął”.

„Dziś do dyskusji potrzeba dużego okrągłego stołu z kluczowymi uczestnikami, a dla krajów rozwijających się też muszą znaleźć się tam miejsca” – mówił w zeszłym tygodniu Robert Zoellick podczas wykładu w The Woodrow Wilson International Center for Scholars w Waszyngtonie. Prezes Banku Światowego ma całkowitą rację. Bogate państwa Zachodu nie są już w stanie nadawać tonu w międzynarodowej gospodarce i nie utrzymają już dłużej samodzielnej kontroli nad jej instytucjami.

Fakty, które przytaczał Zoellick, są nieubłagane: kapitalizacja azjatyckich giełd jest już wyższa niż parkietów w Europie i USA, a Chiny zdetronizowały Niemcy i stały się największym eksporterem na świecie. Właśnie dlatego konieczne są zmiany m.in. w BŚ.

W tym samym czasie to oczekiwanie, ale już w znacznie mocniejszych słowach, wyrazili przywódcy Brazylii, Rosji, Indii i Chin podczas II szczytu grupy BRIC. Ich zdaniem, BŚ i MFW muszą szybko nadrobić „deficyty legitymacji”, gdyż w innym razie „ryzykują przejście w stan zaniku”. „Nasze kraje zabiegają o nowy ład światowy, który będzie bardziej sprawiedliwy, reprezentatywny i bezpieczny” – zapowiedział tydzień temu gospodarz szczytu, brazylijski prezydent Lula da Silva. W przypadku BŚ to „nadrobienie” ma nastąpić podczas najbliższego weekendu, zaś jesienią ma dojść do pierwszej fazy zmian w MFW.

Dziś państwa rozwijające się mają 44 proc. łącznej liczby głosów w Międzynarodowym Banku na rzecz Odbudowy i Rozwoju (najważniejszej części grupy BŚ), zaś kraje rozwinięte 56 proc. Głosy są przyznawane proporcjonalnie do wykupionych udziałów w tej instytucji. Najwięcej do powiedzenia mają USA (16,36 proc. głosów), następnie Japonia (7,85 proc.), Niemcy (4,48 proc.) oraz Francja i Wielka Brytania (po 4,30 proc.). Chiny, których udział w światowym PKB wynosi ok. 11 proc., mają tylko 2,78 proc. głosów w Banku Światowym. To tyle samo co Kanada oraz Rosja i Indie. Brazylia ma 2,07 proc. głosów (mniej niż Holandia z 2,21 proc.), a dla porównania Polska ma 0,69 proc.

Podczas szczytu G-20 na jesieni 2009 r. ustalono, że 3 proc. głosów w BŚ przejdzie wiosną tego roku w ręce mniej zamożnych państw. Co prawda Brazylia jeszcze niedawno głośno domagała się 6-procentowego przesunięcia, co dałoby pełen parytet obydwu grupom. Jednak nieoficjalnie przedstawiciele brazylijskich władz przyznają już, że teraz możliwy będzie co najwyżej 3-procentowy transfer, a podział fifty-fifty pozostaje celem na przyszłość. Byłby to i tak duży sukces, ponieważ jak na razie nie wiadomo, kto miałby stracić część swoich głosów. Bogate kraje europejskie nie chcą bowiem tracić wpływów w tej agendzie ONZ. Państwa skandynawskie, które w przeliczeniu na głowę mieszkańca wydają najwięcej na pomoc rozwojową, uznają, że nie powodów, by karać ich teraz utratą głosów w najważniejszej międzynarodowej instytucji walczącej z ubóstwem na świecie. Na trzy tygodnie przed wyborami parlamentarnymi walczący o utrzymanie władzy Gordon Brown także łatwo nie zgodzi się na zmniejszenie znaczenia Wielkiej Brytanii. „To jest koszmarny temat” – mówił parę dni temu w wywiadzie dla Reutersa Robert Zoellick.

Koszmar może być tym większy, że dyskusja dotyczy 186 państw członkowskich, a do tego łączy się z koniecznością zwiększenia kapitału BŚ. W ciągu ostatniego półrocza BŚ pożyczył 100 mld USD. To najwięcej od jego powstania w 1946 r. By nadal aktywnie walczyć z kryzysem oraz finansować proekologiczne projekty w krajach ubogich, BŚ potrzebuje zwiększenia kapitału o 3,5 mld USD. Byłby to największy wzrost od 20 lat. W epoce napiętych budżetów to kłopotliwa kwestia dla USA i państw UE. Do dodatkowych wpłat, ale w zamian za większe wpływy, gotowe są państwa z grupy BRIC.

Jednak weekendowe debaty w Waszyngtonie o przesunięciach głosów w BŚ nie kończą sporów o instytucje z Bretton Woods. Podczas dorocznego szczytu BŚ i MFW na jesieni 2010 r. ma nastąpić przynajmniej 5-procentowy transfer głosów na rzecz państw rozwijających się. Poza tym już regularnie mają się odbywać w obydwu instytucjach przeglądy przyznanych głosów. Dodatkowo Brazylijczycy, Rosjanie, Hindusi i Chińczycy domagają się, by BŚ i MFW nie były dłużej zdominowane przez Amerykanów, Europejczyków i Japończyków. Tradycyjnie BŚ kierowany jest przez przedstawiciela USA, zaś MFW przez Europejczyka. W Banku Światowym 14 z 24 dyrektorów zarządzających pochodzi z bogatych krajów. „Czasy jobs for boys już minęły” – ogłaszała niedawno z brazylijskich gazet.

„Trzeba odrzucić stare myślenie o Pierwszym i Trzecim Świecie oraz o tych, którzy przewodzą, i tych, którzy są i kierowani. Musimy wspierać powstanie wielobiegunowego świata” – apelował przed konferencją BŚ i MFW Robert Zoellick.

W sobotę i niedzielę przekonamy się, czy bogatszy świat posłuchał prezesa Banku Światowego.

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Za mało Europy w G20

Kategoria: Trendy gospodarcze
Brak w G20 takich krajów jak Hiszpania, Holandia, Polska czy Nigeria zaprzecza rozpowszechnionemu poglądowi, że uczestnikami tego forum stały się państwa o największym produkcie krajowym brutto i liczbie ludności.
Za mało Europy w G20

Ewolucja w podejściu MFW do kontroli przepływów kapitału

Kategoria: VoxEU
Po kryzysie azjatyckim MFW rewiduje swoje poglądy na temat polityki zarządzania zmiennymi przepływami kapitału. Fundusz uznaje obecnie, że może istnieć potrzeba prewencyjnego wykorzystania kontroli przepływu kapitału.
Ewolucja w podejściu MFW do kontroli przepływów kapitału