Wzrost 5 proc. PKB w USA możliwy, gdy podatki będą niższe o 50 proc.

Kto drogę skraca ten do domu nie wraca - powiada staropolskie porzekadło. W pewnym sensie oddaje ono istotę dotychczasowych eksperymentów gospodarczych administracji USA, których celem miało być przyspieszenie wychodzenia z recesji. Część ekonomistów nie wierzy w pakiety stymulacyjne zwłaszcza w fiskalne formy interwencji rządu. Powraca myślenie wolnorynkowe: "obniżka obciążeń fiskalnych uwolni inicjatywę i przyspieszy wzrost gospodarczy". Ale nie brakuje krytyków tego podejścia.

Były szef doradców ekonomicznych prezydenta Stanów Zjednoczonych Baracka Obamy prof. Larry Summers sugeruje iż gospodarce amerykańskiej potrzebny jest kolejny stymulus inaczej czeka ją długoletnia recesja podobna do japońskiej. Marshall Auerback z Roosevelt Institute popiera ideę Summersa zwiększenia deficytu publicznego by uniknąć stagnacji. Prof. Stephanie Kelton także podziela wizję Summersa ale proponuje dodatkowo zawieszenie podatku płacowego w okresie odradzania się gospodarki.

Tell the American people that he’s calling on the Republicans to help him enact the most sweeping tax relief since Ronald Reagan was in office — a full payroll tax holiday for every employee and every employer in the nation. Tell us that you understand that sales create jobs, and income creates sales. Tell us that families and small businesses don’t have enough income to dig us out of the ditch we’re still in.

Przypuszczalnie jeden z najbardziej konkretnych planów gospodarczych wyjścia z recesji zaprezentował Republikanin Tim Pawlenty. Pawlenty należy do siódemki polityków, która rozpoczęła walkę o nominację tej partii do walki o fotel prezydencki w 2012 r.  Były gubernator Minnesoty doktor nauk politycznych, który ukończył także fakultet zarządzania i bankowości, nie jest tylko teoretykiem. Jako zarządca stanu zmniejszył w ciągu dwóch lat 4,3 mld dol deficyt budżetowy o ponad połowę poprzez redukcję wydatków. Pawlenty jako jeden z pierwszych gubernatorów w 2010 r. odmówił przyjęcia 1 mld dol z budżetu federalnego na cele opieki medycznej (pieniądze były wyasygnowane w ramach pakietu stymulacyjnego (poprzez dofinansowanie administracja rządu federalnego starała się zdobyć wpływ na kształt programów medycznych w poszczególnych stanach) dowodząc, że jego stan nie znajduje się w krytycznej sytuacji.

Renesans reaganomiki

I właśnie kilka dni temu na forum University of Chicago Pawlenty odważnie sformułował trzy konieczne warunki do stworzenia atmosfery dla wzrostu gospodarczego: zakończenia wszystkich rodzajów polityki wykupów (bail-out-ów), redukcja subsydiów dla rolnictwa (m.in. produkcji etanolu) oraz podniesienie wieku emerytalnego.  Z punktu widzenia politycznego taki program może być bardzo trudny do przyjęcia dla wyborców. Ale jego wykonalności sprzyja fakt iż popierany jest przez wiele, różnorodnych grup Amerykanów, które tworzą organizację nazywaną Tea Party. Najbardziej dyskutowanym elementem programu Pawlenty’ego był jego cel gospodarczy: wzrost 5 proc. PKB. Republikanin przedstawił kroki do osiągnięcia tego celu:

  • gruntowna reforma prawa podatkowego: redukcja podatku dla biznesu z 35 do 15 proc.; wprowadzenia dwu stopniowego podatku od dochodów 10 (do poziomu 50 tys dol lub 100 tys dla małżeństw) i 22 proc (dochodów powyżej 50 tys dol); anulowania podatków od spadku, dywidend, oprocentowania kont bankowych;
  • wprowadzenia poprawki konstytucyjnej dotyczącej obowiązku równoważenia budżetu federalnego natychmiast.

Program Pawlenty’ego jest bardzo szeroki i obejmuje m.in. nowe traktaty handlowe z Koreą Pd, Kolumbią i Panamą; redukcję 1 proc. miejsc pracy w administracji federalnej a także wycofanie się z programu opieki zdrowotnej (ObamaCare) obecnego prezydenta.

Pawlenty jest przekonany, że taki program pozwoli osiagnąć wzrost PKB o 5 proc. i wygeneruje 3,8 bln dol. zysków do bużetu. Jak twierdzi były gubernator Minnesoty w ten sposób udało się wyjść z recesji gospodarce amerykańskiej w czasie prezydentury prez. Reagana, a także Clintona.

Pawlenty’ego poparł ekonomista prof. John Taylor, który dowodzi iż założenie przyspieszenia rozwoju gospodarki do poziomu 5 proc. jest realne.

consider productivity growth. Since the productivity resurgence began around 1996, productivity growth in the United States has averaged 2.7 percent according to the Bureau of Labor Statistics. So numbers in that range are not pie in the sky. As Harvard economist Dale Jorgenson and his colleagues have shown, the IT revolution is part of the explanation for the productivity growth, and, if not stifled, is likely to continue, as is pretty clear to me as I sit a few hundred yards from Facebook and other high-tech firms.

Now if we add the 2.7 percent productivity growth to the 2 percent employment growth, we get 4.7 percent economic growth, which is within reaching distance of—or simply rounds up to—the 5 percent target set by Governor Pawlenty. Thus, five percent growth is a good goal to aspire to, whereas 3 or 4 percent would be too little and 6 or 7 percent too much.

Sceptyczny co do tych rozwiązań jest, oceniający z pozycji Keynesa, prof. Brad DeLong. Ekonomista przyznaje, że wzrost 5 proc. PKB jest możliwy jednak w obecnej sytuacji gospodarczej trudny do osiągnięcia.

We just had such a transient early-recovery spike: 5 quarters during which productivity growth averaged 6.1% rather than 2.7%.  (…) Subtract out the excess productivity growth above trend of this spike and we have a forecast of labor productivity growth over the next ten years of not 2.5% per year but 2.2% per year. Now that is significantly better than the 1.7% per year of 1981-2011–or the 0.9% per year of 1981-1995. But it doesn’t get you to 5% per year.

outputhour

It gets you to 0.75% + 0.88% + 2.2% = 3.83% per year.

And that is an aspirational goal–not a central tendency projection or even a forecast of what would come to pass under any set of politically-feasible policies.

Warto w tym kontekście zajrzeć na blog Econospeak.

W debacie bierze też udział Larry Kudlow, który sam może pochwalić się iż należał do grupy młodych ekonomistów nadających kształt polityce gospodarczej, cytowanego przez Tima Pawlenty’ego, prezydenta Reagana. Jednak wywodzący się z tej samej grupy ekonomistów, kolega Kudlowa, i późniejszy doradca Demokratów w Senacie, prof. Bruce Bartlett, bloger Obserwatora Finansowego ma zupełnie inne zdanie.

W oczywisty sposób to nie Obama, prezydent Stanów Zjednoczonych, jest odpowiedzialny za powstałe bezrobocie. Polityka gospodarcza nie jednego, a przynajmniej trzech prezydentów biorąc pod uwagę, że Clinton wymusił na bankach udzielanie praktycznie niemożliwych do spłacania kredytów hipotecznych i odpowiedzialność za nie zrzucił na Freddie Mac i Fannie Mae, Bush nie starał się tej polityki zatrzymać co przyczyniło się, w głównej mierze, do kryzysu. A Obama kontynuował tę politykę mimo kryzysu i nałożył restrykcje na instytucje finansowe, które chciały się z nich wycofać. To w uproszczeniu geneza załamania rynku nieruchomości. Zdaniem części ekonomistów dopóki się on nie odbije dotąd bezrobocie będzie rosło.

Specjalista ds regulacji i rynku nieruchomości prof. Peter Wallison uważa iż nowe przepisy, wprowadzone przez komisję Dodda-Franka, dławią ten rynek. Wcześniej na tych łamach, prof. Wallison prognozował iż nowe regulacje będą w istocie prowadziły do ciągłych wykupów. A także analizował, w Obserwatorze, istotę kryzysu rynku nieruchomości i proponowane remedium.

USA nowym Katarem?

Niemniej jednak gospodarka USA się odbije się, i to raczej, w dość niedługim czasie. Tak, można mówić obecnie o pewnego rodzaju kryzysie gospodarczym Stanów Zjednoczonych podkreślając fakt m.in. rosnącego bezrobocia (wolniej niż np. w Grecji czy Portugalii) a także zadłużenia. Jednak jak podkreśla część ekonomistów warto nie ulegać złudzeniom biurokratów (nawet z Banku Światowego; a czy to nie jest temat do debaty: iż „świat może wkroczyć w chińską erę wyłącznie ze względu na znaczny wzrost PKB tego kraju”?) czy wizjonerów (także z Wall Street) iż tę potęgę zastąpią wkrótce np. Chiny. Choćby bariera technologiczna stoi na przeszkodzie ( np. właścicielem większości technologii IT są Amerykanie i Izraelczycy) ale także długoterminowa polityka gospodarcza. (Co do technologii, o energochłonności i czystości gospodarki można się przekonać porównując dane z 2009 r: udział Chin w światowej konsumpcji węgla wyniósł 46,9, a ropy 10,4 proc. i wytworzyły one 8,6 proc światowego PKB. Podczas gdy udział USA w światowej konsumpcji węgla wyniósł 15,2 a ropy 21,7 i wytworzyły one 24,3 proc. światowego PKB).

Polityka prezydenta Obamy napotyka na tak wielkie trudności bo za jego kadencji dokonuje się cicha transformacja gospodarki z ropy na gaz ziemny (LNG) a także elektryczność. W naturalny sposób wiele firm związanych np z przemysłem naftowym traci swoje pozycje. A ich miejsce zajmują nowe, związane z przemysłem nazywanym „zielonym” lub „ekologicznym”. Nie narodził się on w czasie jego prezydencji. Około 10 lat temu największe przedsiębiorstwa, dostawcy energii, zainwestowały w budowę terminali LNG. Rozmieszczone są strategicznie na obu wybrzeżach USA. W planach jest też budowa trzech kolejnych, eksportowych terminali.

Tylko z zasobów jeziora Charles w Luizjanie, dzienny eksport gazu szacowany jest na 2 mld m3. I może się rozpocząć już w 2015 (taki potencjał i plany ma także operator terminalu w Teksasie). Możliwe więc, że USA staną się eksporterem energii.

Dokąd? Niemal całkowiecie od LNG są uzależnione Japonia, Tajwan i Korea Południowa. W tym samym kierunku podąża Wietnam i Indonezja przestawiając swoje gospodarki na gaz. (Bardzo prawdopodobne jest iż w kolejce ustawi się też Europa. Według dobrze poinformowanych źródeł niektóre rządy europejskie wyraziły zainteresowanie możliwością zawarcia kontraktów z amerykańskimi firmami).

Materiału do takich rozważań dostarcza najnowszy raport nt. energii (US Energy Outlook). (W kolejnych odsłonach Metablog przedstawi najciekawsze elementy wraz z komentarzami blogerów) Autorzy raportu z Amerykańskiej Agencji Energii zwiększyli ocenę wielkości rezerw LNG w USA z 353 bln do 827 bln m sześc. A zatem złóż gazu wystarczy USA na 36 lat.

„technically recoverable” natural gas reserves in the U.S. from 353,000 billion cubic feet to 827,000 billion cubic feet.  This is enough to supply entire U.S. gas demand for 36 years.

Z tego punktu widzenia wizje Stanów Zjednoczonych jako nowego Kataru lub nawet Arabii Saudyjskiej mają mniejsze zabarwienie science-fiction.

Akcje chińskich przedsiębiorstw tanieją

Ekonomista i inwestor Jim Chanos, w najnowszym wywiadzie dla radia Bloomberg, opowiedział anegdotę z wizyty pierwszego sekretarza komunistycznej partii Chin Hu Jintao u prezydenta Baracka Obamy. Jeden z jego doradców miał otrzymać w kurtuazyjnym prezencie publikację na temat zachodnich ekspertów ds Związku Sowieckiego w okresie Zimnej Wojny. Amerykanin podobno zbladł gdy wziął do ręki prezent. Ale nie od dziś wiadomo, że Chińczycy są mistrzami aluzji.

Tę anegdotę można odczytać różnie (choć niewielu zachodnich ekspertów dopuszczało możliwość upadku komunistycznego systemu a całe rzesze prognozowały dekady dynamicznego rozwoju socjalistycznej gospodarki).

Metablog próbuje dostarczać także argumentacji wspierającej myślenie na temat Chin, które jest dziś mniej popularne. (Metablog zapoznawał Czytelników z opiniami ekonomistów wątpiących w siłę gospodarki chińskiej.

Od 4-5 tygodni zauważalny jest trend spadkowy akcji przedsiębiorstw chińskich z indeksu B (śledzi akcje 53 przedsiębiorstw, których właścicielami mogą być cudzoziemcy. Wcześniej szef urzędu nadzoru nad ubezpieczycielami Martin Wheatley z Hong-Kongu ostrzegł, że Chiny mogą być nowym „dot-com”-em (vide: twórcza księgowość) rynku inwestycyjnego.

Z powodu nadużyć (akcje spadły 70 proc.) chińskie przedsiębiorstwo Sino-Forest otrzymało zakaz handlu na giełdzie kanadyjskiej. Inny przypadek stanowi historia firmy Orient Paper, której, jak sugeruje wynik prywatnego śledztwa, rozwój istniał tylko na papierze:

(…) Mr. Block and a friend traveled to China to visit the company’s headquarters. He said it was a Potemkin Village, littered with “junk machinery” and “trash.” “They appeared to be transparent, but they had fake transparency,” Mr. Block said. “The funniest thing was they had a large heap of scrap cardboard. They listed this on the books as raw material worth millions of dollars.” Shortly after the trip, Mr. Block wrote a sensationalistic report describing what he saw as fraud at Orient Paper and encouraged traders to sell shares of the company. He shorted the American-listed stock, which plummeted to around $4 from $15 in late 2010.

Wspomniany Carson Block uważa, że Sino-Forest to firma stanowiąca w istocie mechanizm drenażu pieniędzy (Ponzi scheme).”W ciągu 16 lat firma nie przyniosła wymiernych zysków, jedynie te na papierze. Upadłaby, gdyby nie była w stanie finansować się z dodatkowych akcji”

„It’s a Ponzi scheme in that the company perpetually issues securities in order to fund itself. Even by its own fraudulent numbers, the company does not generate any free cash and has not done so in sixteen years. Were the company be unable to issue additional securities to fund itself, it would collapse. That to me is the definition or epitomizes the definition of a Ponzi.

In this situation, the company appears to be investing for the 23rd century. It’s sixteen straight years burning cash, no guidance as to what the rationale is to acquire so many trees so far ahead of customer orders. This is taking a capex fraud–we have found several of these in China–it’s taking it to the next level where you’re not constrained by the walls of a factory and no one is able to really see the movement of physical goods. It could grow to be infinite provided that the capital markets continue to fund it.”

Frapujące jest także pytanie Chanosa skąd wzięliby się dynamiczni, wolnorynkowi przedsiębiorcy po ponad pół wieku komunizmu? Trudno odrzucić od siebie takie  refleksje także gdy patrzy się na takie obrazy lub ogląda takie wiadomości.

outputhour

Tagi