Zgodnie z ramami finansowymi zawartymi w Polityce Ekologicznej Państwa 2030 na realizację projektów środowiskowych Polska wyda ok. 72 mld zł w latach 2018-2020 oraz 146 mld w latach 2021-2025. Resort środowiska pracuje m.in. nad nowymi opłatami dla firm korzystających z plastiku.
W ramach pierwszego dużego badania realizacji Celów Zrównoważonego Rozwoju (ang. Sustainable Development Goals, SDG) przyjętych w 2015 r. na forum ONZ przez ponad 190 krajów świata, Eurostat przedstawił szczegółowe wyniki dotyczące zrównoważonego, proekologicznego życia w miastach Europy. Badanie objęło lata 2012-2017. Średnie wskaźniki pokazują, że idzie ku lepszemu – kraje UE przetwarzają coraz więcej odpadów, spadło stężenie zapylenia powietrza szkodliwymi mikrosubstancjami, zmniejszyła się część populacji, która skarży się na życie w hałasie. Spadła też liczba zabitych w wypadkach drogowych.
Źle z powietrzem, lepiej z hałasem
Polska w sprawie recyklingu wykonała już jakiś krok – wg danych za 2017 r. przetwarzamy 33,8 proc. odpadów komunalnych, „produkowanych” głównie przez gospodarstwa domowe (bez przemysłu). Jest to jednak przede wszystkim efekt bardzo niskiej bazy – w 2012 r. było to niewiele ponad 10 proc., podczas gdy Niemcy, Austria, Holandia, Szwecja czy Belgia już wtedy osiągały cel 50 proc., który Polska ma osiągnąć dopiero w 2020 r.
Źle jest w polskich miastach jeśli chodzi o zanieczyszczenie powietrza. Według Eurostatu z 28 krajów UE równie źle co w Polsce jest tylko w Bułgarii: 23,8 mikrograma (µg)/m3. Średnia unijna to 14,1 µg/m3, w „najczystszej” Finlandii zanieczyszczenie nie przekracza 5 µg/m3. Trzeba więc rzecz nazwać po imieniu – w naszym zielonym, zalesionym kraju gór i jezior wdychamy truciznę. Mamy za to ciszej, bo tylko 12,4 proc. populacji skarży się, że cierpi z powodu hałasu i pod tym względem jesteśmy na szczęście 6. krajem od końca. W uprzemysłowionych Niemczech na hałas narzeka ponad 26 proc. populacji.
Polacy mają świadomość, jak zagrożona jest planeta. W badaniu firmy IQS z maja 2019 roku kryzys klimatyczny jest ogromnym problemem dla 53 proc. Polaków. Dodatkowo 45 proc. zauważa pogarszający się stan środowiska w swoim miejscu zamieszkania. Winą za to Polacy obciążają już nie tylko przemysł ciężki, ale też branże, w których masowo wykorzystuje się plastik: produkcja kosmetyków, odzieży oraz napojów, soków, wody. Według danych Deloitte tylko w Polsce zapotrzebowanie na tworzywa sztuczne wynosi 3,5 mln ton rocznie. Branża opierająca działalność na plastiku to 8 tys. firm zatrudniających 160 tys. osób, która generuje 80 mld zł obrotów rocznie. A przecież znaczna część towarów w plastikowych opakowaniach jest importowana.
Kilka dni temu świat obiegły paraliżujące wyniki badań zespołu naukowców z Niemiec i Szwajcarii, którzy wykryli plastik w opadach śniegu na Arktyce. Wcześniej usłyszeliśmy o plastiku w kryształkach soli w morskiej wodzie. Miło byłoby powiedzieć, że to wszystko wyłącznie wina wielkich koncernów. Dopóki jednak sprzedaż tych koncernów rośnie, dopóty wszyscy są w równym stopniu odpowiedzialni.
Na razie jesteśmy w Polsce na etapie, kiedy teoretycznie „eko” nas intryguje, ale nie skłania do poświęceń. Z jednej strony są gorliwi neofici zielonej ideologii, którzy robią pranie w łupinach orzechów, a pod zlewem w bloku próbują prowadzić kompostownik, a z drugiej ignoranci lub naiwniacy, którym wydaje się, że 22 zł za wywóz śmieci załatwia sprawę i zdejmuje problem z głowy na tyle, że nawet szklanych butelek nie chce im się wrzucić do oddzielnego pojemnika.
Ciemna strona Księżyca
Owszem coraz chętniej chodzimy po spożywcze zakupy z wielorazowymi torbami, modne jest szycie firankowych worków na ważone warzywa. Polska jest też w europejskiej czołówce pod względem korzystania z miejskiego transportu, ale na razie to wynika raczej z sytuacji materialnej statystycznego Polaka i mniejszej liczby samochodów w gospodarstwach domowych niż pobudek ekologicznych. W pierwszej piątce zestawienia Eurostatu tylko Austria nie jest krajem z byłych demoludów. Więc dopóki nie spadną ceny elektrycznych samochodów, to długo jeszcze nie będziemy ich kupować.
W 2016 r. Polacy na zakup wody butelkowanej wydali 4,5 mld zł, w tym roku ma to być już 5,5 mld zł.
Weźmy też branżę przywołaną w badaniu IQS: produkcję napojów. Chcemy być ekologiczni, ale sprzedaż wody w plastikowych butelkach w Polsce nie spada, lecz stale rośnie. O ile w 2016 r. na zakup wody butelkowanej wydaliśmy 4,5 mld zł, to w tym roku ma to być już 5,5 mld zł. Roczny przyrost przekracza 300 mln zł. Według firmy GfK statystyczne gospodarstwo domowe kupuje niemal 220 litrów wody butelkowanej rocznie. Tak więc przy całej świadomości pływających po oceanie wysp plastiku z wygody nie rezygnujemy. A przecież w wielu – jeśli nie większości – miast w Polsce do picia nadaje się kranówka. Jarosław Pinkas, Główny Inspektor Sanitarny, na briefingu z okazji Światowego Dnia Wody powiedział, że jakość 99,7 proc. wody, którą mamy w domach, jest zgodna z wymaganiami prawa. Jak zaś wylicza Sylwia Majcher w swoim materiale kranówka jest 200 razy tańsza od wody z butelki. „Litr kranówki w Warszawie kosztuje grosz, w sklepie za tyle wody trzeba zapłacić około dwóch złotych. W cenie półtoralitrowej butelki mamy jakieś 300 litrów kranówki”. Nie jesteśmy jednak w tej materii osamotnieni – mieszkańcy Unii Europejskiej łącznie w ciągu roku wydają na wodę w butelkach 39 mld euro.
W badaniu IQS 79 proc. Polaków deklaruje, że czują się obarczeni odpowiedzialnością za śmieci i koszty związane z ich segregacją. 85 proc. obwinia za wszechobecny plastik producentów, a 46 proc. twierdzi, że powinno się ich zmusić do całkowitej rezygnacji z takich opakowań. Na razie tylko niektóre, duże sieci handlowe zareagowały, wprowadzając zasadę, że każdy chętny może zrobić zakupy na wagę do własnych opakowań. Polacy w dużej części wciąż pamiętają czasy szklanych, wymiennych opakowań – na mleko czy piwo. Aż 57 proc. badanych przez IQS chce, aby sklepy znów obowiązkowo, bez paragonów, przyjmowały szklane opakowania. Ale z drugiej strony, jak zauważają analitycy IQS, „Polacy nie myślą o zrównoważonym rozwoju. Znajomość tych pojęć jest znikoma. Dla większości liczy się zaspokajanie własnych potrzeb oraz problemy, z jakimi się borykają. Rośnie jednak świadomość, że zaspokajaniu potrzeb powinien towarzyszyć mniejszy lub większy rozsądek oraz odpowiedzialność”.
W parze z brakiem myślenia o zrównoważonym rozwoju idzie niechęć do przyznania, że ponosimy odpowiedzialność za masową „produkcję” śmieci. Nie chcemy się przyznać, że to są po prostu nasze śmieci. Dla wielu osób to kolejna dziedzina, którą powinno się zająć enigmatyczne „państwo” – rząd, samorząd czy ktokolwiek, byle sami za to zapłacili. Kiedyś w telewizji złapana na spacerze z dziećmi mieszkanka jakiegoś większego miasta z uśmiechem i bez grama wstydu przyznała, że faktycznie nie segreguje śmieci, bo jej się nie chce. Wzrost opłat za ich odbiór jednak ją oburzał.
Druga strona rynku
Wkrótce czeka nas być może większy szok cenowy. Zgodnie z przepisami unijnymi wprowadzającymi wyższe cele recyklingu odpadów komunalnych oraz opakowaniowych w 2020 r. powinniśmy poddawać recyklingowi 50 proc. odpadów, a w roku 2035 aż 65 proc. Przepisy nakładają też na producentów wyrobów w opakowaniach obowiązek stosowania się do tzw. zasady rozszerzonej odpowiedzialności producenta – to firmy będą zobowiązane do pokrycia części kosztów selektywnej zbiórki i przygotowania odpadów do recyklingu. Prawo zostawia pewną furtkę producentom napojów: do 2023 roku wszystkie butelki plastikowe będą musiały być wykonane w minimum 25 proc. z materiału pochodzącego z recyklingu, a w 2030 r. musi to być 30 proc.
Nad krajowymi zasadami rozszerzonej odpowiedzialności producenta (ROP) pracuje ministerstwo środowiska. Według zapowiedzi przepisy w tej sprawie mają się pojawić w 2020 roku. A już za kilka dni powinny się pojawić przepisy wprowadzające opłatę za niemal wszystkie dostępne w sklepach foliówki (poza najcieńszymi, tzw. zrywkami).
Dojście do wyznaczonego przez UE na 2030 r. celu przetwarzania 60 proc. wytwarzanych odpadów komunalnych (pochodzących z gospodarstw domowych i jednostek administracji publicznej) będzie wymagało kosztownych poświęceń. Jak wyjaśnił minister środowiska Henryk Kowalczyk, „ministerstwo analizuje różne warianty wprowadzenia opłaty, którą wnosiłyby podmioty w momencie wprowadzania produktów w opakowaniach na rynek”.
„Będą one [przepisy – red.] ciosem i szokiem kosztowym, który dla małych i średnich przedsiębiorstw może oznaczać bankructwo. Taki szok kosztowy może też się okazać nie do zaakceptowania dla konsumentów” – powiedziała portalowi Prawo.pl Magdalena Dziczek, członek zarządu Związek Pracodawców Przemysłu Opakowań i Producentów w Opakowaniach EKO-PAK.
Jak to się przełoży na cenę finalną pojedynczego produktu? Nikt dziś nie powie głośno: tak, będzie drożej. Ale tak, będzie drożej. Tak radykalna zmiana przepisów oznacza ogromne inwestycje po stronie producentów. Z raportu PwC wynika, że tylko w jednym sektorze – produkcji napojów bezalkoholowych – konieczna będzie zmiana w ok. 1350 liniach rozlewowych w całej Unii, co będzie kosztowało od 2,7 mld euro do nawet 8,7 mld euro.
Finansowanie się kurczy
Według GUS, w 2017 r. (ostatnie dane) wydatki na ochronę środowiska w 2017 r. wyniosły 29 mld zł, czyli 1,5 proc. PKB. I, jak napisali autorzy projektu Polityki Ekologicznej Państwa 2030, zauważalny jest stały spadek tych wydatków w relacji do PKB – z 4,4 proc. w 2000 r. Na te 29 mld składają się wydatki w aż siedmiu sektorach: gospodarka ściekowa i ochrona wód, ochrona powietrza atmosferycznego i klimatu, gospodarka odpadami, ochrona różnorodności biologicznej i krajobrazu, zmniejszenie hałasu i wibracji, ochrona gleb i wód podziemnych, i powierzchniowych oraz działalność badawczo-rozwojowa. Same nakłady na środki trwałe służące ochronie środowiska wzrosły w 2017 r. do ok. 6,8 mld zł (wobec 6,5 mld zł w 2016 r.), czyli 0,34 proc. PKB (0,35 proc. w 2016 r.). Na ochronę środowiska wydajemy niemal najmniej w UE.
Na podstawie wytycznych Ministerstwa Inwestycji i Rozwoju resort środowiska przygotował ramy finansowe dla realizacji projektów środowiskowych. Według szacunków będzie to ok. 72 mld zł w latach 2018-2020 oraz 146 mld zł w latach 2021-2025. W tych kwotach mieszczą się zarówno wydatki z budżetu krajowego, budżetów samorządowych, środki unijne, jak i prywatne. W strukturze wydatków na ochronę środowiska w Polsce dominują gospodarstwa domowe – w 2017 r. ich udział wyniósł ok. 66 proc., zaś udział podmiotów prywatnych w nakładach na środki trwałe służące ochronie środowiska i gospodarce wodnej oscyluje wokół 50 proc. (dane GUS).
Autorzy tego materiału podkreślają, że zadania sektora publicznego, które dotychczas były w znacznym stopniu realizowane przy współfinansowaniu z UE, będą musiały być finansowane w większym stopniu w oparciu o krajowe środki. Powodem jest spodziewane zmniejszenie puli środków dla Polski w ramach polityki spójności i Wspólnej Polityki Rolnej w perspektywie finansowej 2021-2027. Zwracają równocześnie uwagę na trzy czynniki, które wpłyną na ograniczanie dostępu do źródeł finansowania tego obszaru:
- Przekroczenie granicy 75 proc. średniego PKB UE przez kolejne województwa (miało to miejsce z województwem mazowieckim, a obecnie dotyczy województw wielkopolskiego i dolnośląskiego, co skutkuje ograniczeniem dopływu środków unijnych).
- Preferowanie przez UE pożyczek zamiast dotacji w kolejnej perspektywie finansowej UE.
- Zadłużenie samorządów, które będzie utrudniać bądź wręcz uniemożliwiać korzystanie ze środków UE wymagających współfinansowania.
Szukając nowych źródeł finansowania, duży nacisk należy więc położyć na edukację ekologiczną, w tym kształtowanie wzorców zrównoważonej konsumpcji i zmianę przyzwyczajeń Polaków. Jeśli nie zaczniemy uważniej patrzeć na to, jak żyjemy na co dzień, kto zrobi to za nas?