Mobilne płatności jeszcze długo nie zdominują rynku

Koszt chipa umożliwiającego płatności NFC to 3 – 5 dol., wyprodukowanie bezstykowej karty płatniczej to kilka eurocentów. Dlatego klienci na razie będą ich używać. Jeśli chodzi o smartfony, to spodziewamy się, że w tym roku pojawią się takie za 100 dol., a równocześnie 5 mln ludzi kupi sobie drugi tablet - mówi Paul Lee z firmy Deloitte.
Mobilne płatności jeszcze długo nie zdominują rynku

Gadżet idealny nigdy nie powstanie, bo klienci wciąż chcą je zmieniać. (iPad/CC By-NC Photo Giddy)

Obserwator Finansowy: W Polsce mówimy wiele o płatnościach mobilnych NFC [NFC – to rodzaj płatności zbliżeniowych, gdzie urządzenie umożliwiające płatności jest zaszyte w telefonie – przyp. autora]. Będzie w tym roku przełom?

Paul Lee: Na pewno pojawi się wiele urządzeń z NFC, ale niekoniecznie będą one używane do mobilnych płatności. Raczej zostaną wykorzystane do wymiany informacji pomiędzy urządzeniami. Smartfon, na którym oglądam wideo, można zbliżyć do tabletu i na nim też odbierać sygnał. Nie pamiętam hasła do drzwi, ale mogę przyłożyć smartfon do czytnika i je otworzyć. Na rynku NFC nie ma wielu czytników. Koszty chipa umożliwiającego płatności NFC to 3 – 5 dolarów. Opłaca się je umieścić jedynie w smartfonach z wyższej półki. Dla porównania – koszt wyprodukowania bezstykowej karty płatniczej to kilka eurocentów. Dlatego klienci będą prawdopodobnie na razie używać bezstykowych kart, a dopiero w kolejnym etapie telefonów jako narzędzi płatności

Czyli płatności mobilne nie będą hitem w tym roku?

Raczej nie w tym i nie w przyszłym roku, ani nawet w 2014 roku. W Japonii już od 3 – 4 lat są takie usługi. I trudno jest nam uzyskać jakiekolwiek informacje na temat ich rozwoju. Gdyby były sukcesem, można byłoby więcej o nich przeczytać w prasie.

Jaki będzie więc najważniejszy trend w nowych technologiach w najbliższych latach?

Często słyszę pytanie: kiedy pojawi się jedno urządzenie, które ma w sobie wszystkie możliwe funkcje?

Nigdy?

Dokładnie. Będzie ich coraz więcej i więcej. Kiedyś człowiek miał po prostu komputer. Teraz nawet odtwarzacz MP3 jest już często komputerem, z dostępem do internetu. Jest coraz więcej ludzi, którzy mają komputer, odtwarzacz MP3, smartfon i tablet czyli w sumie już cztery komputery. I na tym się nie skończy.

Co jeszcze można wymyślić?

Kilka lat temu na rynku pojawiły się równolegle iPhone i Blackberry. Słychać było pytanie: którego z nich używasz? Okazało się, że obu – iPhona by korzystać z internetu, a Blackberry by pisać. Będzie więc coraz więcej wyspecjalizowanych urządzeń, na przykład wyspecjalizowanych tabletów. W ostatnich latach wzrosło korzystanie z internetu, a tablet świetnie się nadaje do przeglądania sieci, oglądania wideo. Nie jest narzędziem do tworzenia. By napisać prezentację, używamy laptopa.

Otwiera się przed nami nowa era – tabletów?

Tablety są na rynku dopiero od dwóch lat. Ale już w tym roku będzie na świecie 5 mln ludzi, którzy kupią drugi tablet. Są firmy takie jak Sony, Apple, kiedyś też Nokia, które projektują rzeczy podobające się zarówno mężczyznom jak i kobietom. Wtedy taki produkt sprzedaje się w dużych ilościach.

Spodziewamy się, że w tym roku pojawią się smartfony za 100 dol. Oczywiście zaawansowany technologicznie smartfon ma niesamowite możliwości, ale wielu osobom wystarczy, że będą mogli rozmawiać, zrobić w miarę przyzwoite zdjęcie i pograć w Angry Birds, czy inne stosunkowo proste gry. Ale mieć – wypada najlepszy.

A co z  dostępem do internetu?

Dla tych użytkowników ma to mniejsze znaczenie. Są osoby głodne bieżących wiadomości w ciągu dnia, ale to mniejszość. Większości wystarczy przejrzeć zbiorczą informację wieczorem.

Gry wydają się być ciekawym obszarem rynku. Jak branża będzie wyglądała w tym roku?

Wzrost na rynku gier online zatrzymał się. Zyski z jednej gry są coraz mniejsze, bo firmy by utrzymać obecną liczbę klientów tworzą coraz więcej gier i koszty produkcji rosną. To może być dużym wyzwaniem dla branży. Ponadto część gier jest początkowo dostępna za darmo, by zachęcić użytkowników do kupienia kolejnych wersji. Może się jednak zdarzyć, że ludzie będą ściągać tylko część bezpłatną, a gdy im się znudzi sięgać po inną grę, nie zamawiając części płatnej.

Miroslav Rakowski, prezes T-Mobile w Polsce mówi, że operator ma być do przekazu treści. Zygmunt Solorz–Żak, kontrolujący Plusa i Cyfrowy Polsat twierdzi, że kluczem do kieszeni klienta jest połączenie funkcji operatora i dostawcy treści, też wideo. Kto ma rację?

Oglądanie telewizji na ekranie smartfona jest niewygodne, do tego bardzo kosztowne. W niektórych krajach prowadzi się eksperymenty z nadawaniem telewizji na części pasma superszybkiego internetu LTE. Na standardowym smartfonie można oglądać 10 kanałów.  Na iPhonie, który ma lepszą rozdzielczość – pięć. Trzech dużych europejskich operatorów prowadziło testy. Od roku nic nie słychać na ten temat.

Przyznaje pan rację szefowi polskiego T–Mobile?

Ludzie chcą oglądać telewizję na najlepszym możliwym ekranie. Głos można dość łatwo skompresować na małe urządzenia. Bardzo trudno zrobić to z obrazem.

A tablet?

Odbiór na tablecie jest lepszy niż na smartfonie. Ale jeśli mamy do wyboru telewizor i tablet, to i tak oglądamy treści wideo na telewizorze. Bo głos to połowa informacji. Jeśli film ma cię rozśmieszyć musi mieć dobry dźwięk. Tablety i smartfony z wyższej półki będą coraz częściej służyły do oglądania telewizji, ale mają swoje ograniczenia. Streaming obrazu do urządzenia mobilnego jest bardzo trudny i zużywa dużo pasma. Odbiorcy, porównując oglądanie telewizji na urządzeniach przenośnych i w domu, zapewne wybiorą telewizor w salonie. Spodziewam się jednak, że coraz częściej  będą kopiować programy tv na smartfon czy tablet i oglądać je na przykład w autobusie, jadąc do pracy.

Co pan sądzi o perspektywach rozwoju connected tv, oglądaniu internetu w telewizorze? To gorący temat.

W dużej części Europy connected tv jest już bardzo popularny. Każdy kto ma w domu konsolę do gier, czy odtwarzacz blue–ray, ma też dostęp do connected tv. Wielu dostawców telewizji premium też oferuje connected tv. Ale większość odbiorców nie podłącza telewizji do internetu. Mają słabe łącze, albo router jest obok komputera i sygnał nie dociera do telewizji. Rozwój connected tv hamują drobne czynniki – wiele routerów wifi ma brzydki wygląd, więc ludzie nie chcą ich umieszczać na środku salonu.

Nie przewiduje pan dynamicznego rozwoju tej usługi?

Aby mieć connected tv, trzeba kupić dodatkowe urządzenie, router wifi. Kosztuje 100 euro. Większość osób za te pieniądze woli kupić większy telewizor. Nawet gdyby wszystkie domy na świecie były podłączone do connected tv, ludzie wciąż oglądaliby standardową telewizję.

Czy to oznacza, że usługi dodane i telewizja nie przyniosą przychodów telekomom?

Jednym z krajów, gdzie IPTV w miarę dobrze daje sobie radę, jest Francja. To dlatego, że są prawne ograniczenia instalacji anten satelitarnych, które szpecą krajobraz i silnie rozwinął się tu sektor kablowy. Jednak w większości krajów sukcesem jest telewizja satelitarna przy czym odbiorcom wystarcza telewizja linearna.

Usługa wideo na żądanie wcale nie przynosi tak wielkich dochodów, jak można by się spodziewać. To dlatego, że widzowie nie wykorzystują nawet tych pakietów, które wykupili. Weźmy przykład sportu. Pakiet daje możliwość obejrzenia tysiąca meczów w miesiącu, a użytkownik ogląda 2 – 3 z nich. Jednak ci, którzy mają najdroższe abonamenty są najszczęśliwszymi klientami. To tak jak z samochodami – kupujemy coraz szybsze, a średnia prędkość na drogach jest coraz niższa. Płacimy za samą możliwość. Taka jest ludzka natura.

Podobno w Polsce większość przychodów z płatnej telewizji na żądanie pochodzi ze sprzedawania filmów erotycznych. Ich nazwy nie są pokazywane na rachunkach, by żony się nie zorientowały.

Tam gdzie nie ma bezpośredniej kontroli [firmy dystrybucyjnej – przyp. autora] większość treści jest pornografią. Zresztą jeśli chcesz zawstydzić faceta, zapytaj czy historia jego aktywności w Internecie zawiera strony tylko dla dorosłych. Na pewno się zaczerwieni. Czasem zadaję to pytanie podczas konferencji i widzę, jak pół sali dostaje wypieków.

Kupujemy drogie pakiety, bo lubimy się pokazać?

Ludzie mają potrzebę posiadania, ale też bycia z innymi. Gdy oglądamy program, lubimy o nim opowiadać. Deloitte przeprowadza badania, w których pytamy ankietowanych, o czym rozmawiają. Często odpowiadają, że o programie telewizyjnym. Częściej też siadamy przed telewizorem, gdy mamy towarzystwo. Przyjemniej pośmiać się razem, można sobie pozwolić na niecenzuralną uwagę o ubraniu oglądanej osoby itp. Przekaz na Facebooku jest dużo bardziej stonowany.

W sieci chęć posiadania ma być ukrócona. Spodziewają się państwo, że w tym roku operatorzy stacjonarni zaczną nakładać na swoich użytkowników limity transferu danych. Dlaczego?

Większość użytkowników korzysta z internetu w sposób umiarkowany, ale są też tacy, którzy popełniają grzech obżarstwa. Ściągają pliki bez umiaru, nie po to by z nich korzystać. Sam fakt ściągania jest dla nich istotny. Daje im przyjemność.

Rozmawiała Magdalena Wierzchowska

Paul Lee jest dyrektor działu TMT (telecoms, media, technology, czyli sektor technologiczno-medialno-telekomunikacyjny) brytyjskiego Deloitte.

Autorka jest dziennikarką Pulsu Biznesu

Gadżet idealny nigdy nie powstanie, bo klienci wciąż chcą je zmieniać. (iPad/CC By-NC Photo Giddy)

Otwarta licencja


Tagi