Szukanie gazu bez przewodnika

W kraju, w którym wydobywa się przemysłowo gaz od 100 lat, brakuje struktur organizacyjnych, procedur i ludzi gwarantujących prawidłowe zarządzanie poszukiwaniami i eksploatacją złóż. Rezygnacja z utworzenia Narodowego Operatora Kopalin Energetycznych w tym nie pomoże, tylko przeszkodzi.
Szukanie gazu bez przewodnika

(CC BY-NC-ND mattsabo17)

W opublikowanym na łamach ObserwatoraFinansowego.pl artykule Łukasz Ruciński wyraża opinię, że powołanie Narodowego Operatora Kopalin Energetycznych (NOKE) nie było pomysłem złym, tylko przedwczesnym, dobrym na rozwiniętym rynku takim jak norweski, ale niekoniecznie w Polsce. Powstaje pytanie, kiedy w takim razie miałaby się pojawić instytucja służąca prawidłowemu zabezpieczeniu działalności inwestycyjno-geologicznej na koncesjach węglowodorowych, jeżeli nie teraz, na etapie poszukiwania i rozpoznawania? Czy zmiany nastąpią wtedy, gdy znajdziemy się na etapie wydobycia przemysłowego? Czy wtedy NOKE lub inna instytucja będzie wchodziła w projekty kapitałowo? Jak będą wtedy przeprowadzane wyceny takich przedsięwzięć? Na początku, kiedy tworzy się konsorcjum, zbiera się pieniądze, wchodzi się na grunt i zaczyna prowadzić prace rozpoznawcze, wycena jest po pierwsze prosta, po drugie konieczne środki są zdecydowanie mniejsze.

Problem 50 proc.

Poruszając kwestię tego, że NOKE plus operator musieliby mieć co najmniej 50 proc. udziałów w koncesji, autor pisze, że „takie wymaganie abstrahowało od realiów poszukiwania gazu łupkowego, w którym biorą udział przede wszystkim mniejsze, niedysponujące wystarczającymi funduszami firmy. Dlatego też popularne jest dzielenie się koncesją przez kilka podmiotów. Narzucanie jednemu z nich obowiązku posiadania prawie 50 proc. udziałów ogranicza możliwości zdobycia finansowania”.

Po pierwsze, kiedyś w Danii, Holandii czy Norwegii gracze też wzajemnie się nie znali, ale tam udział państwowego operatora w koncesjach przeszkadzał w rozwoju współpracy. Ponadto operator powinien mieć większość udziałów, gdyż to on odpowiada za wszystko to, co się dzieje na złożu (zobowiązania koncesyjne, skarbowe, środowiskowe itd.). Operator, który miałby np. 20 proc. udziałów, odpowiadałby za funkcjonowanie biznesu, ale w kilku kluczowych sprawach (dotyczących procesu inwestycyjnego czy sposobu wykonywania zobowiązań względem państwa) mógłby zostać przegłosowany przez swoich partnerów.

Autor w pewnym stopniu celnie zauważa, że „kompetencje pracowników NOKE – przynajmniej na początku – mogłyby pozostawiać nieco do życzenia. Z pewnością mamy doskonałych specjalistów, ale ich doświadczenie w eksploatacji gazu łupkowego nie może być zbyt bogate. Ściąganie ekspertów z zagranicy mija się z celem, bo ci z kolei musieliby najpierw nauczyć się polskich realiów”. Kiedy jednak był tworzony Dyrektoriat Ropy i Gazu w Norwegii i Statoil (z którego kilka lat temu, w ramach wydzielenia struktur wydobywczych przed wejściem na giełdę powstało Petoro), co jest podawane jako przykład rozwiązania modelowego w dziedzinie eksploatacji węglowodorów, także nie było zbyt wielu odpowiednio doświadczonych ludzi. Podobnie było w Danii i w Holandii.

Biurokracji by nie było

Łukasz Ruciński pisze, że „pomysł powołania operatora był od początku mocno krytykowany przez Organizację Polskiego Przemysłu Poszukiwawczo-Wydobywczego jako biurokratyczna przeszkoda w rozwoju wydobycia gazu łupkowego w Polsce”. Takie głosy były faktem ale… NOKE od samego początku miał (czas przeszły po zapowiedziach nowego kierownictwa resortu środowiska jest chyba uprawniony) być przede wszystkim udziałowcem w projektach inwestycyjnych z niedużym poziomem zatrudnienia. Jeśli idzie o biurokrację, to należy wspomnieć, że aby uzyskać siedem (sic!) etatów do departamentu odpowiedzialnego za koncesje (nie tylko te na węglowodory, ale także na miedź, węgiel kamienny, węgiel brunatny, sole itd.) Ministerstwo Środowiska potrzebowało 18 miesięcy namiętnej i pełnej wzajemnego zrozumienia korespondencji z Ministerstwem Finansów. Był to jeden z powodów, dla których MŚ występowało o 200 etatów, gdyż przy takiej postawie MF byłoby dobrze, gdyby przyznano 25 proc. proponowanej liczby.

Kryterium pieniądza

Kolejną nieścisłością jest twierdzenie, że „wysokość udziału NOKE w zyskach i kosztach prac geologicznych miała być określana w ofertach składanych przez przedsiębiorców ubiegających się o koncesje i być istotnym kryterium przy rozstrzyganiu przetargu”. Rozwiązanie takie było proponowane na początku prac nad projektem, ale zostało później zastąpione przez wysokość wynagrodzenia za użytkowanie górnicze. Projektodawcy wychodzili z prostego założenia, że same projekty prac geologicznych i wiarygodność oferenta nie mogą być jedynym kryterium, zaś ocena oferty musi być obiektywizowana przez kryterium pieniądza.

Z zapowiedzi zmian, jakie mają być wprowadzone, wynika, że kryterium pieniądza zostanie wyeliminowane. To złe rozwiązanie, jeżeli powiąże się to z brakiem zabezpieczeń wykonania zobowiązań. Kryteriami mają być ocena projektu prac i robót geologicznych oraz zobowiązań. Taka konstrukcja może jednak uruchomić licytację oderwanych od rzeczywistości obietnic, „czego to ja na tej koncesji w przyszłości nie dokonam”. Nikt nie będzie ryzykował utraty realnych pieniędzy, hamując się w obietnicach, gdyż jeżeli nie wykona zobowiązań, nie spotka go żadna kara finansowa. W Norwegii, jeśli konsorcjum zobowiązuje się do wykonania pewnych prac, to się je wycenia i wymaga stosownych zabezpieczeń, np. gwarancji bankowych, które umożliwią finansowe dochodzenie niewykonanych zobowiązań. Przedsmakiem tego, co może i prawdopodobnie w jakimś stopniu będzie się działo, jest obecnie sprawa pewnej koncesji miedziowej. W przypadku węglowodorów będzie „tak samo tyle, że bardziej”.

Autor konstatuje, że bez wierceń nie ma rozpoznania złóż, a bez niego nie będzie ewentualnego wydobycia. Jego zdaniem po stronie administracji i legislacji jest wiele do zrobienia, aby pozwolenia i zgody były wydawane szybciej lub by ich w pewnych przypadkach nie wydawano wcale. Są jednak sprawy, których nie da się skrócić lub wyeliminować, gdyż nie pozwalają na to przepisy zawarte w dyrektywach środowiskowych UE, konstytucja lub kłóciłoby się to ze zdrowym rozsądkiem. Niektóre podmioty z branży oczekują, aby w ustawie Prawo geologiczne i górnicze (PGG) zawrzeć takie rozwiązania, jak są zapisane w tzw. specustawie terminalowej (np. przymusowy wykup gruntów czy procedury związane z otrzymywaniem pozwoleń i decyzji). Mogłoby to szybko okazać się dla nich niebezpieczne, tak samo jak uderzanie kijem w ul z nadzieją na szybkie wybranie miodu… Takie podejście mogłoby się przyczynić do zaostrzenia protestów ekologów.

Potrzebujemy regulacji

Kolejna rzecz to wzmiankowane „mniejsze, niedysponujące wystarczającymi funduszami firmy”, które legły u podstaw naszych obecnych problemów. Koncesje przyznano podmiotom, które nie miały odpowiednich środków finansowych. Jeżeli ktoś ma mniejsze pieniądze, w normalnie funkcjonującym systemie zostałby mniejszościowym udziałowcem w konsorcjum, a nie dysponentem całej koncesji na np. 1200 km kw. To oznacza, że państwo nie ma dobrych regulacji, udziela koncesje niekoniecznie tym, którzy powinni je otrzymać, a te podmioty z kolei starają się wpływać przez działania lobbingowe na kształt nowych regulacji.

Należy zadać pytanie: dlaczego w kraju, który gaz w sposób przemysłowy wydobywa od ponad 100 lat, w którym w ciągu 50 lat wydobycie gazu liczy się w miliardach metrów sześciennych nie mamy odpowiednich struktur organizacyjnych, procedur i zasobów osobowych, aby prawidłowo zarządzać procesami badań, rozpoznawania, wydobywania, interpretacji i obrotu informacją geologiczną.

Przyczyn jest kilka. Bardzo często decyzje były podejmowane zgodnie z filozofią „pomyślę o tym jutro”. Pieniędzy prawie zawsze brakowało na rzeczy ważne. Trudno się zgodzić ze stwierdzeniem, że jesteśmy na zbyt wczesnym etapie i trzeba odejść od NOKE. Dla obserwatora zmagań wokoło kolejnych nowelizacji PGG dużo bliższe prawdy może okazać się stwierdzenie Winstona Churchilla: „Jeżeli można, a się nie chce, to kiedy się zachce, to już nie można”.

 

(CC BY-NC-ND mattsabo17)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Droga do uniezależnienia energetycznego Europy i Polski od Rosji

Kategoria: Trendy gospodarcze
Po agresji Rosji Na Ukrainę, która spowodowała szokowy wzrost cen surowców energetycznych, ożyły obawy o trwałość postpandemicznego ożywienia gospodarczego. Konflikt zbrojny pokazał jednocześnie skalę uzależnienia krajów członkowskich UE od dostaw węglowodorów i węgla z Rosji.
Droga do uniezależnienia energetycznego Europy i Polski od Rosji