Autor: Jakub Olipra

Dr ekonomii, starszy ekonomista w Credit Agricole Bank Polska, asystent w Katedrze Ekonomii Stosowanej w SGH w Warszawie

Amerykańska gospodarka pod pręgierzem podatków

Oczy świata zwrócone są w stronę Europy bezskutecznie zmagającej się z kryzysem zadłużenia. Po drugiej stronie globu, w korytarzach Kongresu, trwa dramatyczna walka z czasem, by gospodarka USA nie wpadła w przepaść zadłużenia albo w recesję z powodu odkładania w czasie niezbędnych reform oszczędnościowych.
Amerykańska gospodarka pod pręgierzem podatków

(Opr. DG/CC BY mrsdkrebs)

Sytuacja, w jakiej znalazła się amerykańska gospodarka zyskała skrótowe miano  Fiscal Cliff. Określenie to oznacza przepaść, wynikającą z konieczności dokonania automatycznej podwyżki podatków oraz zmniejszenia wydatków rządowych na niespotykaną do tej pory skalę. To drastyczne zaostrzenie polityki fiskalnej ma nastąpić już 1 stycznia 2013 roku. Wynika ono z niefortunnego zbiegu okoliczności, w którym na wygaśnięcie licznych ulg podatkowych oraz wyczerpanie funduszy stymulujących gospodarkę nałożył się program redukcji zadłużenia uchwalony rok temu przez Kongres. Jeżeli obecnie obowiązujące prawo nie zostanie zmienione, to już w przyszłym roku amerykańska gospodarka może wejść w głęboką recesję, pociągając za sobą resztę świata.

Tonący brzytwy się chwyta

Aby odpowiedzieć na pytanie w jaki sposób politycy dopuścili do tej sytuacji należy cofnąć się do lipca 2011 roku, kiedy to Stany Zjednoczone znalazły się na granicy technicznej niewypłacalności.  Olbrzymie potrzeby finansowe państwa, wynikające z prowadzenia dwóch wojen oraz kontynuacji kosztownych programów stymulujących pogrążoną w kryzysie gospodarkę, przy jednocześnie najniższych od 60 lat wpływach podatkowych w stosunku do PKB sprawiły, że kraj ten osiągnął limit długu wynoszący 14,3 bln dolarów.

Stracił tym samym możliwość zaciągania nowych zobowiązań. 31 lipca 2011 roku, na kilka godzin przed datą zapadalności części amerykańskich obligacji prezydent Barack Obama wraz Kongresem doszli do kompromisu uchwalając ustawę Debt Ceiling Agreement, przejściowo zwiększając możliwości pożyczkowe rządu do końca 2012 roku. Pozwoliło to na wykup wspomnianych obligacji, chroniąc tym samym Stany Zjednoczone przed niewypłacalnością i kompromitacją na rynkach finansowych.

W zamian za większe możliwości pożyczkowe, Kongres na mocy Budget Control Act zobowiązał się do redukcji długu o 2,4  bln dolarów w ciągu najbliższej dekady. Przyjęty dokument nie precyzował formy oraz sposobu osiągnięcia tego celu, przenosząc całą odpowiedzialność za jego realizację na specjalnie utworzoną w ramach Kongresu komisję. W przypadku braku porozumienia pomiędzy jej członkami co do kształtu reform, tak jak to ma obecnie miejsce, 1 stycznia 2013 roku na mocy wspomnianej ustawy oraz już wcześniej uchwalonego prawa dojdzie do automatycznych cięć wydatków i podniesienia podatków w celu redukcji przyszłorocznego deficytu budżetowego z planowanych 8 do 4 proc. PKB.

Taxmaggedon

Według obecnie obowiązującego prawa na nową, zaostrzoną politykę fiskalną składać będzie się aż osiem elementów. Najważniejszy z nich obejmuje wygaśnięcie serii ulg podatkowych, wprowadzonych w latach 2001-2003 w ramach ustaw Economic Growth and Tax Relief Reconciliation Act oraz Jobs and Growth Tax Relief Reconciliation Act przez administrację Georga W. Busha w celu pobudzenia wzrostu gospodarczego.

Wśród nich największe znaczenie dla budżetu ma przywrócenie wyższych stawek podatku dochodowego z kadencji Billa Clintona. Przykładowo, najmniej zarabiający Amerykanie, oddający obecnie państwu 10 proc. swojego dochodu będą musieli zapłacić 15 proc. Z kolei osoby przekraczające najwyższy próg podatkowy zamiast 35 proc. przekażą fiskusowi 39,5 proc.

Nie mniej istotne będzie zniesienie ulg związanych z tzw. podatkiem AMT (Alternative Minimum Tax).  Został on stworzony w celu zapobiegania sytuacjom, w których zamożni obywatele uzyskują zbyt dużo odpisów podatkowych. Szacuje się, iż przywrócenie jego pierwotnego kształtu uderzy aż w 21 milionów gospodarstw domowych należących do zamożniejszej klasy średniej. Według obliczeń sporządzonych przez The Heritage Foundation, przeciętna amerykańska rodzina będzie musiała rocznie oddać państwu o  4 138 dolarów więcej.

Co więcej, wraz z 1 stycznia 2013 roku zostaną przywrócone wyższe stawki podatków od dywidend, zysków kapitałowych oraz nieruchomości. Zgodnie z szacunkami Congressional Budget Office (CBO), wygaśnięcie wspomnianych ulg wprowadzonych przez Georga W. Busha w samym 2013 roku wygeneruje około 221 miliardów dolarów oszczędności.

Kolejnym elementem składającym się na zaostrzoną politykę fiskalną będzie powrót do wyższej o 2 pkt. proc. stawki podatku od wynagrodzeń. Została ona tymczasowo obniżona w styczniu 2011 roku na mocy ustawy The Middle Class Tax Relief and Job Creation Act, mającej na celu ożywienie rynku pracy. Przyniesie to oszczędności rzędu 95 miliardów dolarów.

Wśród filarów nowej polityki fiskalnej znajduje się także likwidacja niektórych świadczeń dla bezrobotnych wprowadzonych w 2011 roku w ramach wspomnianej wyżej ustawy. Pozwoli to tylko w przyszłym roku zaoszczędzić prawie 26 miliardów dolarów.

W styczniu 2013 roku zniesione zostaną także ulgi dotyczące zakupu nieruchomości w celach inwestycyjnych wprowadzone w ramach walki z kryzysem subprime. Będzie to duże odciążenie dla budżetu, które według szacunków przyniesie ponad 65 miliardów dolarów oszczędności.

Dodatkowo, na mocy Budget Control Act dojdzie do automatycznej redukcji wydatków zarówno gwarantowanych ustawami jak i dyskrecjonalnych. Oznacza to mniejsze środki przekazywane na niższy szczebel administracyjny, co niewątpliwie uderzy w budżety stanowe, które aby wykonywać swoje funkcje będą musiały znaleźć dodatkowe źródło finansowania. Budzi to szczególne kontrowersje wśród polityków, ponieważ rozwiązanie to nie likwiduje problemu zadłużenia, lecz jedynie przesuwa odpowiedzialność za nie w inne ręce. Według założeń wspomniana automatyczna redukcja wydatków pozwoli zaoszczędzić 65 miliardów dolarów.

Ostatnim elementem planowanej polityki fiskalnej będą mniejsze wydatki na służbę zdrowia. Składać się będą na nie niższe wynagrodzenia lekarzy oraz wyższy koszt ubezpieczenia co łącznie przyniesie oszczędności przekraczające 39 miliardów dolarów.

Trzy drogi

Choć zarówno republikanie jak i demokraci będą dążyć do zmiany obowiązującego prawa, w obliczu ryzyka politycznego związanego z nadchodzącymi w listopadzie wyborami prezydenckimi nie można wykluczyć sytuacji, w której do końca roku nie zdołają oni osiągnąć kompromisu. Zgodnie z szacunkami CBO oznaczać to będzie redukcję deficytu budżetowego brutto o 607 mld dolarów w 2013 roku co stanowi około 4 proc. PKB. Jednakże wyższe podatki oraz mniejsze wydatki rządowe spowodują wzrost bezrobocia i w rezultacie spadek wartości dochodów podlegających opodatkowaniu. To z kolei przełoży się na niższe wpływy podatkowe oraz dodatkowe wydatki na świadczenia dla bezrobotnych.

W związku z tym całkowity efekt netto reform pozwoli w przyszłym roku na wygenerowanie około 560 mld dolarów oszczędności. Tak gwałtowne zaostrzenie polityki fiskalnej wepchnie amerykańską gospodarkę w recesję, w której według szacunku analityków skurczyłaby się ona w 2013 roku aż o 3,5 proc. PKB, a bezrobocie znacznie przekroczyłoby 9 proc. Ze względu na wiodącą rolę Stanów Zjednoczonych będzie miało to poważne konsekwencje dla światowego systemu finansowego powodując spowolnienie gospodarcze i potęgując problemy w Europie i Azji.

Z drugiej strony mniejsze potrzeby pożyczkowe państwa oraz wyprzedaż ryzykownych aktywów przez inwestorów w obliczu kryzysu gospodarczego mogłyby wpłynąć na spadek rentowności amerykańskich bonów skarbowych jednocześnie doprowadzając do aprecjacji dolara. Scenariusz ten jest jednakże mało prawdopodobny ponieważ jego drastyczny przebieg spotkałby się z olbrzymim niezadowoleniem społeczeństwa. Dlatego też zarówno republikanie jak i demokraci za wszelką cenę będą dążyć do jego uniknięcia.

Drugi wariant przewiduje częściową modyfikację ustaw przez Kongres poprzez osiągnięcie porozumienia dotyczącego podniesienia podatków i zmniejszenia wydatków. W zależności od skali kompromisu możliwe jest wygenerowanie oszczędności na poziomie około 280 miliardów dolarów netto, co oznacza obniżkę deficytu finansów publicznych o 2 proc. PKB.

Konsekwencją powyższej polityki fiskalnej byłoby osłabienie dynamiki wzrostu gospodarczego do -1 proc. PKB w 2013 roku. Doszłoby także do umiarkowanego wzrostu bezrobocia, które ukształtowałoby się na poziomie poniżej 9 proc. Za przyjęciem tego łagodniejszego rozwiązania wielokrotnie opowiadał się szef Rezerwy Federalnej Ben Bernanke, który m.in. w swoim lipcowym przemówieniu dla Kongresu zwracał uwagę, iż stopniowe wprowadzanie reform umożliwi całej gospodarce jak i podmiotom w niej działającym lepsze dostosowanie do nowych warunków ekonomicznych. Dodatkowo podkreślał, że odkładanie decyzji w czasie wraz ze zbliżającym się końcem roku prowadzi do wzrostu niepewności, co z kolei niekorzystnie przekłada się na decyzje inwestycyjne, m. in. hamując wzrost zatrudnienia.

Pomimo apelów Bena Bernanke, w obliczu nadchodzących listopadowych wyborów istnieje niskie prawdopodobieństwo osiągnięcia kompromisu przed ich rozstrzygnięciem, a jego ewentualny kształt zdeterminowany będzie ich wynikiem. Jeżeli zwycięzcą zostanie kandydat Republikanów Mitt Romney wiele wskazuje, że nastąpi większe ograniczenie wydatków i zdecydowanie mniejszy wzrost obciążeń podatkowych. Z kolei w przypadku wygranej Baracka Obamy można spodziewać się, iż problem deficytu rozwiązywany będzie głównie poprzez podnoszenie podatków, szczególnie dla najbogatszej części społeczeństwa.

Obecnie najbardziej realnym scenariuszem wydaje się być jednak przełożenie wprowadzenia reform w czasie i pozostawienie rozwiązania problemu zadłużenia na przyszłość. Przemawia za tym utrzymujący się od ostatniej dekady krajobraz sceny politycznej, w którym Waszyngton przyzwyczaił świat do unikania niepopularnych decyzji. Dał tego przykład w grudniu 2010 roku, po raz pierwszy przedłużając omawiane ulgi podatkowe wprowadzone w 2001 i w 2003 roku przez Georga W. Busha.

Pomimo tego, że obecna sytuacja gospodarcza jest zdecydowanie lepsza niż w grudniu 2010 roku Kongres nadal zdaje się być podzielony co do przyszłości wspomnianych regulacji, dając do zrozumienia, iż istnieje wysokie prawdopodobieństwo pozostawienia ich w niezmienionej formie. W przypadku takiego rozwiązania wzrost gospodarczy, tak samo jak i stopa bezrobocia utrzymałby się na obecnym poziomie. Jednakże w dłużej perspektywie spodziewać się można spadku wiarygodności kredytowej Stanów Zjednoczonych i stopniowego wzrostu rentowności amerykańskich obligacji przy jednoczesnej deprecjacji dolara.

Ostatnie ostrzeżenie

Choć nie ma wątpliwości, że w najbliższych latach konieczne będzie zaostrzenie polityki fiskalnej, nie należy spodziewać się, iż będzie ono tak drastyczne jak przewiduje to obecnie obowiązujące prawo. Istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że Kongres przedłuży część ulg podatkowych i znacznie zmniejszy skalę wprowadzonych podwyżek.

Co więcej można spodziewać się, iż będziemy mieli powtórkę z sierpnia 2011, kiedy to amerykańscy politycy wykazując się brakiem umiejętności osiągania kompromisów, do ostatniej chwili wstrzymywali się z przyjęciem ustawy zapobiegającej technicznej niewypłacalności Stanów Zjednoczonych. Spotkało się to wtedy ze zdecydowaną reakcją agencji ratingowej S&P, która na początku sierpnia 2011 roku – po raz pierwszy w historii zdecydowała się obniżyć ocenę wiarygodności kredytowej najpotężniejszej gospodarki świata do poziomu AA+.

Biorąc pod uwagę jego negatywną perspektywę, w przypadku gdy pod koniec roku politycy zdecydują się na kolejne odłożenie reform fiskalnych w czasie, z wysokim prawdopodobieństwem spowoduje to spadek amerykańskiej wiarygodności kredytowej do poziomu AA. Choć w sierpniu 2011 roku obniżka ratingu przeszła praktycznie bez żadnych konsekwencji tym razem można spodziewać się wzrostu oprocentowania długu, co w przypadku wystąpienia efektu wypychania  doprowadzi do zmniejszenia konsumpcji i spadku wartości inwestycji prywatnych.

Na pewno nie ułatwi to Stanom Zjednoczonym redukcji zadłużenia sprawiając, że z każdym miesiącem fiscal cliff będzie stawać się coraz wyższy. Dlatego też amerykańscy politycy, balansując na jego krawędzi muszą uważać by ich ojczyzna uważana dotąd za safe heaven nie przerodziła się w safe hell, podzielając los niektórych krajów strefy euro.

Autor jest studentem ekonomii w Szkole Głównej Handlowej. Publikuje w Niezależnym Miesięczniku Studentów „MAGIEL”.

(Opr. DG/CC BY mrsdkrebs)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Nie chcemy płacić podatków, bo nie wiemy, co nam dają

Kategoria: Analizy
Jesteśmy sceptyczni wobec płacenia podatków a jednocześnie oczekujemy dużego zaangażowania państwa w sprawy socjalne i gospodarkę – i nie widzimy w tym sprzeczności.
Nie chcemy płacić podatków, bo nie wiemy, co nam dają

Czy wzrost podatków może zmniejszyć inflację?

Kategoria: Analizy
Polityka fiskalna nie jest jednoczynnikowa i zmiany w niej działają na rozmaitych polach. Z tego względu nie ma jednoznacznie ugruntowanej w literaturze zależności między polityką fiskalną a inflacją.
Czy wzrost podatków może zmniejszyć inflację?