Autor: Jacek Krzemiński

Dziennikarz ekonomiczny, publicysta.

Śmieci publiczno-prywatne

Samorządy nie mają wyboru: albo wybudują spalarnie odpadów albo za kilka lat będą płacić ogromne kary za niedopełnienie wymogów Unii Europejskiej. Jedyną komunalną spalarnię w Polsce ma na razie Warszawa, osiem innych miast budowę rozpoczyna. Tylko Poznań zrealizuje inwestycję w systemie partnerstwa publiczno - prywatnego.
Śmieci publiczno-prywatne

Spalarnia śmieci (Fot. PAP)

8 kwietnia władze Poznania mają podpisać umowę z prywatną firmą SITA Zielona Energia na zaprojektowanie, budowę i eksploatowanie spalarni śmieci. To największa obecnie inwestycja w Polsce, która będzie realizowana przy użyciu modelu PPP. Jej model finansowy pokazuje, że partnerstwo publiczo – prywatne polskim samorządom może się opłacić.

W Szwajcarii spala się aż 78 proc. powstających w tym kraju śmieci, w Danii – 65 proc., Szwecji – 45 proc., a w Polsce poniżej 1 proc. Mamy bowiem na razie tylko jedną i do tego niewielką spalarnię – w Warszawie. Dopiero w najbliższych 2-3 latach sytuacja powinna się zdecydowanie zmienić, bo właśnie rusza w Polsce budowa ośmiu dużych spalarni odpadów, m.in. w Krakowie, Bydgoszczy, Szczecinie, Białymstoku i Koninie, a wiele następnych jest w planach.

Sytuacja bez wyjścia

Przyczyn, dla których duże polskie miasta rzuciły się ostatnio na budowę spalarni, jest kilka. Po pierwsze, ich istniejące wysypiska zapełniają się i są sukcesywnie zamykane, a nowych ze względu na wymogi unijne, związane z ochroną środowiska, nie opłaca się budować. Te wymogi zobowiązują bowiem kraje członkowskie do przerabiania śmieci na surowce wtórne, kompost, biogaz, albo ich spalania, określają ściśle ile może trafić na składowiska.

Polska wynegocjowała okres przejściowy na dostosowanie się do tych przepisów. W szczegółach wygląda to tak: od połowy 2013 r. na składowiska może trafiać w naszym kraju tylko połowa tych śmieci, które nadają się do odzysku, do 2020 r. jedynie 35 proc. Gdyby Polska nie spełniła tego wymogu, groziłyby jej bardzo surowe kary finansowe.

Chcąc ich uniknąć, rząd radykalnie zmienił ostatnio system gospodarki śmieciowej. Przekazał gminom tzw. władztwo nad odpadami (system wejdzie w życie w lipcu tego roku), jednocześnie przerzucił na nie odpowiedzialność za osiągnięcie wymaganego unijnymi przepisami poziomu recyklingu i składowania odpadów na wysypiskach. Innymi słowy, to one, a nie rząd będą ponosić finansowe kary za niespełnienie wymogów Brukseli.

W dużych miastach będzie bardzo trudno tego uniknąć bez spalania choćby części odpadów. Sęk w tym, że spalarnie śmieci to bardzo kosztowne inwestycje. Dla przykładu ta w Krakowie ma kosztować prawie 800 mln zł. Rząd nie zostawił jednak samorządów z tym problemem samym sobie. Po pierwsze wydzielił w unijnym programie Infrastruktura i Środowisko kilka miliardów złotych na budowę spalarni komunalnych (dotacje z tej puli dostały m.in. Kraków, Poznań, Białystok, Szczecin i Bydgoszcz).

A po drugie Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej zadeklarował, że udzieli samorządom, budującym spalarnie z pieniędzy unijnych, preferencyjnych pożyczek na wkład własny. Z tych pożyczek skorzystały wszystkie miasta realizujące takie inwestycje, poza Poznaniem.

Sposób na próg zadłużenia

Stolica Wielkopolski wybrała własną drogę zrealizowania śmieciowego przedsięwzięcia. I ze wszystkich projektów przedłożonych przez miasta jej jest najciekawszy ze względu na przyjęty model finansowania inwestycji. Budowa spalarni w Poznaniu powinna ruszyć w tym roku, a zakończyć się do końca 2015 r. Jako pierwsza w kraju powstanie przy użyciu partnerstwa publiczno-prywatnego. Ponieważ część kosztów jej budowy ma być pokryta z dotacji unijnej poznańska inwestycja nazywana jest projektem hybrydowym.

Dlaczego Poznań jako pierwsze metropolia w Polsce zdecydował się budować spalarnię, wykorzystując PPP? Powód był prosty: miasto zbliżyło się do dopuszczalnej granicy poziomu zadłużenia. Realizując inwestycję, której koszt szacowano na 700 mln zł, próg ten przekroczyłoby (mimo, że połowę kwoty miała pokryć unijna dotacja). Natomiast przy umowie partnerstwa publiczno-prywatnego zobowiązań samorządu można, pod pewnymi warunkami, nie uwzględniać przy wyliczaniu wskaźnika zadłużenia.

Te warunki to przede wszystkim określony przepisami podział ryzyk między partnera publicznego a prywatnego. Organizując przetarg na wybór firmy do budowy spalarni, władze Poznania otwarcie powiedziały, że kluczowe przy jej wyborze będzie to, w jakim stopniu wynegocjowana umowa wpłynie na poziom zadłużenia miasta.

Poznaniowi przyznano na budowę spalarni 352 mln zł unijnej dotacji. Brakujące 370 mln zł miał wyłożyć partner prywatny. Przetarg na wybór firmy, która zaprojektuje,  wybuduje, pokryje część kosztów budowy i będzie eksploatować spalarnię w tym mieście, został rozstrzygnięty w grudniu zeszłego roku. Wygrała go firma SITA Zielona Energia, w której po połowie udziałów mają: fundusz Marguerite (należący do EBI i pięciu dużych europejskich banków komercyjnych, wśród których jest polski PKO BP) i spółka SITA Polska. Właścicielem tej spółki jest francuski koncern Suez Environnement, jeden ze światowych liderów w branży gospodarki odpadami, eksploatujący 48 spalarni śmieci.

W kwietniu władze Poznania mają z firmą SITA Zielona Energia podpisać umowę. Wynikające z niej zobowiązania samorządu, jak zapewnia poznański magistrat, nie wpłyną na poziom jego zadłużenia. Jakie są warunki? Partner prywatny ma zaprojektować spalarnię, zapewnić finansowanie inwestycji, wybudować ją, a potem eksploatować przez 25 lat. Bierze na siebie ryzyko budowy i tzw. dostępności – chodzi w tym przypadku o to, by spalarnia po oddaniu do użytku była cały czas „dyspozycyjna”. W razie awarii i czasowego zamknięcia, to jej operator pokryje samorządowi koszty wynikłe z wywożenia w tym czasie śmieci w inne miejsce.

Co da w zamian za to samorząd? Jakie poniesie ryzyko? Po pierwsze, spalarnia powstanie na jego gruncie, który może być użyty jako zabezpieczenie kredytów zaciągniętych przez partnera prywatnego na budowę. Po drugie, samorząd wybuduje własnym sumptem drogi dojazdowe do spalarni, ma na to przeznaczyć 105 mln zł. Po trzecie, będzie współfinansować inwestycję z przyznanej mu na ten cel unijnej dotacji (o ile dotacja nie przepadnie, a jest takie ryzyko, jeśli budowa nie zakończy się do końca 2015 r.). Najważniejsze jest jednak to, że Poznań gwarantuje, iż będzie zawoził do tej spalarni tyle odpadów, by jej moce przerobowe były w pełni wykorzystane. Czyli poniesie tzw. ryzyko przychodów.

Wywóz pod wskazany adres

W jaki sposób miasto to zrobi? Jak wiadomo, od lipca tego roku, na mocy znowelizowanej ustawy o utrzymaniu czystości i porządku, organizacją gospodarki odpadami komunalnymi będą zajmować się wyłącznie samorządy gminne. I to one, w drodze przetargu, zdecydują, jaka firma będzie na ich terenie wywoziła śmieci. Aby mieć środki na zlecanie tej usługi, samorządy zaczną pobierać od nas tzw. opłatę śmieciową. Gminy będą miały prawo wskazać wybranym przez siebie firmom miejsca, gdzie mają one wywozić odpady. To zaś oznacza, że Poznań może im nakazać, by po powstaniu spalarni, tylko do niej przywoziły śmieci z terenu miasta.

I tak właśnie władze Poznania postanowiły zrobić. Rozliczenia będą wyglądały następująco: z wpływów z opłaty śmieciowej pobieranej od mieszkańców miasto będzie osobno płacić firmie wywożącej odpady, a osobno – spalarni, za ich przyjmowanie i przerób. Operator spalarni, czyli spółka SITA Zielona Energia, dostanie wynagrodzenie ryczałtowe za jej udostępnianie miastu.

To wynagrodzenie (jego wysokość była głównym kryterium w przetargu na firmę, mającą budować spalarnię) wyniesie łącznie 2,115 mld zł (do 2035 r. po około 100 mln zł rocznie). Obniży się jednak aż o połowę, jeśli nie przepadnie unijna dotacja przyznana na realizację tej inwestycji. W zamian za ryczałt spalarnia będzie wyłącznie do dyspozycji miasta. Jeśli więc jej operator będzie chciał przyjąć odpady od kogoś innego, najpierw będzie musiał zgodzić się na to poznański samorząd.

Kwestia wynagrodzenia operatora spalarni wzbudzała wątpliwości niektórych miejskich radnych. Dlaczego? Poznańska spalarnia ma przerabiać 210 tys. ton odpadów komunalnych rocznie. Sam Poznań aż tylu odpadów może jej nie zagwarantować. Jednak w stolicy Wielkopolski i jej okolicach organizacją nowego systemu „śmieciowego” zajmie się Związek Międzygminny „Gospodarka Odpadami Aglomeracji Poznańskiej”, który skupia Poznań i 9 okalających go gmin.

On też będzie organizował przetargi na wywóz odpadów, których ilość szacuje się na 300 tys. ton rocznie. To już wystarczy, by spalarnia pracowała na pełnych obrotach. Wchodzące w skład związku gminy, zobowiązały się, że będą kierowały, odpłatnie, odpady ze swego terenu do poznańskiej spalarni. Ale umowę z SITA Zielona Energia podpisuje tylko samorząd Poznania i to on, w pojedynkę, ponosi wynikające z kontraktu konsekwencje.

Niektórzy poznańscy radni obawiali się sytuacji, w której związek rozpada się, a gminy przestają respektować swe zobowiązania. Tego wykluczyć się nie da. Z drugiej jednak strony wszystko wskazuje na to, że poznańska spalarnia będzie mieć w regionie bezkonkurencyjne stawki za przyjmowanie odpadów.

Będą dużo niższe niż na wysypiskach, na których ceny ze względu na unijne przepisy będą rosły. Wiceprezydent Poznania, Mirosław Kruszyński, wylicza, że koszt przyjęcia przez nową spalarnię jednej tony odpadów będzie wynosił 180-200 zł (pod warunkiem, że nie przepadnie unijna dotacja, bo inaczej ta kwota skoczy do 380 zł). Tymczasem koszt składowania odpadów na podpoznańskich wysypiskach to już dziś 300 zł za tonę.

Nie musi być drożej

W innych polskich miastach, w których powstają spalarnie odpadów, także mają one być konkurencyjne, a czasami nawet tańsze od składowisk. M.in. dzięki temu, że dużą część (w niektórych przypadkach nawet połowę) kosztów ich budowy pokryje unijna dotacja, a resztę preferencyjne pożyczki. Pozostaje pytanie: czy w Poznaniu, w związku z udziałem firmy prywatnej (chcącej przecież na tym przedsięwzięciu zarobić), spalarnia będzie odbierać śmieci drożej niż tam, gdzie takie obiekty samorząd buduje sam i nie musi na nich zarabiać? Odpowiedź brzmi: niekoniecznie. Dowodem na to jest koszt spalania odpadów w warszawskiej spalarni – 300 zł za tonę.

A co ze stawkami opłaty śmieciowej? Czy inwestycja w systemie PPP nie podbije stawek? W Poznaniu ma to być 14,75 zł miesięcznie od osoby. W Warszawie, która spalarnię zbudowała bez partnera prywatnego, opłata śmieciowa będzie dużo wyższa niż w Poznaniu. To wynika m.in. z tego, że stołeczna spalarnia jest za mała (przerabia 70 tys. ton odpadów rocznie, czyli tylko 5 proc. warszawskich śmieci), by miała konkurencyjne koszty i wpływała na ceny odbioru odpadów na stołecznym rynku.

W Krakowie opłata będzie wynosić dla mieszkańców budynków wielorodzinnych – 12 zł, a jednorodzinnych – do 32,5 zł za osobę. W innych miastach, budujących spalarnie, stawki są zbliżone. Wprost nie da się ich porównać, bo różne są metody ich naliczania, np. w Szczecinie – od zużycia wody, w Białymstoku, Gdańsku czy Wrocławiu – od metra kwadratowego domu czy mieszkania.

Ważne jest jeszcze jedno. W Poznaniu zlecać i nadzorować projektowanie oraz budowę spalarni będzie nie samorząd, który na takich obiektach się nie zna, ale firma, która zjadła na nich zęby. I co jeszcze ważniejsze, będzie później ten zakład sama eksploatować. Im mniej błędów popełni przy jego projektowaniu i budowie, tym więcej na nim potem zarobi. Samorząd takiej motywacji jak prywatna firma nie ma. Inny słowy, przy inwestycji, w której ryzyko budowy bierze na siebie partner prywatny, istnieje większe prawdopodobieństwo, że wszystko pójdzie zgodnie z planem. A to rzecz nie do przecenienia.

OF

Spalarnia śmieci (Fot. PAP)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Atom daje tanią energię i niskie emisje

Kategoria: Ekologia
Uranu wystarczy na co najmniej 200 lat, a może nawet na dziesiątki tysięcy lat – mówi dr inż. Andrzej Strupczewski, profesor Narodowego Centrum Badań Jądrowych.
Atom daje tanią energię i niskie emisje