Od kursu wymiany ważniejsza jest sprawność gospodarki

Niektórzy analitycy przewidują dziś, że Polska może wejść do system ERM II, poprzedzającego wejście do strefy euro, już w 2014 r. Otworzyłoby to drogę do przyjęcia euro w 2016 r. lub 2017 r. Warto sprawdzić jakie skutki miało wejście do strefy euro dla innych krajów regionu, biorąc pod uwagę fakt, że Polska ma znacznie większą i bardziej złożoną gospodarkę.
Od kursu wymiany ważniejsza jest sprawność gospodarki

(CC BY Images_of_Money)

Pionier Słowenia

Pierwszym krajem postkomunistycznym, który przyjął wspólną walutę była Słowenia. Już trzy lata po wejściu do Unii Europejskiej, w 2007 r. Słowenia przyjęła euro. Proces przyjęcia przebiegł gładko, po intensywnej kampanii informacyjnej słoweńska waluta, tolar, błyskawicznie został zastąpiony przez euro.

Obawy, że wprowadzenie euro doprowadzi do wzrostu inflacji przez zaokrąglanie cen w górę okazały się nieuzasadnione, tak samo jak w innych krajach przyjmujących wspólną walutę. W Słowenii wzrost inflacji wywołany przez euro wyniósł 0,3 proc., a styczniu i lutym 2007 r. ceny spadły.

Większym problemem było przygotowanie strukturalne Słowenii. Przyjęcie euro nastąpiło w szczycie koniunktury, gdy tempo wzrostu PKB wahało się wokół 4 proc., ale gospodarka była obciążona przez niezreformowany system emerytalny, bardzo sztywny rynek pracy i wątłe instytucje otoczenia biznesu. Kraj zaczął w tej sytuacji tracić konkurencyjność, a tempo wzrostu gospodarczego wyraźnie spadło. Wzrost w 2007 roku wyniósł 6,8 proc., ale spowolnił do 3,6 proc. w 2008 r., a w kryzysowym 2009 r. gospodarka skurczyła się o 8 proc. Dziś znów znajduje się w recesji.

Słowacja była dobrze przygotowana

Słowacja, która jako drugi kraj postkomunistyczny weszła do strefy euro w 2009 r., uczyniła to przy zbyt mocnym kursie wymiany. Był to wynik silnej aprecjacji korony w końcowych miesiącach przedkryzysowego boomu. Obawy, że Słowacja utraciła konkurencyjność okazały się jednak przesadzone, ponieważ pod koniec lat 90. kraj ten rozpoczął głębokie reformy, które sprawiły, że stał się jednym z najszybciej rozwijających się państw na świecie.

Robert Fico, lewicowy premier, który wprowadził Słowację do strefy euro, stwierdził, że euro było „tarczą” która ochroniła kraj przed gwałtownymi wahaniami kursu waluty, od których ucierpiały inne kraje Europy Środkowej pod koniec 2008 r. Chociaż Słowacja nie dostała takiego doładowania, jakiego w wyniku deprecjacji swojej waluty doświadczyły kraje takie Polska czy Węgry, to jednak szybko wróciła na ścieżkę wzrostu po 4,9 proc. recesji w 2009 r. W 2010 roku wzrost znowu wynosił 4,2 proc. a dziś Słowacja jest jedną z najprężniejszych gospodarek w Unii Europejskiej.

Premierowi Fico bardzo zależało żeby ceny nie wzrosły z powodu przyjęcia euro. Utworzył nawet komisję monitorowania cen i uruchomił program „Zmieniamy walutę, a nie cenę”. Przez kilka miesięcy po przyjęciu wspólnej waluty, ceny były wyrażone równolegle w euro i w koronach, aby konsumenci mogli je łatwo porównywać. Inflacja nie wzrosła.

Zdeterminowane kraje bałtyckie

Estonia weszła do strefy euro w 2011 r., doprowadzając do szczęśliwego finału swoją wieloletnią politykę związania kursu korony ze wspólną walutą. W czasie kryzysu wielu ekonomistów radziło Estonii, jak również sąsiadującej z nią Łotwie i Litwie, żeby broniły swojej konkurencyjności porzucając politykę sztywnego kursu.

Zamiast tego wszystkie trzy kraje zdecydowały się na bardzo bolesną wewnętrzną dewaluację, obcinając wynagrodzenia i wzmacniając konkurencyjność. To przyniosło skutek. Estonia przeprowadziła konsolidację fiskalną wynoszącą w sumie ok. 14 proc. PKB. Jej gospodarka skurczyła się o 14,3 proc. w 2009 r., ale w 2010 r. wzrost powrócił. W 2011 r., pierwszym już z walutą euro, wzrost wyniósł 7,6 proc.

Dla Estonii, utrzymywanie korony nie miało sensu, ponieważ reżim izby walutowej oznaczał że i tak nie prowadziła ona własnej polityki pieniężnej, rząd zaś nie chciał dokonywać dewaluacji.

„Jest bardzo wątpliwe czy całkowicie płynny kurs walutowy działa stabilizująco czy raczej jest dodatkowym czynnikiem niepewności w gospodarce”, pisze Marten Ross, były wiceprezes banku centralnego Estonii. „Dla Estonii, to było szczególnie wątpliwe, bo od 1992 r. przyzwyczailiśmy się do życia w reżimie sztywnego kursu walutowego”.

Tak jak wcześniej, również tym razem obawy o wzrost inflacji okazały się przesadzone – ceny w czasie wymiany walut zmieniły się tylko o 0,2 proc. Estonia także odniosła pewne korzyści ze wspólnej waluty, takie jak spadek stop procentowych. Wreszcie, dla Estonii, w której wciąż świeża jest pamięć o epoce kiedy była sowiecką kolonią, główny argument za euro nie miał charakteru ekonomicznego ale polityczny. Estończycy chcieli w pełni zintegrować się z instytucjami Zachodniej Europy, aby zniwelować zagrożenie ze strony Rosji.

„Euro jest długoterminowym, strategicznym projektem. To nie jest tylko mechanizm do prowadzenia polityki makroekonomicznej” – napisał Ross.

Estonia przyjęła euro w chwili gdy zaostrzał się kryzys w strefie euro, co początkowo osłabiło entuzjazm dla wspólnej waluty na Łotwie i Litwie. Ale Łotwa znów planuje przyjąć euro w 2014 roku, choć premier Valdis Dombrovskis przyznaje, że trzeba będzie włożyć sporo pracy, żeby przekonać opinię publiczną, że wejście do strefy jest dobrym pomysłem. Rząd Litwy ostatnio stwierdził, że zamierza wejść do strefy euro do 2015 r.

Bułgaria będzie czekać

Inaczej jest w Bułgarii, kolejnym kraju Europy Środkowej, który utrzymuje sztywny kurs z euro. Bułgaria spełnia kryteria z Maastricht, ale były już premier Boyko Borisov, potwierdził niedawno, że jego kraj nie zamierza wchodzić do strefy euro zanim nie skończy się w niej kryzys, obawiając się, że najbiedniejszy kraj UE będzie musiał ratować znacznie bogatsze kraje takie jak Grecja i Hiszpania.

Steve Hanke, ekonomista który pomógł stworzyć izbę walutową w Bułgarii, napisał niedawno, że „nie ma żadnego sensu, żeby ten kraj wchodził do strefy euro”, dodając, że w razie załamania euro Bułgaria może związać lewa z inną walutą np. dolarem. Bułgaria jednak ma zupełnie inny pogląd na sowiecką przeszłość niż republiki bałtyckie czy Polska. Dlatego dla niej przyjęcie euro nie ma takiego znaczenia politycznego i strategicznego jak dla nowych państw członkowskich z północy.

Ważne lekcje dla Polski

Dla Polski euro jest zarówno kwestią polityczną – pozwalającą na ściślejszą integrację z UE i na współkształtowanie polityki Unii – jak i ekonomiczną. Patrząc jednak wyłącznie przez pryzmat ekonomii, dla Polski najbardziej pouczające są rozbieżne doświadczenia Słowacji i Słowenii, napisał Peter Attard Montalto z banku Nomura.

„Przypadek Słowacji i Słowenii pokazuje Polsce jak duże znaczenie ma właściwy moment i kurs wymiany waluty na wejściu, nawet wtedy gdy polityka jest głównym motorem przyjęcia euro. Te dwa kraje pokazują jednak także, że konkurencyjność, sprawne instytucje, właściwa polityka gospodarcza są w rzeczywistości znacznie ważniejsze dla sukcesu całego przedsięwzięcia niż konkretne parametry wejścia do strefy euro” – napisał.

To oznacza, że Polska musi wzmocnić swoje instytucje, podnieść efektywność gospodarki i usprawnić politykę gospodarczą zanim podejmie ostateczną decyzję o przyjęciu euro.

OF

(CC BY Images_of_Money)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Niech dopłynie wreszcie euro do Bugu

Kategoria: Analizy
Na mapie Europy widać podział na Zachód z euro w obiegu i środkowo-wschodnie peryferia z własnymi walutami. O ile nie zdarzy się w świecie coś nie do wyobrażenia, euro sięgnie jednak w końcu Bugu, choć niewykluczone, że wcześniej dopłynie do Dniepru.
Niech dopłynie wreszcie euro do Bugu