Autor: Bohdan Wyżnikiewicz

Prezes Instytutu Prognoz i Analiz Gospodarczych.

Pomiar PKB ma twarde podstawy

Koncepcja produktu krajowego brutto, syntetycznego wskaźnika poziomu produkcji, zawsze była przedmiotem krytyki, a ostatnie lata przynoszą coraz większe jej nasilenie. Mimo pewnych niedoskonałości produkt krajowy brutto jest miernikiem, który będzie nadal ewoluował co kilkanaście lat, ale w przewidywalnej przyszłości nie zostanie zastąpiony inną miarą.
Pomiar PKB ma twarde podstawy

(infografika Darek Gąszczyk)

Główna fala krytyki formułowana przez polityków i media sprowadza się do zarzutu, że PKB źle mierzy poziom dobrobytu lub nie mierzy tego, o co chodzi jej krytykom. Rzecz w tym, że PKB nigdy nie był przeznaczony do mierzenia dobrobytu, wobec czego należałoby raczej krytykować tych, którzy wykorzystują go w niewłaściwy sposób, dokonując interpretacyjnego nadużycia.

Problem wziął się z faktu, że nie skonstruowano syntetycznego wskaźnika rozwoju społecznego czy też poziomu życia (social well-beeing). Uważam, że stworzenie takiego wskaźnika jest niemożliwe z powodu konieczności posługiwania się kryteriami wartościującymi, co do których nigdy nie będzie międzynarodowego konsensusu. Przekonali się o tym między innymi nobliści z dziedziny ekonomii Joseph StiglitzAmartya Sen, kiedy w 2008 roku wspólnie z dużym zespołem podjęli się tego niewykonalnego zadania na polityczne zamówienie zlecone przez ówczesnego prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy’ego.

Inny nurt krytyki odnosi się do rozwiązań metodologicznych stosowanych w rachunkach narodowych. Warto przypomnieć, że rozwiązania te, a w szczególności koncepcja produktu krajowego brutto, stanowią konwencję, która tworzona jest przez międzynarodowych ekspertów od dziesiątek lat i dostosowywana do zmieniających się realiów globalnej gospodarki.

(infografika DG)

(infografika DG/CC BY-SA by 401(K) 2013)

We wrześniu w Obserwatorze Finansowym pojawił się interesujący artykuł pt. „Szara strefa w PKB, czyli liczenie niepoliczalnego” napisany przez Marię Drozdowicz-Bieć. Sformułowała ona dwa bardzo ostre zarzuty odnoszące się do PKB. Pierwszy z nich dotyczy politycznych motywacji koncepcji PKB, drugi zaliczania do PKB szarej strefy, a szczególnie jej tzw. nielegalnej części. Zarzut ten został wzmocniony wielce dyskusyjną tezą o niepoliczalności nielegalnych działalności.

Oderwanie gospodarki od polityki jest trudno wyobrażalne, jednak w samej koncepcji PKB trudno dopatrzeć się obciążeń politycznych, zdecydowanie bazuje ona na teorii ekonomii, a nie na koncepcjach politycznych. Przedstawione przez Marię Drozdowicz-Bieć „upolitycznienie PKB” jest dla mnie mało istotnym zarzutem, dość łatwym do odparcia. Przytoczony przez autorkę cytat z Simona Kuznetza z lat 60. XX wieku, że z „rachunków narodowych na zawsze zniknęli ludzie jako pracownicy, farmerzy czy biznesmeni. Wszyscy traktowani są jako konsumenci…” całkowicie zdezaktualizował się, bowiem w ramach rachunkowości narodowej znacząco rozwinięto koncepcję SAM (Social Accounting Matrix – macierzy rachunków społecznych), która umożliwia wszechstronną prezentację i analizę danych, nad których rzekomym „zniknięciem na zawsze” pół wieku temu ubolewał Kuznetz.

Rachunki narodowe oferują kilka mierników rozmiarów produkcji, poza PKB między innymi także DNB (dochód narodowy brutto), który niweluje „przepaść” między krajami rozwiniętymi i gospodarkami wschodzącymi, dawniej zaliczanymi do „zacofanych”, którą jakoby tworzy PKB. Istnieją organizacje międzynarodowe, które stale używają koncepcji DNB (gross national income), choćby Bank Światowy. DNB jest mniejszy od PKB o dochody pierwotne tzw. sektora instytucjonalnego zagranica, czyli wynagrodzenia i dochody z tytułu własności, a w przypadku krajów członkowskich także rozliczenia z Unią Europejską.

Merytoryczny sens PKB przetrwał próbę czasu, zyskuje bowiem na znaczeniu przy szybko postępującym umiędzynarodowieniu produkcji. Na podwórku europejskim koncepcja PKB zniekształca tylko efekty działalności gospodarczej Irlandii. Jeden z koronnych argumentów o politycznym i propagandowym charakterze PKB wobec DNB jest zatem dziś mało przekonujący. W przypadku Polski różnica między PKB i DNB w latach 2007 – 2011 wynosiła od 2,0 do 4,1 procent PKB i kształtowała się na poziomie 40 – 50 mld zł.

Trudno jest obwiniać koncepcję PKB za fałszerstwa statystyk, jakich dopuszczają się zdesperowani i tracący grunt pod nogami politycy. Prawda wcześniej lub później wychodzi na jaw i towarzyszą temu opłakane skutki gospodarcze i społeczne, wystarczy wspomnieć Grecję. Należałoby raczej uznać za zaletę PKB fakt, że pomaga on w demaskowaniu fałszerstw w statystyce gospodarczej. Przy odpowiedniej kontroli eksperckiej i patrzeniu na ręce statystykom, tak jak ma to miejsce w krajach rozwiniętych gospodarczo i w Polsce (np. działalność publicystyczna Mirosława GronickiegoJanusza Jankowiaka w „Rzeczpospolitej”), fałszerstwa statystyk nie mają najmniejszych szans powodzenia.

Trudno byłoby posądzać statystyków o przemycanie intencji politycznych do koncepcji PKB, która jest zmieniana przez ONZ tylko raz na kilkanaście lat, głównie w wyniku potrzeby dostosowań do zmieniającej się sytuacji w globalnej gospodarce. Ostatnia rewizja SNA (system rachunków narodowych) miała miejsce w 2008 roku (przedostatnia w 1993 roku) – z wieloletnim okresem wprowadzania zmian. Trudno zatem mówić o naciskach polityków, których zainteresowania są zwykle krótkookresowe i koncentrują się na bieżących wydarzeniach.

Nie podzielam opinii Marii Drozdowicz-Bieć, że „polityczne konotacje wydaje się mieć także decyzja o włączeniu do rachunków narodowych działalności nielegalnej.” Decyzje w tej sprawie zapadły w 1993 roku jako efekt wieloletnich dyskusji grup eksperckich w latach 80. XX wieku. Za takim rozwiązaniem przemawiają wyłącznie względy merytoryczne omówione przeze mnie w tekście „Wielkie zamieszanie wokół liczenia PKB” zamieszczonym w Obserwatorze Finansowym 14 sierpnia.

Maria Drozdowicz-Bieć wyraża wątpliwości w sprawie możliwości szacowania rozmiarów tzw. nielegalnej szarej strefy. Wskazuje na rozbieżność między szacunkami tzw. legalnej szarej strefy prowadzonymi przez GUS i inne urzędy statystyczne a wynikami eksperymentalnych obliczeń modelowych przeprowadzonych przez Friedricha Schneidera między innymi dla Banku Światowego. Rzecz w tym, że akademicki ekonometryczny eksperyment austriackiego ekonomisty daleki jest od oficjalnej akceptacji jakiejkolwiek władzy krajowej, czy międzynarodowej. Bank Światowy, który publikował w swoich wydawnictwach artykuły Schneidera opatrywał jest zwyczajową uwagą, że są to opinie autora, a nie banku.

Trzeba pamiętać, że w statystyce, a szczególnie w rachunkach narodowych, niektóre dane są danymi twardymi, a niektóre są szacunkami, opartymi jednak na twardych faktach i badaniach. Na szarą strefę gospodarczą składają się działalności ukrywane przed władzami, ale pozostawiają one rozmaite „ślady” w gospodarce realnej od dawna teoretycznie rozpoznane i rozpracowane przez ekonomistów i statystyków. Istotną kwestią pozostaje zawsze relacja między kosztami szacunków a ich precyzją. W przypadku Polski relacja taka nie jest zachwiana.

Szacunki w zakresie nielegalnej szarej strefy obejmują trzy obszary: handel narkotykami, przemyt i prostytucję. Metodologia obliczeń wykorzystuje i konfrontuje informacje pochodzące z wielu niezależnych od siebie źródeł. Narzędziem koordynującym szacunki jest potrójna tożsamość produkcji, jej podziału i dochodów. Pominięcie w obliczeniach produkcji pochodzącej z czarnej gospodarki chwiałoby potrójną tożsamością rachunków narodowych, czyli pogorszyłoby jakość statystyki z trudnych do zrozumienia powodów ideologicznych.

(infografika DG/CC BY-SA by 401(K) 2013)

(infografika DG/CC BY-SA by 401(K) 2013)

Na razie jeszcze nieoficjalne szacunki nielegalnej szarej strefy przeprowadzone w kilku krajach Unii Europejskiej oscylują wokół jednego procenta PKB. Taka sytuacja zdecydowanie osłabia „siłę rażenia” argumentów podanych przez Marię Drozdowicz-Bieć przeciw temu koniecznemu krokowi.

Po pierwsze, jeżeli nawet nastąpiłoby – z powodu włączenia nielegalnej gospodarki do PKB – niwelowanie różnic między krajami bogatymi rozwiniętymi a biednymi i mniej rozwiniętymi, rozmiary tego zjawiska będą mało odczuwalne. Chodzi o to, że szara gospodarka ma większy udział w PKB w krajach słabiej rozwiniętych gospodarczo.

Po drugie, nie widzę możliwości wzmocnienia (domyślam się, że finansowego) organizacji międzynarodowych z tego tytułu. Jeżeli nawet nastąpi nieznacznie większe obciążenie biedniejszych krajów z tytułu składek członkowskich, to nie można zapominać, że kraje te osiągają zdecydowanie dodatni bilans w przepływach finansowych z rozwiniętym światem. Ponadto, najbiedniejsze kraje świata płacą symboliczne składki członkowskie do organizacji międzynarodowych.

Po trzecie, nie zmniejszy się prawdopodobieństwa recesji technicznej z powodu uwzględnienia w PKB nielegalnych działalności, bowiem doliczenie nie będzie odnosiło się do jednego roku, lecz do dłuższego szeregu czasowego i efekt tej operacji praktycznie zaniknie.

Maria Drozdowicz-Bieć proponuje doliczanie do PKB, przez analogię z nielegalną gospodarką, tzw. pracy gospodarstw domowych. Koncepcja ta, wielokrotnie dyskutowana, została już dawno odrzucona z trzech zasadniczych powodów: (1) nie jest to społecznie zorganizowana działalność wyceniana na rynku, (2) nie ma uniwersalnej metody wyceny takiej pracy oraz (3) względy praktyczne.

Na koniec Autorka, zarzucając rachunkom narodowym „wprowadzanie niejednoznacznych definicji i szacunków budzących wątpliwości”, konkluduje, że „zatracają one swój ekonomiczny charakter i stają się pojęciem filozoficznym równie ulotnym jak szczęście”.

Mój pogląd jest zgoła odmienny: ewolucja rachunków narodowych wynikająca ze zmian w gospodarce globalnej i z tworzenia coraz lepszych metod badań i szacunków prowadzi do coraz lepszego mierzenia rozmiarów produkcji i jej dynamiki w gospodarce globalnej i porównywania jej między krajami. Mimo pewnych niedoskonałości produkt krajowy brutto jest miernikiem, który w przewidywalnej przyszłości będzie nadal ewoluował co kilkanaście lat i w przewidywalnej przyszłości nie zostanie zastąpiony inną miarą.

Dr Bohdan Wyżnikiewicz jest wiceprezesem Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową; był prezesem GUS.

(infografika Darek Gąszczyk)
(infografika DG)
spadek Zmiana-wielkości-PKB-w-2013-r CC BY-SA by 401(K) 2013
(infografika DG/CC BY-SA by 401(K) 2013)
Zmiana-wielkości-PKB CC BY-SA by 401(K) 2013

Otwarta licencja


Tagi