Autor: Joseph Stiglitz

Laureat Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii, profesor Uniwersytetu Columbia, publicysta Project Syndicate.

Zmiana warty w bankach centralnych

W następstwie dokonujących się właśnie lub spodziewanej w najbliższym czasie zmian we władzach wielu banków centralnych, wiele osób odpowiedzialnych przynajmniej w części za rozpętanie światowego kryzysu gospodarczego w 2008 roku – lub za niepodjęcie na czas odpowiednio stanowczych kroków, by zapobiec najgorszemu – opuszcza swoje stanowiska, licząc się z tym, że zostaną poddani krytyce.
Zmiana warty w bankach centralnych

Joseph E. Stiglitz

W jakim stopniu krytyka ta warunkować będzie zachowanie ich następców?

Wielu graczy na rynkach finansowych może chwalić sobie beztroskę instytucji nadzoru i ustawodawców, która pozwoliła im czerpać ogromne korzyści przed rozpoczęciem kryzysu oraz szczodre subwencje, które umożliwiły im odzyskanie pierwotnego kapitału (nieraz zaś wręcz cieszyć się z sutej superdywidendy) mimo, że w tym samym czasie ich działalność doprowadziła gospodarkę światową do stanu bliskiego zapaści. Owszem, łatwo dostępny pieniądz okazał się pomocny w przywróceniu przedkryzysowej wartości cen akcji, sprawił jednak również, że możliwe stało się pompowanie nowych baniek finansowych.

Kto jest winien, kto nie winien

Wszystko dzieje się w tym samym czasie, kiedy PKB wielu państw europejskich pozostaje znacząco niższe niż przed wybuchem kryzysu. W Stanach Zjednoczonych, mimo wzrostu PKB, znacząca większość obywateli ma się dziś gorzej niż przed kilku laty, od tego bowiem czasu zyski z operacji finansowych trafiają niemal wyłącznie do elity finansowej.

Innymi słowy, wielu członków władz banków centralnych, którzy stali za sterami we wspaniałych, uderzających do głowy latach poprzedzających kryzys, ponosi znaczną odpowiedzialność.

Kierując się ślepą wiarą w zalety nieograniczonej wolności rynkowej ignorowali nietrudne do zauważania nadużycia, w tym – gorączkowe i dokonywane ze złamaniem wszelkich obowiązujących w tej branży zasad – przyznawanie kredytów, zaprzeczając jednocześnie oczywistemu faktowi: narastaniu kolejnej „bańki”.

Większość członków władz banków centralnych skupiła się natomiast z pełną determinacją na kwestii stabilności cen, mimo iż koszty społeczne i gospodarcze nieznacznie wyższej inflacji byłyby znikome w porównaniu z chaosem, jaki spowodowały nadużycia na które dawali co najmniej swoje przyzwolenie – a kto wie, być może nawet do nich zachęcali? Świat zapłacił ogromną cenę za ich brak gotowości do zrozumienia ryzyka, jakie pociąga za sobą sekurytyzacja, czyli przekształcanie wierzytelności w papiery wartościowe, a ujmując rzecz szerzej – za ich niezdolność dostrzeżenia wyzwań, jakie pociągnęło za sobą istnienie dźwigni finansowych i szarej strefy w bankowości.

Oczywiście, nie znaczy to, że odpowiedzialność spoczywa na całej „klasie” menedżerów banków centralnych. To nie przypadek, że w Australii, Brazylii, Chinach, Indiach, Kanadzie czy Turcji kryzys pozostał praktycznie nieodczuwalny: tamtejsze władze banków centralnych potrafiły czerpać z własnego lub cudzego doświadczenia i zrozumieć, że nieograniczenie wolne rynki nie zawsze okazują się najbardziej wydajne lub zdolne do samoregulacji.

Kiedy prezes Banku Centralnego Malezji opowiedział się za wprowadzeniem mechanizmów kontroli kapitałowej podczas kryzysu wschodnioazjatyckiego w latach 1997-1998, jego inicjatywę wyszydzano; dziś powszechnie przyznaje się mu słuszność. Tendencje zniżkowe w Malezji okazały się słabsze niż w państwach ościennych, kraj wyszedł też z kryzysu z mniejszym niż inne zadłużeniem. Nawet Międzynarodowy Fundusz Finansowy skłonny jest dziś zgodzić się, że sprawowanie kontroli nad kapitałem okazuje się korzystne, szczególnie w trakcie kryzysu.

Tego rodzaju wnioski i doświadczenia mają ogromne znaczenie podczas obecnych rozważań nad osobą następcy Bena Bernanke na stanowisku przewodniczącego Rady Gubernatorów Systemu Rezerwy Federalnej USA (Fed), czyli instytucji posiadającej bodaj największy zakres władzy finansowej na świecie.

Odpowiedzialność Fed rozciąga się przede wszystkim na dwa obszary: na kształt uregulowań prawnych dotyczących sfery makroekonomii, które prowadzić mają do możliwie pełnego zatrudnienia, wzrostu produkcji oraz stabilności cen i pieniądza; oraz uregulowań dotyczących sfery makroekonomii, w tym przede wszystkim rynków finansowych. Te dwa obszary są ze sobą, naturalnie, ściśle powiązane: przepisy dotyczące mikroekonomii warunkują podaż i dystrybucję kredytów, co stanowi podstawowy czynnik determinujący sytuację makroekonomiczną.

Niezdolność Fed do udźwignięcia odpowiedzialności za stan rzeczy na szczeblu mikroekonomicznym miała wiele wspólnego z jego niezdolnością do realizacji celów makroekonomicznych.

Cechy lidera

Każdy poważny kandydat na stanowisko przewodniczącego Fed musi zdawać sobie sprawę ze znaczenia dopracowanych przepisów i z palącej potrzeby podjęcia przez amerykański system bankowy jednego ze swych najpoważniejszych zadań: udzielania kredytów, szczególnie zwykłym obywatelom oraz małym i średnim przedsiębiorcom (czyli tym, którzy nie są w stanie zgromadzić środków w drodze operacji na rynkach kapitałowych).

Do najważniejszych kwalifikacji nowego przewodniczącego musi również należeć zdolność do trafnej oceny złożonych sytuacji oraz zdolność do podejmowania stanowczych decyzji – szczególnie wobec potrzeby szacowania alternatywnych możliwości działania oraz łatwości, z jaką możliwe dziś wytrącić ze stanu równowagi rynki finansowe. Innymi słowy, Stany Zjednoczone nie mogą sobie pozwolić na przewodniczącego Fed, który miałby zbyt wiele zrozumienia dla sektora finansowego i brakowałoby mu woli uzdrowienia sytuacji w tym sektorze.

Biorąc pod uwagę nieuchronne różnice zdań, również wśród członków władz, w kwestii ważności takich zjawisk, jak inflacja (z drugiej strony zaś – stopa bezrobocia) przewodniczący Fed, który ma być skuteczny, musi być zdolny do współpracy z ludźmi o różnych spojrzeniach na tę samą sprawę. Przyszły szef Fed musi jednak czuć się zobowiązany do obniżenia obecnej stopy bezrobocia poniżej jej obecnego, zatrważająco wysokiego poziomu; bezrobocie rzędu 7 proc, być może nawet 6 proc. powinno być dlań oczywistym standardem.

Nadal zdarzają się głosy, że Ameryka potrzebuje dziś przede wszystkim szefa banku centralnego, który „na własnej skórze” doświadczył kryzysu. W rzeczywistości jednak istotna jest nie tyle „obecność podczas kryzysu”, lecz wykazanie się przy tej okazji odpowiednimi umiejętnościami. Członkowie władz Departamentu Skarbu, którzy byli odpowiedzialni za zarządzanie kryzysem wschodnioazjatyckim nie zdali egzaminu: to w ich rękach „tendencje zniżkowe” zamieniły się w recesję, recesja zaś – w kryzys.

Również fachowcy, którzy stanęli w obliczu kryzysu z roku 2008 nie zaproponowali spójnego, dogodnego dla wszystkich stron rozwiązania. Nieudolne próby restrukturyzacji kredytów hipotecznych, niezdolność do ponownego uruchomienia kredytów dla małych i średnich przedsiębiorstw, niewłaściwe przeprowadzenie operacji dofinansowania banków – mamy na to dość przykładów, podobnie jak na umiejętność przewidzenia, co stanie się z wydajnością czy z zatrudnieniem w chwili, gdy rozpocznie się zapaść gospodarcza.

Jeszcze bardziej znacząca dla szefa banku centralnego usiłującego uporać się z kryzysem może się jednak okazać jego determinacja, by zmniejszyć prawdopodobieństwo nadejścia kolejnego kryzysu. Tymczasem podejście leseferystyczne uczyni to nadejście czymś nieuchronnym.

Jak dotąd najpoważniejszym kandydatem na następcę Bernankego jest dotychczasowe wiceprzewodnicząca Fedu, Janet Yellon, jedna z moich najwybitniejszych studentek w czasach, gdy wykładałem na Yale University. Jest ekonomistą o wybitnym umyśle, o ogromnej zdolności wypracowywania consensusu; swój lwi pazur pokazała już jako przewodnicząca Rady Doradców Finansowych przy prezydencie Stanów Zjednoczonych, jako szef komisji Fed w San Francisco, wreszcie zaś – w swojej obecnej roli.

Yellen może wnieść na stanowisko przewodniczącego Fed nie tylko zrozumienie mechaniki rynków finansowych i polityki monetarnej, lecz również rynku pracy, co jest z pewnością kluczową kwestią w czasach, gdy największą troską jest bezrobocie i zastój płac. Traktujący o tym artykuł jej współautorstwa, dziś należący już do klasyki, nadal znajduje się na liście lektur, jaka obowiązuje moich doktorantów.

Biorąc pod uwagę, jak kruche są symptomy wychodzenia z kryzysu i potrzebę kontynuacji obecnych działań – nie bez znaczenia jest również kwestia wiarygodności kierownictwa Fed oraz koordynowania przez tę instytucję działań międzynarodowych na zasadzie wzajemnego zrozumienia i poszanowania partnerów – pewna ręka Janet Yellon u steru tej instytucji jest dokładnie tym, czego potrzebują dziś przywódcy USA. Prezydent Barack Obama zwykł obsadzać najwyższe stanowiska w państwie „po wysłuchaniu opinii i za zgodą” Senatu Stanów Zjednoczonych. Jak się dowiadujemy, blisko jedna trzecia senatorów z Partii Demokratycznej skierowało do Obamy list z poparciem kandydatury Yellen. Warto, by prezydent przychylił się do ich zdania.

© Project Syndicate, 2013

Joseph E. Stiglitz

Tagi


Artykuły powiązane

Jak Stany Zjednoczone radziły sobie wcześniej z wysoką inflacją

Kategoria: Analizy
Aktualna inflacja w USA pozostaje blisko poziomów z okresu czarnej dekady bankowości centralnej, czyli lat siedemdziesiątych. Czy odpowiedzialnością za wysoką inflację z tamtych czasów możemy obarczyć szoki podażowe?
Jak Stany Zjednoczone radziły sobie wcześniej z wysoką inflacją