Autor: Aleksander Piński

Dziennikarz ekonomiczny, autor recenzji książek i przeglądów najnowszych badań ekonomicznych

Autodestrukcja

„Detroit było kiedyś najbogatszym dużym miastem w USA, dziś jest najbiedniejszym” - pisze Charlie LeDuff w książce Detroit: An American Autopsy (Detroit: Amerykańska autopsja). Nowo zatrudniony pracownik w fabryce aut zarabia obecnie 14 dol. na godzinę. Po uwzględnieniu inflacji, to trzy centy mniej, niż w 1914 r. płacił Henry Ford.
Autodestrukcja

47-letni Charlie LeDuff pracował jako nauczyciel w szkole w Detroit, stolarz w Michigan, robotnik w fabryce produkującej ryby w puszce na Alasce i jako piekarz w Danii. Mieszkał także m.in. w Irlandii i Australii, a obecnie żyje w Pleasant Ridge, przedmieściu Detroit. Karierę w mediach rozpoczął od 10-tygodniowego stażu w „The New York Times” z puli dla mniejszości narodowych (w rodzinie miał Indian z Odżibwejów, najliczniejszego plemienia obszaru Wielkich Jezior).

Pracował w NYT od 1995 r. do 2007 r., w redakcji dziennika w Los Angeles. W 2001 r. za serię artykułów pod tytułem „How Race is Lived in America”, których był jednym z autorów, otrzymał zbiorczą nagrodę Pulitzera. W ostatnich latach zatrudnił się w „The Detroit News”, jednej z największych gazet w tym mieście, ale w październiku 2010 r. odszedł. Obecnie pracuje jako reporter telewizyjny dla stacji WJBK, która należy do koncernu News Corporation`s Fox Television Stations, tego samego do który jest właścicielem słynnej w USA konserwatywnej stacji telewizyjnej Fox News.

Napisał trzy książki „US Guys: The True and Twisted Mind of The American Man”, „Work and Other Sins” i właśnie wydaną „Detroit: An American Autopsy”. LeDuff w wywiadach podkreśla, że nie jest dziennikarzem, tylko reporterem. I jeżeli o czymś pisze, to znaczy, że widział to na własne oczy. To zresztą przebija już z pierwszych słów książki: „Schyliłem się i gumką z końcówki ołówka pchnąłem to co było w nogawce spodni. Zamarznięte na kość, ale zdecydowanie ludzkie” – tak we wstępie LeDuff opisuje, jak znalazł zwłoki w windzie opuszczonego budynku w Detroit.

I dalej opowiada, że w mieście nie ma działających kin. Dzieci przynoszą ze sobą do szkoły z domu papier toaletowy, strażaków nie stać na zakup butów, a zwłoki potrafią leżeć w publicznym miejscu dwa dni zanim, ktoś z miejskich służb zabierze je do kostnicy.

Le Duff pisze, że w latach 60. w mieście mieszkało 1,9 mln ludzi, pod koniec lat 90. było to już 1,2 mln, a w 2013 r. zostało zaledwie 700 tys. Tymczasem Detroit to miasto, w którym narodziła się amerykańska klasa średnia. Farmer Henry Ford zbudował pierwszą fabrykę samochodów w Highland Park w 1899 r. W ciągu kolejnych 25 lat populacja miasta wzrosła z 300 tys. do 1,3 mln. W 1909 r. powstał General Motors. Pojawił się Chrysler, Packard, Studebaker, Hudson, Olds, Dodge.

I to przemysł samochodowy był źródłem amerykańskiego stylu życia na kredyt. W 1919 r. menedżerowie z General Motors ustalili, że muszą prześcignąć Forda i stać się największym producentem aut na świecie. Ford nie wierzył w kredyt. Pozwalał pracownikom odkładać pieniądze na auto, co trwało jednak ok. 5 lat, a mało który wytrzymywał w jego firmie tak długo.

Tymczasem General Motors stworzył własny oddział zajmujący się udzielaniem kredytów samochodowych General Motors Acceptance Corporation (GMAC). Po samochodach przyszedł czas na lodówki i pralki sprzedawane na raty. Kiedy w 1950 r. Diners Club wydał pierwszą kartę kredytową, GM był już największym producentem aut na świecie.

W latach 50. XX w. miasto wygrywało narodowe rankingi pod względem dochodu na mieszkańca i odsetka osób posiadających dom na własność. Ale to był już początek końca. Zaczęła się zagraniczna konkurencja i automatyzacja. W 1956 r. Packard zamknął fabrykę w Detroit. Już w 1958 r. w mieście było 20 proc. bezrobotnych. Długo nie było to odczuwalne ponieważ przez lata wysokich dochodów miasto zbudowało hojny system opieki społecznej.

Zapewniano biedniejszym rodzinom darmową opiekę zdrowotną, paliwo, płacono czynsz i jeszcze dorzucano 10 dol. dla dorosłych i 5 dol. dla dzieci na jedzenie (pamiętajmy, że wartość nabywcza tych pieniędzy była wówczas kilkukrotnie wyższa, niż obecnie). Bogaty socjal przyciągał emigrantów, głównie Afroamerykanów, którzy dzisiaj stanowią 80 proc. mieszkańców Detroit. Gdyby nie oni, spadek liczby mieszkańców byłyby jeszcze bardziej dotkliwy.

Le Duff zestawia obraz upadłego miasta ze sceną, która miała miejsce 19 września 2008 r. Wówczas to prezesi „Wielkiej Trójki” przemysłu motoryzacyjnego USA (Rick Wagoner, szef General Motors, Alan Mulally z Forda i Robert Nardelli z Chryslera) przylecieli prywatnymi samolotami do Waszyngtonu, by prosić rząd o pomoc finansową. Kiedy senator Bob Corker z Tennessee (znany jako „Senator Nissan” ze względu na fabrykę japońskiego producenta znajdującą się w jego stanie), zapytał na co planują wydać 25 mld dol., które chcą otrzymać, zapadła cisza. Po chwili Wagoner oświadczył, że nie mają planu, a pieniądze chcieli podzielić między swoje firmy proporcjonalnie do udziałów w rynku aut.

Książka Le Duffa to nie jest pogłębiona analiza ekonomiczna przyczyn upadku Detroit. To reporterski obraz miasta z nielicznymi wstawkami z jego historii. Czyta się ją jak kryminał, dziejący się w postapokaliptycznej scenerii rodem z filmów science-fiction typu „Mad Max”. Obserwujemy wyludniające się miasto (w samym Detroit jest 62 tys. opuszczonych domów) pełne nieudolnych i skorumpowanych polityków, takich jak radna Monica Conyers (skazana na 37 miesięcy więzienia za spiskowanie w celu przyjęcia łapówki), która zresztą spotyka się z LeDuffem na wywiad w barze.

Całość uzupełniają wstawki autobiograficzne. Zresztą uzasadnione, bo LeDuff od pokoleń związani są z Detroit. LeDuff opisuje jak poszukując informacji, skąd się wzięła jego rodzina w tym akurat mieście, znalazł w spisie ludności z 1920 r. przy nazwisku dziadka literę „M”, co oznacza mulata (z tego wynika, że on sam jest w jeden ósmej czarny). I przytacza reakcje kolegów, którzy żartują, że teraz na pewno wyprzedzi ich w kolejce po pracę w straży pożarnej. Podsumowując: „Detroit: An American Autopsy” to ważna i warta uwagi książka.

OF

Otwarta licencja


Tagi