Jak żyć w świecie, którego nie rozumiemy

Kilkanaście tygodni temu ukazała się w USA i Wielkiej Brytanii nowa książka Nassima Nicolasa Taleba pt. „Antifragility. How to Live in the World We Don’t Understand”. To będzie ważna pozycja, być może jedna z najważniejszych książek XXI wieku. Nassim Nicolas Taleb precyzyjnie diagnozuje problemy współczesnego świata i proponuje zrozumiałe, proste do wdrożenia rozwiązania.
Jak żyć w świecie, którego nie rozumiemy

Nassim Nicolas Taleb, "Antifragility", Random House 2012

Niesamowita erudycja autora (ponad 40 stron samych przypisów maczkiem, nie licząc apendyksów) nie przytłacza. Wręcz przeciwnie – książka będąca owocem 5 lat spędzonych w bibliotece i 20 lat rozmyślań jest przyjemną i bardzo zabawną lekturą (pod warunkiem, że nie jest się menedżerem korporacji, profesorem finansów lub stałym gościem konferencji w Davos).

Kim jest autor?

Taleb nie jest typowym intelektualistą. Urodził się w Libanie w arystokratycznej rodzinie i odebrał znakomite wykształcenie na zachodnich uczelniach (University of Paris, Wharton School, University of Pennsylvania). Większą część swojej kariery zawodowej spędził na parkiecie nowojorskiej giełdy jako trader instrumentami pochodnymi. Z dużymi sukcesami – np. zarobił mnóstwo pieniędzy podczas krachu w październiku 1987 r. Dziś, oprócz tego, że pisze książki, jest profesorem zarządzania ryzykiem m.in. na  New York University’s Polytechnic Institute.

W kwietniu 2007 r., Taleb opublikował „Black Swan”. Czarny łabędź to wydarzenie, które uważa się za tak mało prawdopodobne, że praktycznie niemożliwe. Cóż, paręnaście miesięcy później, po wybuchu kryzysu, dla wszystkich stało się oczywiste, że czarne łabędzie istnieją i mają ogromne znaczenie.

Wystarczy rzut oka stronę internetową Taleba, aby zorientować, że mamy do czynienia z kimś absolutnie wyjątkowym. „Błagam dziennikarzy, żeby zostawili mnie w spokoju. Nie biorę udziału w filmach dokumentalnych, nie piszę artykułów do gazet, nie udzielam wywiadów poza promocjami książek. Nie jestem zainteresowany uczestnictwem w życiu publicznym i publicznym życiu intelektualnym poza spotkaniami promocyjnymi. Proszę nie przyznawać mi doktoratów honoris causa, nagród, miejsc na listach 100 najbardziej i zapraszać do udziału w tym podobnych aktach deprecjonowania wiedzy”.

W stopce redakcyjnej brytyjskiego wydania jego najnowszej książki rzuca się w oczy niezwykła inskrypcja: „Autor zastrzega sobie moralne prawa [do treści zawartych w książce – przyp. KN]”. Taleb prowadzi dyskusje filozoficzne na Facebooku. Jego profil ma ponad 20 tys. fanów i jest to najbardziej elitarne otwarte forum dyskusyjne, jakie znam. Na dodatek Libańczyk w Nowym Jorku uprawia kulturystykę. Potężna postura, poza względami zdrowotnymi, skutecznie łagodzi manię prześladowczą wywołaną przez telefony z pogróżkami.

Słowem – jest to prawdziwy filozof żyjący zgodnie z pryncypiami, które głosi i nie waha się nadstawiać karku dla swoich często „niepoprawnych” poglądów.

Jak rozhartowywała się gospodarka

Punktem wyjścia dla Taleba jest rozróżnienie rzeczy (ogólniej – systemów) ze względu na to jak reagują na nagłe zmiany, szoki, chaos. Chińska porcelana czy miecz Damoklesa reagują źle. One są kruche (fragile) i dlatego najlepiej trzymać je w bezpiecznym miejscu i obchodzić się z nimi ostrożnie. Są też rzeczy czy stworzenia wytrzymałe, jak np. szklanka arcoroc lub Feniks, mityczny ptak, który po śmierci odradza się z popiołów.

Ale jest też trzecia kategoria – będąca przeciwieństwem pierwszej. Proponuję nazywać ją „podatną na hartowanie” (antifragile). Hartują się rzeczy, które w warunkach stresu, niepewności, chaosu nie tylko nic nie tracą, ale stają się lepsze. Najbardziej obrazowym przykładem jest hydra: odetnij jej głowę, a na jej miejsce wyrastają dwie nowe.

Zasadniczo rzeczy nieożywione się kruszą, natomiast organiczne hartują (do pewnego stopnia – bardzo silny wstrząs jest w stanie zniszczyć wszystko).

Przez pryzmat tego rozróżnienia Taleb patrzy na… właściwie wszystko: zarządzanie ryzykiem w firmach, politykę państwa, zdrowie oraz etykę. Teza Taleba jest bardzo prosta: musimy zmniejszać kruchość i zwiększać hartowalność we wszystkich dziedzinach życia: od zarządzania w firmach, przez własne zdrowie po politykę państwa. „Wiatr gasi świeczkę i podsyca pożar. Tak samo jest w przypadku każdej zmienności, niepewności, chaosu – chcemy na nich skorzystać, a nie ukryć się przed nimi. Chcemy być pożarem i tęsknić za wiatrem.”

Niestety współczesny świat chcą jak to tylko możliwe wszelką zmienność z niego wyrugować. Stabilizujemy cykl koniunkturalny, stabilizujemy dochód w ciągu życia, a nawet stabilizujemy temperaturę swojego ciała biorąc leki przeciwgorączkowe. Ale eliminowanie zmienności w rzeczywistości osłabia ludzi, firmy i całe gospodarki. Zmienność jest represjonowana, ryzyko ukrywane pod dywan, ale w końcu wybucha z całą mocą w postaci czarnego łabędzia. Wtedy wszyscy boleśnie przekonują się, że sytuacja wcale nie była stabilna, tylko krucha. No prawie wszyscy. Wszyscy z wyjątkiem, tych którzy są za to odpowiedzialni.

Wszystko co dobre to moja zasługa, nic co złe nie jest moją winą

Taleb twierdzi, że ostatnie 100 lat to ciągły proces separowania decydentów (i tych którzy na decyzje wpływają – doradców, ekonomistów, prognostyków) od negatywnych skutków ich działań. Zależność działa tylko w jedną stronę – politycy, menedżerowie biorą odpowiedzialność za sukcesy, ale nie za porażki. W takim bowiem wypadku w skomplikowanej rzeczywistości zawsze są w stanie wskazać coś lub kogoś kto zawinił.

Przypuśćmy, że jest firma, której akcje drożeją o 100 proc., a potem wracają do poprzedniej wartości. Z punktu widzenia akcjonariusza nic się nie zmieniło. Ale management zdążył zainkasować premie,  bonusy i inne nagrody „za wyniki”. Najgorsze co może spotkać decydenta to utrata pracy. Menedżerowie korporacji są więc zahartowani. Dokładniej rzecz ujmując, są zahartowani kosztem kruchości innych. Ten sam przywilej mają politycy, urzędnicy – generalnie pełnomocnicy czyli ludzie, którzy wpływają i podejmują decyzje w imieniu innych.

To jest, zdaniem Taleba, najważniejszy problem w dzisiejszym świecie.

W tym świetle widzimy, że wdrażane obecnie rozwiązania kryzysu – lepsze regulacje i ich skuteczniejsza egzekucja przez uczciwych, kompetentnych nadzorców – nie może być skuteczne. Żyjemy w świecie, którego nie rozumiemy, pełnym nierozpoznanych sprzężeń zwrotnych, ukrytych zależności, który próbujemy intelektualnie opanować dorabiając po fakcie wytłumaczenia dla zjawisk, które miały miejsce wcześniej.

Tak było zawsze. Dziś, w zglobalizowanej gospodarce, to jest prawda bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.

Asymetria informacji jest nieuchronna. Ten kto zbudował dom, prowadzi bank zawsze będzie więcej wiedział na jego temat niż najlepszy kontroler. I zawsze będzie w stanie zwiększyć swojej osobiste korzyści oszczędzając na materiałach, zabezpieczeniach, itp. przenosząc potencjalny koszt na „użytkowników” – mieszkańców, którym w dach zawali się na głowie, klientów, którzy stracą pieniądze czy podatników, którzy będą musieli pokryć straty. Rozwiązaniem nie jest więc mnożenie i komplikowanie regulacji oraz ich ściślejsza egzekucja przez agendy państwa. Systemy antropogeniczne takie jak firmy giełdowe czy urzędy państwowe będą działały lepiej, gdy decydenci będą ponosili osobiste negatywne konsekwencje swoich decyzji czy zaniedbań.

Taleb pokazuje, że ludzie w starożytności doskonale to rozumieli. Nie mieli nadzoru budowlanego, ale kazali budowniczym przez jakiś czas spać pod mostem, jaki postawili. Akwedukty stoją po dziś dzień.

Złota reguła postępowania

Dziś także powinna obowiązywać podobna reguła: każdy kapitan idzie na dno razem ze swoim okrętem. Taleb mówi, że wszyscy muszą mieć stawkę w grze (skin in the game). Każdy kto wpływa na życie innych podejmując decyzje polityczne, przedstawiając wyniki badań lub prognozy, które na te decyzje wpływają, powinien mieć zarówno coś do wygrania jak i coś do przegrania. To jest rozwiązanie centralnego problemu mocodawcy i pełnomocnika.

Jak takie rozwiązanie zaaplikować w praktyce? Menedżerowie powinni mieć udział w stratach swoich przedsiębiorstw – np. znaczna część ich majątku powinna być w akcjach firm, którymi kierują. Nienależne (z perspektywy czasu) bonusy powinny być zwracane. Jeszcze 200 lat temu generałowie ponosili osobiste ryzyko dowodząc bitwą. Dziś Taleb chce na przykład, żeby politycy, którzy wysyłają armię na wojnę mieli swoich synów wśród żołnierzy. Żeby zapewnić czystość intencji ludzie, którzy obejmują funkcje publiczne, po powrocie na rynek powinni nie móc zarabiać więcej niż określoną kwotę.

Pisząc źle i po nazwisku

Swoje rozważania dotyczące zarządzania ryzykiem Taleb doprowadza do ostatecznych konkluzji czyli do etyki. Największym grzechem jest oczywiście brak stawki w grze: osobiste zahartowanie kosztem kruchości innych. Minimalnym wymogiem jest posiadanie stawki w grze czyli mieć coś zarówno do wygrania jak i do stracenia. Chwalebnie jest natomiast podejmować ryzyko dla dobra innych czyli hartowanie innych własnym kosztem. Tę ostatnią zasadę Taleb konkretyzuje w postaci następującego imperatywu: „kiedy widzisz przekręt i nie krzyczysz „przekręt”, sam jesteś oszustem.”

I to jest największa wartość tej książki. Przynajmniej część tez Taleba można znaleźć u innych autorów (krytykę prognostycznych zdolności makroekonomii u np. Brennera, nacisk na profilaktykę zdrowia u XIX wiecznych higienistów). Jednak ich rozważania można było zbyć milczeniem, choć argumentacja była solidna.

Taleba zignorować się nie da. Po pierwsze dlatego, że jesteśmy już po wybuchu kryzysu. Ale, po drugie, Taleb świadomie stosuje taktykę, żeby nie dało się go zignorować. Opisuje jakieś negatywne zjawisko społeczne i uosabia je pokazując na najbardziej drastycznym i znanym przypadku: „przestępstwo Roberta Rubina” (byłego sekretarza skarbu, potem dyrektora w Citi Group) – możliwość uzyskania osobistych korzyści w sprzyjających warunkach bez ponoszenia osobistych strat w niesprzyjających warunkach, kosztem społeczeństwa, „problem Alana Blindera” – skłonność do komplikowania regulacji, żeby następnie zarobić na ich znajomości w sektorze prywatnym, „problem Josepha Stiglitza” – brak negatywnych konsekwencji za błędne rekomendacje, które spowodowały straty dla innych ludzi. Po nazwisku, otwarcie, publicznie krytykuje najbardziej znanych przedstawicieli dzisiejszych klas uprzywilejowanych. Nic dziwnego, że dostaje telefony z pogróżkami.

Jednak Taleb wykorzystuje to na swoją korzyść – hartuje się. Im ostrzej jest krytykowany, tym większym zainteresowaniem cieszą się jego idee. „Antifragility” błyskawicznie wylądowało na szczytach list bestsellerów. Zainteresowanie prawami do polskiego wydania jest tak duże, że zostały wystawione na aukcję. Książka na pewno więc wkrótce trafi do rąk polskiego czytelnika. Miejmy nadzieję, że będzie to tłumaczenie tej klasy co niezapomniany przykład „Bogactwa narodów” w wykonaniu Wolffa, Einfelda i Sadowskiego z 1954 r. „Antifragility” na to zasługuje.

Nassim Nicolas Taleb, "Antifragility", Random House 2012

Otwarta licencja


Tagi