Młode, stare Chiny

Isabelle Attane, francuska demograf, odkrywa Chiny jakich nie znamy. I nie robi tego w reporterskiej podróży, lecz głównie czytając miejscową prasę i czasopisma naukowe, wypowiedzi zwykłych ludzi, polityków i profesorów. Z setek relacji, artykułów i wypowiedzi  układa wiarygodny, gigantyczny obraz 1,5 miliarda ludzi, bez wizerunku smoka w tle.
Młode, stare Chiny

Isabelle Attane, Tam, gdzie dzieci są luksusem, wydawnictwo Studio Emka

Tytuł: „Tam, gdzie dzieci są luksusem” (wydawnictwo Studio Emka). Podtytuł zapowiada trzęsienie ziemi: „Chiny wobec katastrofy demograficznej”. Tymczasem rozdział, który ma ten kataklizm opisać: „Chiny w przyszłości”, zatem ten, od którego zwykle zaczyna się lektury dzieł mających ambicje wyprzedzić przyszłość, ma niespełna 20 stron i jest na samym końcu dzieła. Rozczarowanie? Wcale nie.

Najpierw o ostatnim rozdziale. Attane podsumowuje w nim trzy problemy Chin AD 2050, mające już dziś swoje źródło w niskiej dzietności kobiet, która wynika zarówno z państwowej, brutalnej polityki jednego dziecka, jak i jest efektem wzrostu zamożności i zmiany stylu życia.

Po pierwsze, dziś zawodowo czynnych jest 70 proc. Chińczyków, w 2050 roku będzie 54 procent. Zabraknie rak do pracy, co może oznaczać koniec chińskiego przemysłu. Już dziś zresztą brakuje niewykwalifikowanych robotników, a chińskie firmy zaczynają przenosić produkcję do Wietnamu, Bangladeszu i na Filipiny.

Po drugie, chińskie społeczeństwo dramatycznie zestarzeje się. W 2000 roku ludzi w wieku 60+ było 10 procent, w 2050 roku będzie prawie jedna trzecia, z grubsza tyle procentowo, co we Francji. Ale większa dzietność, nawet gdyby pojawiła się, co jest wątpliwe, nie rozwiąże problemu starzenia się społeczeństwa, bo koszty życia i równocześnie wzrost zamożności zmniejszają chęć posiadania dzieci. Równocześnie w zindustrializowanych Chinach sypią się tradycyjne więzi rodzinne, a obowiązek utrzymywania rodziców do śmierci przez dzieci, jest coraz bardziej lekceważony, mimo że nie istnieje powszechny system emerytalny. Bez restrukturyzacji gospodarki, oparcia jej rozwoju na usługach i konsumpcji wewnętrznej, chiński wzrost gospodarczy musi wyhamować. Tym bardziej, że mniej młodych ludzi, to także mniej innowacji i skłonności do ryzyka, mniej nowych firm.

Wreszcie, po trzecie, zarówno polityka jednego dziecka jak i masowe aborcje płodów dziewczynek, sprzyjały tworzeniu się nadwyżki mężczyzn nad kobietami. To w przyszłości pogłębi problemy demograficzne (kto ma rodzić dzieci?) i rodzi nowe – społeczne (agresja, większa skłonność do przestępstw u mężczyzn) i ekonomiczne – związane z niedoborem zręcznych kobiecych rąk do pracy przy taśmach produkcyjnych.

Autorka tylko opisuje zjawiska i formułuje problemy, ale nie rozstrzyga czy władze chińskie, nie zmieniając systemu politycznego, będą w stanie je rozwiązać.

No tak, ale to tylko 20 stron. A pozostałych 240?

I tu niespodzianka. Okazuje się, że warsztat demografa, którego prognozy z natury rzeczy lepiej się sprawdzają niż np. makroekonomiczne, nie musi prowadzić do śmiertelnej nudy (co nas obchodzą płciowe i rozrodcze dylematy skośnookich?) nafaszerowanej liczbami. „Tam gdzie dzieci są luksusem” to niezwykle ciekawa opowieść o współczesnych Chinach. Poprowadzona od narodzin dziecka, przez szkołę, wychowanie w rodzinie i poza nią, na studiach i pierwszej pracy kończąc. To nie są ani Chiny makroekonomicznych rachunków PKB, ani Chiny z powierzchownych reportaży z Guangdongu, Pekinu czy wiosek w prowincji Henan.

Attane w ogromnej mierze korzysta z opisów i wypowiedzi zaczerpniętych z chińskiej prasy, od jej młodych bohaterów – studentów i robotników – na profesorach kończąc, ale potrafi je znakomicie ułożyć w logiczny wywód opisujący to, co na danym etapie życia jest dla Chińczyka najważniejsze. Z czym ma problemy, jakie dotykają go ograniczenia finansowe i warunków bytowych, jakie ma hierarchie wartości, jak zmienia się kultura, jakie zanikają tradycje, a jakie zwyczaje się tworzą. Słowem, pokazuje Chiny jakich nie znamy.

Ale nie tylko to jest wartością. To książka, która skłania do refleksji o dzieciach i przyszłości także w Polsce, o naszej szkole i studiach, a samodzielności młodych ludzi bądź jej braku, o   mechanizmach zmian w zachowaniach.

Attane opowiada bowiem nam  – nie wprost rzecz jasna –  także o problemach Polski. Popatrzmy na prognozy. W 2030 roku będzie nas 2 miliony osób mniej niż dziś. W 2050 r. 6 milionów mniej. Według prognoz Narodów Zjednoczonych siła robocza w Chinach będzie się w latach 2020-2030 kurczyć w tempie 0,1 proc.  rocznie, w latach  2030-40  o  0,7 proc. rocznie, a  w latach 2040-2050  – minus 0,5 proc.

Dla Polski ujemne wskaźniki są jeszcze gorsze – odpowiednio minus 0,8, minus 0,7 i minus 1,6 proc. rocznie. Dzietność kobiet w Polsce jest zbliżona do tej w Chinach, starzenie społeczeństwa postępuje, a młodzi jak w Chinach odwracają się od rodziców i nie chcą ich na starość wspierać. Przyszłe problemy Chin – starzenie się ludności i niedobór rąk do pracy – pojawiły się tam przez politykę jednego dziecka na znacznie wcześniejszym etapie rozwoju niż w zachodniej Europie. W Polsce też, tyle, że nie sprawiła tego polityka ograniczania liczby dzieci, lecz skok z socjalistycznej gospodarki totalnego niedoboru w wolny rynek i dostępność dóbr.

Wreszcie, konsekwentnie stosowany 40-letni horyzont demograficzny  (bo do 2050 roku można w demografii prognozować z wysokim prawdopodobieństwem), znacznie bardziej niż doraźne analizy ekonomiczne na rok czy dwa naprzód, którymi wypełnione są dziś media, skłania do myślenia o tym, co dalej. Według opublikowanych kilka dni temu prognoz banku HSBC produkt krajowy Chin per capita ma do 2050 roku wzrosnąć siedmiokrotnie, w Polsce niemal 4 krotnie. Zaś konsumpcja w Chinach  ma puchnąć w średniorocznym tempie od 2,2 proc (żywność) przez 5,8 proc. (meble) do 7,3 procent (energia) i 7,8 proc (wypoczynek). Dla Polski wskaźniki HSBC wynoszą z grubsza od 2 do 4 procent rocznie.

Po lekturze książki Attane od razu rodzi się pytanie, czy to w ogóle jest realne?  Czy też cel współczesnego życia – więcej i więcej, bo tylko więcej niesie szczęście, zostanie zastąpiony innym, na przykład: mniej, ale z sensem?  Już dziś migracje wewnętrzne w Chinach słabną, bo  gdy czteroletni syn nie poznaje ojca przyjeżdżającego do domu raz w roku, to ów ojciec woli zarabiać mniej, ale na prawdę mieć syna.

I na koniec, książka Attane powinna skłonić do przemyśleń każdego menedżera czy właściciela   rodzinnej firmy,  którzy przecież chcieliby, by ich dzieło nie załamało się za kilka czy kilkanaście lat:  jakie szanse i zagrożenia niosą ze sobą zmiany demograficzne – w edukacji, opiece zdrowotnej, w produkcji, usługach. A dla każdego finansisty, ekonomisty, analityka – to chwila oddechu, żeby spojrzeć  na świat i dostrzec, że w precyzyjnie policzonych słupkach i wykresach jest znacznie mniej życia i rzeczywistości, niż się im wydaje. Zaskakująca książka.

OF

Isabelle Attane, Tam, gdzie dzieci są luksusem, wydawnictwo Studio Emka

Otwarta licencja