Autor: Sebastian Stodolak

Dziennikarz, filozof, muzyk, pracuje w Dzienniku Gazecie Prawnej.

W obronie prywaciarzy

Po obejrzeniu „Układu zamkniętego”, filmu inspirowanego historiami polskich biznesmenów zniszczonych przez aparat państwowy, optymiści konstatują: To historia. W dodatku pokazana w przerysowany sposób. Teraz żyjemy w państwie prawa. Niemała grupa mówi jednak: Ten optymizm jest nieuzasadniony.
W obronie prywaciarzy

Janusz Gajos w roli podstępnego prokuratora Kostrzewy (fot. Kino Świat, dystrybutor filmu)

Zły biznesmen/inwestor/przedsiębiorca to wdzięczny temat dla kina. Lista filmów, które stawiają bogatych w roli czarnych charakterów jest zatrważająco długa. Od „Wall Street” Olivera Stone’a z wampirycznym kapitalistą Gordonem Gekko, przez prześmiewczy i pokazujący wielki biznes w krzywym zwierciadle „Hudsucker Proxy” braci Coen, po nakręcony już po kryzysie i ilustrujący chciwość wielkich instytucji finansowych „Margin Call” J.C. Chandora. To tylko najbardziej znane przykłady.

W historii polskiej kinematografii pierwsze miejsce wśród antykapitalistycznych filmowych pamfletów zajmują „Zaklęte rewiry” ze świetnym Romanem Wilhelmim w roli kelnera-karierowicza, ale konkurentów o miejsca na podium przybywa (ostatnio „Supermarket” i „Dzień kobiet”). Taka populistyczna tematyka się sprzedaje.

Ryszard Bugajski mógł więc nakręcić film, w którym szwarccharakterami byliby biznesmeni uwłaszczeni w trakcie przemian ustrojowych, a bohaterami idealistyczni urzędnicy rozmaitych izb kontrolnych, nieprzekupni prokuratorzy i denuncjujący „złodziejską prywatyzację” związkowcy. Stereotyp złego „prywaciarza”, który nie dość, że wyzyskuje swoich pracowników, to jeszcze kradnie i zabija, wciąż jest w naszej (ale nie tylko w naszej) mentalności bardzo silny. Nie 100 tys., a – przy dobrej reklamie – 300 tys. Polaków obejrzałoby taki film w weekend otwarcia.

Ale Bugajski takiego filmu nie nakręcił. Poszedł pod prąd i nakręcił „Układ zamknięty”, film zainspirowany historiami biznesmenów zniszczonych przez przestępcze działania biurokracji i polskiego wymiaru (sic!) sprawiedliwości. Takie historie, choć zatrważająco często pojawiają się mediach, przez wielu wciąż są kwitowane: „musieli mieć coś za uszami”. W końcu nawet od naszych polityków mogliśmy usłyszeć: „Jeśli ktoś ma pieniądze, to znaczy, że skądś je ma”.

Bugajski stara się przekonać widza do przyjęcia zupełnie innej perspektywy. Są tacy ludzie, którzy mają wizję, talent i werwę. Zakładają firmy, dają innym pracę. To kapitaliści. Są także ludzie, którzy żyją z pracy innych. To biurokraci. To taka współczesna walka klas.

W Polskich warunkach istnieje specjalny gatunek biurokraty – gangster. U Bugajskiego gangsterem jest prokurator, urzędnik fiskusa, minister. Gangsterzy chcą biznes kontrolować. Jeżeli prowadzisz sklep z warzywami na osiedlu, nie masz się czego bać. Jeżeli jednak twoja firma osiąga niebezpiecznie duże obroty, spodziewaj się ich wizyty oraz propozycji „nie do odrzucenia”. Jeżeli zaś ją odrzucisz, spodziewaj się represji. Z więzieniem i wszystkimi wiążącymi się z nim „przyjemnościami” włącznie.

To nie jest fikcja, albo historie sprzed lat – i podkreśla to każdy szczegół filmu, od kostiumów, poprzez dialogi, po rekwizyty – to się dzieje tu i teraz. Najlepsi, najbardziej dynamiczni przedstawiciele naszego narodu padają ofiarą kliki pasożytów. I nie chodzi tu o wysokie podatki, które – jak udowadnia choćby przykład socjalnej Szwecji – biznes jest w stanie jakoś wytrzymać. Chodzi o prawdziwy układ przestępczy ze źródłami jeszcze w poprzednim systemie.

Ta publicystyczna warstwa filmu determinuje tę artystyczną. I jak zwykle w takich wypadkach, ma to swoje dobre i złe strony. Zabrakło miejsca na przekonywujące przedstawienie portretów psychologicznych głównych bohaterów. Prawdziwe życie psychiczne przejawia wyłącznie główny czarny charakter, prokurator Andrzej Kostrzewa (w tej roli świetny Janusz Gajos). Pokiereszowani przez życie biznesmeni są przez scenarzystów potraktowani „po łebkach” i przewidywalnie. Jeden z nich zostaje zgwałcony w więzieniu. Efekt: próby samobójcze. Drugi jest wierzący, więc oczywiście radzi sobie najlepiej ze wszystkich z trudami więziennej celi, jest spokojny, zachowuje nawet dystans do sprawy!

Właściwie każda z postaci filmu jest jak z czytanki dla dzieci: baba Jaga jest zła, a rycerz dobry. To najpoważniejszy zarzut, który można wytoczyć Bugajskiemu, bo takie zaniedbanie rzutuje na grę aktorów. Nie wiedzą oni, jak poprowadzić swoją postać, więc idą po linii najmniejszego oporu. Urzędnik fiskusa musi być chciwym idiotą, młody ambitny prokurator uosobieniem człowieka bez serca i najmniejszych nawet wątpliwości, żony zaś przede wszystkim muszą płakać. Pod tym względem publicystyczna „Drogówka” Smarzowskiego jest znacznie bardziej przekonywująca.

W „Układzie zamkniętym” drażni zbyt wolno rozwijająca się akcja. Rada Hitchcocka, żeby filmy zaczynać od trzęsienia ziemi, tutaj została kompletnie zignorowana.

Na szczęście Bugajski daje nam sceny, których nie powstydziłby się David Fincher (m.in. „Siedem”). Naturalistycznie ukazane i świetnie zmontowane aresztowanie głównych bohaterów, czy też klimatyczne pierwsze przesłuchanie jednego z nich na długo zostają w pamięci widza, co jest godne podkreślenia tym bardziej, że w przypadku większości polskich produkcji jest ewenementem.

Atutem filmu jest wspomniany już Janusz Gajos. Grana przez niego postać Andrzeja Kostrzewy, uwikłanego w brudne sprawy z przeszłości, wyzutego z zasad, a jednak targanego wyrzutami sumienia, to wielka kreacja. Gajos sprawił, że zaczynamy współczuć osobie, którą media mogłyby opisać jako wcielenie zła, a jednocześnie – i w tym tkwi geniusz tej kreacji – gdybyśmy mieli wydać na niego wyrok skazujący na wieloletnie więzienie, nie zastanawialibyśmy się długo.

Żeby wystawić ostateczną, wiążącą notę filmowi Ryszarda Bugajskiego, trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, czy ma on rację. Bo, jeżeli uprawiana przezeń w „Układzie zamkniętym” publicystyka nie trafia w sedno, jeżeli nie jest już tak źle i żyjemy w państwie prawa, to film uznamy za przeciętny. Jeżeli jednak stwierdzimy, że Bugajski zabiera głos w kwestii aktualnej i angażuje kino w spór, którego wynik być może zdeterminuje kształt współczesnej Polski – wtedy musimy uznać film Bugajskiego za dzieło z całą pewnością wartościowe, potrzebne i odważne mimo wszystkich jego warsztatowych wad.

OF

Janusz Gajos w roli podstępnego prokuratora Kostrzewy (fot. Kino Świat, dystrybutor filmu)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Tydzień w gospodarce

Kategoria: Raporty
Przegląd wydarzeń gospodarczych ubiegłego tygodnia (09–13.05.2022) – źródło: dignitynews.eu
Tydzień w gospodarce

Ukraina walczy o eksport zbóż

Kategoria: Trendy gospodarcze
Jeżeli kraj eksportował co roku 50 mln ton pszenicy i kukurydzy, czy 15 mln ton wyrobów stalowych, a nagle może wywozić ułamek tego wolumenu, to ma wielki problem gospodarczy. Przeżywa go Ukraina, walcząca z agresorem.
Ukraina walczy o eksport zbóż