Autor: Piotr Rosik

Dziennikarz analizujący rynki finansowe, zwłaszcza rynek kapitałowy.

W USA kult pieniądza zastąpił protestantyzm

Czy to możliwe, by ponad sto lat po ukazaniu się jednego z najważniejszych dzieł socjologicznych i ekonomicznych w historii dopisać do niego znaczące post scriptum? Tak. Udowodnił to amerykański dziennikarz Chris Lehmann.
W USA kult pieniądza zastąpił protestantyzm

Kim jest Chris Lehmann? Amerykanin, który ukończył historię na University of Rochester. Redaktor naczelny magazynu kulturalnego The Baffler. W przeszłości był m.in. redaktorem Yahoo News. Bywa felietonistą Washington Post i Congressional Quarterly.

Lehman napisał książkę pod tytułem „The Money Cult: Capitalism, Christianity, and the Unmaking of the American Dream” (czyli w luźnym tłumaczeniu: „Kult pieniądza: kapitalizm, chrześcijaństwo i odczarowanie amerykańskiego snu”), która może być uznana za bardzo ważną kontynuację publikacji Maxa Webera „Etyka protestancka a duch kapitalizmu”.

Niemiecki socjolog w wydanej na początku XX wieku książce postawił tezę, że kapitalizm rozwinął się na zachodzie Europy, gdyż tam znalazł znakomite podłoże religijne. Weber zwrócił uwagę, że protestantyzm – jak żadna inna religia na świecie – pochwala handlowanie i bogacenie się (choć konsumpcjonizm już niekoniecznie). I że etos protestancki propaguje ciężką pracę (na chwałę bożą) oraz uczciwość, czyli cechy sprzyjające rozwojowi biznesu.  >>czytaj również: Sekret bogactwa protestantów 

Lehmann w „The Money Cult” twierdzi, że z Ameryką jest trochę inaczej niż z Europą. Zwraca uwagę, że protestantyzm w USA przeszedł wewnętrzną przemianę na skutek wdarcia się do niego prądów gnostyckich. I że to właśnie zakażony gnozą protestantyzm zaowocował czymś, co można nazwać kultem pieniądza. A ten objawia się choćby przez szaleństwo kredytowe prowadzące do kryzysu z lat 2007-2009 czy do rosnącej popularności kaznodziejów i pastorów (zwanych prosperity preachers lub televangelists) mających swoje własne programy w TV, a nawet własne media. Według Lehmanna Ameryka nie zsekularyzowała się tak jak kraje Europy Zachodniej, bo uświęciła kapitalizm i wolny rynek.

Gnoza (z j. greckiego – wiedza) to system religijny, który ukształtował się u schyłku starożytności. Gnostycy uważają, że do zbawienia duszy potrzebna jest wiedza, która pochodzi z objawienia i jest dostępna nielicznym. To tu znajdują się źródła teorii o predestynacji (przekonaniu, że los człowieczy jest z góry określony przez Boga), silnie obecnej w wielu odłamach protestantyzmu (szczególnie w kalwinizmie). Gnostycy wierzą, że oświeceni mogą pomóc w zbawieniu nieoświeconym, ale ci drudzy muszą przejść proces autotransformacji polegając niemal wyłącznie na sobie.

Autor „The Money Cult” wskazuje, że nauczania wyznawców kultu pieniądza – którego początków należy się doszukiwać już w końcówce XVIII wieku, w koloniach zasiedlanych przez purytanów – charakteryzują się na przestrzeni wieków niemalejącą pogardą dla ubogich („ukaranych” przez Boga) oraz nieprzemijającym szacunkiem dla bogatych („nagrodzonych” przez niego).

Lehmann przywołuje liczne postaci pastorów i kaznodziejów, którzy rozwijali kult indywidualizmu, odchodząc od wspólnotowego pierwiastka, jaki zawierał protestantyzm przywieziony ze Starego Kontynentu przez pierwszych purytan. I wskazuje, że dwóch największych „apostołów self-culture” – czyli William E. Channing i Ralph Waldo Emerson – również daje szansę maluczkim na odnalezienie w sobie giganta perfekcjonizmu poprzez ciężką pracę nad charakterem.

Historię opowiadaną przez Lehmanna czyta się z wypiekami na twarzy. Historię wdzierania się gnozy i wierzeń ludowych do protestantyzmu przez pochwałę poszukiwania złota czy zakopanych skarbów (popularne w XIX wieku money-digging). Historię kultów quasi-religijnych czy krucjat antyloteryjnych i antyalkoholowych sponsorowanych przez rzutkich biznesmanów. Historię tworzenia się teologii bogactwa przedstawianą przez pryzmat historycznych postaci, takich jak George Whitfield, Jonathan Edwards, Thomas Paine i Ralph Waldo Emerson. Historię odnowy życia religijnego Nowego Jorku (zwanej The Great Revival), której dokonał w latach 1857-58 wynajęty (!) przez Holenderski Kościół Reformowany przedsiębiorca Jeremiah Lanphier.

Jak mocną pozycję wyrobił sobie w sercach, duszach i umysłach Amerykanów kult pieniądza, pokazuje Lehmann na przykładzie swoistego pojedynku, jaki odbył się pomiędzy tymże wierzeniem a społecznym darwinizmem promowanym m.in. przez Herberta Spencera. To nie książki Spencera, a „Acres of Diamonds” baptysty Rusella Conwella sprzedało się w kilkumilionowym nakładzie. Każdy może być bogaty, bo tu jest Ameryka, tu się codziennie realizuje American Dream – zdaje się mówić Conwell, opisując historię właściciela małej kopalni, który sprzedał ją, gdyż uwierzył w przepowiednię napotkanego mnicha, iż będzie niesamowicie bogaty, ale musi tego bogactwa poszukać. Okazało się, że ogromne złoża diamentów kryły się właśnie w tej małej kopalni, której bohater „Acres of Diamonds” się pozbył. Znajdź skarby, które są pod twoimi stopami, wszystko zależy od ciebie – mówi Conwell, kładąc podwaliny pod amerykański sen.

O tym, jak bardzo materialistyczny jest amerykański The Money Cult, świadczy według Lehmanna stosunek jego wyznawców do działalności charytatywnej. „The Joy of Dynamic Giving: Investing for Eternal Blessings” – tak brzmi tytuł jednej z najlepiej sprzedających się w USA ksiażek w ostatnich latach. W wolnym tłumaczeniu: „Radość dawania: inwestowanie w wieczne błogosławieństwo”. Wydaje się, że dla ludzi zarażonych kultem pieniądza dawanie nie wynika z potrzeby serca; jest raczej inwestowaniem we własną pomyślność (a dobro pojawia się tak przy okazji).

Zdaniem Lehmanna doskonałą emanacją kultu pieniądza jest kaznodzieja Joel Osteen. Z jego kazań i nauk, według Lehmanna, płynie niezachwiana wiara w to, że Bóg steruje życiem ekonomicznym jednostek („Myję moje auto często, bo szanuję to, co otrzymałem od Najwyższego” – przyznaje Osteen), a takie zdarzenia jak utrata pracy powinny być postrzegane jako znak i szansa. Osteen pobiera datki – jak sam określa, najlepiej nie niższe niż 125 dol. – w zamian za modlitwy.

Lehmann przyłapuje niektórych krzewicieli kultu pieniądza na przeinaczaniu faktów biblijnych. Na przykład wskazuje, że Bill O’Reilly na łamach bestsellerowej publikacji „Killing Jesus” dowodzi, iż Chrystus został zabity tak naprawdę przez swój opór wobec płacenia podatków okupantowi rzymskiemu. Tymczasem Jezus wyraźnie wskazywał – w trakcie dialogu z kupcami żydowskimi w świątyni – że podatki należy płacić (słynne „Oddajcie Bogu co boskie, a Cezarowi co cesarskie”).

„Popularność kultu pieniądza bierze się z wiary, że wyroki wolnego rynku są sprawiedliwe, a nawet że ma na nie wpływ siła wyższa. Problemem nie jest to, że ludzie poddają się prawidłom ekonomii wolnorynkowej z powodów religijnych, lecz to, że ośrodki władzy religijnej w USA w żaden sposób nie stawiają oporu tam, gdzie powinny” – pisze Lehmann w podsumowaniu.

Po zakończeniu lektury „The Money Cult” automatycznie nasuwa się porównanie z „Kapitałem w XXI wieku” Thomasa Piketty’ego, która to publikacja jest określana przez zwolenników lewicy jako ważna kontynuacja „Kapitału” Karola Marksa. O ile jednak liczni eksperci mają wątpliwości co do prawdziwości niektórych liczb i poprawności kalkulacji dokonanych przez Piketty’ego, o tyle raczej nie może być żadnych wątpliwości co do faktów i cytatów przywoływanych przez Lehmanna. Redaktor naczelny czasopisma The Baffler wykonał po prostu kawał dobrej roboty.

Co więcej, książka Lehmanna jest napisana w potoczysty, porywający, a jednocześnie wysublimowany sposób. Ta angielszczyzna nie jest łatwa i daleko jej do „gazetowej”, w związku z tym nawet osoby bardzo dobrze operujące językiem Szekspira będą nie raz i nie dwa sięgać do słownika. Ale po zamknięciu ostatniej strony będą zadowolone, więc trud zostanie wynagrodzony. (Ostatni raz ten smak wybornej angielszczyzny czułem kilka lat temu po połknięciu „In Cold Blood” Trumana Capote).

W świetle publikacji Lehmanna niezwykle ciekawie rysują się nadchodzące wybory prezydenckie w USA. Czy jeśli wygra Donald Trump – miliarder otwarcie mówiący, że wszystko zawdzięcza sobie – będzie to oznaczało, że wyznawcy kultu pieniądza zdobyli wreszcie Biały Dom?

Otwarta licencja


Tagi