Autor: Aleksander Piński

Dziennikarz ekonomiczny, autor recenzji książek i przeglądów najnowszych badań ekonomicznych

Kreatywni mistrzowie

„Na czym polega sekret najbardziej kreatywnych firm świata?” - pyta Jonah Lehrer, dziennikarz piszący m.in. dla „The New York Times” i „The Wall Street Journal” w ostatnio opublikowanej książce „Imagine: How creativity works” („Wyobraź sobie: Jak funkcjonuje kreatywność?”). I odpowiada: na tym, że ich szefowie potrafią stworzyć odpowiednie warunki do twórczej pracy.
Kreatywni mistrzowie

Lehrer przytacza przykład należącej do zmarłego w zeszłym roku Steva Jobsa firmy Pixar.  Od 1995 r. kiedy ukazało się „Toy Story” Pixar stworzył 11 kinowych filmów, z których każdy okazał się kasowym sukcesem (średnio 550 mln dolarów wpływów na jeden film). Filmy Pixara otrzymały 24 Oskary i 6 Złotych Globów. Żadna inna wytwórnia firmowa na świecie nawet nie zbliżyła się do osiągnięć Pixara.

Jak Jobsowi udało się stworzyć warunki do takich osiągnięć? Na przykład projektując siedzibę firmy planowano wybudować trzy budynki z zamkniętymi pokojami do pracy. Jeden dla animujących postacie, drugi dla ekspertów od komputerów i trzeci dla menadżerów.

Jobs wyrzucił te plany do kosza i kazał zaprojektować jeden budynek dla wszystkich bez zamkniętych pokoi do pracy. Uważał on, że w środku powinno być to co jest najważniejsze dla firmy, czyli interakcje między pracownikami. Dlatego w centrum powstało atrium, gdzie pracownicy mogą swobodnie spotykać się i rozmawiać. Jobs chciał koniecznie sprawić, by ludzie tam chodzili. Dlatego przeniósł do środka budynku skrzynki pocztowe, pokoje spotkań, bar. A na koniec umieścił tam jedyną w całym budynku toaletę. „Ludzie muszą wpadać na siebie” – mawiał założyciel Apple.

Dlaczego to takie istotne? Otóż prof. Tim Allen z Massachusetts Institute of Technology zbadał na początku lat 70. którzy inżynierowie są najbardziej efektywni w pracy (zgłaszają najwięcej nowych pomysłów, które potem są realizowane). Okazało się, że to ci, którzy przy pracy nad projektem kontaktowali się z największą liczbą współpracowników (od 4 do nawet 9). Ci najmniej efektywni nawiązywali kontakt tylko z jednym albo dwoma współpracownikami.

Ważna jest nie tylko częstotliwość kontaktów, ale także stopień znajomości między kontaktującymi się osobami. Brian Uzzi z Northwestern Univercity postanowił zbadać jak zorganizować pracę w grupie tak, by efekt twórczy był najlepszy. W tym celu wybrał musicale wystawiane na Broadwayu, ponieważ każdy musical jest efektem pracy bardzo wielu ludzi z różnych profesji: kompozytorów, autorów tekstów, choreografów, scenografów czy kostiumologów.

Przez pięć lat Uzzi zbadał każdy z 2258 musicali wystawiony na Broadwayu od 1877 r. do 1990 r. Stopień znajomości między twórcami musicali określił współczynnikiem „Q”. Wysokie „Q” oznaczało, że twórcy już zrobili razem kilka musicali, niskie że to ich pierwsza wspólna produkcja. Okazało, że musicale ze współczynnikiem „Q” wynoszącym 2,6 miały dwuipółkrotnie większą szansę odnieść sukces, niż te w których był on bardzo niski (poniżej 1,4) i bardzo wysoki (powyżej 3,2). To oznacza, że chcąc uzyskać najlepszy efekt pracy grupy powinniśmy opierać się na zgranej grupie i regularniej dołączać do niej nowych współpracowników.

Kontakty międzyludzkie jako źródło inspiracji do nowych pomysłów są bezcenne. Na przykład słynny slogan reklamowy firmy „Nike” „Just do it” wymyślił Dan Wieden, założyciel agencji reklamowej Wieden & Kennedy. Mało kto wie, że jest to parafraza ostatnich słów skazanego na śmieć mordercy Garego Gilmore’a. Stojąc w 1977 r. przed plutonem egzekucyjnym dał sygnał do salwy mówiąc “Let’s do it”. Wieden skojarzył je, bo w dniu, w którym wymyślił hasło reklamowe dla Nike kolega wspomniał mu o Normanie Mailerze, autorze książki “The Executioner’s Song,” opowiadającej o Gilmorze.

Lehrer przytacza szkockiego filozofa z XVIII w. Davida Huma, który zauważył, że kreatywność rzadko polega na wymyśleniu czegoś zupełnie nowego, a raczej na zastosowaniu już istniejącego rozwiązania w zupełnie nowej dziedzinie. Na przykład  lalkę Barbi wymyśliła Amerykanka Ruth Handler. W czasie wakacji w Szwajcarii zobaczyła w sklepie z papierosami lalkę wysokiej, szczupłej blondynki. Kupiła ją i pokazała mężowi. Wcześniej zarząd firmy jej męża odrzucił jej pomysł, uznając że to absurdalne, by małe dziewczynki chciały się bawić lalkami dorosłych kobiet. Handler i zarząd Mattela nie wiedzieli, że szwajcarska lalka nie była zabawką dla dzieci tylko seks symbolem, który kupowali dorośli mężczyźni.

Kreatywność to obecnie najważniejsza cecha poszukiwana przez pracodawców u pracowników. Nic dziwnego, że recenzje książki Lehrera w ciągu kilku tygodni od premiery ukazały się m.in. w „The Economist”, „The Washington Post”, „The New York Times”, a także w naukowych magazynach „New Scientists” i „Scientific American”. Pełna anegdot, zapadających w pamięć wyników badań i ciekawych wniosków (takich jak na przykład to, że bardzo popularne w biurach „burze mózgów” to strata czasu) to idealna lektura nawet na plażę.

Aleksander Piński

Otwarta licencja