Udany remake Krugmanowskich przygód z kryzysem

Udany remake Krugmanowskich przygód z kryzysem

Paul Krugman „The Return of Depression Economics”

Paul Krugman jest nie tylko wybitnym ekonomistą, ale i popularyzatorem ekonomii, nie mniejszym niż Richard Dawkins współczesnej zoologii. Jest entuzjastą keynesizmu w szeregach ostatnich noblistów, przeważnie bliższych będącej w głównym nurcie syntezie neoklasycznej. Krugman konsekwentnie zachęca do przyjęcia wyważonej  keynesowskiej perspektywy w interpretacji wydarzeń ekonomicznych, nie mniej barwnie i skutecznie niż Norman Davies kusi byłych uczniów do odświeżenia historii Polski. Wydana w 2009 roku, rozszerzona o dodatkowe rozdziały dotyczące kryzysu roku 2008, wersja starszej o dekadę książki  „The Return of Depression Economics”, jest rewelacyjnym pomysłem marketingowym (taki tytuł musiał się sprzedać) oraz kolejną próbą przekonania do zalet interwencjonizmu państwowego. Przede wszystkim jednak ta pozycja jest świetną lekturą dla osób zainteresowanych mechanizmami kryzysu.

Podróż przez epizody głębokiego spowolnienia wzrostu gospodarczego w Japonii, wschodzących krajach Azji, Ameryce Południowej i Meksyku, choć niczym nie różni się od sprawozdań zamieszczonych w poprzedniej wersji książki, wciąga ponownie, gdy tylko uświadomimy sobie podobieństwa między opisywanymi załamaniami koniunktury a przebiegiem kryzysu światowego w 2008 r. Wydaje się, że silne uderzenie kryzysu w gospodarkę polską na przełomie lat 2008-2009 było dla wielu ekonomistów zaskoczeniem. Liczono się ze spadkiem obrotów handlowych, obawiano się przeniesienia zaburzeń na światowych rynkach finansowych na krajowy sektor bankowy i pewnego ograniczenia ekspansji kredytowej banków.

Miały to jednak być najwyżej odległe echa problemów gospodarek zachodnich. Przecież fundamenty polskiej gospodarki były silne, kurs złotego umacniał się przez poprzednie lata, nie prowadząc do istotnego pogorszenia salda na rachunku obrotów bieżących, co pośrednio upewniało ekonomistów o rosnącej konkurencyjność polskiej gospodarki. Polski system bankowy oparty był na surowszych regułach kontrolnych, dzięki czemu jego zaangażowanie w ryzykowne operacje na globalnych rynkach finansowych było niskie. Co prawda, deficyt i dług sektora finansów publicznych wymykał się czasem spod kontroli, ale od 2003 roku nie budziło to większych emocji inwestorów.

A jednak między grudniem 2008 a styczniem 2009 roku, w ciągu ponad miesiąca złoty zdeprecjonował się o ponad 30 proc. Kapitał zaczął wypływać z kraju szerokim strumieniem, obroty na rynku międzybankowym gwałtownie spadły. Dla inwestorów zagranicznych, region Europy Środkowo-Wschodniej stracił wiarygodność z dnia na dzień. Kryzys polityczny na Węgrzech, rozgrywający się tam od kilku lat, już nie był ignorowany. Spadające ceny ropy budziły obawy o stabilność gospodarki i polityczną Rosji. Ze względu na silne powiązania finansowo-handlowe Polski, Czech czy Węgier z Ukrainą czy republikami bałtyckimi (sic!), w których nastąpiło istotne pogorszenie sytuacji ekonomicznej, uczestnicy rynków finansowych zamarli w oczekiwaniu nieodwołalnego pogrążenia się gospodarek naszego regionu w otchłani recesji.

Spisek czy fatum?

To, co postrzegano w Polsce jako zdumiewający rozwój wydarzeń, efekt frustrującego niedostrzegania przez inwestorów różnic między gospodarkami regionu (a czasami i podstawowych faktów statystycznych – vide: siła wzajemnych powiązań handlowo-finansowych gospodarek Europy Środkowej i Wschodniej), łudząco przypomina jednak zarażenie Argentyny przez kryzys meksykański w 1995 roku czy Indonezji przez kryzys w Tajlandii w 1997 roku. I Argentyna, i Indonezja tuż przed wejściem w recesję były uważane za kraje stabilnie rozwijające się, charakteryzujące się ponadto odpowiedzialną polityką gospodarczą. Załamania rynków finansowych w Meksyku i Tajlandii zaniepokoiły inwestorów na tyle, że zaczęli oni wycofywać fundusze z całych regionów Ameryki Łacińskiej i Wschodniej Azji. Pozornie irracjonalna wiara w szybki upadek gospodarek Argentyny i Indonezji miała się wkrótce stać samospełniającą się przepowiednią.

Nie ma sensu – mówi Krugman – szukać przyczyn kryzysów w niedoskonale funkcjonujących instytucjach rynkowych:  keiretsu w Japonii, nepotyzmie w krajach Wschodniej Azji, populizmie i niekorzystnych powiązaniach między sferą polityczną a gospodarczą w  Ameryce Południowej. Kryzysy mają swoje źródło w pesymistycznych oczekiwaniach. I nie jest ważne, czy negatywna wizja przyszłości jest uzasadniona słabymi fundamentami gospodarki czy wisielczym nastrojem inwestorów spowodowanym przeciągającą się zimą. Gdy spadek zaufania uruchamia mechanizmy recesji, wycofywanie kapitału z dotkniętej nią gospodarki staje się tym bardziej uzasadnione. Racjonalne (indywidualnie) decyzje, swobodny przepływ kapitału – czyli jedne z głównych podstaw globalnego kapitalizmu – w długim okresie służą wzrostowi zamożności społeczeństw. Jednocześnie mogą wzmacniać lokalne załamania na rynkach finansowych i kapitałowych oraz sprzyjać rozlewaniu się recesji na całe regiony.

Dotyczy to także, jeśli wierzyć Krugmanowi, ostatniego kryzysu. O jego głębokości zadecydowała bezsilność systemów finansowych wobec efektu domina. Ta niemoc łączyła się znacznym rozrostem tzw.  „szarej strefy finansowej” (shadow markets). W pewnym uproszczeniu: w celu obniżenia kosztów finansowania inwestycji prywatnych, korzystając z możliwości stworzonych przez deregulację rynków finansowych i przestrzeń stworzoną przez swobodny przepływ kapitału między granicami krajów, poza systemem bankowym konstruowane i sprzedawane były instrumenty słabo zabezpieczone na wypadek przełamania wzrostowych tendencji notowań na rynkach finansowych. Pogorszenie sytuacji na rynku mieszkaniowym w Stanach Zjednoczonych spowodowało ich lawinową przecenę. A ponieważ instrumenty emitowane przez instytucje niebankowe nie były objęte systemem wzajemnych gwarancji, charakterystycznych dla współczesnych struktur bankowych, ich paniczną wyprzedaż trudno było zahamować. O zasięgu kryzysu zadecydowała siła integracji bankowych i niebankowych instytucji finansowych i globalizacja rynków finansowych.

Gorzkim, ale jedynym lekarstwem na kryzys, zdaniem Krugmana, jest zaakceptowanie (cyklicznej) niestabilności systemów finansowych i skoncentrowanie wysiłków na przeciwdziałaniu destrukcyjnej mocy fal paniki inwestorów. Oznacza to m.in. niedopuszczenie do wyślizgiwania się całych segmentów rynków finansowych spod kontroli instytucji publicznych, a gdy stabilność rynków finansowych jest zagrożona, odważne luzowanie polityki monetarnej i szczodrą emisję pieniądza.

Interpretacja kryzysu głównie jako efektu załamania oczekiwań, cyniczne podejście do zbytniej ostrożności w dostosowywaniu polityki monetarnej przy pogorszeniu sytuacji na rynkach finansowych, dystansowanie się do polityk zmierzających do przywrócenia zaufania inwestorów zagranicznych przez zacieśnienie polityki fiskalnej – z pewnością nie przekonają wszystkich czytelników. Także tych, którzy uważnie obserwowali przebieg i wysiłki zapobiegania pogłębieniu kryzysu w Polsce. Ale nie można odmówić temu wykładowi konsekwencji i przejrzystej konstrukcji. A autorowi –  swady.

Paul Krugman „The Return of Depression Economics”