Wielki szort, czyli krach na rynku krótkich

Nowa książka Michaela Lewisa to łatwa w lekturze tragikomedia o skomplikowanym świecie funduszy hedgingowych, pisze o „The Big Short” Joe Frederick, jak mówi o sobie, bankier detaliczny.
Wielki szort, czyli krach na rynku krótkich

„The Big Short: Inside the Doomsday Machine” Michael Lewis, W.W. Norton & Company, 2010

Na rynku finansowym krótka sprzedaż („szort”) jest formą spekulacji. Właściciel danego waloru zyskuje, kiedy jego wartość spada. Właściciel ocenia, że obecna cena inwestycji jest zawyżona i niedługo dojdzie do korekty, na której on zyska. W „The Big Short” Michael Lewis analizuje proces załamania się rynku kredytów hipotecznych subprime i opartych na nich instrumentów pochodnych. Lewis opowiada o tym krachu z perspektywy trzech odpornych na stadne instynkty menedżerów funduszy hedgingowych, którzy przewidzieli trend spadkowy na tym rynku, „zaszorcili” i dużo zarobili na swoich działaniach.

Lewis nie jest nowicjuszem na Wall Street i rynkach finansowych. W swojej pierwszej książce, „Liar’s Poker” (1980), opowiedział o swoich czteroletnich doświadczeniach stażysty w Solomon Brothers. Ten bestseller krytykował praktyki i kulturę korporacyjną Wall Street. Nową książkę czyta się jak kryminał. Barwne postacie są zbyt ekscentryczne i ludzkie, aby były fikcyjne, a relacja z implozji rynku subprime, po której trzy firmy zgarnęły duże zyski, do samego końca trzyma w napięciu.

Jak wyreżyserowano „wielki szort”

Trzy firmy występujące w książce  różnie ustawiły się przed prognozowanym przez nie upadkiem wartego wiele miliardów dolarów rynku kredytów hipotecznych subprime. Omawiane fundusze współtworzyły popyt na ubezpieczenia od utraty wartości przez te instrumenty finansowe. Podobnie jak w przypadku ubezpieczenia od pożaru, gdzie polisa kosztuje tylko niewielki ułamek wartości domu, przebicie na tych ubezpieczeniach było gigantyczne.

Nie sugeruję tutaj żadnych nagannych działań. Firmy kierowały się swoimi analizami i przekonaniami co do sytuacji na rynku. Weźmy przypadek doktora Burry’ego. Skontaktował się on z firmami handlującymi credit default swaps. Chciał kupić CDS-y na konkretne derywaty hipoteczne. (Samych derywatów nie znosił i nie kupował, miał tylko polisy i CDS-y). Usłyszał, że takie papiery nie istnieją, ponieważ nie ma na nie rynku. Pomógł więc w ich stworzeniu i kupował ubezpieczenia od utraty wartości przez najgorsze produkty hipoteczne. Wśród jego kontrahentów było między innymi AIG – wiemy, jak skończyła się ta historia.

Opisane w książce machinacje finansowe są dosyć skomplikowane i zawiłe. Jestem bankierem detalicznym, bankierem hipotecznym i licencjonowanym analitykiem finansowym, a mimo to musiałem się w to wszystko mocno wgryzać. Credit default swaps z założenia miały zabezpieczać przed mało prawdopodobnymi wydarzeniami, jak na przykład ogłoszenie przez General Electric czy inną instytucję z ratingiem AAA, że nie spłaci swoich korporacyjnych obligacji. Niestety, tą tanią formą ubezpieczenia objęto pakiety inwestycyjne z wysokimi ratingami, na które nie zasługiwały. Dwie najbardziej renomowane agencje zdawały się rywalizować ze sobą pod względem luźnych kryteriów ratingowych, ponieważ zależało im na dochodach od firm z Wall Street handlujących derywatami hipotecznymi. To, co się wydarzyło, rozumiem następująco.

Problem polegał na tym, że derywaty hipoteczne AAA zawierały coraz więcej kredytów subprime. Chcąc sprzedawać jak najwięcej tych papierów, firmy z Wall Street musiały w rosnącym stopniu sięgać po ten segment i sprzedawały derywaty inwestorom długookresowym.

Warunki przyznawania kredytów hipotecznych poluzowano, toteż osoby, które wcześniej nie miały zdolności kredytowej, kupowały domy na kredyt z ratami, których na dłuższą metę nie były w stanie spłacać. Poluzowanie warunków oznaczało również, że zamożniejsi kredytobiorcy przy takiej samej jak wcześniej racie mogli kupić droższy dom. Niektóre umowy przewidywały długą karencję na spłatę kapitału albo promocyjną ratę w początkowym okresie – metoda „na wabia”.

Derywaty nadal otrzymywały rating AAA, mimo że udział kredytów subprime w pakietach inwestycyjnych był coraz większy. Nic dziwnego, że te papiery, oparte na najbardziej kruchych podstawach, najszybciej straciły na wartości.

Lewis prezentuje tę historię w formie łatwej w lekturze tragikomedii, upraszczając zawiłości związane z agencjami ratingowymi, instytucjami z Wall Street i tysiącami ludzi zaangażowanych w niegdyś lukratywny biznes kredytów subprime. Niewielu z nich wypada szlachetnie, jako „finansujący amerykańskie marzenie”, kiedy Lewis obnaża ich motywacje.

Historia ta rozwścieczy nasze społeczeństwo. Niestety, bankowość detaliczna została wrzucona do jednego worka z inwestycyjną, ponieważ Lewis wymiennie posługuje się terminami „bank”, „bank z Wall Street” i „bank inwestycyjny”.

Kilka wniosków z Big Short

Pomijając tę kwestię, książka Lewisa jest świetną lekturą, a poza tym przypomina o sprawach, o których bankierzy detaliczni tak dobrze wiedzą, że mogą je uważać za truizmy. Oto część z nich:

Znaj historię kredytową swego klienta. W okresie boomu hipotecznego banki mogły sprawiać wrażenie skostniałych i staromodnych w porównaniu do instytucji hipotecznych, które podczas analizy wniosku kredytowego stosowały metodę „o nic nie pytaj, nic nie mów”. Bankierzy detaliczni wiedzą, że ogromna większość klientów kupujących dom mówi prawdę i jest gotowa wykazać zdolność do spłacenia pożyczanej sumy. Klienci często zwracają się do swojego bankiera po radę w sprawie najkorzystniejszej metody sfinansowania zakupu domu. Bank prosi o udokumentowanie dochodów, oszczędności i zatrudnienia nie dlatego, że podejrzewa klienta o kłamstwo, lecz w celu niestwarzania mu takiej pokusy.

Firmy hipoteczne, które sprzedawały kredyty hipoteczne do pakietów inwestycyjnych instytucjom z Wall Street, nie stosowały takich procedur weryfikacyjnych. Kiedy kredyt został sprzedany, jego spłacanie było dla tych firm mało istotne. Kiedy liczy się wysokość kredytu, a nie jego spłata, rezultat nietrudno przewidzieć.

Historia niespłaconych kredytów nie stanowi wiarygodnego miernika nowego ryzyka kredytowego. Ostrożność jest cnotą, a historia nie pozwala przewidzieć czegoś, co jeszcze nigdy się nie wydarzyło, jak udzielanie kredytów bez udokumentowania dochodów czy poluzowanie kryteriów kredytowych. Nie potrzeba dyplomu z matematyki, aby wiedzieć, że nowe ryzyka zmieniają profil ryzyka.

Dobra obsługa klienta polega także na starannej analizie wniosku kredytowego. I wymaga zadawania niewygodnych pytań – o inne długi, dywersyfikację dochodów i stabilność zatrudnienia.

The Big Short to lekcja historii, z której czytelnik wiele skorzysta.

Cały tekst recenzji „The Big Short” czytaj na portalu American Bankers Association

„The Big Short: Inside the Doomsday Machine” Michael Lewis, W.W. Norton & Company, 2010

Tagi


Artykuły powiązane

Listy zastawne – odporne na kryzys i coraz bardziej zielone

Kategoria: Analizy
Coraz więcej emisji listów zastawnych wpisuje się w cele zrównoważonego rozwoju i transformacji energetycznej. Zielone i społeczne listy zastawne mogą wkrótce stać się znaczącym segmentem rynku i pożądanym elementem portfeli inwestycyjnych inwestorów instytucjonalnych.
Listy zastawne – odporne na kryzys i coraz bardziej zielone