Autor: Martyna Kośka

Ekspert rynków Europy Środkowej i Wschodniej; doktoryzuje się z ochrony konsumentów na rynku usług finansowych.

Arabia Saudyjska gra z USA atomem

Po tym, jak w połowie lipca Zachód przyznał Iranowi prawo do rozwijania programu nuklearnego w celach pokojowych, władze w Rijadzie oświadczyły, że nie widzą powodu, dla którego nie miałyby także rozwijać tej technologii. Arabia Saudyjska po raz pierwszy tak wyraźnie przeciwstawiła się swojemu najważniejszemu sojusznikowi – Stanom Zjednoczonym.
Arabia Saudyjska gra z USA atomem

(infografika Dariusz Gąszczyk/ CC by Thomas Anderson)

Dzięki zawartemu porozumieniu Zachód ma stopniowo znosić nałożone na Iran sankcje. Kraj ten będzie zatem mógł swobodnie eksportować ropę naftową, ale także zawierać wszelkiego rodzaju porozumienia handlowe i realizować dowolne inwestycje z zagranicznymi partnerami. To niekomfortowa sytuacja dla Arabii Saudyjskiej, która zdążyła się stać regionalną potęgą, a teraz będzie musiała rywalizować z o wiele ludniejszym Iranem (78 mln Irańczyków wobec 26 mln obywateli Arabii Saudyjskiej), który do tego nie wyklucza stopniowego nawiązywania współpracy z USA – kluczowym partnerem Rijadu.

W tej sytuacji kraj Saudów musi podwoić wysiłki, by pokazać, że nie zamierza oddawać palmy pierwszeństwa. Chęć wzmacniania wpływów nie wynika jednak wyłącznie z kwestii ambicjonalnych: wzrost gospodarczy spowalnia z powodu utrzymujących się od miesięcy niskich cen ropy, więc Arabia naprawdę musi szukać nowych sposobów na stymulowanie rozwoju za pomocą innych sektorów.

Zbliżenie z Rosją

Rezultat poszukiwania tych nowych rozwiązań zaskoczył: Arabia zapowiedziała intensyfikację współpracy z Rosją, co jest zaskakujące, bo oba kraje dotychczas nie dość, że nie utrzymywały bliskich stosunków, to jeszcze różniły się w bardzo zasadniczych kwestiach. Czy zainteresowanie współpracą z Rosją to wstęp do trwałej zmiany kursu Arabii Saudyjskiej czy tylko celowe zagranie, które ma zaniepokoić Stany Zjednoczone? Na razie mamy zbyt mało informacji dotyczących poczynionych ustaleń, nie wiadomo też, w jakim kształcie te porozumienia ramowe zostaną zrealizowane.

Współpracę pomiędzy krajami zapoczątkowała wizyta księcia Mohammada ibn Salmana, syna saudyjskiego króla, na Forum Ekonomicznym w Sankt Petersburgu. Zaprosił on wtedy prezydenta Władimira Putina do Arabii Saudyjskiej. W odpowiedzi król Salman otrzymał podobne zaproszenie od strony rosyjskiej. Wkrótce zawarto kilka porozumień o zacieśnieniu współpracy – przede wszystkim w sektorze energii atomowej. Najważniejsze dotyczy udziału Rosji w budowie 16 elektrowni atomowych w Arabii Saudyjskiej.

Saudyjczycy od Rosjan chcą się także uczyć podboju kosmosu. W Petersburgu Igor Komarow, szef Roskosmosu (Federalnej Agencji Kosmicznej), podpisał porozumienie, zgodnie z którym Rosja weźmie udział w saudyjskich programach kosmicznych – załogowych i bezzałogowych. Rosyjscy specjaliści będą szkolić arabskich kosmonautów i pracować nad rozwojem systemu nawigacji satelitarnej.

Kto w co gra?

Przy rozwijaniu energetyki Arabia Saudyjska chce współpracować nie tylko z Rosją – podpisała również memoranda m.in. z Koreą Południową, Chinami, Francją i Argentyną, a więc z krajami, które mają już doświadczenia w tej dziedzinie. Rijad i Buenos Aires utworzyły joint venture Invania, z kolei z Koreańczykami trwają rozmowy o komercjalizacji reaktorów jądrowych typu SMART, które zostały zaprojektowane specjalnie dla odbiorców z Bliskiego Wschodu (poza produkcją energii elektrycznej posiadają funkcję odsalania wody). Umowa w obecnym kształcie opiewa na sumę 2 mld dolarów.

Arabia rozpoczęła rozmowy także z Amerykanami – te utknęły jednak w martwym punkcie wobec ograniczeń, jakie ma narzucać waszyngtońska administracja. Stany Zjednoczone niechętnie patrzą na ambicje nuklearne państw Zatoki Perskiej, lecz postawione przed faktem dokonanym – większość państw regionu chce rozwijać atom nawet pomimo amerykańskiego sprzeciwu – USA dążą przynajmniej do narzucenia takich warunków, które zagwarantują, że technologia rzeczywiście będzie wykorzystywana tylko w celach pokojowych.

Rijad jest rozczarowany polityką prezydenta Obamy. Wyraźnym sygnałem wzrostu napięcia między USA i Arabią Saudyjską była decyzja króla o nieobecności na szczycie USA i Rady Wspólnoty Zatoki Perskiej (GCC), w skład której wchodzą także Katar, Kuwejt, Bahrajn, Oman i Zjednoczone Emiraty Arabskie. Spotkanie, którego gospodarzem był prezydent Obama, odbyło się w maju w Camp David. Najwyraźniej – dążąc do wzmocnienia swojej pozycji – Arabia Saudyjska chce dywersyfikować swoje powiązania międzynarodowe, by zrównoważyć stosunki z USA i zmniejszyć uzależnienie od nich.

Z kolei Rosja czuje związaną z obowiązującymi od roku sankcjami, które nałożyły na nią Unia Europejska i kilka innych państw, presję, by nawiązywać nowe sojusze polityczne i gospodarcze. Oczywiście Putinowi nie chodzi tylko o wspólne pozowanie do zdjęć ze światowymi przywódcami, lecz przede wszystkim o zagraniczne inwestycje, bo tych w Federacji ostatnio jak na lekarstwo. Tymczasem arabskie fundusze państwowe (Public Investment Fund, PIF) postanowiły przeznaczyć ponad 10 mld dol. na inwestycje bezpośrednie w różnych sektorach rosyjskiej gospodarki, m.in. w rolnictwie, logistyce i medycynie. Kilka projektów zostało już zatwierdzonych.

Kirill Dmitrev, szef Russian Direct Investment Fund (RDIF), zapowiedział, że Rosja także chciałaby zainwestować w kraju Saudów. Co takiego może zaoferować Rosja, której największy udział w budżecie stanowią zyski z eksportu ropy, innemu krajowi, który w jeszcze większym stopniu opiera swoją gospodarkę na sprzedaży tego surowca? Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że niewiele, jeśli jednak przyjrzeć się rynkowi, okazuje się, że jest całkiem sporo nisz. Tak o potencjalnych możliwościach mówi Saud ibn Khalid, szef Saudi Arabian General Investment Authority (SAGIA) – organizacji zajmująca się rozwijaniem środowiska inwestycyjnego w Królestwie) w wywiadzie dla portalu gazeta.ru:

– W Arabii Saudyjskiej szybko wzrasta liczba ludności (obecnie przyrost wynosi 2,2 proc., na początku XXI w. tempo przekraczało 3 proc.). W kraju jest duże zapotrzebowanie praktycznie na wszystko: dobra konsumpcyjne, usługi, materiały. Prywatny biznes ma w królestwie szerokie możliwości. Tylko na rozwój infrastruktury państwo chce wydać w ciągu najbliższych 10 lat 140 mld dol. Ministerstwo zdrowia zobowiązało się dwukrotnie zwiększyć wydatki na ochronę zdrowia w ciągu najbliższych 5–10 lat. W innych sektorach tendencje są podobne.

Saud ibn Khalid przypomniał, że w zasadzie nie ma przepisów, które uniemożliwiałyby zagranicznym przedsiębiorcom swobodne prowadzenie działalności (z wyjątkiem 12 podsektorów, do których nie dopuszcza się zagranicznych udziałowców ze względu na bezpieczeństwo kraju), co czyni Arabię jednym z najbardziej liberalnych pod tym względem krajów kontynentu.

Protokół rozbieżności

Jakość możliwej współpracy podważa to, że jak dotychczas w wielu ważnych sprawach oba kraje stały po dwóch stronach barykady. Rosja wspierała reżim syryjskiego prezydenta Baszara el-Assada, podczas gdy Arabia Saudyjska udzielała poparcia (także finansowego i militarnego) jego przeciwnikom i konsekwentnie odrzucała możliwość jakichkolwiek negocjacji z rządem Syrii. W dodatku Rosja blisko współpracuje z Iranem, czyli tradycyjnym rywalem – niektórzy badacze uważają, że wręcz najważniejszym wrogiem – Arabii, trudno więc uwierzyć, że władze w Rijadzie zaufają państwu, które regularnie spotyka się z najważniejszymi przedstawicielami Iranu. Wreszcie Rosję, której 14 proc. mieszkańców stanowią muzułmanie, niepokoi finansowanie wahabickich radykałów przez różne organizacje i fundacje związane z Rijadem.

Punkty zapalne między Moskwą i Rijadem nie dotyczą, jak widać, jakichś drobnych nieporozumień, lecz najważniejszych kwestii polityki międzynarodowej. Naturalne jest wiec pytanie, czy w pewnym momencie nie rzuci się to poważnym cieniem na współpracę? Tak się może rzeczywiście zdarzyć, ale gdy w grę wchodzą duże pieniądze i możliwość poszerzenia strefy wpływów gospodarczych, sojusze i sympatie mogą przecież ulec zmianie.

Amerykańska administracja nie zajęła stanowiska wobec planów współpracy, ale tamtejsi publicyści widzą w nich zapowiedź czegoś groźnego. Dla Charlesa Krauthammera, publicysty „The Washington Post”, zaproszenie króla Arabii Saudyjskiej do Rosji to „cios dla USA”. „Byliśmy z Arabią Saudyjską sojusznikami od czasów, gdy Franklin Delano Roosvelt zawarł z nią układ w połowie lat 30.” – przypomniał dziennikarz, wskazując, że obecnie „Arabia Saudyjska czuje, że USA ją opuściły”. Na owo opuszczenie wskazał też związany z establishmentem Abdurahman al-Raszid, prezes saudyjskiej stacji telewizyjnej al-Arabija:

– To jeden z nielicznych przypadków, gdy Rijad przyjął linię odwrotną do Waszyngtonu, ale powód jest jasny: Saudyjczycy, którzy wspierali zachodni bojkot Iranu przez 20 lat, odkryli, że Waszyngton ich zdradził i postanowił współpracować z Teheranem bez dojścia do porozumienia z partnerami, którzy przystąpili do pierwotnego bojkotu – stwierdził.

Czy Arabia może mieć broń

Coraz wyraźniej artykułowane ambicje nuklearne Arabii Saudyjskiej każą zadać pytanie, czy jest ona w stanie – i czy w ogóle chce – zbudować broń atomową? Zdania wśród specjalistów są podzielone. Fareed Zakaria na łamach „The Washington Post” odrzuca taką możliwość. „Arabia nie może zbudować broni jądrowej. Arabia nie zbudowała dotychczas nawet samochodu” – pisze. Przypomina, że kraj ten prawie niczego nie produkuje (wytwarzanie jakichkolwiek dóbr przynosi ledwie 10 proc. PKB), a szkolnictwo nadmiernie, jego zdaniem, koncentruje się na prawach religijnych zamiast kształcić przyszłe elity.

Trudności może powodować fakt, że co trzecia osoba mieszkająca w Arabii Saudyjskiej to obcokrajowiec, a w sektorze wysokich technologii stosunek obcokrajowców do obywateli jest jeszcze wyższy. Z oczywistych powodów korzystniej jest, gdy w zakładach produkujących broń jądrową pracują obywatele danego kraju – zmniejsza to niebezpieczeństwo przecieków wiedzy o stosowanych w zakładzie technologiach. Również z powodu dużego uzależnienia Arabii od zagranicznych pracowników Zakaria nie wierzy także w możliwość zakupu przez ten kraj broni jądrowej (spekuluje się, że mogłaby pochodzić z Pakistanu). „Każda taka próba musiałaby odbywać się potajemnie w obawie przed sankcjami, odwetem ze strony Zachodu i możliwym przechwyceniem. Arabia Saudyjska jest znacząco uzależniona od obcokrajowców i zagranicznych firm, które wspierają sektor energetyczny, budują infrastrukturę, kupują ropę i sprzedają w Arabii swoje towary i usługi. Gdyby była ona izolowana jak Iran czy Korea Północna, jej gospodarka by upadła” – pisze.

Zupełnie nie zgadza się z nim Naaf Obaid, związany m.in. z Centrum Badań nad Stosunkami Międzynarodowymi Uniwersytetu Harvarda. Wyodrębnia on sześć kluczowych warunków, od spełnienia których uzależnione jest zbudowanie broni jądrowej (odpowiedni system edukacyjny, wykształceni naukowcy, środki finansowe, infrastruktura technologiczna, przekonanie o rzeczywistym zagrożeniu oraz wola narodu i przywódca, który ją ucieleśni) i jego zdaniem Arabia je wszystkie spełnia. Po pierwsze, nie dość, że wydatki na naukę systematycznie rosną, to za granicą kształci się w ramach państwowych stypendiów wielu przyszłych specjalistów w dziedzinie energetyki, którzy po powrocie do kraju będą mogli podjąć pracę przy budowie broni.

Fakt, że Iran może legalnie wzbogacać uran, jest motywacją zewnętrzną do prowadzenia podobnych działań w Arabii – jeszcze przed zawarciem w Wiedniu umowy tzw. grupy 5 + 1 duża część Saudyjczyków popierała realizację podobnego programu w swoim kraju. Wreszcie obecny król (tak zresztą, jak jego poprzednik) cieszy się w kraju ogromnym autorytetem i jeśli podejmie decyzję o rozpoczęciu prac nad bronią atomową, uzyska poparcie obywateli. „Saudyjski nacjonalizm jest na fali wznoszącej i ludzie oczekują, że przywódcy podejmą zdecydowane działania w trudnych czasach. Zrewidowane przez króla Salmana założenia polityki zagranicznej i obronnej zostały przyjęte z nadzieją w całym regionie. Monarcha wykorzystuje swoją legitymację religijną oraz duże środki finansowe, polityczne i militarne dla utrwalenia swojej władzy i zjednoczenia świata arabskiego” – pisze Obaid.

(infografika D. Gąszczyk)

(infografika D. Gąszczyk)

Na razie nikt w Rijadzie nie mówi głośno o planach budowy bomby atomowej – byłoby to przecież sprzeczne z wszystkimi konwencjami międzynarodowymi i pogorszyło stosunki z całym światem zachodnim. Co innego, gdy chodzi o energię atomową dla celów cywilnych – Saudyjczycy już przy okazji szczytu klimatycznego w Warszawie w 2013 r. opowiadali o planach rozwoju energii solarnej i atomowej. Przewiduje się, że do 2032 r. w Arabii Saudyjskiej nieco spadnie wykorzystanie ropy, gazu i innych tradycyjnych surowców. Dziś prawie całkowicie zaspokajają potrzeby energetyczne kraju, ale uważa się, że do tego czasu wzrost zapotrzebowania na energię wzrośnie i obecnie wykorzystywane źródła nie wystarczą. Wobec tego w planach jest zbudowanie w ramach projektu o nazwie King Abdullah Atomic Energic City (K.A. CARE) aż 16 elektrowni atomowych do 2022 r.

(infografika Dariusz Gąszczyk/ CC by Thomas Anderson)
(infografika D. Gąszczyk)

Otwarta licencja


Tagi


Artykuły powiązane

Wszystko może być bronią

Kategoria: Trendy gospodarcze
W walce o swoje interesy państwa posługują się przeróżną bronią. Opisuje to Mark Galeotti w książce „The Weaponisation of Everything. A Field Guide to the New Way of War” (polski tytuł to „Bronią może być wszystko. Przewodnik terenowy po nowym sposobie prowadzenia wojny”).
Wszystko może być bronią

Wielka integracyjna gra na Pacyfiku

Kategoria: Trendy gospodarcze
Opowieść ta miała swój początek w grudniu 2001 r. To właśnie wtedy Amerykanie ruszyli ze swą misją (ISAF) do Afganistanu. Chińczycy natomiast, za zgodą USA i Zachodu, zostali przyjęci do Światowej Organizacji Handlu (WTO).
Wielka integracyjna gra na Pacyfiku

Chiny nie zastąpią Rosji handlu z Zachodem

Kategoria: Analizy
Mimo wzrostu wzajemnych obrotów handlowych, podpisywania umów na nowe projekty energetyczne i prób ograniczenia roli dolara w handlu zagranicznym Chiny jeszcze długo nie zajmą miejsca zachodnich państw w gospodarce Rosji.
Chiny nie zastąpią Rosji handlu z Zachodem